PERŁY COACHBUILDINGU: Lemoniadowy Joe

Czeskie samochody nie wzbudzają w Polsce szacunku. Bo grzybowozy, bo kapelusznicy, bo kura na masce, bo dno, trzy metry mułu, a pod spodem Jožin z bažin… A odkąd istnieją Octavie w tedeiku, to już w ogóle trzeba obowiązkowo zwymyślać od “wieśwagenów zubożonych o prestisz”. Bez tego w ogóle nie można być samochodziarzem.

Osobiście nie jestem jakimś wielkim fanem Škody, z którą obecnie utożsamia się całą czeską motoryzację, ale jako wielbicielowi automobilowej różnorodności (oraz historii) opadają mi ręce, gdy słyszę takie opinie. Wszak Czechy to jedyny kraj z naszej strony Żelaznej Kurtyny, który przed 1945r. należał gospodarczo do Zachodu. Pogardzani często przez nas południowi sąsiedzi mieli w 30-tych latach PKB na mieszkańca wyższy niż Włosi, Austriacy czy Szwedzi, a ich przemysł produkował takie rzeczy, że niejednemu Polakowi-Cebulakowi oczy wyszłyby na wierzch. Wiadomo np. powszechnie, że bardzo nowoczesny, jak na swój czas, Volkswagen “Garbusto w dużej części kopia prototypu Tatry, a 8-cylindrowe, chłodzone powietrzem modele tej marki były istnym cudem techniki. Inne czeskie firmy oferowały nawet V12-tki, o czym napiszę kiedy indziej. A dziś przedstawię coś naprawdę wyjątkowego.

Auto ze zdjęć to Aero 50 Dynamik z 1939r. Wygląda zupełnie jak kreacja od najlepszych maîtres-carossiers z Paryża – można ją śmiało postawić koło Delahaye czy Bugatti karosowanych u Figoni-Falaschi. Z tym że ta buda powstała w zakładzie Josefa Sodomki w Vysokim Mycie (po wojnie przemianowanym na Karosa i produkującym znane i u nas autobusy), zaś pod spodem drzemie najpotężniejszy w historii… dwusuw!! Ma cztery cylindry (samo to jest już czymś niecodziennym przy tym rodzaju silnika), dwa litry pojemności, 50 KM i rozpędza auto do ponad 130 km/h – tyle samo osiągał wówczas np. Mercedes 320, którego motor miał 6 cylindrów i pojemność 3,2 litra.

Dodać należy, że dwusuwy nie były wtedy czymś wstydliwym: ceniono je wysoko, bo łatwiej zapalały, nie wymagały długiego rozgrzewania, regulacji zaworów czy nawet wymiany oleju (koniecznej w ówczesnych czterosuwach co 500-1500 km, co sprawiało, że rachunek za olej był w nich kilkakrotnie WYŻSZY!!). Poza tym mogły jechać cały dzień z gazem wduszonym w podłogę, co czterosuwy wykańczało najdalej po kwadransie (buezpieczna dla silnika szybkość podróżna dwusuwa była równa maksymalnej, czterosuwa – niższa o przynajmniej 20-25%). Warto przypomnieć, że Saab tez kiedyś robił wyłącznie dwusuwy, podobnie jak DKW, z którego VW zrobił dzisiejsze Audi (tę ostatnią historię przeczytacie tutaj).

Przejdźmy do samej karoserii. Aero 50 Dynamik, zgodnie z trendami epoki, było narysowane niemal bez użycia linii prostych – nawet szyba czołowa, choć płaska (technologia gięcia szkła była wówczas w powijakach), ma zaokrąglone rogi. Również reflektory są całkowicie wbudowane, co – tutaj muszę zmartwić fanów polskiego prototypu LS PZInż – w indywidualnie budowanych karoseriach nie było jakąś specjalną rzadkością. Sylwetce bocznej nie da się nic zarzucić – jej proporcje i smukła linia są po prostu perfekcyjne. Trochę gorzej wygląda przód i tył – z tej perspektywy widać, że karoseria jest wyraźnie przerośnięta w stosunku do podwozia i jej szerokość w stosunku do rozstawu kół jest ogromna, co jednak tłumaczy się koniecznością pozostawienia miejsca na skręt kół pod zakrytymi błotnikami (opatrzonymi stylizowanym emblematem “S” jak Sodomka). Niestety, nie znalazłem zdjęć z otwartą maską. Szkoda, to mogłoby wyglądać ciekawie: długość komory silnika wydaje się nieproporcjonalna do wymiarów dwulitrowej “czwórki”, ale taka była wtedy moda – ogromna maska była znakiem “rasowości”, podobnie jak w naszych czasach np. 20-calowe felgi, jakie dziś spotyka się w byle osobówce, podczas gdy jeszcze niedawno montowano w Jelczach.

Model ze zdjęć był jednym z ostatnich dzieł Sodomki – powstał w 1940r., już pod niemiecką okupacją. Był jednym z zaledwie dziewięciu wyprodukowanych egzemplarzy, na co wpłynęła cena 60 tys. koron (za 22-konną Škodę Popular liczono wówczas 18 tys.), jednak standardowych cabrioletów po 40 tys. sprzedano 1200 sztuk, a to był całkiem niezły wynik w tym segmencie. Aero 50 Dynamik od Sodomki jeździła pierwsza dama Czechosłowacji – znana z zamiłowania do luksusu Hana Benešova.

Pozostaje jeszcze wyjaśnić tytuł wpisu. “Lemoniadowy Joe” to tytuł czechosłowackiej parodii westernu z 1964r. Główny bohater, pijący wyłącznie lemoniadę (marki Kola-Loka, co jest oczywistą aluzją), pokonuje tam całe tabuny rewolwerowców raczących się dekadencką whisky. Całość dzisiejszym oczom (oraz polskim uszom, o ile oglądamy wersję oryginalną) jawi się równie groteskowo, jak np. nasza rodzima “Hydrozagadka“, choć jest bardzo dobrze zrobiona i zagrana, a w swoim czasie zdobyła nawet jakieś nagrody na Zachodzie. Przypomniał mi się ten obraz, bo jeden z egzemplarzy Aero 50 Dynamik odnaleziono po latach w Arizonie – tam, gdzie rozgrywała się akcja filmu (z tego powodu model przez długi czas opisywano tu i ówdzie pod nazwą Aero 50 Arizona, której oficjalnie nigdy nie nosił). Dwusuwowy, czechosłowacki samochód naśladujący dzieła paryskich coachbuilderów to podobna kategoria, co surrealistyczna i również czeskojęzyczna parodia rewolwerowca z Dzikiego Zachodu. Obie formuły są zupełnie niedzisiejsze i obie wywołują w Polakach uśmiech politowania, choć wcale niekoniecznie na to zasługują.

Wszystkie fotografie – dzięki uprzejmości inż. Zdenka Patery, http://auta5p.eu/

aero_50_02d

aero_50_02c

aero_50_02b

vm_01b

4 Comments on “PERŁY COACHBUILDINGU: Lemoniadowy Joe

  1. Genialna fura! Absurdalna tylko z dzisiejszego punktu widzenia 🙂

    Ten, kto się śmieje z Czechów, chyba w dowolnej niemalże kategorii, musi być albo idiotą albo ignorantem. Świetny naród, wyluzowany, mały a dający sobie radę mimo też niezbyt sprzyjającej historii. W ogóle to mam do zaliczenia książkę Szczygła-czechofila o tymże zacnym kraju i narodzie.

    • Czesi ogromnie sobie u mnie zaszkodzili przybierając w ostatnim czasie postawę wyraźnie prorosyjska. Ale to jest blog o automobilizmie, a nie polityce, więc wymowy artykułu nie mam zamiaru zmieniać.

  2. Wszystko ładnie pięknie, świetny wóz, ale jak zobaczyłem zdjęcie od przodu to mnie zemdliło 🙂

    • O tym właśnie pisałem – taki dysonans jest konieczny, jesli chcemy, by auto skręcało, ale paryżanie  dużo lepiej to maskowali.