PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: NIE MA LIPY!!

11027514_1044412962258776_6423210263393978206_o

WITAM WSZYSTKICH!!

ZNOWU JESTEŚMY NA PRZEJAŻDŻKA!!

BĘDZIEMY JEŹDZIĆ DZISIAJ PORSCHE. NA RAZIE ZIMNE. ALE JUŻ WZIĄŁEM DABL BLASTA… A PÓŹNIEJ RAKET FJUŁEL ZALEJEMY, ŻEBY NIE BRAKOWAŁO NAM PALIWA…

SIŁA!!

Hardkorowy Koksu i jego filmiki to sprawa sprzed ładnych kilku lat, ale przypomniały mi się w niedzielę, kiedy byłem w krakowskim Muzeum Lotnictwa na zakończeniu rajdu klasyków pt. “Powrót Do Przeszłości“. W organizacji imprezy współuczestniczył kolega Witek, z którym zgadałem się już jakiś czas temu na Facebooku za pośrednictwem jego strony Porsche Transaxle.

Oprócz fanpage’a na temat Porsche 924 Witek prowadzi w Krakowie sklep z suplementami diety, którego dyskretne reklamy nakleił na auto, oraz jest trenerem personalnym i instruktorem kulturystyki. Między innymi stąd skojarzenie z Hardkorowym Koksem, lecz nie tylko: chodzi też o to, że mimo opinii rozpowszechnianych przez złe języki, z tym autem naprawdę NIE MA LIPY !! Ale idźmy po kolei.

Z Porsche 924 miałem wcześniej do czynienia już przynajmniej dwukrotnie, przy czym pierwszy raz gdzieś koło roku 1990. To nie pomyłka – jako dziecko parę razy jechałem takim bolidem, którego właścicielem był znajomy taty – nazwę go tutaj panem Y.Y. W tamtych latach prowadził on dość znany w Krakowie, znakomicie prosperujący warsztat samochodowy i zmieniał auta jak rękawiczki. Sam chwalił się, że zaliczył w życiu wszystkie marki samochodów poza Polonezem i Syreną. Była to oczywiście bardzo gruba przesada, ale faktycznie, jak sobie przypomnę, to ciężko znaleźć markę, której u pana Y.Y. nigdy nie widziałem. Raz nawet rozważał Rolls-Royce’a – na wiele lat przed narodzinami Allegro wynalazł był gdzieś wrak Silver Shadowa. Mimo że miał wielką ochotę pozadawać szyku taką limuzyną, to musiał zrezygnować, bo nie miał cienia pomysłu na doprowadzenie Rollsa do stanu używalności, musiały więc wystarczyć mu takie wehikuły jak BMW 7, Mercedes S i Porsche 924. Wszystkie kilkunasto- lub ponad dwudziestoletnie, ale kto się tym wtedy przejmował…? Liczyła się przede wszystkim marka. Tylko w zimie pan Y.Y. przesiadał się na 125pDacię 1300 albo Trabanta P60 (ten ostatni miał tę zaletę, że w czasach kartkowych dało się go tankować benzyną ekstrakcyjną, jaką właściciel z racji prowadzonej działalności miał prawo kupować hurtowo w centrali CPN w podkrakowskiej Olszanicy).

Z tamtych przejażdżek pamiętam chowane reflektory Porsche. Ich otwarcie wyraźnie zwiększało poziom hałasu i – według słów kierowcy, bo ja oczywiście nie prowadziłem – przy niezmienionej pozycji prawej stopy zwalniało auto nawet o 10 km/h. Rzecz jasna, o ile pierwotna szybkość była rzędu mocno nielegalnego. A owe szybkości były, jak na tamte czasy, porażające, szczególnie że mój tata poruszał się wtedy stareńkimi, dieslowskimi Mercedesami, które w duże mrozy zastępowała Łada 2103. Dla tych pojazdów 100 km/h było jak bariera dźwięku, Porsche zaś miało tyle przy niespecjalnie przeciąganej zmianie z trójki na czwórkę. A w zanadrzu była jeszcze cała piątka, o której mój ojciec przez jeszcze kilka następnych lat mógł co najwyżej pomarzyć…

Drugi kontakt z 924 nastąpił zaraz po maturze. Któregoś wieczora zadzwonił do mnie kolega pytając, czy znam dobrego mechanika. Poleciłem mu pana Edka – typowego polskiego geniusza-złotą rączkę, od którego nabyłem moją pierwszą W116-tkę i którego stałym klientem byłem potem przez w sumie kilkanaście lat. “Ale wiesz” – powiedział kumpel “to musi być ktoś naprawdę dobry, bo ten samochód, to jest PORSCHE!!“. Chwila budującej napięcie ciszy. “Czy ten twój pan Edek miał do czynienia z SILNIKAMI SPORTOWYMI….?“. Musiałem trochę powstrzymywać śmiech: domyślałem się, że musi chodzić o 924 – no bo przecież nie o 911…? – a jego silnik był tą samą jednostką, którą wkładano pod maskę dostawczego Volkswagena LT. Kolega tego akurat nie wiedział. Nie wiedział też, co oznaczał niebieski dym z rury wydechowej i zapalenie się kontrolki oleju po kilkudziesięciu minutach jazdy z Wrocławia, skąd przyprowadzał swoje PORSCHE!!, świeżo kupione za nadzwyczaj okazyjną cenę z ogłoszenia w Auto-Bicie (pamiętacie taką gazetę…?). Z powodu swej nieświadomości nie zgasił silnika po utracie smarowania, więc do domu dojechał już lawetą. To właśnie dlatego zadzwonił do mnie z pytaniem o mechanika. Przez następny rok dowiedział się wiele na temat konstrukcji czterosuwowych silników spalinowych, a także źródeł zaopatrzenia w części do Porsche, względnie VW LT. Z usług pana Edka jednak nie skorzystał.

Piętnaście lat temu śmiałem się z obaw kolegi o zdolność mojego mechanika do zajęcia się silnikiem 924-ki, ale dzisiaj sprawy się pokomplikowały. Witek, który udostępnił mi samochód do “PRZEJAŻDŻKI PO GODZINACH”, doskonale o tym wie. Kupił swoje auto sześć lat temu, jako pojazd do codziennego przemieszczania się, włącznie z dowożeniem towaru do sklepu (czy wspominałem już o genach wspólnych z dostawczakiem…? 🙂 ). Po jakimś czasie okazał się jednak, że od samochodu kwalifikującego się wiekowo na żółte tablice nie można wymagać aż tyle, a co gorsza, z naprawami wcale nie jest już tak łatwo jak kiedyś. Spróbujcie znaleźć kogoś, kto da sobie radę z wczesnym wtryskiem mechanicznym K-Jetronic. W warsztatach Boscha robią dziś wielkie oczy, chociaż jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia nie było z tym kłopotu (sam miałem 280CE na K-Jecie i raz musiałem z nim zrobić porządek – niestety, tamten warsztat już nie istnieje). W tym momencie jednak wszystko jest już w porządku i naprawdę, NIE MA LIPY !!

***

Porsche 924 pojawiło się na rynku w 1975r. i z miejsca wzbudziło… wielu powiedziałoby “kontrowersje”, ale to nie to – ono zostało dosłownie zmiażdżone przez dziennikarzy i fanbojów marki. No bo co to niby za Porsche…? Silnik z przodu…? Chłodzony wodą…? Gdzie tu w ogóle są żabiaste reflektory…? Dlaczego zegary nie odbijają światła w sposób uniemożliwiający dostrzeżenie czegokolwiek…? No i jakim prawem zlikwidowali słynną, nieokiełznaną nadsterowność…?

Samochód był zupełnie inny niż poprzednie produkty firmy, bo – podobne jak wcześniejsza 914-tka – powstawał na zamówienie Volkswagena. Gdy nadszedł kryzys naftowy, jajogłowi z Wolfsburga zmienili pozycjonowanie rodzącego się auta (zamiast znaczka VW miało ono dostać logo Audi), a potem zupełnie z niego zrezygnowali. Porsche zdecydowało się więc przejąć prawa do konstrukcji i zawarło przy tym ciekawą umowę: auto miało powstawać w przeznaczonej do zamknięcia fabryce Volkswagena w Neckarsulm (dawny zakład NSU), co pozwalało utrzymać ją przy życiu, a w zamian dostało korzystne ceny na podzespoły z koncernowych regałów, na których oparta była 924-ka.

W bazowej wersji auta dwulitrowy silnik Volkswagena otrzymał wtrysk K-Jetronic w miejsce gaźnika, co podniosło moc z 95 do 125 KM, a moment obrotowy – do 165 Nm. Oznaczało to, że moc jednostkowa wynosiła 62,5 KM z litra, podczas gdy w bazowej, 2,7-litrowej 911-tce nie przekraczała 61 KM. Na marginesie wspomnę, że ten sam motor napędzał również Audi 100, któremu jednak nikt nie wypominał pokrewieństwa z LT-kiem: w tamtych czasach cztery srebrne pierścienie były wciąż postrzegane przez pryzmat dwusuwowych DKW, a w takim kontekście motor z dostawczaka nie stanowił wielkiego faux-pas – wystarczało, że nie dymił na niebiesko. Osiągi 924 były bardzo słuszne: 204 km/h i 9,6 sekundy do setki. Zużycie paliwa podawano przy tym na zaledwie 7,7 litra, choć użytkownicy mówili o wartościach bliższych 10.

Bardzo ważną cechą modelu była skrzynia biegów umieszczona przy tylnej osi i połączona z silnikiem za pomocą sztywnej rury – układ transaxle umożliwił perfekcyjne wyważenie auta. Sama przekładnia w podstawowej wersji auta do 1980r. miała tylko cztery biegi, potem już pięć, a przez cały okres produkcji można było zamówić trzybiegowy automat. W odmianach mocniejszych niż opisywana tutaj, 125-konna, występowała wyłącznie ręczna piątka. Również zarezerwowane dla najsłabszej odmiany były bębnowe hamulce z tyłu (układ hamulcowy w dużej części odpowiadał temu z Volkswagena K70).

Poza silnikiem VW dostarczał też wielu elementów zawieszenia: poprzeczne wahacze przednie pochodziły z Golfa, a skośne tylne z… “Garbusa” (model 1500)!! Z tego samego auta, tyle że w unowocześnionej wersji 1303, wzięto też kolumny McPhersona. Do tego dochodziły jeszcze niezliczone elementy wyposażenia wnętrza zapożyczone z najróżniejszych modeli VW i Audi.

W 1976r. ceny 924-ki zaczynały się od 23.240 DM – tyle samo kosztował np. wprowadzany właśnie W123 240D, zapewniający dynamikę tylko trochę powyżej dalekobieżnego autobusu. By dostać od Mercedesa osiągi porównywalne z 924, trzeba było sięgnąć po model 280 CE, oferowany wtedy jedynie w iście muzealnej już karoserii W114, za cenę powyżej 28.000 DM. Podstawowy Golf GTi (9,2 sekundy do setki, ale tylko 182 km/h) oznaczał wydatek 13.850 DM, a najtańsza 911-tka – ponad 32.000. Przeciętna pensja w RFN dochodziła do 2.000 DM miesięcznie.

Hardkorowi fani firmy z Zuffenhausen byli skłonni wybaczyć 924-ce wielkoseryjną technikę – wszak Porsche zaczęło swą egzystencję jako usportowiona wersja “Garbusa” – nie do przyjęcia było natomiast całkowite odejście od wszystkich charakterystycznych cech marki. To właśnie ono spowodowało, że model został zaakceptowany jako część firmowego dziedzictwa dopiero po osiągnięciu statusu zabytku, co w Niemczech oznacza wiek aż 30 lat. Opór betonowej frakcji fanów w pewnym sensie triumfował nad postępem: na skutek chłodnego przyjęcia modeli 924 i 928 Porsche zdecydowało się pozostawić w ofercie i dalej rozwijać klasyczną 911-tkę.

***

Dla mnie to trochę szok, że od tego czasu minęło już 40 lat. Patrząc na Porsche 924 trudno uwierzyć, że w tym samym czasie i mieście produkowano Mercedesa W115, ale właśnie tak było i warto zdać sobie z tego sprawę, gdy oceniamy ten model.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Zaprojektowana przez Harma Laagaya karoseria (od 1979r. w pełni ocynkowana) wygląda wyjątkowo dynamicznie. Zwarta sylwetka (przy wymiarach 4.200 x 1.695 x 1.270 mm auto jest o 8 cm krótsze i 5 niższe od współczesnej sobie 911-tki) sprzyja poręczności, współczynnik Cx = 0,34 również był w tamtym czasie rewelacyjny (identyczny z 911-tką). Wielka, lekko opadająca maska silnika budzi respekt, a chowane reflektory kojarzą się z najbardziej agresywnymi autami lat 70-tych i 80-tych. Mimo to, funkcjonalność pozostaje na bardzo dobrym poziomie: duże powierzchnie szyb, mimo znacznego nachylenia, zapewniają dobrą widoczność, a miejsca w środku jest pod dostatkiem. Oczywiście jeżeli jedziemy co najwyżej we dwójkę. Nadwozie 924 według tradycyjnej terminologii można by określić jako 2+2, czyli “dwoje dorosłych i dwójka dzieci”, zastanawiam się jednak, czy ten termin ma jakikolwiek sens w czasach, kiedy dzieciaki muszą jeździć w fotelikach rzadko dających się włożyć do tego typu samochodów.

Inna sprawa, że Porsche nie ma sensu oceniać pod kątem prorodzinności. To jest chyba jeden z podstawowych problemów dzisiejszej motoryzacji – każdy produkt musi wszystko robić najlepiej na świecie. Coupé musi mieć czworo drzwi, bo inaczej nie włożymy do niego fotelików, miejski maluch ma mieć wyposażenie znane do niedawna jedynie z S-Klasy, a przyspieszenie do setki powyżej dziesięciu sekund dyskwalifikuje każdy model dowolnego segmentu. Nie mówiąc już o spalaniu, pardon!! – emisji CO2, nad którą nawet nie chce mi się tutaj pastwić, bo wszyscy doskonale wiemy, o co chodzi. Mimo uporczywego podkreślania w ewklamach “unikalności DNA” każdej marki, wszystkie auta na świecie stają się pomału identyczne. Znakomicie sprawują się w testach, tylko coraz mniej ludzi chce je kupować, a coraz więcej tęskni za minionymi dekadami. Nie pamięta się już o tym, że coś, co ma być do wszystkiego, tak naprawdę jest do niczego. Producenci za wszelką cenę usiłują udowodnić, że ich produkt znakomicie robi przede wszystkim to, do czego nie jest przeznaczony: że możemy wozić trójkę dzieci w coupé, podróżować na drugi koniec kontynentu 3,5-metrowym hatchbackiem, ścigać się minivanem albo manewrować terenówką po ciasnym centrum miasta. Uniwersalność jest zaletą w przypadku nisko- i średniobudżetowych aut rodzinnych, ale i od nich nie da się wymagać wszystkiego na raz, zaś w przypadku aut sportowych może co najwyżej zaszkodzić. Dlatego uważam, że jeśli zaś ktoś ocenia Porsche po ilości miejsca z tyłu, to chyba coś mu się poprzestawiało.

Owszem, Witek używa czasami 924-ki do rozwożenia towaru – ale tylko wtedy, gdy przy okazji umawia się z jakimś blogerem na PRZEJAŻDŻKĘ PO GODZINACH. 370-litrowy bagażnik w zupełności wystarcza do zapakowania walizek na dalszą podróż we dwójkę, ale do uskutecznienia dostawy trzeba wykorzystać całą dostępną przestrzeń.

DSC06479

 

Stylistyka wnętrza odpowiada rocznikowi auta – 1982 – ale trzeba pamiętać, że konstrukcja miała już wtedy 7 lat. Większość samochodów w tym wieku odchodzi powoli na emeryturę, a 924 wciąż było więcej niż na czasie – ba, od tego czasu przetrwało na rynku jeszcze prawie drugie tyle!!

Dla dwóch osób miejsca w kabinie jest więcej niż wystarczająco. Siedzi się nisko, ale nie przesadnie – być może to tylko złudzenie spowodowane wysokim tunelem środkowym. Pozycja za kierownicą, bardzo długa maska oraz bogaty zestaw wskaźników i kontrolek przywodzą na myśl odrzutowiec. Podobne wrażenie odniosłem w pochodzącej z podobnej epoki Maździe, chociaż tam było to spotęgowane niepowtarzalnym dźwiękiem i charakterystyką silnika Wankla.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Szybkościomierz ze skompresowaną skalą. Niecodziennie obrócony obrotomierz. Lewy zegar ze wskaźnikami paliwa i temperatury, naszpikowany dodatkowo kolorowymi lampkami, a do tego trzy dodatkowe wskaźniki na konsoli (ciśnienie oleju, ładowanie, zegar godzinowy) – to wszystko robi wrażenie rasowości bez stylistycznego przekombinowania i z nawiązką kompensuje przeraźliwie czarny i smutny wystrój.

DSC03875

 

Jak jeździ baby-Porsche z czasów, kiedy ja sam dopiero przychodziłem na świat? Jak już mówiłem, NIE MA LIPY !! Od momentu przekręcenia kluczyka czuje się, że to prawdziwe auto sportowe. Na pewno działa tu stylistyka, nie bez znaczenia może też być siła sugestii znaczka firmowego, ale to na pewno nie wszystko. Silnik brzmi bardzo rasowo i donośnie, zwłaszcza przy wyższych obrotach, ale i z samego dołu wygrzebuje się jak sześciocylindrówka. W dzisiejszych czasach 125 KM to skromna liczba, lecz 40 lat temu najzupełniej wystarczała podstawowemu Porsche – jako że waży ono tylko 1.080 kg, każdy mechaniczny rumak ma tu do uciągnięcia tylko 8,6 kg, co nie wydaje się nadmiernym obciążeniem jak na średniej klasy coupé. Na autostradzie przy 140 km/h silnik dopiero zaczyna się rozkręcać, chociaż poziom hałasu jest już spory. Przyspieszanie nie wciska oczywiście w fotel jak w 911 Turbo, ale pozostaje na bardzo przyjemnym poziomie – wystarczająco dobrym do delikatnego podniesienia ciśnienia krwi, a jednocześnie możliwym do wykorzystania na normalnej drodze, bez popełniania przestępstwa i bez konieczności gwałtownego hamowania po kilkusekundowym przytrzymaniu gazu w podłodze. Również elastyczność jest bez zarzutu – przy odrobinie wyczucia w stopie Porsche bez protestu wygrzebuje się z 40 km/h na czwórce.

Nie to jest jednak istotą auta sportowego, a subiektywne poczucie kontroli nad pojazdem i mocą. To jest w Porsche naprawdę sugestywne: nie tylko pozycja za kierownicą, wygląd centrum dowodzenia i napęd, ale też układ jezdny jednoznacznie wskazuje, że mamy do czynienia z czymś poważnym. Pomimo plebejskiego pochodzenia zawieszenie pozytywnie zaskoczyło mnie na mojej ulubionej trasie testowej – krętej, ale o nienajlepszej nawierzchni. Zawieszenie skutecznie ochroniło mój niedomagający kręgosłup przed bólem, a jednocześnie nie pozostawiło wątpliwości co do sportowego charakteru auta. Samochód dobrze wybiera nierówności, ale prowadzi się przy tym jak po szynach i jak przystało na transaxle, zupełnie neutralnie. Układ kierowniczy okazuje się ostry i bezpośredni, w dodatku bardzo szybko powraca do położenia na wprost – prawdopodobnie dużo daje tu brak wspomagania. Porsche pewnie i przyjemnie jedzie w slalomie – mimo że egzemplarz Witka trochę już w życiu przeszedł, znakomicie reaguje na szybkie skręty raz w jedną, raz w drugą stronę, i nie wiem, co trzeba by było zrobić, by wyprowadzić je z równowagi. Trochę gorzej ze zmianą biegów: 33-letnia dźwignia sprawia wrażenie, jakby nie miała żadnych prowadnic i zmusza do aktywnego poszukiwania każdego biegu. Na początku pomyliłem się kilka razy, ale po paru kilometrach trafiałem już bezbłędnie. Z synchronizacją nie ma natomiast problemów – nawet przy bardzo szybkiej redukcji nie występuje żaden opór, co w tym wieku auta jest godne pochwały. Przełożenia są dość krótkie (stąd też spory hałas na autostradzie), wydaje mi się też, że odstęp między dwójką i trójką jest trochę za duży, ale może się czepiam. Poziomowi osiągów nie do końca odpowiadają natomiast hamulce, ale tak to już jest, kiedy siedzi się w 40-letniej konstrukcji wyglądającej i jeżdżącej jak co najwyżej 20-letnia. A hamulce są u Witka akurat świeżo zrobione, w dodatku auto jeździ na powiększonych kołach – 15-calowych, o szerokości 195 mm, podczas gdy w oryginale były 185/70/14, a do 1980r. – nawet 165-tki!! Tak, w Porsche!! (na marginesie muszę też przyznać, że jakkolwiek nigdy nie byłem zwolennikiem tuningu, to alufelgi EXIP-a faktycznie wyglądają na 924-ce o niebo lepiej niż oryginały).

Silnik wymaga paliwa 98-oktanowego, chociaż Witkowi zdarzało się już o tym zapomnieć i motor przeżył. Nie było nawet słychać swojskiego, polonezowskiego gwizdu przy większym obciążeniu. Spalanie zawiera się między 12-14 litrów, ale mogłoby być wyraźnie niższe – wszak auto służy obecnie celom typowo rekreacyjnym, ze wszystkimi tego następstwami. Do oszczędzania służą właścicielowi dwa inne, młodsze pojazdy.

A oto i zdjęcia ze wspomnianego na początku finiszu rajdu w Muzeum Lotnictwa.

DSC_0874  DSC_0884

DSC_0882

DSC_0881

DSC_0879

DSC_0877

DSC_0876  DSC_0868

 

Jeremy Clarkson napisał kiedyś o Porsche Boxster / Cayman, że jakkolwiek są świetnymi samochodami, to istnieje tylko jedna przyczyna, dla której ktoś może się nimi interesować – mianowicie taka, że brakło mu na 911-tkę. Kiedy przeczytałem to pierwszy raz, trochę się zdziwiłem, bo po pierwsze, autor tych słów pragnie uchodzić za głos zdrowego rozsądku, a po drugie – o każdym produkcie można powiedzieć, że kupiliśmy go, bo nie było nas stać na droższy. Dopiero przejażdżka 924-ką pokazała mi dobitnie, co Clarkson miał na myśli: jakkolwiek 40 lat temu również do znudzenia porównywano 924-kę do największej legendy marki, to ona – w przeciwieństwie do Boxstera – nie próbuje udawać swojego starszego brata. Co w sumie nie dziwi, bo nie projektowano jej wcale jako Porsche. 924 to nie jest substytut czegokolwiek, tylko kawał poważnego auta sportowego. Niższego segmentu niż 911, lecz dającego mnóstwo przyjemności z jazdy, wystarczająco wygodnego do dowolnie dalekich podróży we dwójkę i nieprzesadnie drogiego w zakupie oraz eksploatacji. Coś jak niskobudżetowe, ale pełnokrwiste Gran Turismo, ze szlachetnym znaczkiem firmowym w bonusie. Niektórym będzie pewnie przeszkadzał silnik z LT-ka i wahacze z Garbusa, ale to znaczy tylko tyle, że nigdy tym autem nie jechali. Mercedes W116 dzielił lampy z międzymiastowymi autobusami, i co z tego…? Czy one przez to gorzej świeciły…?

Czasami wydaje mi się, że największym problemem bazowych modeli z Zuffenhausen jest samo istnienie 911-tki. Ci, którzy sportowe auta oglądają tylko na obrazkach, zawsze będą kręcić nosem na “niedostateczny prestiż”. Ciekawe ilu z nich pamięta, że legendę Porsche stworzył model 356, który w swej pierwotnej wersji składał się z przedwojennej mechaniki plebejskiego”Garbusa” i karoserii ręcznie klepanej z blachy na drewnianych babach (w dodatku krzywo). Ich chyba trudno będzie przekonać. Wszystkich pozostałych zaś zapewniam, że tutaj naprawdę NIE MA LIPY!!

Foto tytułowe: © Bartek Pawłowski,

Foto z rajdu – dostarczone przez właściciela auta,

Foto pozostałe – prace własne.

73 Comments on “PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: NIE MA LIPY!!

  1. Czyli po roku odkładania pensji można było kupić porsche. Nowe porsche. Zazdroszczę:-)
    W ogóle to zastanawiające jest bronienie nonsensów i ta krytyka ówczesnych dziennikarzy, którzy narzekali na brak absurdów obecnych w najbardziej absurdalnym aucie świata czyli 911.

    • Dzisiaj najtańszy Boxster kosztuje 51 tys. €, średni roczny dochód w Niemczech jest szacowany na 35 tys. (rok się jeszcze nie skończył, dlatego dane nie są dokładne). Z tym że trzeba pamiętać, że dzisiejszy Boxster to chyba jednak coś bardziej wypasionego od podstawowej 924-ki.

      Dodam też, że dochody są podawane brutto, nie netto, i nie wiemy nic o porównaniu kosztu życia. Generalnie to prawda, że samochody od lat 80-tych podrożały, z tym że dzisiaj są nieporównanie bardziej złożonymi mechanizmami, poza tym mają lepsze wyposażenie, znacznie większą moc, itp.

      • Fajne, nie wiedzialem ze ma silnik z LTka, tym bardziej fajne 🙂 i gaz bym zalozyl, i gaznik zamiast sie z tym k-jetronikiem uzerac i by sie jezdzilo bezawaryjnie i duzo taniej 😉 w LTku na pewno byl gaznik wiec kolektor z nim by sie wykorzystalo ;). W zyciu bym nie powiedzial ze ta konstrukcja ma tyle lat. Jak dla mnie wyglada na pozne lata 80.

        Czemu niema zdjecia pod maska???

        Teraz samochody maja duzo wiecej wyposazenia dodatkowego.. tylko czemu obowiazkowego.. ??

      • Pewnie do zrobienia,ale wtryskiwacze są wkręcone w głowicę,a nie w kolektor. Trzeba bardziej pokombinować. Poza tym wrócił byś do ltkowych 80km.

  2. Jasne, to prawda ale w żyjąc wtedy odniesieniem było ówczesne skomplikowanie i wyposażenie. Sądzę też (na podstawie wyłącznie mojego subiektywnego wyobrażenia o tamtych czasach), że kiedyś średnia dużo bardziej odpowiadała temu co można było zarobić będąc w tzw klasie średniej, stanowiącej jakieś 80% społeczeństwa niż dzisiaj.

  3. ale radio to najtandetniejsze jakie tylko mozna bylo kupic na targu albo w jakims tesko… ja bym do malucha nie zalozyl nawet takiej tandety…

    • Ja do malucha też bym nie założył bo jest zbyt nowoczesne. Maluch z 79, radio też miał z 79. Zakładam, że to radio z epoki.

      • tak, to jest radio z epoki.. tandety – to jest polaczenie chinskiego radia na galke z chinskim odtwarzaczem mp3. tak, tam niema syntezy!!! radio jest strojone galka dokladnie tak jak safari albo chinski radiobudzik, jedynie jest wyswietlacz czestotliwosci zamiast wskazowki, i oczywiscie niema pamieci stacji 😉

  4. Hehe, tez nie wiedzialem ze w 924 siedzi silnik z lt- ka.
    A tak btw. Kiedy bedzie obiecany art. O k-jetronic ??

    • K-Jet jest cały czas na liście. Aktualnie mam temat Witolda Rychtera plus kilka przejażdżek do odbycia, póki sezon trwa. Do wszelkiego rodzaju teorii wrócę, jak tylko skończy się sezon. A może i wcześniej, bo przerywniki tez są czasem potrzebne.

      • Ciesze sie ze temat nie spadl z wokandy
        moze na kolejna rocznice w124 sie wyrobisz… 😉

  5. To ja się jak zwykle uczepie pewnej drobnostki:

    “Przyspieszanie nie wciska oczywiście w fotel jak w Carrerze Turbo”

    O ile dobrze pamiętam: albo Carrera albo Turbo. Tylko 930 było w Ameryce sprzedawane pod nazwą “Turbo Carrera”.

    • Chyba założę Ci konto na Automobilowni, żebyś korektę robił przed publikacją, a nie po – to chyba wszystkim wyjdzie na dobre, a najbardziej mnie 🙂

      Dzięki, już poprawiam!!

      • Lepiej nie – nie będę miał się do czego czepiać i co ja wtedy będę pisał w komentarzach? 😉

      • Inna sprawa, ze ja ekspertem od Porsche też nie jestem i z tym brakiem modelu nazywającego się “Carrera Turbo” to info takie na 90%, do zweryfikowania. Przynajmniej szybkie googlowanie nic nie znalazło takiego, na wiki też nic.

  6. “miejski maluch ma mieć wyposażenie znane do niedawna jedynie z S-Klasy”

    Nie widzę w tym niczego złego, to że chcę mieć małe auto, które zużywa stosunkowo niewiele paliwa i zajmuje stosunkowo niewiele miejsca, nie oznacza, że mam ochotę obcować z korbotronikiem, trzybiegową dmuchawą i plasticzaną kierownicą. Może mi się w dupie poprzewracało, ale to jest kwestia indywidualnego gustu. Do tego od jakiegoś czasu zauważam zanikanie niektórych “odrobin luksusu”, jak np. wycieraczki z ręcznie zadawaną długością przerwy: albo stała długość albo czujnik deszczu.

    “Nie mówiąc już o spalaniu, pardon!! – emisji CO2, nad którą nawet nie chce mi się tutaj pastwić, bo wszyscy doskonale wiemy, o co chodzi. ”

    W powszechnym mniemaniu chodzi o to, żeby okraść biednego, uciskanego obywatela, który sam wie najlepiej co dla niego dobre. Jak bardzo wie pokazał np. kryzys w 1973, kiedy to nagle pojawiło się wielkie zdziwko, że nie ma czym nakarmić boskiego V8 (podobne zdziwko, choć na mniejszą skalę, miało miejsce w okolicach 2008 roku, gdy baryłka poleciała w okolice $150 i zamiast suvów zaczęły się sprzedawać hybrydy bo galon po cztery baksy!!!, oczywiście do czasu obniżki cen; ciekawe że w Europie nie było aż takiej dramy). A tymczasem paliw kopalnych jakoś nie chce przybywać (choć istnieje pogląd, że część złóż jest na swój sposób odnawialna, w końcu nie tylko martwe dinozaury były dawcami węglowodorów), a do tego część zasobów paliw płynnych jest w rękach sił niekoniecznie przyjaznych naszej cywilizacji. Musi zatem istnieć mechanizm zmuszający ludzi do porzucania smoków na rzecz oszczędniejszych środków transportu, zanim sytuacja zrzuci nas ze skórzanych stołków na osiołki.

    • Jak kogos stac na jazde dolnozaworowym “potworem” V8 to jego sprawa, placi za to paliwo tak samo jak posiadacz Cinquecenta, nikt mu nie daje za darmo tej nadwyzki paliwa powyzej sredniej 7l/100. jak sam zauwazyles – rynek sam zweryfikowal kogo stac, a normy CO2 to jedynie maszynka do nabijania kasy zachodnim koncernom ktore dzieki temu zwiekszaja sprzedaz swojego badziewia poprzez posredni zakaz innych producentow ktorzy nie zdarzaja z wprowadzeniem tych technologii lub po prostu na nie (slusznie) leja. Gdyby nie to, to bysmy mieli mnustwo tanich nowych samochodow w sprzedazy z Rosji, chin, itp

      • Rynek niczego nie zweryfikował. Zanim niedowidząca ręka rynku zaczęła coś kumać, to US&A dostało plaskacza w papę i musiało zacząć racjonować sprzedaż.

        Bo niedowidząca ręka rynku jest jak ekonomiści. Oni doskonale tłumaczą, co się stało, tylko zawsze robią to po fakcie.

    • Postępu nie da się wymusić zakazami administracyjnymi. Samochód zastąpił konie mimo że nikt nie zabraniał używać tych ostatnich ani nie nakładał drakońskich podatków na owies – po prostu nowy wynalazek okazał się lepszy. To samo będzie z nowymi rodzajami napędu – wyprą silnik spalinowy, gdy tylko prześcigną go technicznie. I zapewniam Cię, że gdy to nastąpi, ropy naftowej będzie wciąż pod dostatkiem. Żadne represje nigdy w historii nie przyspieszyły postępu, a jedynie go wstrzymywały, nie mówiąc o kosztach ekonomicznych i społecznych.

      • Jeśli za pół roku Saudowie stwierdzą, że już czas wziąć niewiernych za ryj, to żadne wynalazki nie osłodzą delikatnego upadku wielu krajów zachodnich. Szczególnie tych bardziej uzależnionych od obcych źródeł energii.

    • “który sam wie najlepiej co dla niego dobre. Jak bardzo wie pokazał np. kryzys w 1973, kiedy to nagle pojawiło się wielkie zdziwko, że nie ma czym nakarmić boskiego V8 […] ciekawe że w Europie nie było aż takiej dramy).”

      W Europie “nie było dramy”, bo w Europie cena benzyny programowo zawiera ~50% haraczu dla Państwa, zatem fluktuacja cen surowca ma mniejszy wpływ na złodziejską cenę przy dystrybutorze.
      Mógłbyś to zatem ująć prościej: Amerykanie do 2008r płacili mało, później więcej. W Europie programowo okrada się kierowców. Od razu brzmi lepiej.

      Obywatel wie, co dla niego dobre, fakt. Swoje pieniądze na swoje potrzeby wydaje się najefektywniej.
      Mylisz się jednak zasadniczo co do powszechnego mniemania. Ono ostatnimi czasy jest właśnie takie, że lepiej wie “rząd” i chce wszystko wszystkim uregulować i ubezpieczyć.
      I tego właśnie powszechnego mniemania- jak widać- jesteś koronnym, chodzącym i stukającym w klawisze dowodem.

      O obywatela to Ty się za dużo nie martw; Względnie martw się o tego, którego widzisz na zdjęciu na kawałku plastiku z napisem “Prawo Jazdy”.
      Samochód to nie żona (a i żona to nie zawsze wszystko 😉 ) i zmienić się da w każdej chwili, jeśli tylko warunki tak sugerują.
      Wyobraź sobie, że w naprawdę bogatych krajach (jak własnie USA), ludzie dzięki swojej pracy o takie duperele martwić się nie muszą. Liczyć- liczą, ale do pracy jakoś każdy dojechał i w 2007 i w 2009 roku.

      PS- co do meritum motoryzacyjnego, to w zasadzie się z Tobą zgadzam. Jestem zdania, że dzisiejsza klasa B (a C to już na pewno) to samochody jak najbardziej wystarczające praktycznie każdemu. O to zresztą toczę czasem boje z autorem bloga ;)))

      No, ale wciąż nie mam zapędów do zaglądania innym ludziom… na parking.

  7. Porsia sobie nie kupię, choć o nim marzyłem w dzieciństwie. Za to bardzo zachęcili mnie Panowie (autor i właściciel auta) do odwiedzenia Muzeum Lotnictwa w Krakowie.
    Ciekawy jestem jak się mają ceny części do takiego 924, a przede wszystkim ceny tych części unikalnych, których się nie dobierze z Garbusa czy LT. Czy takie auto zawiera w sobie jakąś tykającą bombę finansową, którą trzeba będzie nabyć w serwisie autoryzowanym, czy też raczej daje się ogarniać rozsądnymi kwotami?

    • Rozmawiałem kiedyś z posiadaczem 968 i stwierdził, że auto jest droższe w utrzymaniu od 911. Podobno 928 też jest droższe. 944, a szczególnie 924 nie mają chyba zbyt wiele takich elementów.

    • Ja rowniez wybieram sie do tego muzeum… Choc troche jak sojka. Ale jest jedna pozycja obowiazkowa: Jedyny zachowany egzemplarz P-11… chyba c.

      • Ja średnio siedzę w samolotach, ale to i owo kojarzę. To muzeum jest jednym z lepszych w świecie. Mnie fascynuje przede wszystkim hangar Goeringa z maszynami z I w.ś. W dzieciństwie czytałem jedną książkę o samolotach z tamtego okresu, a w Krakowie jest ich kilka, co rónież jest wyjątkiem na skalę światową.

        Zainteresował mnie też PZL M-15 Belphegor – gdyby Złomnik siedział w samolotach, zamiast w motoryzacji, to byłby to jego ulubiony aeroplan ever.

      • “To muzeum jest jednym z lepszych w świecie” – teraz to dales mi konkretnego kopa motywacyjnego. Choc smiem watpic aby to muzeum moglo miec lepszy sprzet niz muzeum RAF-u w Londynie. Me-262, Me-163, V-1 – juz tylko te trzy maszyny robia ogromna roznice. Belphegor wyglada przy nich skromnie, aczkolwiek tez ma swoj “urok”.

      • Mam znajomego w zarzadzie tego muzeum, swietny fachowiec i wielki pasjonat, byl w delegacji odbierajacej Dreamlinery dla LOTu w Seattle. Niestety, jest bardzo zapracowany i od lat juz nie moge sie z nim umowic na wspolne zwiedzanie muzeum, a nie mam sumienia prosic go o to, kiedy jest na urlopie (ostatnio widzialem sie z nim pare tygodni temu na pokazach lotniczych w N. Targu, ktore polaczylem z opisywana tutaj niedawno przejazdzka Fordem A). To on mowil mi, ze to jedno z lepszych muzeow lotniczych w swiecie, chociaz oczywiscie pare lepszych od niego jest (glownie w Anglii i w USA).

      • tym bardziej mnie przekonales, zeby sie tam pojawic jeszcze w tym roku !

  8. witam, co do części ich cena nie jest tragedią, ceny cześci eksploatacyjnych na poziomie zwykłych dupowozów klasy średniej, bombą finansową są usługi mechaników gdyż niewielu już ogarnia stare auta (o ile się nie dłubie przy aucie samemu)

    • Mnie w tym aucie zawsze przerażała nietypowość rozwiązań (np. długie paski zębate, wymagające przyrządu do ustawienia napięcia) czy tylne zawieszenie na drążkach i trochę cudacznych wahaczach. Z tego co pamiętam, regulacja zaworów też jest jakaś “in a Porsche stylee”. Trzeba sobie znaleźć kumatego mechanika.

    • Coraz trudniej także o wv-oskie graty. Nie ma zbyt wielu benzynowych ltków z lat 70 w ciągłym użytkowaniu…

  9. co do radia , zgadza się jest to tandeta , Manta “Safari” , jednak w temacie audio nie ma sie wielkiego pola manewru , raczej nie dożyły do dzisiaj radia z epoki , więc alternatywą jest np Becker Mexico Retro za chore pieniądze , albo jakieś nowoczesne radia która pasują do klasycznego wnętrza jak pięść do nosa , albo właśnie ta Manta za kilkadziesiąt pln , działa , ma MP3 , i wygląda jak z czasów późnego gierka 😉

  10. No no, jakieś 3 lata temu myślałem, o czwórkach (944) troszke bardziej nowoczesna 924, a S2 czy turbo naprawdę pięknie śmiga, ale akurat zaczynała się zwyżka cenowa na te modele a zadbane egzemparze z polszy szły z powrotem na zachód czy południe Europy. Z ciekawości zajrzę jak teraz chodzą.
    Z ciekawostek 928 ma w swej V najdłuższy pasek rozrządu – chyba pod 3m podchodzi.

    Nocman – jak podmienisz na manetkę wycieraczek bez czujnika z interwałem to powinna dodatkowo chodzić regulacja ale aktywowana czujnikiem – przynajmniej w kilku autach tak przerabiałem, zresztą ja to dziwny jestem bo w każdym aucie zawsze kierę i lewarek wymieniam na skórę, ew obszywam bo np w hjundajach ta ich ekoskóra to nawet koło prawdziwej ekoskóry nie leżała.

    Mi niestety klasa B chyba nie styknie do życia – albo spore kombi (najlepiej 4×4) , albo pickup

    • @benny: robimy delikatny tuning Automobilowni z kolegą Adrianem, link do jego usług jest już umieszczony w podziękowaniach 🙂

  11. To narazie poszlo w dobrym kierunku, ale pamietajcie – nie wolno przedobrzyc!
    Zeby nie zkaszanic czegos dobrego, tak jak to sie udalo zrobic allegrowi 😉

    • Na razie na tym chyba koniec. Oczywiście, uwagi można zgłaszać, ale moja lista już jest wyczerpana.

  12. @Michał
    dlatego teraz Amerykanie mają problem z infrastrukturą i kombinują skąd wziąć pieniądze na jej odbudowę. I przychodzą im do głowy takie szatańskie pomysły jak… podatki!

    “Obywatel wie, co dla niego dobre, fakt. Swoje pieniądze na swoje potrzeby wydaje się najefektywniej.”
    A możesz jeszcze wyrazić swoje zdanie np. na temat 700 tys. osób, które wzięły kredyty we frankach? Ciekaw jestem.

    Samochód da się zmienić? Wszystko da się zmienić, ciekawe tylko jakim kosztem w sytuacji, gdy masz kryzys paliwowy i samochody nagle przestają się sprzedawać, szczególnie te, co dużo palą. No ale zapewne każdy obywatel, który najlepiej wie jak wydać swoje pieniądze, ma też grubo wypchaną skarpetę na okoliczność pokrycia małych niepowodzeń na rynku tego i owego.

  13. @nocman – Ty tak na poważnie, czy się śmiejesz? Bo chyba nie martwisz się na poważnie o obywateli, którzy kupują paliwożerne samochody w czasach prosperity, a potem jacy to są strasznie biedni gdy paliwo podrożeje…
    Jak chcesz im pomóc? Zabraniając zakupu paliwożernych samochodów? A może interwencyjnie skupować paliwożerne samochody w trakcie kryzysu? (tylko skąd wziąć na to kasę? Najlepiej nałożyć podatek akcyzowy, tak powiedzmy z 19%, na samochody z dużymi silnikami, powiedzmy pow. 2 litrów… a nie, czekaj, już jest taki podatek…)

    • @hurgot sztancy: Jak to dobrze, że nie jestem sam… Mnie też się coraz częściej wydaje, że pewni ludzie nie mówią na serio…

  14. nocman:
    jesli ktos bierze kredyt na kilkadziesiat lat w obcej walucie i mysli ze przez tak dlugi czas kurs sie nie zmieni na jego niekorzysc, to za przeproszeniem jest po prostu glupi, albo naiwny, albo jedno i drugie.

    • benny, ja nie byłem tak bezpośredni, ale fajnie, że to napisałeś. Ja sam też się dwa razy naciąłem , akurat nie na franki, tylko na inne rzeczy, ale ani przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, żeby zwalać odpowiedzialność za moje życie i moje decyzje na całe społeczeństwo. Podjąłem świadome ryzyko, które, jak to się fachowo mówi, zrealizowało się. Jest to mój prywatny problem i nie uważam, żeby ktokolwiek był mi cokolwiek winien z tego powodu.

  15. kazdy sie kiedys na cos nacial, ale wazne jest to co powiedziales – nie winic nikogo za ponoszone przez siebie ryzyko. notabene mistrzyniami w obwinianiu innych za wlasna nieuwage/glupote sa kobiety 😉

  16. uuu, zaraz nam zamkną Szczepana za prowadzenie ksenofobicznego/seksistowskiego/homofobicznego bloga – uważaj!

  17. Szymon, doskonale pamiętam Auto – Bit; pracowałem tam ze dwa lata, redakcja i kolportaż był wtedy jeszcze na Lea i 3 osoby miały komórki Centertela. Służbowym wozem był Caro na wąskim moście i Cinquecento z kratką. Jeździło się tym sprzętem po Targach i innych Mysłowicach, Gliwicach, Słomczynach i Chwaszczynach. Młodość. Pozdrawiam Cię, prowadź swój blog jak dotąd – w sposób wyważony i elegancki.

    • @Przemo: pozdrawiam!! Moja pierwsza praca to sprzedawca reklam w Giełdzie Samochodowej i Auto Market Truck. Całe 5 miesięcy tam byłem (od marca do lipca 2004), ale pierwszej pracy się nie zapomina 🙂

    • Nie ma problemu, wielu ludzi mnie tak nazywa, reaguję na obydwa imiona 🙂

  18. Benny, czyżbyś właśnie przyznał, że ludzie nie zachowują się racjonalnie? Dziękuję, nie mam więcej pytań w kwestii “Obywatel wie, co dla niego dobre”. Widać, obywatel pomylił się i to kilkaset tysięcy razy. Nie po raz pierwszy zresztą.

    Hurgot, ja? Właściwie to się martwię, bo zmniejszenie siły nabywczej iluś dziesiątek czy setek tysięcy nabywców przekłada się na stan gospodarki, a moje zarobki są w jakiś sposób związane z jej stanem. Ale oprócz interwencyjnych absurdów można jeszcze kształtować popyt na nośniki energii za pomocą odpowiedniej polityki podatkowej.

  19. nocman: oczywiscie ze ludzie zachowuja sie nieracjonalnie, ale to ich sprawa, co Ci do tego? nie staraj sie wszystkich uszczesliwic na sile, bo Cie tylko znienawidza 🙂 mozna jak najbardziej dac dobra rade, ale jak cos zabronisz, to tym chetnie bedzie to robione chocby na wlasna zgube – taka ludzka natura 🙂 i dobrze, inaczej ludzie nie roznili by sie niczym od zaprogramowanych robotow (ideal dla kazdego “rządziciela”)

  20. Benny, jak już napisałem, nieracjonalność zachowania mas przekłada się na kondycję gospodarki, która z kolei przekłada się na jakość mojego życia. Ja wiem, że w Twoim światopoglądzie jesteś sobie sterem, żeglarzem i okrętem, ale tak naprawdę to tylko złudzenie. Jeśli ludzie za dużo będą musieli wydawać na paliwo, to m. in. przestaną kupować Twoje Blaupunkty.

  21. ale ja ich wcale nie sprzedaje 😉 co poniektorym zaprzyjaznionym rozdaje za darmo jesli potrzebuja 🙂
    ale wiem o co Ci chodzi, ale to szalenstwo, nie mozna wszystkiego przeliczac na pieniadze, bo tym tropem idac byly by tylko pieniadze.. i na co komu by one byly?? ogolnie nie lubie materialistow, i burzujow, choc to chyba to samo – w tej pogoni za kasa w koncu nie maja nawet czasu na to zeby sie nacieszyc czyms co mogli by miec nawet za jej mniejsza ilosc gdyby zostawili sobie troche wolnego czasu… ale niech tak sobie zyja, skoro im to daje szczescie, to jest to najwazniejsze dla danej osoby

    pamietaj – dla kazdego wlasnym szczesciem moze byc co innego, a to ze Ty moze masz mniej z tego powodu to Twoj problem, jaka masz pewnosc ze bys mial niby wiecej??? puki ktos nie przyszedl i Ci po prostu nie ukradl, to nie mozesz go winic za cokolwiek. Żul tez ma prawo sie narąbac i byc z tego powodu szczesliwy, o ile pieniedzy na ta pryte nikomu nie ukradl.
    Twoje pieniadze nie sa najwazniejsze na swiecie.

  22. Benny: Nie chodzi o moje pieniądze, chodzi o nasze, maluczkich, pieniądze. Bo na słabszej gospodarce (oraz słabszym państwie) stracę nie tylko ja, tylko my wszyscy (no. prawie wszyscy). I jeszcze jedno, nie postrzegam tej gospodarki w sposób balcerkowski, wręcz przeciwnie, obecny rozkład dystrybucji pieniądza, który trafia głównie do paru tłustych kotów, bardzo mi się nie podoba (a poluźniając regulacje tak naprawdę przepychamy jeszcze więcej kasy do Wybrańców Losu ograbiając resztę, w tym samych siebie).

  23. nocman: nie lubie bawic sie w gdybanie, i nie lubie gadac o pieniadzach, bo jest to dla mnie srodek a nie cel sam w sobie, i w zupelnosci wystarcza mi te 2tys ktore zarabiam i na brak pracy nie moge narzekac, wrecz przeciwnie 😉 wogole to mam takie wrazenie ze na brak pracy to narzekaja tylko nieroby albo lewusy, bo jak ktos cos potrafi robic to zawsze jest robota, i nie ma na to wplywu zaden “stan gospodarki” czy inne abstrakcyjne pojecia sluzace do straszenia ludzi, podobnie jak ten caly “kryzys” ktory ponoc byl, a moze dalej jest? nie wiem ja zadnego kryzysu nie zauwazylem, byl za to swietna wymowka dla wszelkich nieudolnosci

  24. Widzisz Benny, nadal nie rozumiesz jak zmienia się świat. Zrozumiesz za parę(naście?) lat, gdy pojawią się autonomiczne ciężarówki, elektroniczne call-centers (w sensie takim że standardowe tematy załatwisz z Janiną Magnetofon), robotyzacja w przemyśle jeszcze bardziej się rozpanoszy i nagle konkurencja do Twoich dwóch tysięcy wzrośnie wielokrotnie. Pojawi się nagle kilkaset tysięcy do kilku milionów “lewusów”, dla których nie będzie żadnej roboty bo będą niepotrzebni.

    • Jakiś czas temu 98% ludzkości zajmowało się oraniem ziemi. Dziś wystarczy, że będzie to robić 3%. Jakimś dziwnym trafem bezrobocie nie wynosi jednak 97%, bo potomkowie dawnych rolników nauczyli się robić inne rzeczy. Tym właśnie człowiek różni się od pantofelka.

      Oczywiście, że pewne zawody staja się niepotrzebne, ale to oznacza tylko tyle, że musimy się uczyć, a nie siedzieć w jaskiniach i zabraniać rozwoju techniki. Ja mam 35 lat i wykonuję już szósta pracę w swoim życiu, a do emerytury, jeśli jej dożyję, będę miał pewnie szesnasta albo dwudziesta szósta. Przy czym jak dotad tylko raz było tak, że nowa robota miała coś wspólnego z poprzednia.

      Sadzę, że do autonomicznych urzadzeń będzie potrzebne całkiem sporo takich ludzi jak Benny. O ile tylko ktoś nie zabroni im działalności poprzez “regulacje”. I tutaj dochodzimy do Twojego poprzedniego komentarza.

      Istnieja dwa rodzaje “regulacji”: jeden zabrania lub ogranicza ludziom możliwości pracy, co jest szkodliwe i niemoralne. Drugi zaś nie zabrania, ale pozbawia ich części owoców tej pracy, rozdajac je tym, którzy nie przyłożyli ręki do ich powstania, lub co gorsza, przeszkadzaja w tworzeniu ich. To jest jeszcze bardziej szkodliwe i jeszcze bardziej niemoralne.

      Niestety nikt jeszcze nie wymyślił takiej “regulacji”, która sama z siebie wytworzyłaby wartość i komuś ja dała. “Regulacja” może tylko blokować czyjaś pracę lub odbierać mu efekt. Nic więcej.

      Nie twierdzę przy tym, że nie jest potrzebne żadne prawo. Musimy mieć zakaz sprzedaży heroiny dzieciakom, wypuszczania trucizn do ujęć wody pitnej albo podpalania siedziby konkurenta. A także zakaz jazdy po pijanemu 200 km/h przez miasto. Ale w praktyce tego typu słuszne zakazy bardzo szybko przeistaczaja się w narzędzie ograniczania wolności i służenia interesom tych, którzy maja odpowiednia siłę polityczna, dlatego każda regulacja jest złem, tylko tyle, że niektóre sa złem koniecznym.

  25. nocman widzę że oczytałeś się Jeremiego Rifkina a konkretnie jego “koniec pracy” , polecam na odtrutkę “Przygody Jonatana Poczciwego”

    btw. jeśli ludzie jeżdżą V8 , a nagle drożeje ropa i się przesiadają na hybrydy, to przecież to właśnie jest dowód na działanie mechanizmów rynkowych , nie ma co tu sie śmiać czy nad tym płakać , to jest naturalne , dlatego właśnie ekonomia jest zaliczana do nauk przyrodniczych

  26. chyba jest jakaś blokada wklejania linków bo chciałem wrzucić fotkę z pod maski , bo “przejażdżka po godzinach” była faktycznie PO GODZINACH i było za ciemno aby zrobić foto

    • Nie ma żadnej blokady. Jeżeli się nie da, to wyślij mi proszę, ja podam Benny’emu.

  27. nocman: sam sobie przeczysz – niebardzo rozumiem jak robotyzacja miala by mi zaszkodzic, co najwyzej pomoc, bo im wiecej elektromechaniki tym wiecej ma sie co psuc, a jakos nie spodziewam sie ze wizja “roboty naprawiaja roboty” spelni sie za naszego zycia. roboty potrafia wykonywac zaprogramowane funkce i tyle, nie mysla, idealnie nadaja sie wiec na tasme produkcyjna, ale sa bezurzyteczne w serwisie

  28. Panowie, 924 “miało” silnik w VW LT. Zapytajcie właściciel ile części
    mogą zakupić od VW LT, zdziwicie się. Porsche zmodyfikowało cała górę
    silnika. Głowica jest ich projektem, kolektory, system zasilania (to
    widzę akurat jasne), wałek rozrządu. Jedynie popychacze (nie do kupienia
    poza oficjalną siecią sprzedaży Porsche) były takie same. Po kilkuset
    egzemplarzach w 1976 musieli także poprawić po VW wał korbowy i teraz
    nawet panewek nie ma na rynku, bo są inne niż do większości VW. Takie
    to Porsche-VW, ale w większości Porsche. Dobrze że zawieszenie nie było
    zbytnio modyfikowane, bo można dostać jeszcze sporo nowych elementów
    w dobrych cenach.

    Artykuł bardzo im się podobał, jako że sam posiadam i ujeżdżam od wielu
    lat 924 2.0 n/a. Oprócz 931 (924 Turbo) było też kilka bardzo ciekawych
    wersji jak 924 Carrera GT/ GTS / GTS CS / GTR, ale to już inna liga 😉