AUTOMOBILOWA CZASOPRZESTRZEŃ: ZE ŚPIEWEM NA USTACH

Ogłoszenie parafialne:

Przez pewien czas będę znajdował się dość daleko, z jedynie okazjonalnym dostępem do Internetu. Będę tam zaabsorbowany podziwianiem świata oraz odpoczywaniem, dlatego też może wystąpić opóźnienie w odpowiadaniu na maile i komentarze, za które z góry przepraszam (być może w niektóre wieczory uda się podłączyć pod jakieś wi-fi, ale to nie jest całkowicie pewne). Nie będzie natomiast przerwy w publikacji nowych materiałów, które przygotowałem zawczasu. Proszę więc o wyrozumiałość, ale równocześnie zapraszam na Automobilownię i na fanpage klasycznie.eu w dotychczasowym trybie: na blogu artykuł co cztery dni, na FB – krótki post codziennie po 18.00h i dodatkowy o 7.30h w dniach publikacji nowych tekstów.

***

Do tej pory w serii “AUTOMOBILOWA CZASOPRZESTRZEŃ” opisałem kilka epok rozwoju motoryzacji. Jednak odkąd sto lat temu Albert Einstein opublikował Ogólną Teorię Względności, wiemy, że czasoprzestrzeń składa się z czterech wymiarów, z czego tylko jeden jest czasowy, a pozostałe – przestrzenne (niektórzy nawet twierdzą, że tych ostatnich jest więcej, ale brak mi kompetencji, by wymądrzać się na ten temat). Tak więc dziś będzie o przestrzeni, czyli motoryzacji w różnych krajach.

Kiedyś pisałem już, jak bardzo bezsensowne są automobilowe stereotypy narodowościowe. Sam nie żywię uprzedzeń do żadnych kultur i stylów, ale ich różnorodność jest faktem, którego nie da się zignorować i który niezmiernie mnie fascynuje. Tę różnorodność chciałem Wam dzisiaj przedstawić. Gorąco zachęcam przy tym wszystkich (na szczęście bardzo tutaj nielicznych) fanbojów i hejterów, żeby na chwilkę dali sobie spokój z fanbojowaniem i hejtowaniem, a w zamian spróbowali popatrzeć na świat okiem może nie obiektywnym – bo nikt ze śmiertelnych takowego nie posiada -ale przynajmniej otwartym na inność.

Zdaję sobie sprawę, że przy tym temacie trudno nie popaść w banalność: każdy z nas wie, co różni poszczególne automobilowe nacje. Dlatego, by obrazowo ukazać lokalny koloryt nie wywołując przy tym burzy niezdrowych emocji, postanowiłem ograniczyć do minimum osobiste wynurzenia i oddać głos specjalistom od wyrażania myśli i uczuć, czyli poetom. Tak tak, na Automobilowni zagości dziś poezja, w dodatku w swojej chyba najwspanialszej formie, jaką jest piosenka.

Przygotowałem Wam playlistę z utworami z różnych krajów mających własny, automobilowy dorobek. Piosenki poruszają oczywiście temat motoryzacji – nie może być inaczej – ale niektóre czynią to wprost, a inne dają samochodom jedynie role drugoplanowe. Wynika to właśnie z różnic między samymi kulturami: niektóre z nich lubią walić prosto z mostu w samo sedno, inne – jedynie subtelnie sugerują. Jednak we wszystkich przedstawianych utworach motoryzacja, choć w różnych stopniu rzucająca się w oczy, jest absolutnie kluczowa.

Poszczególne kawałki dobrałem tak, by – moim subiektywnym zdaniem – jak najlepiej odzwierciedlały motoryzacyjną kulturę i koloryt danego kraju. Wszystkie przetłumaczyłem na polski, lecz ponieważ nie jestem poetą, zrobiłem to marną prozą. Wybaczcie mi więc proszę koślawość językową pamiętając stare porzekadło lingwistów: “tłumaczenia są jak kobiety – piękne nie są wierne, wierne nie są piękne“. Przekłady nie zachowują rymu ani rytmu, nie są też całkowicie dosłowne, bo jako priorytet przyjąłem oddanie sensu oryginału, a nie jego słownikowego znaczenia. Polecam czytać teksty i słuchać muzyki równocześnie – linki do utworów umieszczonych na pewnym popularnym portalu zawarłem w ich tytułach.

USA

Gdy mówimy “kultura samochodowa”, od razu myślimy o Ameryce, nieprawdaż? Dlatego też od tego kraju postanowiłem zacząć.

Wybór nie był łatwy, bo amerykańskich piosenek o autach są setki. Mamy na przykład cały gatunek country, często porównywany z disco polo, ale przewyższający je tysiąckrotnie jakością tekstów: artyści country często przekazują prawdy o świecie przy pomocy metafor i porównań do prostych sytuacji z życia, w tym często – z życia kierowców. Jednak metafory nie pasowały mi tutaj, bo Jankesom właściwa jest przede wszystkim prostolinijność. Dlatego potrzebowałem utworu wprost opisującego samą jazdę, najlepiej – jazdę bez celu. Jak wyglądało to kiedyś, wie każdy, kto obejrzał “American Graffiti“. Do finału dopuściłem dwa utwory: “Dead Man’s Curve” duetu Jan & Dean oraz “No Particular Place to Go” Chucka Berry’ego. Wygrał ten drugi, zarówno ze względu na treść, jak i wykonawcę.

 

No Particular Place to Go” (1964)

Tekst, muzyka i wykonanie: Chuck Berry

Riding along in my automobile
My babe beside me at the wheel
I stole a kiss at the turn of a mile
My curiosity runnin’ wild
Cruisin’ and playin’ the radio
With no particular place to go

Riding along in my automobile
I was anxious to tell her the way I feel
So I told her softly and sincere
And she leaned and whispered in my ear
Cuddlin’ more and drivin’ slow
With no particular place to go

No particular place to go
So we parked way out on the Kokomo
The night was young and the moon was gold
So we both decided to take a stroll
Can you image the way I felt
I couldn’t unfasten her safety belt

Ridin’ along in my calaboose
Still trying to get her belt a-loose
All the way home I held a grudge
For the safety belt that wouldn’t budge
Cruisin’ and playin’ the radio
With no particular place to go

 

Bujamy się moją furą,
Ja za kółkiem, moja laska obok,
Ukradłem jej całusa przy ostatnim słupku,
Wyobraźnia zaczyna mi wariować,
Muza leci, my się bujamy,
Tak na fazę, bez żadnego celu.

Bujamy się moją furą,
Chciałem jej wyznać, co do niej czuję,
Więc powiedziałem, łagodnie, lecz wprost,
Nachyliła się i szepnęła mi do ucha,
Przytulamy się więc coraz mocniej i suniemy leniwie,
Tak na fazę, bez żadnego celu.

Nie mieliśmy żadnego celu,
Więc stanęliśmy przy Kokomo,
Noc była młoda, Księżyc piękny,
Naszła nas ochota na spacer,
I wyobraźcie sobie, dokładnie wtedy –
Zaciął się jej pas bezpieczeństwa!!

Bujamy się dalej, zamknięci jak w klatce,
Walcząc raz po raz z zaciętym pasem,
Przez całą drogę pełni wściekłości,
Na pas, co nie ma zamiaru puścić,
Muza leci, my się bujamy,
Tak na fazę, bez żadnego celu.

 

4600663742_37d522ce53_bFoto: Rafael Gonzalez, Licencja CC

 

WIELKA BRYTANIA

Tu miałem trochę możliwości, z Beatlesami i Stonesami na czele, ale zdecydowałem się na piosenkę… z USA. Zrobiłem to świadomie, pomny słów Marka Twaina, że Anglicy i Amerykanie są identyczni pod każdym względem, z wyjątkiem jedynie języka. I faktycznie, wykonawca utworu “MGB GT“, Peter Tork, ma amerykański akcent, ale poza tym kawałek jest przesiąknięty brytyjskością. Dlaczego tak sądzę? Po pierwsze, ma brytyjskie brzmienie. Po drugie, opowiada o samochodzie najbardziej brytyjskiej z marek (to nie Rollsa, nie Astona i nie Mini uważam za takową, ale właśnie MG). Po trzecie, wyraża nostalgię za wspaniałymi chwilami z przeszłości, choć jej nie idealizuje – wskazuje też plusy obecnej sytuacji i wysnuwa trzeźwe wnioski. Po czwarte wreszcie, opiewa radość życia, smakowanie go wszystkimi zmysłami, co Brytyjczycy potrafią znakomicie. Nie wierzycie? Gdyby było inaczej, nie wynaleźliby British roadstera. Zapewniam Was, że stereotyp skostniałego lorda z zagrzybionego zamczyska to bujda. Owszem, Wyspiarze bywają flegmatycznymi introwertykami, ale to nie znaczy, że nie żyją pełnią życia – oni po prostu nie dzielą się uczuciami z byle kim. Może dlatego tę piosenkę musiał napisać Amerykanin.

 

MGB-GT(1993)

Tekst, muzyka i wykonanie: Peter Tork

Lately my mind is drifting back
To former days that used to be.
I think about some folks I knew and of my M-G-B-G-T.
People let me tell you that if I had to make a recipe
For fun in driving I would have to spell it M-G-B-G-T.

Cruising, choosing, using it,
amusing myself without a care;
Striving, thriving, hot-rod driving,
not arriving anywhere.

Folks, this little car of mine
was like a kitten purring throatily.
Sometimes it even seemed to soar
into the heavens, my red M-G-B-G-T.

Tooling, fueling my good feeling,
schooling me in ways to go

Soaring, flooring it, adoring it,
my little way to go.

Folks, this little car of mine
was like a kitten purring throatily.
Sometimes it even seemed to soar
into the heavens, my red M-G-B-G-T.

But I, I learned you have to lose some things
before you treasure them, that’s how it goes.
And I, I didn’t give time to my car
and lost my car to time; what did I know?

And so life carries on,
And lots of things are better now for me.
And yet I think back on those golden times
When I had my red M-G-B-G-T.

 

Ostatnio myślami ciągle wracam
Do dawnych dni, co minęły.
Myślę o ziomkach, których znałem i o moim M-G-B-G-T.
Jeśli miałbym streścić Wam swój przepis
Na radość z jazdy, wystarczyłoby mi pięć liter: M-G-B-G-T.

Jeździć, używać,
beztrosko się bawić,
Podążać, smakować i hot-rodować,
W drodze donikąd.

Ten mały wózek
Był jak zadziornie mruczący kot,
Czasem nawet zdawał się wzlatywać
Pod niebiosa, mój M-G-B-G-T.

Uskrzydlając mnie, uszczęśliwiając,
Dawał mi wciąż lekcje,
Frunąć, cisnąć wciąż w ekstazie –
Oto mój sekretny sposób.

Ten mały wózek
Był jak zadziornie mruczący kot,
Czasem nawet zdawał się wzlatywać
Pod niebiosa, mój M-G-B-G-T.

Ale dziś już wiem, że pewne rzeczy musisz stracić,
By nauczyć się je cenić, tak właśnie jest.
Żałowałem memu autu czasu,
Więc z czasem je straciłem. Ależ byłym głupi!

Życie toczy się nadal
I wiele rzeczy układa się lepiej niż dawniej,
Lecz mimo to wciąż wracam do tych złotych dni,
Gdy pomykałem czerwonym M-G-B-G-T.

 

6135508552_f32b270b9d_oFoto: Michael, Licencja CC

 

NIEMCY

Pewnie myślicie, że z Niemcami miałem kłopot. Że oni nie śpiewają nic poza marszami wojskowymi i przyśpiewkami na Oktoberfest. Ale to zupełnie nie tak: po prostu, kultura niemiecka, dokładnie tak jak jak polska, jest praktycznie nieeksportowalna. Do tego dochodzi powszechna niechęć do brzmienia języka Goethego, której ja jakoś nigdy nie odczuwałem. Nie wdając się w dyskusję o gustach powiem tylko, że w niemieckiej muzyce teksty dużo częściej niż w innych krajach zajmują się ciekawymi, złożonymi tematami – rzadko ograniczają się do banalnego “ja cię kocham, a ty śpisz“. Co widać choćby na załączonym obrazku.

Piosenka, której tytułowym bohaterem jest Opel Kapitän, rocznik ’51, mówi głosem całego pokolenia wychowanego w trudzie powojennej odbudowy i mozolnego tworzenia dobrobytu. Spełnienie i dostatek symbolizowały przede wszystkim luksusowe samochody – powszechna fascynacja nimi to ogólny wyróżnik tamtych czasów, ale właśnie w RFN, obok USA, była ona szczególnie silna. Dziś ten etap już minął – nawet my łapiemy się za głowy obserwując właściwy pewnym kręgom kult Passata TDI (z wolna już zresztą przemijający). Często jednak zapominamy, albo nawet nie wiemy, że Niemcy myśleli i zachowywali się bardzo podobnie przynajmniej do lat 80-tych, a i dziś automobilowa Pasja zanika tam wolniej niż w innych krajach Zachodu. Do tej pory żaden rząd nie odważył się ograniczyć prędkości na Bundesautobahnach, a za wprowadzane właśnie winiety w praktyce zapłacą tylko obcokrajowcy. 60 lat temu zaś w RFN nawet jednocylindrowe mikrosamochody miały “ekskluzywne” wersje coupé, a dla ich nabywców chromowane listwy były ważniejsze niż rozmiar, a czasem nawet w ogóle obecność tylnej kanapy i bagażnika. Nie mając do dyspozycji tanich aut używanych, Niemcy z lat 50-tych cierpliwie ciułali grosz za groszem, by zdobyć swe czterokołowe marzenia. Dokładnie o tym, z perspektywy 40 lat, śpiewa piosenkarz-poeta, Reinhard Mey.

W ramach przełamywania stereotypów warto też zwrócić uwagę, że to właśnie niemiecki tekst jest najbardziej wzruszający ze wszystkich tu przedstawionych (choć to oczywiście kwestia subiektywna).

51er Kapitän(1994)

Tekst, muzyka i wykonanie: Reinhard Mey

Ich seh’ noch, wie mein Vater aussteigt aus dem 6 Uhr 20 Vorortszug
Mit der abgewetzten Aktenmappe und dem grauen Mantel, den er trug.
Jeden Abend stand ich da am Bahnhof, ich war grade neun oder zehn,
Und ich war stolz, den staub’gen Siedlungsweg lang neben ihm zu gehn.
Und dann musst’ er mir jeden Abend die immer gleiche Geschichte erzähl’n:
Wie einmal alles mit uns werden würde, und da durfte kein Wort fehl’n.
Und immer vor der Haustür musst’ er sagen: “Eines Tages wirst du sehn.
Da werden wir beide hier vorfahr’n in einem schneeweißen 51er Kapitän!

Und die Sitze sind aus rotem Leder und der Himmel ist wie ein Dom,
Und der Lack glänzt in der Sonne, und überall funkelt Chrom.
Die Motorhaube nimmt kein Ende und die Kühlerfigur blitzt,
Und du glaubst, du würdest schweben, wenn du hinterm Lenkrad sitzt!”
Ich hatte eine schwarze Trainingshose und mein Vater besaß ein Paar Schuh’,
Aber wenn er so erzählte, dann fehlte nicht mehr viel dazu,
Und wenn ich meine Augen schloss, dann konnte ich uns wirklich sehn:
Meinen Vater und mich vor der Haustür in einem schneeweißen 51er Kapitän!

Nun, es kamen andre Zeiten, es ging voran und irgendwann
Kam mein Vater dann tatsächlich eines Abends mit einem Auto an:
Es war ein steinalter Olympia, bei dem immer der Gaszug riss,
Bei dem nie die Heizung ausging, im Grunde war das ein Totalbeschiss.
Meinem Vater aber war er gut genug, das war genau seine Art,
An sich selber immer rumzuknausern, an uns hat er nie gespart.

Mir jede Chance im Leben geben, mich einmal auf dem Treppchen zu sehn,
Das war es: der totale Luxus war sein schneeweißer 51er Kapitän.

Er hat nie mehr davon gesprochen, doch ich weiß, er hat davon geträumt.
Vielleicht war das so ein Symbol für eine Chance, die man versäumt.
Heut würd’ ich ihm gern einen schenken, ich weiß sogar, wo einer steht:
Rotes Leder, Weißwandreifen, und sogar das Radio geht.

Mein Vater ist vor ein paar Jahr’n gestorben, es hat nicht hingehau’n diesmal,
Nicht einmal auf seiner letzten Fahrt, da war’s ein schwarzer Admiral.
Aber wenn es einen Himmel geben sollte, dann werd’ ich ihn endlich sehn:
Denn dann holt mein Alter Herr mich ab in einem schneeweißen 51er Kapitän!

 

W myślach wciąż jeszcze widzę ten obraz – ojciec wysiadający z podmiejskiego pociągu o 18.20h,
Ze starą, wytartą teczką, w znoszonym, szarym płaszczu.
Co wieczór przychodziłem na stację, miałem 9 czy 10 lat,
I z dumą szedłem z nim zakurzoną, osiedlową drogą.
Każdego wieczora, niezmiennie, tata snuł tę samą opowieść:
O tym, jak nam kiedyś będzie fajnie – i nigdy nie opuszczał żadnego szczegółu.
A przed samymi drzwiami musiał zawsze dodać: “Pewnego dnia – sam zobaczysz –
Obaj zajedziemy tu śnieżnobiałym Kapitänem!!”

Fotele z czerwonej skóry, dach jak sklepienie katedry,
Blask lakieru w słońcu i wszędzie pełno chromu.
Bezkresna maska z błyszczącą figurką na chłodnicy,
A Ty będziesz się bujał, kiedy Cię posadzę za kierownicę!!”
Miałem wtedy jedne spodnie, a ojciec – jedną parę butów,
Ale jak tak opowiadał, to wszystko zdawało się być tuż-tuż, na wyciągnięcie ręki.
A kiedy zamykałem oczy, naprawdę to widziałem:
Ojca i siebie przed domem, w śnieżnobiałym Kapitänie!!

Czas biegł, wszystko szło do przodu,
I pewnego razu, faktycznie, tata zajechał pod dom samochodem:
To była stareńka Olympia, w której co chwilę zrywała się linka gazu,
I nie dało się wyłączyć ogrzewania. Tak naprawdę, to był totalny złom.
Ale jemu to wystarczało, to był cały on:
Sobie wszystkiego skąpił, na nas nie oszczędzał nigdy.
By dać mi w życiu najlepszy start i kiedyś ujrzeć mnie na podium,
To było to. A nieosiągalnym marzeniem pozostawał śnieżnobiały Kapitän.

Nigdy więcej o tym nie mówił, chociaż wiem, że o tym śnił.
To było jego szczęście, co przeszło koło nosa,
Dziś chętnie bym mu takiego podarował, nawet wiem, gdzie jeden stoi:
Czerwona skóra, białe opony, nawet radio działa!!

Ojciec od kilku lat nie żyje, tego jednego nie doczekał,
Nawet na swoją ostatnią drogę (wiózł go czarny Admiral),
Ale jeśli istnieje jakieś Niebo, to kiedyś się jeszcze spotkamy,
I wtedy mój staruszek po mnie wyjedzie – śnieżnobiałym Kapitänem!!

 

50-Opel Kapitan 1951 DSCN8156Foto: dostarczył Christian Bouchat, http://www.automania.be

 

SZWECJA

Cytując klasyka: “Szwed to tak gada, jakbyś stare żelazo piłował“. Samochodziarze mają jednak inne skojarzenia zarówno z pojęciem starego żelaza, jak i z samym krajem: według stereotypu Szwecja to absurdalne ograniczenia szybkości, fotoradary na każdym słupie, drakońskie mandaty, obywatele dzwoniący na policję w sprawie każdego zaobserwowanego wykroczenia drogowego, no i śmiertelnie droga benzyna. Tymczasem mało co wzbudza w Szwedach tyle emocji, co samochodowe rajdy, a także dziedzictwo Volvo i Saaba. Chyba nigdzie w Europie nie jeździ też tyle klasycznych, amerykańskich V8-mek, których zloty w sezonie organizuje się nawet w małych miasteczkach. To prawda, Skandynawowie jeżdżą ostrożnie i karnie, ale z dala od miast nawet oni dają się czasem ponieść przypływowi cieplejszej krwi. Tak, jak bohater poniższej piosenki.

 

En Gammal Amazon (1994)

Wykonanie: Svenne Rubins

Jag har aldrig varit nån entusiast
Vad det gäller låtar som handlar om bilar
Det vill jag slå fast
Men så fick jag höra, en dag på radion
Det var nån som spela
En komposition som handlade om

En gammal Amazon
Med lister och krom
Ratt i bakelit
Californiavit
Äkta galon
I skinnimitation
En gammal Amazon
En gammal Amazon

Jag skruvade upp volymen på max
Det var nåt som hände, det var som jag kände
Att nu var det dags
Så jag ringde till Helge som säljer bilar och sa
– Nu har jag bestämt mej
Nu vet jag precis vad det är jag vill ha

En gammal Amazon
Med lister och krom
Ratt i bakelit
Californiavit
Äkta galon
I skinnimitation
En gammal Amazon
En gammal Amazon

Jag cyklade ner till Helges affär
Säkert fanns det gott om Amazoner där
Först såg det ut, som alla var slut
Men sen fann jag utanför, bakom en knut

En gammal Amazon
Med lister och krom
Ratt i bakelit
Californiavit
Äkta galon
I skinnimitation
En gammal Amazon
En gammal Amazon

En gammal Amazon
Med lister och krom
Ratt i bakelit
Californiavit
Äkta galon
I skinnimitation
En gammal Amazon
En gammal Amazon

 

Nigdy nie byłem wielkim entuzjastą
Jeśli chodzi o piosenki o samochodach,
Muszę to przyznać,
Ale pewnego razu w radiu
Usłyszałem kogoś, kto grał
Utwór, którego tematem był…

Stary Amazon,
Listwy i chrom,
Kierownica z bakelitu,
Kolor – “kalifornijska biel”,
Prawdziwy winyl,
Sztuczna skóra,
Stary Amazon!!
Stary Amazon!!

Podkręciłem radio na maksa,
To co się wydarzyło, dzięki temu poczułem,
Że to jest ten czas,
Zadzwoniłem do Helge, co handluje autami, i powiedziałem,
Że jestem zdecydowany,
Że już dokładnie wiem, że to, czego chcę, to…

Stary Amazon,
Listwy i chrom,
Kierownica z bakelitu,
Kolor – “kalifornijska biel”,
Prawdziwy winyl,
Sztuczna skóra,
Stary Amazon!!
Stary Amazon!!

Pojechałem do firmy Helge,
Gdzie stało pełno aut,
Początkowo nie widziałem tam nic dla siebie,
Ale potem odkryłem, że na tyłach stoi…

Stary Amazon,
Listwy i chrom,
Kierownica z bakelitu,
Kolor – “kalifornijska biel”,
Prawdziwy winyl,
Sztuczna skóra,
Stary Amazon!!
Stary Amazon!!
Kocham Amazona!!

(2x)

 

1859181201_1f09df1133_bFoto: tr1pod, Licencja CC

 

WŁOCHY

Co niebanalnego można powiedzieć o Włoszech? Niewiele, dlatego nie będę się rozpisywał. Tamtejsze umiłowanie Piękna i Życia nie ma sobie równych, podobnie jak dawka uczuć wkładanych w projektowanie aut oraz jazdę nimi.

Jeremy Clarkson pisał kiedyś, że testując trzylitrową Alfę Romeo na górzystej autostradzie Turyn-Genua został wyprzedzony przez 80-latka w Fiacie Ritmo. Innym razem, gdy wypróbowywał na Sycylii Sierrę Cosworth, karabinierzy zatrzymali go tylko po to, by kazać mu jechać jeszcze szybciej i przekonać się, co też Fordziak potrafi. Mnie samemu niewiele samochodów sprawiło tyle radości, co ledwie 18-konny Fiat 500, którego ujeżdżałem kiedyś na Półwyspie Sorrento.

Kultura śródziemnomorska należy do tych bardziej złożonych, dlatego z nieprzebranego skarbca włoskiej muzyki wybrałem kawałek, w którym jazda samochodem jest wspomniana tylko na początku i jedynie jako metafora pewnego specyficznego stanu ducha. Zresztą, sami posłuchajcie.

 

Certe notti (1995)

Muzyka, tekst i wykonanie: Luciano Ligabue

Certe notti la macchina e’ calda
E dove ti porta lo decide lei
Certe notti la strada non conta
Quello che conta e’ sentire che vai
Certe notti la radio che passa Neil Young
Sembra avere capito chi sei
Certe notti somigliano a un vizio
Che tu non vuoi smettere, smettere mai.

Certe notti fai un po’ di cagnara
Che sentano che non cambierai piu’
Quelle notti fra cosce e zanzare
E nebbia e locali a cui dai del tu
Certe notti c’hai qualche ferita
Che qualche tua amica disinfettera’
Certe notti coi bar che son chiusi
Al primo autogrill c’e’ chi festeggera’

E si puo’ restare soli
Certe notti qui
Che chi s’accontenta gode
Cosi’ cosi’
Certe notti sei sveglio
O non sarai sveglio mai
Ci vediamo da Mario prima o poi

Certe notti ti senti padrone di un posto
Che tanto di giorno non c’e’
Certe notti se sei fortunato
Bussi alla porta di chi e’ come te
C’e’ la notte che ti tiene fra le sue tette
Un po’ mamma e un po’ porca com’e’
Quelle notti da farci l’amore
Fin quando fa male fin quando ce n’e’

Non si puo’ restare soli
Certe notti qui
Che se ti accontenti godi
Cosi’ cosi’

Certe notti son notti

O le regaliamo a voi
Tanto Mario riapre prima o poi
Certe notti sei solo
Piu’ allegro, piu’ ingordo,
Piu’ ingenuo e coglione che puoi
Quelle notti son proprio quel vizio
Che non voglio smettere smettere mai

Non si puo’ restare soli
Certe notti qui
Che chi s’accontenta gode
Cosi’ cosi’
Certe notti sei sveglio
O non sarai sveglio mai
Vi vediamo da Mario prima o poi.

 

Są takie noce, gdy silnik jest gorący,
I niesie Cię tam, dokąd sam zechce,
Są takie noce, że nie liczy się trasa,
A tylko to, że czujesz, że jedziesz,
Są takie noce, kiedy radio, które puszcza Neila Younga,
Zdaje się rozumieć, kim jesteś,
Są takie noce, jak nałóg,
Z którym za żadne skarby nie chcesz zrywać.

Są takie noce, gdy robisz hałas,
By było wiadomo, że się nie zmienisz,
Są takie noce, pełne czyichś objęć, komarów i mgły w jakimś przytulnym zakątku,
Są takie noce, w które wszystkie twoje rany opatrzy ci któraś z przyjaciółek.
Są takie noce, w które imprezowałbyś choćby w najbliższym Autogrillu

I możesz siedzieć tu sam, w owe noce, bo kto jest szczęśliwy, ten się cieszy – ot tak!
Ten, kto w owe noce śpi, nie obudzi się nigdy,
I prędzej czy później skończy w barze “u Mario“.

Są takie noce, kiedy czujesz się panem miejsc, które w dzień w ogóle nie istnieją,
Są takie noce, kiedy – jeśli masz szczęście – zapukasz do drzwi kogoś, kto jest taki tak Ty,
To te noce, które Cię ściskają, trochę jak mama, trochę jak demon,
To te noce, by kochać się aż do oporu, aż do bólu.

NIE !! Nie możesz siedzieć tu sam, w owe noce, bo kto jest szczęśliwy, ten się cieszy, ot tak!
Są takie noce, które trzeba ofiarować Komuś – “u Mario” jeszcze się nasiedzisz.

Są takie noce, są takie noce, są takie noce…

Są takie noce, kiedy jesteś bardziej szczęśliwy, łapczywy, naiwny i zakręcony niż kiedykowiek,
Owe noce to właśnie ten nałóg, z którym za żadne skarby nie chcesz zrywać.

NIE !! Nie możesz siedzieć tu sam, w owe noce, bo kto jest szczęśliwy, ten się cieszy, ot tak!
Są takie noce, które trzeba ofiarować Komuś, a “u Mario” jeszcze się nasiedzisz,

Są takie noce, są takie noce, są takie noce…

 

2615350867_d5764e2972_bFoto: Sonia Golemme, Licencja CC

 

FRANCJA

We Francji automobilizm pojawił się wcześniej niż gdziekolwiek indziej: to tam otwarto pierwsze fabryki samochodów, zorganizowano pierwsze wyścigi i rajdy oraz uchwalono pierwsze przepisy drogowe (przy czym pierwszym z nich była – a jakże – taryfa podatkowa). Wiele wskazuje też na to, że to właśnie tam indywidualna motoryzacja zaniknie najszybciej, bo francuska polityka jej zwalczania jest nie tylko najbardziej radykalna, ale też stosunkowo najsilniej popierana przez społeczeństwo.

Poniższa piosenka, jak przystało na francuską poezję, w bardzo dosłowny sposób mówi o pożądaniu kobiety, ale kluczową rolę odgrywa w niej samochód jednej z najbardziej legendarnych marek w historii – oczywiście francuskiej. A ponieważ w dzisiejszej Francji automobilowa Pasja jest czymś wstydliwym, piosenka jest dość wiekowa, a występujący w niej samochód – wręcz przedwojenny.

 

Balade en Bugatti” (1968)

Tekst: Claude Lemesle; muzyka i wykonanie: Michel Fugain

Viens je t’emmène avec moi, en balade
Tu laisses tout on s’en va, en balade
Ma Bugatti sport de mil neuf cent trente
N’attend plus que toi
Crois-moi, tu seras contente
Paris-Deauville en quatre heures, c’est extra !

Tu as bien le temps pour faire de ménage,
Vingt ans – c’est trop tot,
Crois-moi, ça serait dommage,
De ne pas profiter de mon auto !

Mais tu peux très bien me dire en chemin
Que l’herbe est tendre
Tu peux même avoir le désir soudain
De t’y étendre

Et si tu voulais te jeter sur moi
Je ne dirais rien
Et si tu voulais encore plus que ça
Je le ferais bien, très bien.

Viens je t’emmène avec moi, en balade
Tu laisses tout on s’en va, en balade

Ma Bugatti sport de mil neuf cent trente
Retient ses chevaux,
Tout prêt à faire du soixante
Paris-Deauville en quatre heures et bravo !

Et quand demain, j’irais te chercher
Des bouquets de fleurs et de coquillages
Tu m’attendras au port sur le quai
Ou sur le bord de la plage
Je t’en prie ne perdons pas de temps
Je te prêt’rai ma brosse à dents
Mon amour

Viens je t’emmène avec moi en balade
Tu laisses tout on s’en va en balade
Viens, viens, viens avec moi, en balade
On laisse tout on s’en va !

 

Chodź, zabiorę Cię na przejażdżkę,
Rzuć wszystko, jedziemy na przejażdżkę,
Moje sportowe Bugatti z 1930-ego czeka tylko na Ciebie,
Wierz mi, nie pożałujesz,
Paryż-Deauville w cztery godziny – ekstra, nie…?

Masz jeszcze czas, żeby zostać kurą domową,
Dwadzieścia lat – to zbyt wcześnie,
Uwierz mi, byłoby szkoda,
Nie skorzystać z okazji, jaką daje nam moje auto!

I możesz wprost powiedzieć mi po drodze,
Że trawa jest kusząco miękka,
I możesz nagle poczuć ochotę,
By się na niej rozciągnąć…

A jeśli zechciałabyś paść w me ramiona,
Nie zaprotestuję…
A jeśli chciałabyś coś więcej,
Zrobię to z rozkoszą… Wielką rozkoszą…

Chodź, zabiorę Cię na przejażdżkę,
Rzuć wszystko, jedziemy na przejażdżkę,
Moje sportowe Bugatti z 1930-ego
Nie straciło swych mechanicznych rumaków,
W każdej chwili gotowe na rajd,
Paryż-Deauville w cztery godziny – brawo!

A gdy nazajutrz rano pójdę po kwiaty i muszelki dla Ciebie,
Ty poczekasz na nabrzeżu portu, lub skraju plaży,
Proszę Cię, nie traćmy czasu,
Szczoteczkę do zębów Ci pożyczę,
Moje kochanie…

Chodź, zabiorę Cię na przejażdżkę,
Rzuć wszystko, jedziemy na przejażdżkę,
Chodź, chodź, chodź ze mną, na przejażdżkę,
Rzućmy wszystko i jedźmy!!

 

15322314502_209c99ee64_hFoto: RD_Elsie, Licencja CC

 

JAPONIA

Europejczyk nigdy nie pojmie kultury dalekowschodniej. Arabską, indyjską, afrykańską, indiańską – bardzo proszę, ale nie dalekowschodnią. Ile godzin byśmy nie spędzili nad mangghą, anime i origami, pewnych rzeczy nie ogarniemy. Na przykład tego, że uśmiech nie oznacza radości, a zażenowanie. Że czasami za najlepsze wyjście z sytuacji uznaje się rozprucie sobie brzucha mieczem. Że nie istnieje coś takiego jak wewnętrzne poczucie winy, a tylko społeczne potępienie (nikt nie widzi = nic się nie stało). Że lepiej kupować tlen z ulicznych automatów niż odpocząć chwilę za miastem. Że można stworzyć grę komputerową symulującą gwałt na nastolatce. Że danie napiwku obraża obdarowanego. Że przyjeżdża się na wycieczkę do Istanbułu tylko po to, by stojąc przed Hagia Sophia fotografować sprzedawane ze straganu albumy z wizerunkami wnętrza zabytku, bo na wejście i rzut okiem na żywo po prostu nie ma czasu (sam byłem świadkiem czegoś takiego). Że…

Japończycy często zdobią swe samochody naklejkami z przypadkowymi, pozbawionymi sensu zbitkami słów – byle po angielsku. Podobne wstawki znajdują się w wybranej przeze mnie piosence, pochodzącej z czołówki kreskówek o Transformersach (czy może być coś bardziej stereotypowo japońskiego…?). Angielskich ozdobników celowo nie tłumaczyłem, żeby podkreślić ich absurdalność. Zresztą absurdalny jest cały tekst – częściowo pewnie z powodu słabej jakości dwuetapowego przekładu (tłumaczyłem z wersji angielskiej), ale oryginał jest ponoć podobny w wymowie. Nie próbujmy szukać w nim głębszego sensu – jako Europejczycy nie mamy szans go odnaleźć.

 

Honō no Overdrive” (2000)

Tekst: Fuyuki Gotō; Muzyka: Cher Watanabe; Wykonanie: Kōji Wada

Atsuku Atsuku Atsuku Moetagiru kokoro
Hashire Hashire Hashire Yami wo tsuranuke
Super Sonic

Haruka sora e to hibiku Exhaust Note
Inochi no kodō ga kikoeru ka?
Transform

Go Boy! Convoy!

Honō no Overdrive

Fire! Convoy!

Akai senkō Fire Flash!

Daremo ga kagayaku inochi hitotsu

Car Robot Car Robot

Car Robot Cybertron

 

Płonące, płonące, płonące, płonące serce!!
Pędź, pędź, pędź, przebijaj się przez ciemności!!
SUPER-SONIC!!

Aż po dalekie niebo rozlega się huk wydechu,
Czy słyszysz rytm życia?
TRANSFORM!
GO BOY! CONVOY!
Płomienny OVERDRIVE!!
Życia wszystkich z nas stają się jednym,
CAR ROBOTS, CAR ROBOTS,
CAR ROBOTS, CYBERTRON!

 

5267100093_6e778ff12a_bFoto: Fidel Ramos, Licencja CC

 

CZECHY

Polacy zwykli patrzeć na Czechów z góry. Nie będę analizował tego zjawiska, jego źródeł, ani tego, któremu narodowi życiowa filozofia przyniosła więcej zysków, a któremu cierpień. Powiem tylko tyle, że samochody osobowe produkowali Czesi już w XIX wieku, w dwudziestoleciu międzywojennym swojej motoryzacji nie musieli się wstydzić przed nikim, a nawet gdy zapanował u nich komunizm (brutalniejszy niż nasz), Milan Chladil śpiewał poniższą piosenkę, której tematem jest szacunek dla zabytkowego auta wożącego trzecie już pokolenie tej samej rodziny. W tamtych latach nawet na Zachodzie cały ruch oldtimerowy jeszcze w zasadzie nie istniał. A w Polsce? Nasza Karin Stanek opiewała np. iście dziecięcą fascynację podróżą autostopem – bo o niczym więcej nie można było marzyć. Wszystkim samochodziarzom wyśmiewającym naszych południowych sąsiadów polecam porównać treść owych dwóch piosenek. Obie pochodzą z tego samego roku – 1962.

 

Láska na kolech (1962)

Tekst: František Zacharník; Muzyka: Alfons Jindra; Wykonanie: Milan Chladil

V době dnešní lidé třeští: Jen mít Spartaka!
Ale mě to pomyšlení vůbec neláká.
Máme u nás chloubu celé naší rodiny.
Tůze starý vůz, však chodí jako hodiny.

Už děd můj s černým cylindrem svou babičku v něm vez
a táta s mámou jeli v něm a jezdí ještě dnes.
I já bych tě rád na radnici také jednou vzal
v tomhle starém autě, ač by se nám každý smál.

Je hranaté až běda! Mně to vůbec nevadí.
Vždyť tvoje krása a tvé mládí všecko nahradí.
V něm děd můj s černým cylindrem svou babičku miloval.
V něm lásce vždycky dařilo se, ať se daří dál.

I já bych tě rád na radnici také jednou vzal
v tomhle starém autě, ač by se nám každý smál.
V něm děd můj s černým cylindrem svou babičku miloval.
V něm lásce vždycky dařilo se, ať se daří dál

 

W dzisiejszych każdy wzdycha – ach, gdyby tak mieć Spartaka…
Ale mnie ten pomysł w ogóle nie kręci,
Bo u nas chlubą rodziny jest
Nasz wóz – stary, ale chodzący jak zegarek.

Już mój dziad w czarnym cylindrze woził nim babcię,
A tata z mamą jeżdżą nim do dziś!
I ja też chętnie zawiózłbym Cię przed ołtarz,
Tym starym autem, choćby się z nas mieli śmiać,

Jest beznadziejnie kanciaste, ale mnie to nie rusza,
Twoja uroda nadrobi wszystko,
W nim mój dziadek w czarnym cylindrze kochał babcię,
W nim miłość zawsze zaznawała spełnienia i niech będzie tak dalej!

I ja też chętnie zawiózłbym Cię przed ołtarz,
Tym starym autem, choćby się z nas mieli śmiać,
W nim mój dziadek w czarnym cylindrze kochał babcię,
W nim miłość zawsze zaznawała spełnienia i niech będzie tak dalej!

 

5025313545_6d7825547d_bFoto: Zruda, Licencja CC

 

POLSKA

Z Polską miałem jeszcze trudniej niż z USA. Nie dlatego, że piosenek za dużo – po prostu trudno było mi wybrać konkretny przekaz. Myślałem nad wspomnianym powyżej “Autostopem” Stanek, ale wolałem coś choć trochę mniej dołującego w zestawieniu z resztą krajów. Z tego samego powodu odpadało “Kupię Škodę na wodę“. Heniek Star był zbyt niepoważny, Budka Suflera (“Piąty bieg“, “Ratujmy co się da“) – nie do końca na temat, bo tam wzmianki o samochodach są tylko środkiem stylistycznym, a nie częścią treści, jak u Ligabue czy Fugaina. Rozważałem Franka Kimono z jego Ritmo i Mirafiori pilnowanym przez szatniarza.

Na szczęście jednak znalazłem coś bardziej budującego: “W drodze do Fontainebleau“. Tekst napisał Janusz Kondratowicz po tym, jak odwiedził w Paryżu brata i w pewną niedzielę pojechał z nim na wycieczkę do tytułowego zamku. Chyba dla każdego Polaka pamiętającego tamte lata, choćby przez mgłę, pojęcie podróży samochodem, zwłaszcza za granicę, kojarzy się z wielką, mistyczną wręcz Przygodą (co będzie zresztą tematem najbliższego artykułu). Każdy ma też związane z nim, osobiste wspomnienia, zazwyczaj wyjątkowo barwne. Dzisiejszy, długaśny wpis zakończę więc takim właśnie, sentymentalnym akcentem.

 

W drodze do Fontainebleau” (1985)

Tekst: Janusz Kondratowicz; Muzyka: Zbigniew Górny; Wykonanie: Krystyna Giżowska & Bogusław Mec

Pożyczony wóz,
wlókł się trząsł i chwiał,
ale przecież wiózł, tam gdzie wieźć nas miał.
Nim dwudziesty wiek, jak zapałka zgasł
W Monte Carlo już nie było nas!!

W drodze do Fontainebleau,
nawet nam nieźle szło,
pół Europy przejechał stary grat.
W drodze do Fontainebleau,
szampan był bito szkło,
zawrót głowy to było właśnie to.

Dwie walizki bzdur, mamy stamtąd lecz
Nie dosięgną chmur, bagaż dla dwóch serc!!
A gdyż jakiś most, prosto w niebo wiódł
Zawsze bliżej był motelu chłód!!

W drodze do Fontainebleau,
nawet nam nieźle szło.
pół Europy przejechał stary grat!!
W drodze do Fontainebleau,
szampan był, bito szkło,
zawrót głowy, to było właśnie to!!

skan844Foto: archiwum rodzinne

 

38 Comments on “AUTOMOBILOWA CZASOPRZESTRZEŃ: ZE ŚPIEWEM NA USTACH

  1. Z tą Francją to nie jest przypadkiem tak, że masz z nimi kontakt lepszy niż z pozostałą resztą krajów i stąd to przekonanie?

    Liczba aut na 1000 mieszkańców (497) wcale nie jest znacznie niższa niż w Niemczech, gdzie ponoć kochają motoryzację (501), w dodatku we Francji mamy wyraźnie więcej aut >10 letnich, przy podobnym poziomie zamożności co świadczyło by o tym, że jednak więcej osób niż w DE czy UK nie traktuje ich czysto przedmiotowo i nie złomuje przy pierwszej większej awarii, mimo, że ich stać na zmianę.

    Rozumiem, że może chodzić o wyrzucanie aut z Paryża, ale to francuzi – naród inżynierów, oni zawsze chcą być z przodu, także z powodu ego, zresztą niedługo podobny krok podejmą i Niemcy z UK i wtedy wątpię by reakcje były tak negtywne.

    Młode pokolenie rzeczywiście ma nieco inne priorytety, a współczesny samochód towarzyszy im od początku, nie widzą tego postępu, nie emocjonują się tym, teraz pościg trwa w smartphone'ach i to jest dla nich bardziej ekscytujące.

    Nic dziwnego, jakbym był młodszy i pierwszy kontakt z motoryzacją oznaczał by współczesne auta to też nie został bym ich miłośnikiem, bo i czym tu się podniecać w dobie globalizacji, gdzie różnice w testach pomiędzy autami można mierzy w promilach.

    • Nie mam lepszego kontaktu z Francją niż z Niemcami – przez parę lat pracowałem z Francuzami, ale nie rozmawialiśmy o samochodach. Jeżdżenie starszymi autami nie ma tu wiele do rzeczy – w Niemczech jest wielu emerytów posiadających to samo auto do śmierci, i wielu młodych entuzjastów, którzy kupuja starsze pojazdy i traktują je jak hobby. Zresztą zobacz sobie ile jest forów internetowych o motoryzacj w obu krajach i co się na nich pisze, albo jaki jest opór przeciwko ograniczeniom prędkości, zakazom wjazdu do centrów miast albo opłatom za autostrady w obu krajach. Jakie są podatki od samochodów i od czego zależą. Niemcy to najbardziej przyjazny motoryzacji kraj Zachodu, Francja jest jednym z najbardziej ją zwalczających

  2. Fajny pomysł! A jako że na Autobezsensie czasem pojawiają się wpisy z podkładem muzycznym, to temat mi się podoba 🙂

    Ale ja dla USA dałbym "Racing in the Street" Bruce'a Springsteena: https://www.youtube.com/watch?v=ZOWIAXsfZus – nie znam drugiego utworu, który lepiej opisywałby fascynację hot rodami, muscle carami i wyścigami ulicznymi i do tego miał w sobie coś więcej niż tylko zachwyt nad benzyną. No i ten kontrast tematu z melodią :). Z resztą Sprinngsteen baaaardzo często śpiewa o samochodach, dlatego kilka razy jego utwory wrzucałem do swoich wpisów.

    A co do Niemców, to szacun za znalezienie czegoś innego, niż "Benzin" Rammsteinu 😉 – sam lubie tego łomotu posłuchać ale jest jednak trochę za oczywisty do tego tematu 🙂

    • Oczywiście piosenek samochodowych jest dużo i mój wybór jest jednym z setek możliwości. Szczerze mówiąc,to trochę liczę na to, że przy tej okazji ludzie podpowiedzą mi parę fajnych tytułów do mojej prywatnej playlisty :-).

      • Noo, jako że słucham często southern rocka, bluesa, country itp. klimatów, to porządną listę mógłbym zrobić. Od "One piece at a time" Johnny'ego Casha (o której z resztą był kiedyś wpis) po utwory ZZ Top, gdzie Billy Gibbons pcha nawiązania do hot rodów gdzie się tylko da 🙂

        PS Chyba mój jeden komentarz albo poszedł do moderacji albo się nie dodał

      • Podbijam – ta sama piosneka "One piece at a time" chodzi mi po glowie od dluzszego czasu. Milych wakacji!!!

        Kodi

  3. Ja nominuję perełki ze ścieżki dźwiękowej filmu Auta (Route 66 – tego nie może zabraknąć, albo Real Gone Sheryl Crow). W sekcji włoskiej wstawiłbym hit "50 special" zespołu Lunapop, co prawda trochę poza kategorią, bo opowiada o Vespie a nie o samochodzie, ale jak najbardziej w klimacie:

    https://www.youtube.com/watch?v=vasHiwYbdCI

     

  4. super artykul, ale co ja bede chwalic, skoro wszystkie sa super :), bardzo fajnie sie czytalo z zaciekawieniem co bedzie w kolejnym kraju 🙂

    co do Wloch – to dodal bym Drupi- Sereno e (choc o motocyklu)
    do do Polski:
    w klimacie naszego polskiego zazdroszczenia – Grupa Furmana – Zyc zyciem drugich.
    poza tym o motocyklu – tez Grupy Furmana – ETZ,
    o ciezarowce: Tomasz Szwed – Kamaz ciagnik siodlowy.
    o bezsensownej nowoczesnosci: Grupa Furmana – Wyścig
    no i choc nie moj klimat, to nie mogl bym przeciez nie wspomniec o “mam cinquecento w holenderskim gazie” 😉

    • Drupi śpiewa raczej o sielance miłosnej, śniadaniu w łóżku i tych rzeczach, chociaż faktycznie, potem było chyba coś, że ona pojechała na jego motorze i wylądowałą głową w rowie, czy coś takiego 🙂

      Resztę sobie posprawdzam 🙂

  5. Doskonały wpis. Aczkolwiek jeśli chodzi o Anglię, moim wyborem byłoby zdecydowanie "I'm In Love With My Car" Queen (śpiewane nie przez Freddiego, tylko przez perkusistę Rogera Taylora, który zresztą miał podówczas Alfę). Acz "Driving In My Car" Madness, numer poświęcony Morrisowi Minor, też byłby dobry 🙂

    A z polskich – choleraż, sam napisałem jeden tekst, ale wokalista zespołu, w którym podówczas grałem, odrzucił go i napisał własny. O Batmanie, @#$%^ mać.

    • Zapodaj ten swój kawałek, please. Jestem bardzo ciekaw 🙂

      P.S. Z Batmana zawsze można zrobić Batmobil 🙂

      • No niestety, dysponuję jedynie wersją z finalnym tekstem, ponadto muzyka jest autorstwa klawiszowca, który opuścił zespół razem ze mną i zabrał ze sobą ten numer (nigdzie nie był publikowany, zrobiliśmy go już po nagraniu pierwszej i jedynej płyty). Nie wiem zatem, czy mi wolno. A mój tekst niestety zaginął gdzieś 🙁

  6. Pomimo, że Kanada nie słynie z produkcji samochodów, to właśnie w tym kraju powstał mój ulubiony chyba utwór o tematyce motoryzacyjnej – "Red Barchetta" zespołu Rush. Choć tematyka, dotycząca zakazu poruszania się autami i buntowi wobec prawa bardziej pasuje do obecnej Francji 😉

    https://www.youtube.com/watch?v=FAvQSkK8Z8U

    • No właśnie pisałem, że rozważałem Heńka Stara. To pseudonim Rewińskiego na potrzeby tej piosenki. Potem jeszcze była druga część – “mój nowy Star” – o tej mało kto wie, a ona zamyka całość 🙂

  7. Bardzo wpis pomysłowy, poważam.

    Krajowy kawałek motoryzacyjny?

    Zdecydowanie "Trabant Blues". Jechalim Trabantem do Zakrzewa… jest tak polski, że to aż niezwykłe.

     

    ps. Camper na Wartburgu z rodzinnego archiwum – cudo cudowne!

    • Hehe, to nie camper, to zwykły Wartburg.

      Mój tata z bratem i bratową jeździli w ten sposób do Jugosławii na wyprawy handlowo-turystyczne. Podobno w ciągu trzech tygodni zarabiali więcej niż za cały rok w pracy, ale jak się mieścili w Wartburgu we trójkę, z prowiantem na trzy tygodnie i towarem, to nie mam pojęcia, w dodatku jeszcze w nim spali…

      • moi dziadkowie tak tez jezdzili do Jugoslawii i okolicznych krajow, wiezli tam tez cos na handel a co innego przywozili. najpierw jezdzili “mala Zastawka” (750) a pozniej “duza Zastava” (1100p) dziadek swoja 1100p 3 razy licznik przekrecil bez remontu glownego (a nowa nie byla) az w koncu zgnila na tyle powaznie ze nie warto bylo jej juz naprawiac, to juz bylo w latach 90, i nadal byla na chodzie i poszla za 600zl, choc miala byc dla mnie.. coz, bywa

        http://mreq.republika.pl/1/zastava1.jpg
        http://mreq.republika.pl/1/zastava2.jpg
        ja w Zastavie jakos niedlugo przed sprzedaza (bylem zakochany w tym samochodzie, nawet jeden komplet kluczykow powiedzialem ze koniecznie musi dla mnie zostac:) )

  8. z polskich w motoryzacyjnym klimacie to jeszcze:
    Andrzej Rosiewicz – chlopcy radarowcy
    Blenders – czarny ciagnik
    Kazik/Kult – Dziewczyna się bała pogrzebów
    Jarema Stepowski – Warszawski taksowkarz

    wiecej juz chyba sobie nie przypomne 😉

  9. A ja muszę dodać swoje 5 groszy, jeśli chodzi o Anglię. Przede wszystkim polecam klasykę lat 90-tych: Radiohead – Killer cars. 
    Poza tym w samochodzie bardzo dobrze się słucha Elasticę – Car song. Szczególnie "in every little Honda". 😉
    Ale jeszcze lepiej się ogląda, bo klimat klipu jest niezły. Bardziej japoński, niż angielski, a do tego francuski GS jako samochód przyszłości (w latach 90-tych!).

    https://www.youtube.com/watch?v=djjw3BKUV28

  10. Z racji tego, że najbardziej na świecie kocham muzykę i samochody czytanie tego artykułu było dla mnie ogromną frajdą. Mimo tego, że nie przepadam za językiem Goethego, największe wrażenie wywarł na mnie tekst "51er Kapitan" – nie sądziłem, że piosenka o Oplach może być tak wzruszająca.

    Od siebie dodam tylko George Harrison – "Faster" (to akurat bardziej o wyścigach F1 niż o luźnym cruisingu) oraz Zarys Zdarzeń, Sokół – "Do fury" (nie jestem wielkim fanem rapu, ale ten utwór dosyć dobrze oddaje klimat i realia nieco młodszych fanów 4 kółek, i nie chodzi o Audi :D)

  11. jak ktos lubi Country to wlasnie jest audycja Korneliusza Pacudy w programie 1 Polskiego Radia
    a jak ktos lubi nietypowa muzyke to jutro o tej porze “strefa rokendrola wolna od angola” Michala Owczarka w trojce 🙂 polecam

  12. Ja dorzuciłbym od siebie "Highway Star" – Deep Purple, a z polskich – wspomnianego Franka Kimono – "Tankowanie nocą" 🙂

  13. Ciekawy temat. Również bardzo liczę na powiększenie mojej playlisty przez komentujących. Parę tytułów już zresztą wyłapałem 😉 .

    Ja całkiem sporo utworów wyłapuje z reklam, bo po prostu po ich obejrzeniu już mi się od razu z samochodami kojarzą mimo, że niekoniecznie o nich opowiadają. Na przykład moja ulubiona Meravigliosa Creatura (Gianna Nannini), która wraz z reklamą Fiata Bravo wlazła tak głęboko do mojej głowy, że już raczej nie wyjdzie, a do mojego samochodu pasuje jak ulał 🙂 . Od razu mówię, że tekst w zasadzie nie jest o samochodzie, ale jak się ma mózg skrzywiony w tą stronę co ja to jak najbardziej może być i o nim.

    https://www.youtube.com/watch?v=cTCwbVHIeIM

    No i nie byłbym sobą gdybym nie dał The Big Bounce – Alpha Romeo:

    https://www.youtube.com/watch?v=MVNc3hjRQ_k

    Tekst moim zdaniem nie do końca oddaje to co cenię w tej marce, ale jak do tej pory nikt nic lepszego nie napisał.

  14. Jeżeli ktoś myśli, że muzycznie Niemcy – tak jak SzK zgrabnie to ujął – potrafią tylko marsze wojskowe i ewentualnie hajlowanie do rytmu, to niech sobie poszuka co napopełniał Schiller (Christopher von Deylen). Ten młody chłopak to genialny kompozytor, ma nosa do dobrej nuty i czuje ją, nowy J-M Jarre prawie powiedziałbym nawet 😉 współpracuje z bardzo różnymi ludźmi (duet z Tarją Turunen z Najtwisza poważam okrutnie), nie boi się odchodzenia od schematów na milę morską 🙂
    Słyszeliście męczone czasem aż do bólu w radiu “I feel you” z Peterem Heppnerem? No. To ten krótko strzyżony (przypadek?!) pan.

    A teraz o miksie aut z graniem:
    Moim numerem 1 w tym temacie jest Chris Rea, i trochę nieprzypadkowo bo automobilizm jest i zawsze był u typa mocny. Nie wiem czy nawet Automobilownia nie zauważyła tego gdzieś w krótkim akapicie. Artykuł o CR byłby, kol. Szczepanie, moim zdaniem niezłym wakacyjnym przerywnikiem o zakochanym w motoryzacji kolesiu który robi również dobrą muzykę, jedną z lepszych chyba na drogę :-] w zasadzie mam czasem wrażenie że niektóre kawałki powstały dosłownie podczas jazdy. Z ciekawszych szczegółów, onegdaj facet ponoć często bywał widziany w swoim otwartym Caterhamie/Lotusie Seven gdzieś na krętych brytolskich drogach, jak też brał udział w różnych wyścigach torowych, chyba w klimacie retro ale niekoniecznie, nie jestem pewien – i radził sobie zupełnie uczciwie.
    Moje propozycje do przytknięcia ucha (i oka):
    1) Looking for the summer: klip ma mocno samochodowy klimat i w ogóle jest boski, znam na pamięć, to wręcz krótki 4-minutowy film z pozytywną wibracją.
    2) Road to hell: wszyscy znacie zapewne to ze słyszenia, ale to tylko Part II która – przyznaję – daje radę, mroczno jest i w ogóle. Ale jest jeszcze preludium do tego pod nazwą Part I, ale przecież Radio Zet nie będzie tego Wam grało w należytym komplecie, bo reklamy już czekają. W każdym razie teledysk i kawałek wypada znać. Na koncercie zawsze jest grane I i II i dopiero jest to smakowity zestaw.
    3) La Passione: ubolewam nieco, że CR najwyżej poważa sobie włoskie czerwone produkty motoryzacyjne 😉 w związku z tym zrobił o tym film, a jak. Ścieżka dźwiękowa jest – moim zdaniem średnia – ale parę numerów jest dobrych, zatrudnił Shirley Bassey i jest super. Filmu nie oglądałem chyba tylko dlatego, że czerwone włoskie psujące się itp.
    4) do innego filmu zrobił kawałek “Soft Top, Hard Shoulder”, chyba to zresztą też jest tytuł tego filmu. Ależ to jest klimatyczny numer, trochę mad-maxowy, dość powiedzieć że oczywiście w filmie motoryzacja nie jest w głębokim tle 😉 jeżdżą tam jakimś brytyjskim 2-drzwiowym sedanem czy coś w tem guście.
    5) nie wspominam natomiast o Driving home for Christmas, bo zrobił się z tego supermarketowy hymn każdego grudnia, i w sumie petrolhedzki za bardzo to on nie jest 😀
    6) Nothing to fear, świetny klip, pamiętam że tam jakieś czarne Mesie były czy inne poważne furki 😉
    7) I’m in my car
    8) Daytona, czuć tu paloną gumę
    9) Texas. They’ve got big long roads up there 🙂
    10) Can’t get through
    11) No wheels blues
    Jeszcze by się znalazło, na szybko z pamięci wygrzebałem. Stawiam stówę, że połowa tych piosenek powstała w głowie Chrisa w tym Caterhamie…

    Z innych, chyba tu nie wymienionych jeszcze: chłopaki z Yello chyba się trochę inspirują moto, a na pewno kilka kawałków. Na długą trasę, najlepiej przez mroczne skandynawskie lasy, dobre będzie Tunguska Electronic Music Society. Ostatecznie do pociskania cały dzień po niemieckim autobanie też.

  15. ohoho 🙂 powitac Oldskul 🙂 dawno Cie nie “widzialem” nigdzie, ale jak mozna tak wszystkich znizac do poziomu radia zet 😉 to nie onet 😉
    a niemcy to nie tylko marsze, jest przeciez Kraftwerk, rowniez z motoryzacyjnym kawalkiem Autobahn

    • Czołem Benny 🙂
      Jestem, jestem, czytam co tam nowego w wiadomych grat-kręgach, trochę nie zawsze na bieżąco, to i też mniej gadam 😉
      Za to stosuję Twój patent dla starszej Opery, coby widzieć te omszałe złomy prezentowane na Złomniku. Respekt, bracie.
      105-tka szykowana jest właśnie na tegoroczny Złombol – nie chcesz może pojechać? Kierunek absolutnie wyczesany: w Alpy jadą. Na mapie względnie niedaleko, ale za to bardzo pod gorę – Malary i Żuczory będą się gotować, he he he he.

  16. hehe no Maluch chocby chcial to sie nie zagotuje 😉 Zuk bez termostatu raczej tez nie 😉 ale taka Skoda to juz moze miec ochote..
    patent nie jest moj, ja go poprawilem jedynie 🙂
    wiesz ze mnie zaden podroznik, znaczy lubie graty, dlubanie i luksusy sa mi zupelnie obce (poza Xantia ktora czasami jade z Zonka), ale jechac za dlugo nie umiem, po jakis 150-200km mi sie tak straszliwie chce spac ze niewiem, no i tak naprawde to a dosc dziwnie sie czuje w wiekszym towarzystwie, przynajmniej na poczatku ;)… no ale ciekawe 😉 jaki to termin i ile czasu taka zabawa? no i co za ludzie by jeszcze jechali? bo ja to jako mechanik pokladowy sie bardziej nadaje niz zmiennik 😉