PERSPEKTYWA INSIDERSKA: CO LUDZIE POWIEDZĄ?

Co ludzie powiedzą?” – to polski tytuł znakomitego, brytyjskiego serialu komediowego “Keeping up appearances”, opowiadającego o pani Hiacyncie Bukiet. Jej mąż naprawdę nazywa się Bucket („wiadro”), ale ona upiera się przy wymowie francuskiej – „Boucquet”, czyli „bukiet” (w zestawieniu z imieniem wychodzi z tego poetycki „Bukiet Hiacyntów”). Mimo że pochodzi z klasy robotniczej, wciąż udaje – dość zresztą nieudolnie – zamożną arystokratkę, karykaturalnie naśladując akcent i zwyczaje z wyższych sfer. Pan Bucket, dopóki może, stara się przymykać oko na tę całą błazenadę, a gdy sytuacja zaczyna go przerastać, zwyczajnie chowa głowę w piasek.

By zrozumieć, dlaczego wspominam angielski serial komediowy sprzed ćwierćwiecza, musimy cofnąć się do epoki międzywojennej. Po I wojnie światowej w Wielkiej Brytanii zdano sobie sprawę, że Imperium jest nie do utrzymania na dłuższą metę, a rolę głównego motoru gospodarki, odgrywaną dotąd przez starą arystokrację z majątkami pochodzenia feudalno-kolonialnego, przejęło mieszczaństwo, z którego wyrosła osławiona zachodnia klasa średnia. Ludzie ci zaczęli zarabiać na tyle dużo, by móc pozwolić sobie na wygodne życie i regularne odkładanie jakichś tam sum, ale przynajmniej o rząd wielkości zbyt mało na podjęcie poważniejszych inwestycji czy też korzystanie z prawdziwego luksusu. Otrzymawszy tradycyjne, brytyjskie wychowanie i zasmakowawszy odrobiny pieniędzy szybko poczuli się jak lordowie. To, że do arystokratów brakowało im mniej więcej tyle, co dzisiejszym team leaderom z centrów outsourcingowych do Richarda Bransona, zdawało się nie docierać do ich świadomości. To właśnie tę grupę społeczną parodiowała postać Hiacynty Bukiet. Ją również wybrała sobie na grupę docelową firma Rover.

Historia Rovera to historia tejże warstwy społecznej. Marka od lat 20-tych bazowała na ludziach, w których żyłach nie płynęła bynajmniej błękitna krew, ale którzy osiągnęli większy czy mniejszy sukces materialny. Duma nie pozwalała im przestąpić progu salonu Austina, Morrisa czy Forda, ale samochody prawdziwie luksusowe pozostawały całkowicie poza ich zasięgiem. Przykładowo, państwo Bucket / Bouquet, sportretowani przez BBC w latach 1990-95, jeździli Roverem 216, który był przemetkowaną odmianą Hondy Ballade upodobnioną co nieco do Rovera 800 i dość hojnie doposażoną w elektryczne gadżety oraz chromy, skórę i drewno (opcjonalnie), ale w swej istocie pozostającą niedużym sedanem segmentu C ze skromnymi silnikami 1,3 lub 1,6 litra.

Dziś jednak chciałbym przestawić model o kilkanaście lat młodszy i z nieco wyższej półki – Rovera 75. Z zewnątrz nie wydaje się on niczym wyjątkowym, prawdziwą oryginalność pokazuje dopiero z perspektywy insiderskiej.

Wnętrze Rovera 75 łączy elementy różnych epok, ale na tle bezpośrednich rywali wygląda niezwykle dostojnie i konserwatywnie. Jak przystało na tę markę usiłuje sprawiać wrażenie czegoś znacznie droższego niż faktycznie jest, jednak w przeciwieństwie do żałośnie snobistycznej bohaterki serialu robi to przekonująco i z wdziękiem, nie pozostawiając przy tym wątpliwości co do swojego brytyjskiego pochodzenia. To właśnie stylistyce oraz bogatemu wyposażeniu samochód zawdzięcza to, że w większości publikacji przyporządkowuje go do segmentu E, a nie D. Do niemieckich królów klasy wyższej odrobinę brakowało Roverowi gabarytowo, również jego ceny były niższe (w 2004 roku wynosiły 17-24 tys. funtów), ale klasyczne do bólu i pełne odwołań do przeszłości wnętrze nadrabiało wszystko z nawiązką. Oczywiście, nie wszystkie wersje wyglądały tak jak na zdjęciach – biała skóra i drewno były zastrzeżone dla tych najdroższych – ale kremowe tarcze wskaźników i piękny, analogowy zegarek na środku deski rozdzielczej wyglądają superelegancko nawet na tle czarnego tworzywa (choć oczywiście w takiej specyfikacji samochód traci wiele ze swojego charakteru). Niezależnie od doboru materiałów wnętrze sprawia wrażenie autentyczności – mimo że wielu ludzi nazwie jego stylistykę pretensjonalną, to „bogatych” dodatków nie można uznać za dorzucone na siłę, ani za zaprojektowane w złym guście. Wręcz przeciwnie – to, czego tutaj brakuje, to właśnie odrobina fantazji w rozplanowaniu czy wyglądzie poszczególnych elementów.

Państwa Bucket / Boucquet najprawdopodobniej nie byłoby stać na Rovera 75 – wszak w serialu jeździli poprzednikiem o dwa segmenty niższego modelu 25. Nie można jednak wykluczyć, że na widok kokpitu flagowego okrętu Rovera pani Hiacynta byłaby skłonna namówić swego zrezygnowanego męża na zapożyczenie się, albo poczekać na pojawienie się ofert na rynku wtórnym. Niestety, serial zakończył się w roku 1995, na trzy lata przed prezentacją modelu, a wiek głównych bohaterów sugerował, że kolejnego samochodu mogą już nie potrzebować. Być może to było problemem Rovera: po z górą siedmiu dekadach jego grupa docelowa – snobistyczna, brytyjska klasa średnia i prawie-średnia – po prostu wymarła śmiercią naturalną. Dzisiejsi poddani królowej Elżbiety są już zupełnie inni – nie zadają sobie co minutę pytania „co ludzie powiedzą?” i dlatego owa kolejna z wizytówek angielskiej motoryzacji, jaką był konserwatywny family saloon, podzieliła los British roadstera i odeszła w niebyt, ogromnie zubażając naszą ukochaną różnorodność automobilizmu. Nie wspominając o udziałowcach, pracownikach i kooperantach jej producentów…

R751

R753Wszystkie trzy fotografie w artykule są zdjęciami prasowymi producenta.

11 Comments on “PERSPEKTYWA INSIDERSKA: CO LUDZIE POWIEDZĄ?

  1. Mialem podobne odczucia po przejazdzce Jaguarem X-type, w jakiejs biednej wersji. Na poczatku samochod wydawal sie namiastka arystokracji i ociekal prestizem, ale po blizszym poznaniu, okazywalo sie, ze to nie drewno, ale imitacja drewna z plastiku, wiele elementow deski rozdzielczej jest fatalnej jakosci, a manetki przy kierownicy, chyba zywcem wyciagniete z mondeo. Samochod chcial udawac wykonywanego recznie Rollsa, a niestety blizej mu bylo do "masowki" skladanej przez bezduszne automaty na hali produkcyjnej, na ktorej produkuja tez fordy. Skojarzenia z serialem "Co ludzie powiedza" wlaczaly sie automagicznie 🙂

    Ale pomijajac te drobne "fa-pa" stylowe, to samochod mial bardzo fajny silniczek v6 forda i naped 4×4… jezdzil bardzo zacnie 🙂

  2. "Z zewnątrz nie wydaje się on niczym wyjątkowym"? Ja zawsze uważałem, że jak spojrzy się na Rovera 75 z pewnej odległości, przez mgłę i zezując, to przypomina on Jaguara. Ma coś w sobie. Przede wszystkim, rzecz jasna, to śliczne barokowe wnętrze.

    • Zgadzam się z TJ. Z zewnątrz 75 wyglądał równie oryginalnie jak wewnątrz. I chyba mi się podobał – taki ciemno-zielony z beżową skórą w środku…

      • Ja nie pisałem że z zewnątrz jest nieładny – w tym segmencie w ogóle trudno napotkać coś nieładnego. Ale IMHO sylwetką nie powalał na kolana, podczas gdy wnętrzem – i owszem.

        P.S. Szmaragdowy lakier i beżowa skóra to jedno z lepszych połączeń jakie istnieją. Miałem do niedawna podobnego CLK pierwszej generacji (szmaragd + jasnoszare wnętrze), był miodny. 

      • E, tam – słaba obrona 🙂 "nie napisałem, że jest nieładny" – napisałeś, że nic szczególnego, więc inteligentni czytelnicy, do których skierowany jest ten blog (uwaga: sarkazm 🙂 od razu doszli do wniosku, że fanem zewnętrza nie jesteś. A i w tej klasie znalazłoby się coś odpychającego, ale nie chcę teraz wymieniać, bo to rzecz gustu i mogę się nadziać na jakiegoś fanboja i fpysk dostać…

         

      • Hej, to nie walka, a wymiana poglądów. Ja uważam, że Rover 75 jest OK, ale mnie nie powala. Ciebie, jak widać, kręci bardziej, i znakomicie. Gdyby wszystkim się podobało to samo, to wszystkie auta byłby identyczne i dopiero byłby problem pod hipermarketem.

  3. Mała poprawka, odpowiednikiem rovera 25 była Honda Concerto. 

    • Były cztery generacje.

      -pierwsza 200-tka – odpowiednik Hondy Ballade, tą jeździła pani Hiacynta. Lata 1984-1989

      -druga 200-tka – ta była na bazie Concerto. Rover był z lat 1989-95 (hatchback, zaś coupe i cabriolet do 1998), Honda – 1988-94.

      I potem dwie generacje 25-tki, jedna do 1999, druga potem.

  4. O! Keeping Up Appearances wielbię bardzo wraz z całą rodziną 🙂 Ale mimo bycia fanem Anglii jako takiej (jej kultury, architektury, krajobrazów, wszystkiego poza jedzeniem) nie jestem w stanie się przekonać do Rovera 75 – ten samochód jest zwyczajnie brzydki – z przodu jak nieudolna imitacja Jaguara, z boku i z tyłu jak jakiś produkt koreański z lat 90-tych – nudno i bez polotu. W środku zaś zwykła deska rozdzielcza obita drewnem i skórą na zasadzie "aby więcej, aby wyglądało prestiżowo". Ten cały projekt wygląda jak ucieleśnienie wszystkiego, co wyśmiewał wspomniany serial. Tylko serial miał jeszcze wdzięk, a Roverowi 75 wdzięku zabrakło.

  5. A jednak Rover produkował  także samochody, które bez poprawki na smak pp. Bukietów można smiało zaliczyc do klasy wyższej, choć tę moją opinię można uznać za uwarunkowaną indywidualnymi przeżyciami;- otóż w połowie lat 70-tych zostałem wydelegowany do Birmingham, do skądinąd zasłużonych dla motoryzacji zakładów Lucas w celu omówienia opracowania i zakupu modernizacji układów strowania silnikami w śmigłowcach ze Świdnika. No i proszę sobie wyobrazić wrażenie, jakie na nas, młodych inżynierach z siermiężnej PRL zrobił wysłany przez Lucasa na lotnisko Rover SD1, z 3,5l V8, skórami itp, a przede wszystkim szoferem w liberii i białych rekawiczkacj, oczywiście tytułujących nas wszystkich per "Sir"!;-))

    Ale obiektywnie samochód był niudawanie luksusowy i nie tani, wówczas o 15% droższy od Jaguara o podobnych parametrach

    • SD1 oczywiście był z wysokiej półki i nie uciekał się do takich chwytów jak 75-tka. Ale hitem nigdy nie został, z powodu problemów jakościowych i właśnie nieszczególngo prestiżu marki.