C’EST LA VIE: MIESZANE UCZUCIA

Wiecie co to są mieszane uczucia? Otóż jest to stan ducha faceta, którego teściowa spada w przepaść w jego nowym Ferrari.

Suchar oczywiście stary i taki sobie, ale mieszane uczucia – prawie współczesne. We mnie wywołuje je bowiem samochód ze zdjęcia – Peugeot RCZ.

Peugeot to jedna z ostatnich marek, po których można by się spodziewać takiego modelu. Ja oczywiście znam jej wyczynową historię: Grönholma i Vatanena, WRC i B-Grupę, Le Mans, epizod z Formułą 1, BTCC i Pikes Peak. Popatrzmy jednak na modele cywilne: z naprawdę gorących w całej historii marki znajdziemy tylko hot-hatche (najmocniejsze wersje 205/206/207), względnie bardzo niskobudżetowe wydania Gran Turismo (dwudrzwiowe odmiany 404/504/406/407).

To nie jest tylko sprawa tej jednej marki. W całej Francji aut czysto sportowych produkowano w ostatnich dekadach jak na lekarstwo. Aktualnie odradza się co prawda Alpine, ale nie wiadomo jeszcze, co z tego wyjdzie. Wcześniej dało się kupić odjechane wersje Clio albo Safrane Biturbo – owszem, były szybkie i ekskluzywne, ale to jednak rodzinne hatchbacki. Od czasów pogromu, jaki po II wojnie światowej zgotował ekskluzywnym samochodom rząd IV Republiki, niegdysiejsza ojczyzna hrabiego de Diona i całego sportu samochodowego nie mogła poszczycić się żadnym wyspecjalizowanym producentem pojazdów podnoszących tętno. Poza wspomnianą Alpine, która jednak obficie korzystała z techniki Renault.

Spowodowały to dwa czynniki: po pierwsze francuski system podatkowy czyniący centymetry sześcienne niewypowiedzianym luksusem, a po drugie – tamtejsza specyficznie pojęta dbałość o bezpieczeństwo. Mało gdzie na świecie występuje takie zagęszczenie fotoradarów (w dodatku posiadanie jakiegokolwiek ich wykrywacza, choćby w postaci POI w nawigacji, jest karane konfiskatą samochodu), mało gdzie występują też tak drakońskie ograniczenia szybkości. 130 na autostradzie to raczej teoria, bo w niewielu miejscach nie stoją jeszcze znaki 110 albo niższe (na obwodnicy Paryża nigdzie nie wolno już przekroczyć 60 !!), zaś na zwykłych drogach od 2018r. obniżono  limit z 90 na 80 – hurtem w całym kraju. Co jednak ma niewielkie znaczenie, bo i tutaj królują znaki z liczbą 70. Wszystko w imię bezpieczeństwa.

Świetny artykuł o XXI-wiecznym podejściu do bezpieczeństwa napisał niedawno Fabrykant z Fotodinozy: LINK. Już gdzieś kiedyś pisałem, że to drugie, obok ekologii, współczesne słowo-klucz odbierające prawo dyskutowania z dowolnym, najbardziej nawet absurdalnym zakazem i restrykcją. Nie zgadzasz się – jesteś mordercą niewinnych dzieci, samotnych matek albo misiów polarnych. Kwestionujesz istotność ochrony ludzkiego życia albo przyszłości naszej planety, czyli sam siebie pozbawiasz praw publicznych, stawiasz się poza grupą ludzi godnych udzielenia głosu – nie będziemy cię więc słuchać, wyłączymy mikrofon i zbanujemy konto. Kiedyś w ten sposób działała Święta Inkwizycja, motywując to troską o zbawienie dusz – bo czyż może być coś szlachetniejszego niż życie wieczne całego ludu…? Dziś coraz mniej ludzi wierzy w życie wieczne, a jeśli nawet tak, to na pewno nie w opcję kupienia go przez ślepe posłuszeństwo władzom. Trzeba więc straszyć innymi wizjami – na przykład śmiercią niewinnych dzieci, samotnych matek i misiów polarnych. Czy ktoś z Szanownych Państwa ma z jakiś problem z ich chronieniem…?

Oczywiście, ja jestem ostatnią osobą na świecie, która usprawiedliwiałaby jakąkolwiek bezmyślność, zwłaszcza za kierownicą. Odpowiedzialność to sama istota bycia dorosłym człowiekiem, a troska o publiczne bezpieczeństwo – to najważniejsze zadanie państwa. Wybryki w rodzaju ośmiominutowego przejazdu przez pół Paryża w warunkach otwartego ruchu drogowego uważam za objaw niezrównoważenia psychicznego i wcale nie popieram prefekta policji, który puścił to płazem. 50 w ruchliwym mieście to dla mnie sprawa jaśniejsza nie tylko od słońca, ale i od całej galaktyki, nigdy też nie wypowiem złego słowa o fotoradarach przed szkołami albo ruchliwymi przejściami dla pieszych. Nigdy. Ale mandat za 114/110 na prostej, trzypasmowej autostradzie, z dala od węzłów (kiedyś we Francji dostałem dwa takie, jednego dnia), uważam za terror z gatunku jakobińskiego. Podobnie jak same znaki 110 w rzeczonych miejscach. Nie jestem w tym osamotniony – najlepiej spytajcie się samych Francuzów.

(żeby była jasność – w Polsce ostatni mandat za szybkość zapłaciłem kilkanaście lat temu, jeszcze na studiach).

Czy francuskie podejście jest skuteczne? Pokażę Wam ciekawą mapkę: LINK. Przedstawia ona śmiertelność w wypadkach drogowych na 100.000 mieszkańców w poszczególnych krajach w roku 2013-tym. Okazuje się, że jakobiński terror skutkuje wskaźnikiem w wysokości 5,1, podczas gdy w Niemczech – gdzie policja bynajmniej nie pobłaża szaleńcom, ale legalnie wolno jechać 100 na zwykłych drogach i ile kto chce na 2/3 autostrad – widzimy liczbę 4,3. Prawie 16% mniej niż we Francji, i to mimo że jeżdżenie na co dzień autem jest powszechniejsze wśród Niemców. Włochy, które pokryły niemal całą swą sieć autostrad systemem odcinkowego pomiaru szybkości (komputer prawie wszędzie liczy średnią pomiędzy bramkami) wypadają jeszcze gorzej niż Francja – 6 zabitych na 100 tys. Podobnie Austria (5,4), gdzie na całkiem sporej części Autobahnów – między innymi w całym Tyrolu – nie wolno już przekraczać 100. Ten limit tłumaczy się zresztą nie bezpieczeństwem, a ochroną środowiska przed spalinami i hałasem. Odpowiednia ustawa nazywa się IG-L (Immissionsschutzgesetz Luft) i przewiduje mandaty znacznie wyższe niż w przypadku przekroczenia “zwykłych” ograniczeń, najciekawsze jednak, że nie czyni wyjątku dla pojazdów elektrycznych, które ani nie dymią ani nie hałasują!! W Danii, po podniesieniu limitu z 80 na 90 na zwykłych drogach i ze 110 do 130 na autostradach, ilość ofiar nie wzrosła, a spadła. Podobnie jak w USA po niegdysiejszym zniesieniu federalnego ograniczenia 65 mph (USA i Kanada wypadają na mapce gorzej od Europy, bo ludzie spędzają tam połowę życia w samochodach – ciekaw jestem, jak wyglądałoby przeliczenie na pojazdokilometry). Nie mam danych, by wyjaśniać tutaj wszystkie przyczyny każdego z tych zjawisk z osobna, lecz sądzę, że kluczową rolę odgrywa natężenie ruchu, jakość infrastruktury drogowej i oczywiście nieustający rozwój techniki oraz świadomości ludzi. Jednak same przytoczone liczby wystarczą by stwierdzić, że samo przykręcanie śruby niekoniecznie skutkuje tym, co mówią nam politycy, a już na pewno nie może uchodzić za postęp. Podobnie zresztą z pseudo-ekologią: w Austrii po wprowadzeniu ustawy IG-L nie nastąpiło żadne obniżenie poziomu zanieczyszczenia ani hałasu w przydrożnych lasach, a w niemieckich miastach po ustanowieniu osławionych stref środowiskowych nie poprawiło się powietrze (powołując się na niemiecki eksperyment parlament Szwajcarii odrzucił analogiczny projekt). To jednak nie skłania decydentów do zmiany kursu, a jeśli nawet, to co najwyżej do jego zaostrzenia – w myśl zasady, że jeśli lekarstwo nie pomaga, to nie oznacza jego nieskuteczności, tylko niedostateczną dawkę.

Wybaczcie mi, proszę, karygodnie długi wstęp – wszystko przez to, że zastanawiam się nad sensem istnienia bohatera dzisiejszego artykułu.

***

Niemiecki dziennikarz Fritz Busch, który pisał o samochodach od przed wojny, niedługo przed swą śmiercią (miałem napisać “niedawną”, ale to już prawie 8 lat!!) stwierdził, że produkowane dziś samochody są zaprojektowane dla świata, który już nie istnieje. W jego czasach Oplem Rekordem naprawdę dojeżdżało się do celu szybciej niż Kadettem, Commodorem – szybciej niż Rekordem, a ośmiocylindrowym Admiralem, to już w ogóle. Mocniejszą furę kupowało się po to, żeby dłużej pospać przed pracą, albo w jeden dzień dojechać do odleglejszego kurortu wakacyjnego. W swoim kultowym dziś teście Jaguara E-Type’a – prawdopodobnie pierwszym w dziejach artykule prasowym, który opowiadał o samochodzie wyłącznie przez pryzmat emocji – Busch pisał, że po wyjechaniu na autostradę i wrzuceniu czwórki zdało mu się, że podążające prawym pasem “Garbusy” stoją w miejscu, a Isetty wręcz jadą na wstecznym. Wszystko odbywało się całkiem legalnie, i to nie tylko w RFN – ograniczeń prędkości na autostradach nie było wtedy prawie nigdzie. Jedyny problem tkwił w tym, żeby na takiego E-Type’a zarobić.

Gdy 40 lat później cały świat rozdziawiał gęby nad tysiącem mechanicznych koni ukrytych pod maską Bugatti Veyrona, podstawowe pytanie brzmiało: kiedy i gdzie można by wykorzystać choć 20% jego możliwości? A jeśli nawet uznać, że Veyron to tylko dzieło sztuki (taka opinia na pewno ucieszyłaby legendarnego założyciela marki, choć nie jestem pewien, czy podzielałby ją w tym konkretnym przypadku), to przecież dokładnie to samo odnosi się do zwykłych, dieslowskich taksówek, których teoretyczna dynamika dorównuje dziś wspomnianemu wyżej E-Type’owi, lecz realne, średnie prędkości w miastach nie przekraczają rowerowych. Obecnie Ferrari rzadko jedzie szybciej od jakiegokolwiek innego samochodu, a na drogach jednojezdniowych – również od podmiejskiego autobusu lub 40-tonowego zestawu. Automobiliści Epoki Chromu oszaleliby z ekscytacji na widok danych technicznych popularnych modeli z tak tęsknie wyczekiwanego przez nich dwudziestego pierwszego wieku, nie wiem tylko, czy tak samo ucieszyłyby ich warunki dzisiejszego ruchu drogowego. Fritz Busch miał rację: my produkujemy samochody dla nieistniejącego już świata.

Czy w sytuacji, w której popularna Škoda ma moc niegdysiejszego Jaguara, lecz mimo to rzadko przekracza tempo Citroëna 2CV, jest jeszcze miejsce dla klasycznych samochodów sportowych i szeroko pojętej radości z jazdy…?

***

Peugeot RCZ był produkowany w latach 2010-15 i stanowił rozwinięcie concept cara przedstawionego we Frankfurcie na jesieni 2007r. Model produkcyjny niewiele różnił się od pokazowego, dlatego też w momencie premiery wyglądał niesamowicie śmiało, zwłaszcza jak na swoją markę.

RCZ ma formę trójbryłowego coupè. Niektórzy twierdzą, że coś takiego nie istnieje i że karoseria z wydzielonym bagażnikiem jest jedynie dwudrzwiowym sedanem, ale to bzdura: jeszcze w latach 60-tych pierwszy Mustang z kufrem nazywał się coupè, a ten ze ściętym tyłem – fastback. Jeszcze wcześniej – do około połowy lat 30-tych – JEDYNYM nadwoziem trójbryłowym było właśnie coupè, bo sedany/karety/limuzyny (określenia wówczas synonimiczne) miały praktycznie pionową ścianę tylną. Dzisiejsze rozumienie słowa coupè jest jednak bardzo niejednoznaczne – to echo powszechnego od pewnego momentu nadużywania go w celu pompowania ego producentów i kierowców.

Długi rozstaw osi (2.612 mm), niewielkie zwisy i agresywna sylwetka przywołująca na myśl prawdziwe supersamochody, odpowiadające temu proporcje (4.290 x 1.845 x 1.359 mm), do tego oczywiście bezramkowe drzwi: ujrzany na ulicy RCZ silnie rzuca się w oczy, a jego niski, zaledwie 111-milimetrowy prześwit, niska linia dachu, poszerzone błotniki, głębokie przetłoczenie ponad progami i niska, kopulasta kabina w dużym stopniu odwracają uwagę od nieprzystającej do charakteru auta, krótkiej maski kryjącej poprzecznie ustawiony, czterocylindrowy silnik.

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Ze wszystkich gatunków karoserii te sportowe ewoluują chyba najwolniej – supersamochody niewiele zmieniły się od czasu Lamborghini Miury. W tym jednak przypadku o młodym wieku projektu dobitnie świadczą ogromne reflektory i lusterka, a także konstrukcja dachu z wizualnie wyróżnionymi łukami nośnymi i fakturą imitującą włókna węglowe. Całość niektórym kojarzy się z dawnymi projektami studia Zagato. No niech im będzie.

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Z tyłu oryginalnie wygląda zagłębienie dachu i tylnej szyby, zwane przez marketingowców “double bubble“. Jak przystało na prawdziwego sportowca, RCZ posiada “aktywny element aerodynamiczny” – spoiler, który wysuwa się z tylnej klapy. Następuje to na życzenie kierowcy lub automatycznie przy 85 km/h (we Francji to już szybkość nielegalna wszędzie poza autostradami. Niektórymi).

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Bagażnik mieści 321 litrów z możliwością powiększenia do 639. Ponieważ w tym segmencie nie jeździ się raczej w więcej niż dwie osoby (poza tym w RCZ tylna kanapa istnieje tylko teoretycznie), ta druga wartość robi się całkiem realna, zresztą i pierwsza nie uniemożliwia spakowania się na normalny urlop. Ja zawsze powtarzam, że coupè wcale nie musi być niepraktyczne – jeśli jest dobrze skonstruowane, to dwóm osobom wystarczy do każdego zastosowania, poza przewożeniem ładunków wielkogabarytowych (jedynym wyjątkiem są centralnosilnikowce – one faktycznie nadają się głównie na tor).

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Sylwetka sportowego Peugeota, już z daleka porażająca swą efektownością, obiecuje bardzo wiele, ale rzut oka do wnętrza przynosi… No właśnie – chciałem napisać “rozczarowanie”, ale to nie całkiem prawda: to nie RCZ mija się z wyobrażeniami, tylko po prostu zwykłe samochody – mówiąc po amerykańsku, “kategorii chleb z masłem” – nabrały dziś tak ostentacyjnej muskulatury, że stylistom trudno jest wyróżnić te prawdziwie sportowe. O tym, że to nie jest zwykły kompakt, informuje głównie bardzo niska pozycja jadących i detale w rodzaju spłaszczonej od dołu kierownicy albo perforowanych pedałów (jak to dobrze, że na blogu jestem u siebie, bez zdawania się na łaskę pożal się Boże “moderatorów” – dzięki temu nie muszę wydurniać się z “manipulatorami nożnymi”).

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Zegary jak zegary, co tu drążyć temat. Są ładne i rasowe, ale dziś prawie każdy ma takie. W sumie trochę szkoda, bo np. Honda udowadnia, że ciągle da się być oryginalnym w tym względzie. Na szczęście zachowano tradycyjny hamulec ręczny – dla niektórych to ważna sprawa w sportowej przednionapędówce.

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

À propos przedniego napędu: aż 64% niemałej masy Peugeota RCZ (1,4-1,5 tony) spoczywa na osi przedniej – właśnie dlatego konstruktorzy zastosowali “aktywny element aerodynamiczny” dociskający do jezdni tylne koła. Zawieszenie nie należy do szczególnie zaawansowanych (McPhersony z przodu, belka skrętna z tyłu), lecz bardzo twarda charakterystyka połączona z korzystnymi proporcjami nadwozia (krótko-szeroko-nisko) i wspomnianym spoilerem daje dobre własności w zakrętach, bez objawów spodziewanej podsterowności. Ze 100 km/h Peugeot zatrzymuje się po 36,4 m, po rozgrzaniu hamulców wynik pogarsza się o zaledwie 60 cm.

Silniki RCZ-ta to też znak naszych czasów, a częściowo też kraju pochodzenia: w ofercie znajdowały się aż trzy jednostki benzynowe o tej samej pojemności (1,6 litra, moce 156, 200 i 270 KM) i jeden diesel (2.0 HDi, 163 KM). Oczywiście wszystkie doładowane: dzięki temu moment obrotowy w każdym przypadku przekracza 150 Nm/litr (wynosi odpowiednio 240, 275, 330 i 340 Nm) i jest osiągany w szerokim zakresie obrotów. Zarówno skrzynia ręczna jak i automatyczna mają po sześć biegów, lecz ich bardzo krótkie przełożenia męczą na autostradzie, i to nie tylko przy tempie niemieckim – opinie testerów mówią, że głośno robi się już przy 120 km/h. Dla najsłabszej wersji benzynowej producent podaje prędkość maksymalną 217 km/h i przyspieszenie do setki w 8s, dla najmocniejszej – 250 km/h i 5,9 s, dla diesla – 220 km/h i 8,2 s. Mimo najwyższego momentu obrotowego HDi wykazuje gorszą elastyczność od 200-konnej 1,6-tki: na szóstym biegu przyspiesza z 80 do 120 km/h w 10,4 s (benzyniaki – w odpowiednio 12,9, 8,2 i 7 s). W kwestii zużycia paliwa oficjalne dane są bardzo optymistyczne: średnio 6,3-6,7 litra dla zapłonu iskrowego (co ciekawe, wersja najmocniejsza ma spalać najmniej) i 5-5,3 dla samoczynnego. Pomiary w faktycznym ruchu mówią jednak o 8,3 litra (test z Polski) lub wręcz 11,1 litra (niemiecki, oba dla wersji 200-konnej), raporty użytkowników francuskich wskazują wartości między 8-9 litrów.

Lifting z roku 2011-tego wprowadził jedynie symboliczne zmiany

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

Foto: Z. Patera, http://auta5p.eu

***

Skąd moje tytułowe mieszane uczucia?

Zacznę od tego, co mnie cieszy. Peugeot RCZ znalazł 67 tys. klientów: to o 10 tys. mniej niż 15 lat wcześniejsze MGF, ale więcej niż Fiat Barchetta i prawie tyle samo co Honda del Sol (którą, w przeciwieństwie do Peugeota, sprzedawano też w Ameryce!!). Oznacza to, że wciąż istnieje rynek na tego typu samochody – względnie niedrogie (RCZ kosztował w Niemczech od 26 tys. €, w Polsce – od równych 100 tys. złotych, czyli jak doposażony kompakt), bazujące na wielkoseryjnych modelach popularnych marek, ale z arcy-bajerancką stylistyką i sportowymi osiągami. Nie przeszkodził tu nawet względny brak tradycji producenta (jeszcze raz powtórzę, że hot-hatche uważam za inną kategorię).

Oczywiście, są też znaki czasu, które można postrzegać różnie. Po pierwsze silniki: wyłącznie downsizowane, z silnym doładowaniem. Sama turbosprężarka nie jest w tym segmencie wadą – wręcz przeciwnie, to wynalazek wręcz stworzony do takich właśnie zastosowań. Tyle tylko, że w latach 90-tych kierowcy mieli często wybór w tym względzie: proponowano im motory o najróżniejszych pojemnościach, układach zasilania, a nawet liczbie cylindrów (taki Mercedes SLK oferował wszystko, od budżetowej, wolnossącej dwulitrówki, poprzez ostre, kompresorowe 2,3 i jedwabiste V6, aż do potężnych ośmiocylindrówek AMG). Tutaj dało się wybrać 1,6-tkę turbo, 1,6-tkę turbo albo 1,6-tkę turbo, zachowujące identyczny charakter i co najwyżej urywające po sekundzie z czasu przyspieszenia do setki. Przepraszam – był jeszcze diesel. Dawniej nie do pomyślenia w tym segmencie.

Na turbodoładowane silniki narzekamy w kontekście trwałości i długofalowych kosztów serwisu, ale RCZ-ta kupuje się z myślą o umiarkowanych przebiegach i dynamicznej jeździe – do tego celu jego charakterystyka będzie wręcz wymarzona

Źródło: materiał producenta

W testach RCZ-ta krytykowano komfort jazdy na wybojach i dla mnie to też jest znak czasu. Nie jechałem co prawda tym autem i nie umiem tego ocenić, ale nie rozumiem, czego innego można się tutaj spodziewać. To typowe dla obecnego świata wymaganie, by każdy jeden produkt był wszystkomający i wszystkomogący. Małe, wybitnie sportowe coupè nie tylko nie musi, ale wręcz nie może połykać dziur jak hydropneumatyczny Citroën. To nie jest jego wada, tylko natura. Jeśli komuś zbyt twardo, zawsze może kupić Citroëna. A nie, czekaj – tam już też nie robią hydropneumatyki…

Niektórzy narzekali też na… brak siódmego biegu. To zabawne, bo doskonale pamiętam, jak redaktorzy “Motoru” piorunowali na Punto I 6-speed – że to przesada i uciążliwość dla użytkownika, chociaż szósty bieg występował tam wyłącznie opcjonalnie, a chcącemu (w dodatku dopłacającemu) nie dzieje się krzywda. No ale to były czasy mojego liceum – teraz sześć to już mało. Rozumiem, że na autostradzie może czegoś brakować, bo sam nie lubię krótkich przełożeń, ale znowu – w małych coupé tak właśnie ma być!!

W RCZ-cie zastosowano opony rozmiaru 235/45 R 18, identyczne na obu osiach. To rozmiar większy od użytego niegdyś w Ferrari 348 (215/50 R 17 z przodu i 255/45 R 17 z tyłu). Niektórym się to spodoba, innym wręcz przeciwnie, ale warto pamiętać, że przyspieszenie obu modeli też jest porównywalne (jeśli wziąć wersję 270-konną). To wręcz niewiarygodne, że zaledwie 15 lat po zakończeniu produkcji F348 auto o jego osiągach kosztowało już taniej od Passata TDI – tę informację dedykuję wszystkim, którzy wciąż twierdzą, że “od lat 90-tych motoryzacja stoi w miejscu“. Inna sprawa, że faktycznie, w dzisiejszym świecie taki RCZ, choć mocniejszy od pierwszej 911-tki Turbo, nie dowiezie nas do celu szybciej niż Dacia Logan. A być może nawet nie szybciej niż Dacia 1300 z czasów Nicolae Ceaușescu.

Chyba, że mieszkamy w Niemczech. W teście “Auto Motor & Sport” wciąż mierzy się elastyczność silnika rozumianą jako przyspieszenie 80-160 km/h (dla wersji dwustukonnej wyszło 12,7 s na czwórce, 15,1 na piątce i 17,7 na szóstce), a także drogę hamowania z 200 km/h (145 metrów). Na tamtejszym rynku te liczby wciąż mają znaczenie praktyczne, i to nie tylko jako argumenty w kłótniach fanbojów na internetowych forach. Pytanie tylko – jak długo jeszcze…?

Peugeot RCZ to doskonały samochód sportowy, w najlepszym stylu kontynuujący tradycje dawnych MG, niezliczonych sportowych Fiatów czy Hondy CR-X. Superefektowna karoseria, 270 KM, 5,9 sekundy do setki i rewelacyjne prowadzenie są tu połączone z jednocyfrowym spalaniem i ceną samochodu popularnego. Tyle tylko, że po pierwsze, średnio jest nim gdzie jeździć, a po drugie – jego na rynku już nie ma, a następcy, jak na razie, nie przewidziano.

Czy Wy podzielacie moje mieszane uczucia…? A może jesteście bardziej zdecydowani w którąś stronę?

Foto tytułowe: Christian PARREIRA, Licencja CC

171 Comments on “C’EST LA VIE: MIESZANE UCZUCIA

  1. W imię naszego bezpieczeństwa samochód nie może już ważyć 900 kg tylko 1400 -bo wzmocnienia, poduszki. W imię naszego bezpieczeństwa nie da się samochodem normalnie zaparkować bez “wspomagaczy” – bo wzmocnienia, poduszki. W imię ekologii silnik musi być malutki, żeby mało palił. Tylko teraz ten malutki silniczek musi “uciągnąć” prawie dwa razy więcej kilogramów. I tak się zastanawiam jak zachowywałby się np. 2CV zrobiony wg starego projektu karoserii, ale przy użyciu współczesnych technologii i materiałów. Z nowymi hamulcami, silnikiem… Lekki i bezpieczny samochód? Niemożliwe? A np. F1?

    • Bolidy F1 są lekkie i bezpieczne, ale kosztują miliony. Nikogo z nas nie stać na samochód zbudowany w całości z włókien węglowych. Co jednak nie oznacza, że auta musz ą być aż tak ciężkie jak dzisiejsze.

      • Ja przepraszam za te wtręty o F1 w każdym możliwym poście, ale te samchody też tyją: w 1995 roku minimalna masa własna to było 595kg, w 2018 736kg.

        @a’propos Umweltzonen w Niemczech: one jednak działają i ilość cząstek stałych w powietrzu spada. np: https://www.uni-muenchen.de/forschung/news/2014/kuechenhoff_umweltzone.html

        co nie znaczy, że tematu złego powietrza nie ma. Monachium w conajmniej kilku miejscach ma regularnie przekroczone normy NOx, i zakaz wjazdu diesli poniżej eur 6 wisi w powietrzu, nawet jeśli rząd landowy rzuca się Rejtanem i twierdzi, że to po ich trupie.

      • To, że nie działały, czytałem w czasie debaty w szwajcarskim parlamencie. Tam wskazywano przykłady wielu miast i łaczny trend był zupełnie płaski, zmiany poniżej progu statystycznej istotności. Referowali to w artykłach w Motor Klassik. Oczywiście od tamtego czasu mogło się coś zmienić (to był rok bodajże 2013), nowe badania (być może innymi metodami), itp. Zapewne sytuacja jest też różna w różnych miastach.

      • podobnie może być że zmianie uległy inne czynniki – jak np. ograniczenie spalania paliw stałych w piecach, tam też mają kominki i piece!

      • Ja w ogóle uwielbiam takie przypisywanie trendu w jakiejś megazłożonej, tysiącwymiarowej dziedzinie – jak bezpieczeństwo na drogach, stan powietrza albo z innej beczki np. skala narkomanii – jakiemuś pojedynczemu przepisowi prawa albo innemu, odizolowanemu czynnikowi. Postawiliśmy niższy limit prędkości i liczba ofiar spadła!! Super, ale np. w tym samym czasie tam, gdzieście nie postawili, też spadła, ba – spadła nawet tam, gdzie nie ma żadnego ograniczenia, ale o tym nikt nie napisze, tylko władza będzie się chwalić swoją roztropnością.

      • @Hurgot Sztancy: “Zmianie uległy inne czynniki” – oczywiście, że tak. na przykład obowiązek montażu filtrów na kominach ogrzewania. Również w domach jednorodzinnych.
        Poza tym strefa w Monachium obowiązuje od 9 lat. Samochody się zmieniły. 10 lat temu żółta plakietka (euro 3) była relatywnie częstym widokiem, teraz nawet u mnie na wsi wyginęły.

        @SzK – też uważam, że statystyka powinna być obowiązkowa w szkole. Tak, żeby pomylenie korelacji z kauzacją było powodem do ciśnięcia beki.

      • W szkole to ludzie są chyba w 90% zbyt młodzi i zieleni, żeby zrozumieć statystykę. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ja na studiach ekonomicznych statystykę miałem, ale tak naprawdę jej głębszy sens matematyczny zrozumiałem (o tyle o ile, bo ekspertem w żadnym razie nie jestem) znacznie później, w całkiem innych okolicznościach 🙂

        P.S. Plakietki żółte jeździły na wsi, ale my mówimy o mieście, gdzie zabroniono im wjazdu z dnia na dzień.

      • @SzK: “Plakietki żółte jeździły na wsi, ale my mówimy o mieście, gdzie zabroniono im wjazdu z dnia na dzień.” — to czerwone. Żółte dostały jakiś względnie sensowny grace period. Można też je było za relatywnie rozsądne pieniądze doprowadzić do stanu zielonego przez montaż filtra.

    • Jakoś Tipo waży mniej więcej tyle co pierwsza generacja Mondeo przy podobnych rozmiarach, 301/C-Elysse ważą poniżej 1100 kG, Croma sprzed 30 lat przy podobnych rozmiarach ważyła podobnie. Logan też waży poniżej 1100 kG. To wszystką są samochody większe od kompaktów z pierwszej połowy lat 90 – nie jest źle.

      W linku stara prezentacja Lotusa – buda blisko 5 metrowego minivana to niecałe 400 kg. Kompletna Toyota Venza z przykładu ważyła ponad 1700 kG.
      http://www.autosteel.org/~/media/Files/Autosteel/Great%20Designs%20in%20Steel/GDIS%202010/11%20-%20A%20Methodology%20for%20Estimating%20the%20Mass%20Reduction%20of%20a%20BIW%20by%20Replacing%20Mild%20Steel%20with%20HSS.pdf

      PS: Się pochwalę – żona na urodziny zorganizowała mi jazdę Hiluxem po poligonie – walimskie patelnie to przy tym nuda 😀

      • Po pierwsze – wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!

        Po drugie – fajnie, że masz taką miłą Żonę!! Życzę miłego hasania po poligonie!!

        Po trzecie – nowe Tipo bardzo mnie cieszy, przede wszystkim właśnie dlatego, że jest takie jak samochody z najfajniejszej epoki. Jego masy nawet nie znałem, ale wpisuje mi się ona w obraz całości 🙂

      • Dzięki – już po jeździe. Generalnie off road polecam – jakbyś był zainteresowany mam namierzony komercyjny kontakt pod Wrocławiem (Hilux i G wagen).

        Co do Tipo – to ja tu mam mieszane uczucia co to za zwierz. 301 jest najszybsza, Logan najtańszy a Tipo… Tipo wg mnie wypada gdzieś pomiędzy tą dwójką a “normalnymi” kompaktami.
        Tipo nie jechałem ale tylna kanapa Logana daje właśnie takie odczucie utylitarności – przestronnie, wygodnie i prosto. Więc może jest jeszcze nadzieja 🙂

  2. Podzielam uczucia mieszane. Ponieważ niedługo wszystkiego zabronią postanowiłem przyjąć filozofię życiową – wykorzystywać na maksa, póki się jeszcze da. Jeżeli zobaczycie gdzieś wypadnięte z zakrętu zielone Punto 16v- to będę właśnie ja. 😉
    Odpukać.

    Nie wiem czy damy radę coś zmienić, ale pisanie o kwestii przesadnie traktowanego bezpieczeństwa także jest rodzajem lobbingu. Może kiedyś “dojdziemy do władzy”. Może coś to da, kto wie? (cytat).

    Dziękuję za podlinkowanie!

    • Korzystać z życia – popieram!!

      Z władzą jest o tyle gorzej, że dochodzą do niej ludzie o specyficznym charakterze, potrafiący rozpychać się łokciami i odwracać kota ogonem w najbardziej podstawowych sprawach, byle zgadzało się to z ich politycznym interesem. Zdrowemu rozsądkowi niełatwo przebić się w tych warunkach. Ale to fakt, że pisać możemy – my dwaj mamy nawet ku temu narzedzia, tyle tylko, że siła przebicia słaba. Ale próbować trzeba!!

  3. Jak zwykle świetny artykuł merytorycznie, a co do przemyśleń, to w pełni zgadzam się z autorem, nie tylko odnośnie kwestii poruszonych w tym artykule, ale w wielu innych wpisach na blogu, iż niestety, ale cywilizacja europejska jest obecnie w stadium schyłkowym i niewiele na to możemy poradzić. Odchodząc natomiast od tematu to pomyślałem, że może ciekawy byłby jakiś wpis o Alpine Renault, najlepiej rajdowym A110? Wydaje mi się, że jeszcze nic o nim nie czytałem tutaj.

  4. Dzięki takim realiom otaczającego świata dzień po dniu utwierdzam się w przekonaniu, że zakup Safrane 2.5 + duży pakiet startowy był świetnym wyborem. Zarówno z ekonomicznego punktu widzenia (ok, pali dużo ale kosztowało mniej niż dobra komórka) jak i wygody czy przyjemności z jazdy. Samochody w dzisiejszych czasach czeka chyba to co komputery, zmywarki czy telefony – w zasadzie kupujemy albo design albo cenę, porównywanie realnych parametrów zostawiając paru procentom specjalistów. RCZ parkuje obok mojego domu i idąc z psem na spacer “przymierzam” się do niego często – co dobrze świadczy o robocie stylistów:)

  5. W obecnych czasach każde auto osobowe powyżej 200 koni mechanicznych mocy traci sens, bo i gdzie się można konkretnie rozpędzić, zostają tylko niemieckie Autobahny i tory wyścigowe (a tych w Polsce jest jak na lekarstwo).
    Jakiś czas temu jeździłem nowym Yarisem z 3-cylindorwym benzyniakiem o mocy 68KM. Dawno nie odczuwałem takiej frajdy ponieważ mogłem cały czas jeździć z butem w podłodze na granicy czerwonego pola, a praktycznie nie przekraczałem dozwolonej prędkości.
    Kilka dni temu spędziłem wieczór z Volvo S90 z 190-konnym dieslem. Iiiii fotoradar zrobił mi zdjęcie, nawet nie zauważyłem kiedy rozpędziłem się o 30-40km/h za dużo w mieście, teraz tylko czekać na list polecony z GITD.
    Co do samego RCZ – rozumiem, że takie auta są potrzebne w gamach popularnych marek, ale akurat ten model pochodzi z największego dołka stylistycznego u Peugeota. Te wielkie grille i przednie reflektory wyglądają strasznie, moim zdaniem oczywiście. Na szczęście nowe Peugeoty wyglądają bardzo fajnie, wiele razy już mówiłem, że 308 wspólnie z Golfem są ostatnimi kompaktami o “klasycznej” linii, czyli nie jak obła cebula.

    • Zazdraszczam romantycznego wieczoru z S90 🙂

      To fakt, że 68-konny samochód potrafi dać więcej frajdy niż 300-konny. Z drugiej jednak strony moje CLK (231 KM) sprawia mi ogromną radość i wcale nie potrzeba do tego narażać się na utratę prawka – wystarczy znać parę fajnych miejsc 😉 Których oczywiście w Małopolsce jest znacznie więcej niż w Warszawie – to taki mału plusik mieszkania na południu Polski.

      • I dlatego zawsze uważałem, że samochodem idealnym jest coś pokroju Lotusa Exige, gdzie montowano między innymi silniki 1.8 140KM, albo 190KM. Całość napędzała tył a auto ważyło poniżej tony. I niczego więcej do szczęścia nie trzeba. No może poza walizką pieniędzy żeby to kupić i utrzymać.

      • Nie znam kosztów utrzymania Exige’a, ale może to nie jest od razu walizka pieniędzy…? Trzeba byłoby rozkminić temat.

      • Prawdopodobnie miałem nieco zbyt wysokie oczekiwania co do S90. Jarałem się nim niesamowicie od dnia premiery, najładniejszy model w klasie (dalej jest), ale koniec końców wiele rzeczy mi się w nim nie spodobało. Przyrównać mogę jedynie do nieco już starszawego BMW F10, i okazuje się, że Bawarka jest po prostu bardziej komfortowa. Brak silników większych niż 4 cylindry i napęd AWD dostępny tylko w mocniejszych wersjach również nieco nie pasuje w tej klasie. Automatyczna skrzynia biegów jest dość leniwa, czego nie uznaję za wadę, ale opóźnioną reakcję na gaz już tak. Autem jeździłem cały czas w trybie Dynamic, bo w Comfort czy Eco nie da się tym sprawnie odepchnąć z miejsca. Tablet do obsługi wszystkiego w aucie może i jest całkiem prosty w obsłudze, ale regulację klimatyzacji wolałbym móc obsługiwać zwykłymi przyciskami i pokrętłami bez odrywania wzroku od drogi. Co na plus? Wzorowa jakość wykończenia i materiały (najlepsze skóry jakie miałem możliwość dotykać), świetny układ kierowniczy z idealnie wyważoną (dla mojego stylu jazdy) siłą wspomagania, łatwość manewrowania (jak na rozmiary zewnętrzne), wyciszenie kabiny, i ten wygląd. 🙂

      • Dla mnie największą wadą S90 jest brak silników >4-cylindrowych. O innych rzeczach się nie wypowiem, bo nie miałem okazji jeździć tym autem.

        A o multicylindrowcach Volvo mam doskonałe zdanie: przed kwadransem wróciłem z przejażdżki S80 pierwszej generacji, 5 cylindrów, 2,4l, 170 KM, manual. Wspaniały samochód. Artykuł zaczynam pisać już dzisiaj.

      • Daozi, nie chcę się przesadnie czepiać, ale wkradł się drobny błąd. Silniki 1.8 o mocach ok. 140 i 190 koni mają Lotusy Elise. Exige to najbardziej hardcorowa wersja, która ma V6 i jakieś 350 koni. Elise mają silniki 1.8 i skrzynie z Toyoty. Czyli łatwe i tanie w utrzymaniu, części dostępne. Trochę drożej jest w wypadku hamulców i zawieszeń, bo to części od Lotusa. Dokładnych cen nie sprawdzałem, ale też nie znalazłem żadnych głosów, żeby to kogoś zrujnowało. Wnętrze wygląda trochę jak zlepek części z przypadkowych samochodów i to byle jakich. Dzwigienki kierunkowskazów i wycieraczek, oraz lusterko wewnętrzne z Corsy. Lusterka zewnętrzne z Seicento. Pewnie jest cała masa podobnych przykładów, których nie dostrzegłem. Z jednej strony uwielbiam Elisy i Speedstery, ale z drugiej to cięższe i mocniejsze samochody z silnikiem z przodu i tylnym napędem też bardzo lubię 😉 Z rodzajem nadwozia także nie mam jedynego słusznego typu, generalnie lubię coupe, roadstery i sedany.

      • Alfa Romeo 4c też wpisuje się w ten nurt. Tyle, że dość droga jest z uwagi na to, że jest świeżynką. Ale bardzo mi się podoba ten wóz. Filmik na YouTube z produkcji oglądałem już chyba kilkadziesiąt razy.

      • Jest jeszcze kultowy Caterham. Z silnikiem od kei-cara 🙂 No i swego czasu w Wielkiej Brytanii pokazało się to: https://zolfe.com/ -ale nie mam pojęcia ile tego powstało i czy jeszcze powstaje – ogólnie UK wyróżnia się mocno na plus z iloscią kit carów, replik i garażowych producentów.

        A i jeszcze o francuskich sportowych samochodach: było kiedyś coś takiego jak Venturi a chyba dalej działa taka firma jak PGO: http://www.pgo.fr/en/

      • Koledzy wymieniają tutaj takie auta jak modele Lotusa, Alfa Romeo 4c czy czy Caterham, ale przecież wciąż produkowane są samochody popularnych marek, takie jak Mazda MX5, czy Toyota GT86/Subaru BRZ, które ponad super osiągi przekładają przyjemność z jazdy nie obciążając przy tym portfela jak te egzotyczne konstrukcje. Moim zdaniem to jest ostatnia ostoja takich klasycznych, małych, dwudrzwiowych aut dających “sportowe” doznania jednocześnie nadających się do codziennego użytkowania.

      • Przypomniało mi się sportowe i lekkie Renault Spider, które można było kupić bez przedniej szyby. Raz je nawet trafiłem na drodze 😉

      • Ja też raz je widziałem. Ale wiesz – ono było produkowane w latach 1995-99. 23-19 lat temu…

      • Podobają mi się Opel Tigra i Ford Puma. To źle? 😉
        Była jeszcze jakaś odjechana wersja cabrio Forda Ka.

        To są chyba powody, dla których dzisiaj takich autek nie ma.

      • @Daozi

        MX-5. Albo Gt-86. Zdecydowanie łatwiej to serwisować niż jakiegokolwiek Lotusa w Polsce 😉

        @nudny

        Zobacz tablet od sterowania wszystkim w RR Velar. Dowód na to, że można połączyć ładne z praktycznym (ogrzewanie/wentylacja foteli jak w dużym RR, po naciśnięciu pokrętła od temperatury).

        A co do “sportowców” to moim zdaniem idzie dobre. Niedawna premiera Stingera i zapowiedź nowej Supry wskazują, że może nie będziemy skazani na motoryzacyjną nudę i same SUVy. Nie należy zapominać o Giulii – skoro jednak powstała to na serio nie jest źle.

      • @Mav – o, to to! Dosłownie wczoraj oglądałem film Doug’a DeMuro na temat Velara i właśnie tak powinny działać tablety w samochodach.

  6. Zjawisko, ktore opisałeś Szczepanie, nazywamy z żoną brzydko, acz dosadnie – kondonem na glowie – prewencją od samodzielnego myslenia. Żaluje tylko, że nie miałem możliwości być we Francji 20 lat temu, bo bardzo lubię ich dorobek techniczny.
    Co do PUGa przeraża mnie tylko silnik Prince, one sie lubia sypać. Ale ogólnie interesujacy pojazd.
    Jeszcze taka myśl. Jak 20 lat temu ktoś przejechał obok na wysokich obrotach to z kolegami patrzeliśmy z zainteresowaniem. Dziś gdy przypiłuję swoją Xsare 1.6i (oczywiscie w granicach rozsadku) to osoby z otoczenia patrzą na mnie jak na głupca lub dresiarza.

    • To jest kolejny problem z nadmiarem regulacji – ludzie przestają myśleć, bo przecież “są w prawie”. Tak jakby biurokrata ze stolicy, który 15 lat temu wydał decyzję, oceniał każdą sytuację drogową w każdych warunkach trafniej niz uczestnicy tej sytuacji.

      • Wojtuluk – akurat z reakcją to była głównie kwestia tego, że byliście młodsi. Dzisiaj młodzi (no, część) też spojrzą z zainteresowaniem za czymś, co przejedzie na wysokich obrotach, tyle, że jeśli będzie to Xsara 1600 albo BMW E36 1.6i w limitowanej wersji “LPG”, to najwyżej spojrzą z politowaniem – jak na głupca czy dresiarza. Co innego gdy będzie to jakieś bardziej prestiżowe, sportowe, rzadziej spotykane auto.

      • Jakub Nie jeżdżę na LPG. A z moich obserwacji wynika, że wśród młodzieży szkolnej zanika zainteresowanie ogólne motoryzacja

  7. Cieszę się, że ten model powstał, ale stylistycznie nie trafia w mój gust. Z RCZ mam takie same odczucia jak z współczesnymi 500-tkami i Mini (oprócz najnowszego z przerośniętymi lampami) – uważam że wszystkie z nich wyglądają fajnie i efektownie, ale żadnego z nich bym nie chciał.

    Co do ograniczeń prędkości na francuskich autostradach, to faktycznie jest dużo znaków 110, które w ogóle bywają niezrozumiałe, jeśli się nie zna francuskiego. Często pod ograniczeniem była tabliczka “rappel” Nawet z translatorem nie ma pewności co to oznacza, bo wyskakuje przywołanie, apel i odwołanie jednocześnie. Żadnych zagrożeń nie stwierdziłem, więc ignorowałem wszystkie te ciotowate ograniczenia i nic nie przyszło.

    Co do mocy w samochodzie, to nie zgadzam się, że jest niepotrzebna, wręcz przeciwnie, im więcej, tym lepiej 😉 Wiadomo, że moc nie jest potrzebna w miejskich dojazdach do pracy w godzinach szczytu, ale wystarczy pojechać w teren niezabudowany, lub zaczekać do późniejszego wieczoru i od razu mamy inny świat. Kolejna sprawa to dłuższe trasy, tam zapas mocy się przydaje. W słabszym silniku przy wyższych prędkościach spalanie i hałas rosną bardzo szybko, a na mocniejszym tempo nie robi wrażenia. Na polskich autostradach spokojnie można jechać większość trasy 180 km/h, mandat ciężko dostać, inni kierowcy też się spodziewają takich prędkości, więc jakieś 110 koni to zdecydowanie za mało. A 270 koni we współczesnym samochodzie przednionapędowym i tak się szybko znudzi 😛 Kiedyś jechałem Yarisem 1.0, Corsą D 1.0 i Agilą 1.2. Żadnego ubawu nie stwierdziłem, wręcz przeciwnie. Jazda czymś takim na codzień pewnie skróciłaby moje życie przez ciągłe nerwy, że to nie jedzie w ogóle 😉

    • RAPPEL to przypomnienie. Czyli coś jak w Polsce strzałka w górę i dół pod zakazem zatrzymywania – w sensie obowiązuje i przed i za znakiem.

    • co to za beznadziejne auto ktore ma 110KM i nie jedzie 180? pewnie diesel…
      Tico ma 41KM i jedzie 160 🙂

      • Wiadomo, że każde pojedzie, ale ledwo, przy strasznym hałasie i spalaniu nieadekwatnym do pojemności i mocy 😛 Poza tym takie męczenie samochodu najprawdopodobniej skróci żywotność silnika.

      • no nie kazde 🙂 np to berlingo o ktorym co raz wspominam 1,6hdi idzie 150 i tyle, widocznie to juz sa obroty odciecia paliwa
        a 170 da sie Cinquecentem/Seicentem 900 🙂 i to w 3 osoby 😉

      • Te 170 to z szybkościomierza, czy z GPS-u…? Bo to może być zasadnicze pytanie…

      • z szybkosciomierza, wiec pewnie 160 a moze ciut mniej, ale wszystkie szybkosciomierze zawyzaja podobnie
        oczywiscie rozpedzanie sie trwalo na prawde dlugo wiec takie cos jest osiagalne tylko na autostradzie i z gazem w podlodze, ale CC/SC akurat na prawde dobrze sie prowadzi wiec nie bylo to ze strachem w oczach, oczywiscie to jest przesada dla tego samochodzika, choc mozna tak jechac z gazem w podlodze przez cala autostrade i silnik sie nie przegrzewa, ani nic innego niepokojacego sie nie dzieje, Tico tez mialo temperature w normie, najlepsze sa jednak miny kierowcow roznych nowoczesnych samochodow wyprzedzanych przez Tico 😉
        swoim CC nie rozpedzilem sie wiecej niz jakies 145-150 licznikowe, na gazie i z gazem w podlodze, wiecej nie idzie, 170 szlo sejcento 900 kolegi na samej benzynie (niema mixera gazu wiec jest wieksza srednica sasysanego powietrza) a Tico szlo 160 na gazie i jeszcze mialo ochote sie rozpedzac, na prawde! ale Tico sie az tak dobrze nie prowadzi i o wiele gorzej hamuje, a do tego mialem wrazenie ze maska sie zaraz otworzy tak ja podwiewalo to z jednej to z 2 strony wiec nie mialem odwagi dalej sie rozpedzac, zreszta skala predkosciomierza w Tico konczy sie na 160 a od 140 jest czerwone pole 😉 ale na prawde ten 3 cylindrowy silniczek Suzuki jest niesamowity

      • Ja w 20-letnich autach widziałem szybkościomierze zawyżające o 30 km/h i więcej, Nie twierdzę, że tak jest u Ciebie, ale warto to sprawdzić, bo przy dużych prędkościach przekłamanie bywa ogromne. Już tu kiedyś pisałem, jak kumpel chwalił się swoim zdezelowanym “Kantem” z silnikiem 2.0, że potrafi latać z jakimiś nieprawdopodobnymi prędkościami, dopóki nie pojechaliśmy w dwa auta do Harrachova, i na autostradzie on zaczął do mnie dzwonić, żebym zwolnił, bo jedziemy 170 i mu się woda gotuje. Ja miałem wtedy na blacie 130, a i u mnie licznik na pewno nie był całkiem dokładny (to było C123, wtedy 21-letnie). Po tej wycieczce prysł osiedlowy mit tego Fiata. Stąd właśnie moja uwaga.

      • no ale seicento czy Tico to nie komunistyczne ulepy z byle czego 🙂 a przy 130 na autostradzie raczej poza tirami malo kogo by sie wyprzedzalo 🙂 mysle ze -10 to uczciwe odjecie
        niestety Tico sprzedalem (zeby sie nie zabic) a Sej wrasta juz z rok u kolegi po tym jak mu zrobilem remont kompletnie przegnitej blacharki (progi i podloga z tylu nie istnialy) a potem przegnil przewod hamulcowy i kolega go wrosl.. wiec niema jak zrobic testu z gps-em

      • Poprzedni pug 107 (rocznik 2011) do 100 kłamało w około 5-8. Między 100 a 180 systematycznie zaczynał zwiększać błąd aż do osiągnięcia 30km/h przy 180 (tak na serio to powyżej 170, bo licznik na tylu się kończył).

    • Maksymalna prędkość Seicento 1.1 to, wg instrukcji 155 km/h i tyle da się nim pojechać jak kto młody i głupi. Dla 900 to było o ile pamiętam 140 km/h i pewnie tyle jechaliście. A licznik może różne rzeczy pokazywac…

  8. RCZ jest rzeczywiście efektowny i widać, że nie żałowano kasy na wzornictwo – ten dach a la Zagato musiał kosztować bardzo dużo w produkcji. Niemniej nie podobają mi się jakoś proporcje tego auta, a dziób wzięty wprost z 308 jest dość okropny. Ale znam co najmniej kilku gości, których to auto kręci. Charakter całości fajny, dzisiaj egzotyczny.

    Samochody ze słabymi silnikami są w porządku, byle nie na autostradę. Można się ścigać z tymi silniejszymi i mieć satysfakcję ;). Wysokie obroty, późna zmiana biegów, te rzeczy. W sumie najbardziej ulubiona trasa to kręta droga górska, tam wystarczy nawet Fiat Panda, i nawet ekscytujące jest męczenie się żeby z tej Pandy wycisnąć ile się da. Żałuję niestety że mieszkam na równinach i krętych dróg tu właściwie nie ma. Nadrabiam w urlopy.

    Było już w dyskusjach na Automobilowni o subiektywnym poczuciu zrywności i sprawności samochodu, co jest uzależnione od jego masy, zawieszenia, wyciszenia itd. Benny pisał że Tico idzie jak wściekłe, a ja miałem podobne wrażenie w tak sportowym samochodzie jak Wartburg 353W.

    Przy okazji – miał być kiedyś wpis/ dyskusja o najfajniejszych drogach w Polsce?

    • Forum okazało się niewypałem – planuję je zlikwidować, bo wkurza mnie kasowanie 50+ kont spam-robotów co kilka dni.

      Co do dróg, ja mógłbym artykuł jakiś napisać, ale raczej ograniczony do miejsc, które sam zjeździłem, więc byłby bardzo subiektywny i niekompletny.

      A słabsze auta na krętych drogach to coś wspaniałego – podpisuję się pod tym czterema kończynami!!

      • W Twoich okolicach Szczepanie, to zdarza mi się czasami pojeździć mx5-tką, wtedy jest zabawa. Nawet najsłabszą 1.6 jest frajda, jak obroty wchodzą na czerwone pole:)

    • Nie mogę się doczekać wpisu o najlepszych drogach w Polsce i już liczę na propozycje czytelników w komentarzach, może trafi się coś bliżej Mazowsza 😉

      Co do słabych samochodów na górskich drogach, to ja Corsą właśnie w takich warunkach jeździłem. Parę tygodni do pracy i spowrotem w małych miejscowościach Nadrenii i Północnej Westfalii. Kręty odcinek jakieś 10-15 km, poznałem dobrze samochód i każdy zakręt. Świetne drogi, ruch niewielki, umiarkowana satysfakcja i ogromny niedosyt, że nie jadę czymś przyjemnym. Corsa pod górkę nie nabierała prędkości, a nawet trzeba było trzymać na 5 tys. obr/min żeby nie zwolniła. Zachowanie samochodu totalnie nudne i przewidywalne, dużo podsterowności. Bywają FWD, którymi da się trochę pobawić, ale Corsa D do nich nie należy 😛 Wcale nie mówię, że nie macie racji albo ściemniacie z tymi małymi samochodami, dla mnie po prostu to nie była wielka przyjemność. Jak nie miałem żadnego hobbystycznego samochodu sportowego, to czasem zdarzało mi się jeździć poślizgami Fordem Galaxy na zjazdach z autostrad lub wielopasmowych i pustych rondach. To też nie była wielka frajda, raczej akt desperacji 😉 Na bezrybiu i rak ryba.

      • Zapraszam do pisania w komentarzach (zasadniczo do takich rzeczy miało służyć forum, ale coś nie wypaliło).

        Sam mogę przedstawić sporo dróg w Małopolsce, ale to chyba za mało. Po Dolnym Śląsku nie jeździłem prawie wcale, w Bieszczadach byłem raz, a reszta Polski jest niestety płaska.

      • Polecam “skrót” pomiędzy wiślanką a s52:

        https://goo.gl/maps/YgZAWKyQKuQ2

        Przejazd przez rynek w Strumieniu oraz most nad Wisłą jest znacznie przyjemniejszy od stania przed światłami w Skoczowie. Zawsze to jakieś urozmaicenie podróży 😉

    • Na niektórych drogach nawet słabe samochody dają frajdę. Przedwczoraj “przeczołgałem” samochód w górę a później w dół drogi znad Jeziora Czorsztyńskiego do Ochotnicy Górnej – dla mnie czysta radość przejechać taką krętą drogę nawet powoli, bez ruchu z przeciwka.

      Miło wspominam drogi w Karkonoszach – np. w okolicach wsi Przesieka.

      Chętnie poznałbym inne malownicze lub mniej malownicze, ale na swój sposób ciekawe odcinki dróg zaproponowane przez obecne tu gremium 🙂

      • Czy droga przez Ocohtnicę jest już asfaltowa? Jechałem tam tylko raz, w czasie studiów, i był szuter, dlatego więcej nie wracałem. Zamiast tego, wolę przejechać do Zabrzeży i w zależności od zapasu czasu albo pojechać prosto do Mszany i na Zakopiankę, albo skręcić w Kamienicy na Limanowa przez przełęcz na Ostrej. Tak jest w zasadzie jak w Alpach, tylko niestety krócej. Ale jeśli przez Ocotnicę już jest asfalt, to chętnie się wybiorę.

      • Jest asfalt od przynajmniej kilku lat – ładna, gładka nawierzchnia, są też nowe bariery energochłonne. W Ochotnicy Dolnej pojawiły się niestety wyjątkowo wredne progi zwalniające, ale poza tym jedzie się bardzo przyjemnie.

        Droga z Lubomierza przez Szczawę do Zabrzeża jest natomiast w coraz gorszym stanie, ale oferuje ładne widoki – głównie wczesną jesienią, gdy drzewa zmieniają barwy. Tam las, tu rzeczka, piękna to wycieczka 🙂

      • Super, trzeba będzie spróbować.

        A jesień jest najładniejsza kawałek dalej, w dolinie Dunajce pomiędzy Zabrzeża i Krościenkiem. Ale jedzie się fajniej przez Lubomierz, względnie – tak jak pisałem – stamtad w bok w stronę Limanowej.

  9. Jeżdżę już szósty rok Celicą i jakiś czas temu nawet pomyślałem, że może można by ją zmienić na RCZ właśnie. Szybko odpuściłem bo po pierwsze 1.6 turbo zupełnie mi nie leży (gdyby była jakaś wolnossąca dwulitrówka to jeszcze jeszcze), a po drugie w RCZ, Audi TT, Toyocie GT86 i kilku innych, podobnych, autach bagażnik nie istnieje. W Celice woziłem rowery z tyłu – oczywiście po złożeniu siedzeń. Kiedy przewożę koła na wymianę, to staję w środku, w aucie i wyciągam je z wnętrza. Tego nie potrafi żodyn inny samochód coupe. Żodyn. No chyba 🙂
    A poza tym Celica waży 1175 kg. A nie 1400 – to robi różnicę.
    Ktoś może powiedzieć: ale coupe nie ma być praktyczne. A moim zdaniem niepraktyczny to może być roadster, zgoda, super / hypercar, ok, ale nie coupe. Bo skoro tak, to po co komu tylne siedzenia i bagażnik w ogóle?!
    No i niestety takich aut obecnie nie ma. Toyota SFR miała być. Skończyło się na prototypie. BRZ / GT86 to zupełnie inny wóz, siedziałem i już po tym przeszła mi ochota; na jazdę testową już się nawet nie umówiłem. RCZ już nie ma, Prelude też, nowe Alpine będzie kosztować ponad 250k cebulionów a wstępną serię już wyprzedano, Audi TT jest krowiaste, mocne, bez bagażnika i drogie (a co gorsza jest to Audi).
    Moim zdaniem coupe (prawdziwe – Passat cc to nie coupe) jest na wymarciu. A szkoda, bo właśnie takie małe, zrywne auto, posiadające jednak jakiekolwiek cechy praktyczne, o ładnej linii i niskiej masie, a w dodatku przystępne cenowo dla normalnego śmiertelnika, to jest coś pięknego – zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest to swoista kwintesencja samochodu, który daje użytkownikowi radość.

    • Daozi – musimy się wreszcie umówić. Zobaczysz, jak wygląda praktyczne coupe, a przy okazji powstanie artykuł na temat Celiki 🙂

      • A na przykład w Sopocie organizowane są górskie samochodowe mistrzostwa Polski
        W Trójmieście i okolicach jest bardzo dużo dróg, których płaskimi nazwać nie można
        Sam dwadzieścia lat temu biłem swoje rekordy prędkości na tzw serpentynach w Gdyni ul. Kontradmirała X Czernickiego

      • Serio? To moje tereny 😀 Z Obłuża nie mam daleko ;p A same serpentyny są świetne. Tak samo droga na Koleczkowo z Pustek Cisowskich i do Pucka przez Mosty i Rumską

      • O, widzę że współkomentatorzy z moich rejonów 🙂 Miło!

    • No to kup sobie SEC, rower nawet upchniesz, i jaka radocha z jazdy! Charakter daleki od 1,6 … To jest coupe !

      • Miałeś na myśli Mercedesa 500 SEC? Toż to jest ponad pięciometrowe krówsko, wieloryb z najmniejszym silnikiem 3.8l, ważący blisko 1,6 tony w najlżejszej wersji.
        Poza tym jak dla mnie to jest takie samo coupe jak np. Peugeot 406 coupe, albo Honda Accord coupe – jest to standardowy model, w którym usunięto tylne drzwi i nieznacznie skrócono kabinę pasażerską – nie przekonuje mnie to. Owszem, jest to ładne auto, ale już wolałbym Hondę Legend albo Lexusa SC z takich krążowników.
        @Szczepanie – nie widzę przeszkód – może być nawet i zimą. Tyle tylko, że jest teraz dość brudna 🙂

      • Hahaha, chciałeś praktyczne coupe, więc kolega podpowiada, prawda…? Mamy wybór między RCZ-tem, albo krążownikiem. Jak to mówią – albo rybka, albo akwarium 🙂

        Co do “prawdziwości” statusu coupe, polecam akapit tekstu ponad pierwszym zdjęciem (tytułowe się nie liczy). Właśnie takie auta jak Peugeot 406 albo Accord stanowiły pierwotną formę coupe, nie takie jak np. Ferrari 355. Mało tego – to ostatnie po włosku nie nazywa się nawet coupe, tylko berlinetta, w przeciwieństwie do np. Lancii Kappy coupe albo klasycznych Fiatów coupe 🙂 Ale oczywiście nie ma się o co kłócić o nazewnictwo, bo każdy postrzega sobie świat po swojemu 🙂

        Na propozycje spotkania jestem otwarty, będziemy się zdzwaniać

      • @Daozi – co to to nie, Peugeot 406 Coupe jest tak daleko od wycięcia tylnych drzwi z sedana jak tylko się da. Obie te wersje nadwoziowe nie mają praktycznie żadnych części wspólnych, nawet nie były produkowane w tym samym miejscu. Moim zdaniem, 406 Coupe może i jest przednionapędowe i cała mechanika pochodzi z popularnego sedana segmentu D, ale jest to pełnokrwiste coupe, nie żaden podrabianiec. 🙂

  10. Ech, z tyloma rzeczami się nie zgadzam, że aż nie wiem, czy się rozpisywać 😀

    Ale tak w skrócie:
    Nie lubię wysokich obrotów, wolę wysoki moment. Wysoki moment w niewielkich autach łatwiej zapewnić przez turbo niż duży silnik, dlatego lubię turbo. Nie, nie używałem, i może kiedyś zmienię zdanie, ale na razie jest takie.
    RCZ nie jest w moim odbiorze zbyt sportowy, ze swoim przednim napędem i sporą masą.
    Rynek i gatunek takich coupe wg mnie wcale nie znikają, po prostu zmieniają się marki i modele.
    Współczesne auta są ciężkie nie tylko ze względu na bezpieczeństwo, ale też komfort – więcej bajerów, wygłuszeń itp. Mi jedno i drugie odpowiada, choć bywają przypadki, gdzie waga faktycznie robi się absurdalna. Akurat RCZ już się do tego zbliża. Silniki są malutkie nie w imię ekologii, tylko w imię cięcia kosztów – skoro można je tanio doładować, to po co robić większe niż konieczne? Mazda nie doładowuje i robi silniki normalnych rozmiarów, a jakoś normy ekologiczne spełnia… Po prostu to prostsze z turbo.
    Zdecydowanie nie zgadzam się z pesymistyczną wizją, że “wkrótce wszystkiego zabronią”. Podobnie ze schyłkowością cywilizacji europejskiej – chyli się zachód, a Polska raczej się ostatnio od niego oddala. A jak ostatnio sprawdzałem, to nadal była częścią Europy i jej cywilizacji.
    Safrane 2.5 za 2000-3000? Bo dobre komórki kosztują tylko trochę więcej, po 5000 to są koszmarnie przepłacone komórki 😛
    I chyba najbardziej w tym wszystkim nie zgadzam się z tym, że kupuje się design albo cenę. A już szczególnie w przypadku komputerów. Nie przypominam sobie ze swojego otoczenia (znajomych bliższych, dalszych, rodziny – kompletnie atechnicznych jak i zainteresowanych tematem) takiego trybu wyboru urządzenia. Nawet jeśli komuś marka (marka, nie design – to znacznie powszechniejsze) przysłania większość innych cech, to wciąż pozostają jakieś podstawowe wymagania.
    Ciśnięcie 3-cylindrowego Yarisa nie ma dla mnie w sobie nic z frajdy, a Lotus Exige jest dla mnie przeciwieństwem auta idealnego.
    Brak więcej niż 4 cylindrów w S90 akurat dla mnie też jest wadą, ale to głównie dlatego, że uwielbiam R5, a i leniwe V8 w zwykłym aucie jest dla mnie bardzo przyjemnym pomysłem 🙂 Wyjątkowości pomysłu upychania rzędowyhc szóstek w poprzek też trochę szkoda 😉

    Zgadzam się dopiero z niektórymi późniejszymi komentarzami 😀

    • Małe turbo mają wysoki moment, to prawda, ale nie jeżdżą zbyt przyjemnie. Co prawda nowoczesna technika poradziła sobie już z turbodziurą – tego zjawiska w zasadzie już nie ma – ale w dalszym ciągu reakcja na gaz jest mało liniowa, trudno jest precyzyjnie dawkować moc. Ekstremalnego przypadku doświadczyłem w Civicu Type R – to auto, choć przednionapędowe, na torze jest szybsze od niejednego supersamochodu (polecam sprawdzić tabelę czasów na Nordschleife), ale w mieście w ogóle nie sprawia wrażenia mocnego. Dopiero kiedy mamy przed sobą kawałek wolnej drogi, okazuje się, że siedzimy w kierowanym pocisku rakietowym.

      Przypomnę też, że artykule pisałem, że w autach typu RCZ wady turbiny nie są akurat aż tak problematyczne, tam da się je zaakceptować. Szkoda tylko, że nie mamy wyboru.

      Popularność turbin jak najbardziej wynika z norm ekologicznych, dokładniej – z liczenia flotowej średniej zużycia paliwa (przemianowanego podstępnie na emisję CO2). Doładowane silniki pozwalają na znacznie łatwiejsze “zarządzanie wynikami” takich testów niż wolnossące.

      Co do zabraniania wszystkiego: o zakazie używania prywatnych samochodów mówi się na Zachodzie otwarcie i głośno. Takie stwierdzenia padają już z ust najbardziej wpływowych polityków (kanclerz Niemiec, mer Paryża) i w dodatku w mainstreamowych mediach. Polska jest oczywiście do tyłu, ale nie wiadomo, czy Bruksela czegoś w tym względzie nie narzuci. Mam nadzieję, że nastąpi to jak najpóźniej, a tymczasem, wzorem Fabrykanta, karpię diem.

      A reszta Twojego komentarza to oczywiście kwestie gustu. Każdy ma prawo do swoich opinii i fajnie, że się tu nimi dzielimy.

  11. Podnosząc tematykę pierwszej części wpisu; przy tak postawionej sytuacji, zupełnie nie dziwi rosnąca popularność partii uważanych do tej pory za ekstremistyczne albo najmniej niepoważne – czy to ruchu Le Pen, czy też AfD. Nawet te ograniczenia prędkości – nie wiem, czy Le Pen o nich mówi – zapewne nie – ale instynktownie czuję, że “ona zrobiłaby z tym porządek”. Podejrzewam, że jeszcze kilka lat takiej polityki, lekkie złagodzenie jej poglądów – i tacy ludzie dojdą do władzy.
    A lewica? Dzisiejsza lewica jest niepoważna. I nie ma nic do zaoferowania. Mam 20 lat, jestem białym, heteroseksualnym mężczyzną. Egoistą, więc chcę dobrze dla siebie, a nie dla innych – i głosując to wyrażam. Co takiego mają mi do zaoferowania partie lewicowe? Który z ich postulatów poprawi – a nie pogorszy – mój byt? I mówię to z perspektywy wyborcy partii “Razem”.
    Więcej – co ma myśleć mój rówieśnik, czujący się jak młody bóg, niepokonany i nieśmiertelny?

    Z jednej strony, lewica zajmuje się dyrdymałami. Z drugiej, mamy największy od XIX wieku poziom nierówności społecznych i klasę średnią w zaniku.

    Nie wiem, czy to jest odpowiednie miejsce na takie przemyślenia – zapewne nie. Ale akurat uczę się do egzaminu… i sami rozumiecie.

    • To nie “nierówności” są problemem, a poziom, który osiągają najsłabsi spośród naprawdę starających się. Jeśli mnie żyje się dobrze, to nie jest ważne, czy sąsiad ma 10, 100 czy 1000000 razy lepiej (oczywiście, o ile nie tego ukradł, ale to sprawa dla policji kryminalnej, a nie polityka). Oczywiście, niektórzy ludzie nie mogą patrzeć, jak sąsiad ma lepiej, a politycy to podsycają sugerując, że ma lepiej jego kosztem. Nie jest to prawda, jeśli tylko mi nic nie ukradł, ale niektórzy lubią tego słuchać.

      A dlaczego politycy tak mówią? Z tego samego powodu, z jakiego szykanują białych, heteroseksualnych mężczyzn wyznania chrześcijańskiego. Chodzi o to, że tradycyjna kultura europejska – ta, co podbiła trzy czwarte świata i jako jedyna zbudowała prawdziwy dobrobyt – nie pozwala politykom zdobyć władzy absolutnej. Stąd wspieranie wszystkiego, co z kulturą i tradycją europejską walczy: muzułmanów przeciwko chrześcijanom, imigrantów z obcych cywilizacji przeciwko Europejczykom (ciekawe, że pro-imigranckie ruchy nie wspierają przybyłych na Zachód Polaków ani Ukraińców, prawda?), agresywny feminizm i agresywne LGBT przeciwko zdrowemu rozsądkowi (tzn. nie dyskryminującemu te grupy, ale choćby nie godzącemu się na przywileje dla nich), cyklistów przeciwko blachosmrodziarzom, wreszcie bezproduktywnych przeciwko produktywnym. W tradycji europejskiej prawa obywatela są ważniejsze od widzimisię władcy, a polityk służy ludowi jako jego delegat, a nie otrzymuje hołdy. To dlatego poprawność polityczna bezwzględnie nakazuje chwalić wszystkie kultury z wyjątkiem jedynie europejskiej, zabrania zaś krytykowania jakiejkolwiek, również z wyjątkiem europejskiej.

      Tzw. poprawnośc polityczna to nie jest niczyje szaleństwo, tylko bardzo przemyślany plan sterowania społeczeństwami na wielką skalę, sformułowany około stu lat temu przez klasyków marksizmu (mogę podać tytuły dzieł, jak ktoś chce), a zmierzający do znienawidzenia wolności przez Europejczyków, by utorować drogę do władzy absolutnej (to cytat z Róży Luksemburg, nie wymysły dzisiejszych oszołomów). Miałem na ten temat pisać osobny artykuł, ale ciągle nie mogę się zdecydować.

      • Bardzo byłbym rad, gdybyś zechciał wskazać te tytuły, względnie napisać wspomniany artykuł.

      • Dwójka najważniejszych autorów: Róża Luksemburg i György Lukács. Ten drugi miał nawet motto powtarzane w wielu tekstach: “Kto nas uwolni od cywilizacji łacińskiej?”.

      • “W tradycji europejskiej prawa obywatela są ważniejsze od widzimisię władcy” – hę? raczej europejską tradycją jest walką uprzywilejowanej grupy o władzę i własne wpływy z traktowaniem szarej masy jako tylko jednego z narzędzi – przynajmniej tak to widzę 😉 Prawami zwykłego obywatela przejmowano się tylko okazyjnie.

      • W praktyce politycy zawsze dążą do poszerzenia władzy, ale to jest wbrew zasadom naszej cywilizacji. Podobnie jak w praktyce wielu chrześcijan kradnie i cudzołoży, choć to wbrew zasadom chrześcijaństwa. W innych cywilizacjach władcy zupełnie oficjalnie posiadają prawo do dowolnego gnębienia ludu i nie wywołuje to buntu, tylko jest przyjmowane jako naturalny porządek rzeczy.

      • @SzK: A czy zasadami naszej cywilizacji jest również wolność religijna?
        Bo powstań chłopskich, tudzież praw jawnie faworyzujących arystokrację lub szykanujących niższe stany było sporo. A wisienką na torcie są USA, które w ramach powszechnej demokratyzacji świata otwarcie wspierały Pol Pota.
        Chyba, że mówimy o drugiej połowie XX w. – ale władza po wielkich wymieraniach zawsze odpuszczała. Ot taka moja wizja świata i przyszłości – chyba bardziej pesymistyczna ot Twojej.

      • Wolność religijna weszła późno, ale i tak wcześniej niż w jakiejkolwiek innej cywilizacji, podobnie jak emancypacja niższych stanów. Prawa obywatela, w tym prawo do sądzenia się z państwem, też było w Europie najwcześniej.

        A wspieranie jednych polityków przez drugich to tylko potwierdzenie moich tez, że problem leży właśnie w żądzy poszerzania wpływów przez polityków.

      • Przy takim zdefiniowaniu sprawy, to cywilizacja europejska istniała w republice rzymskiej i obalił ja Juliusz Cezar. Potem pojawiła się w Anglii po rewolucji a w innych krajach gdzieś dopiero w 20 wieku. 😉
        U nas istniała tylko między 1989 a 2015 rokiem. Więc 25 lat z tysiąca.

      • Akurat Polska jest jednym z lepszych przykładów cywilizacji łacińskiej. Nasi królowie nigdy nie mieli takiej władzy jak na Zachodzie, zawsze szlachta trzymała ich krótko, a od pewnego momentu nawet sama wybierała.

        Pojęcie praw obywatela istniało w Grecji, Rzymie i później też. Monarchia ani feudalizm mu nie przeczą – tu nie chodzi wyłącznie o ustrój polityczny, a o system wartości (zresztą już w średniowieczu w Anglii król podpisał tzw. MAGNA CARTA LIBERTATIS – polecam poczytać).

      • To jest prawda, tylko jeśli uznamy, że fundamentem cywilizacji europejskiej jest podział na obywateli rozumianych jako szlachta i chłopów mających status trochę tylko wyższy od zwierząt gospodarskich (w pierwszej RP nawet i to nie, bo koń miał większą wartość niż chłop). Ponieważ ja mam chłopskie pochodzenie, to od takiej cywilizacji europejskiej trzymam się z daleka.

      • Znasz jakąś cywilizację, która przyznała prawa pospolstwu wcześniej niż europejska? Większość pozostałych nie zrobiła tego do dziś.

      • Nieśmiało przychylam się do prośby o Artykuł na ten temat 🙂

      • ja tez czekam na ten artykul! i to bardzo! pro-si-my 😀

      • Straszna wizja się wyłania z tych politycznych komentarzy…
        Co do małych, zaturbionych silników to jednym z moich aut jest Citroen C5(X7) z silnikiem 1.6 HDI (coś koło 115KM). Miałem duże obawy przy zakupie tego samochodu, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Wiadomo, nie jest to demon prędkości, dodatkowo to duże i ciężkie auto, ale… w żadnej sytuacji nie jest zawalidrogą. W mieście radzi sobie jak każde auto. Na autostradzie pewnie gdybym się chciał ścigać to bym przepadł, ale w czasie różnych podróży nigdy nie miałem wrażenia że się męczy. Kilka wakacyjnych wyjazdów pokazało nam, że da się tym autem podróżować przez dłuższy czas z dużymi prędkościami i w dużych upałach (np. Chorwacja) bez obaw. Bonusem natomiast jest bardzo niskie zużycie paliwa – przy tempomacie ustawionym na max 120-130km spaliłem średnio zaledwie 5 litrów ON na dystansie niemal 3000km.
        To, co mnie martwi to trwałość. Zastanawiam się jaki przebieg taki silniczek wytrzyma.

      • w pracy mamy berlingo 1.6 hdi i to strasznie slabo jedzie, przy ruszaniu trzeba mocno gazowac zeby nie zgaslo, jedzie max 150 i pali czy tym 13l ropy, takze ani to ekonomiczne ani zwinne, jedynie trzeba przyznac ze dobrze, poprawnie sie prowadzi nawet przy 150

      • W Berlingo jest zupełnie inna wersja tego silnika.

      • tzn? to jest zupelnie inny blok? czy co? jak cos to mi chodzi o berlingo 2 (nie 1 po lifcie)

  12. Nie mam mieszanych uczuć. Może dlatego, że jestem szczęśliwym posiadaczem Subaru Legacy 2,2 I gen.

    • Ja też mam dwa fajne auta. Ale patrzę się na to, co się dzieje i w związku z tym obawiam o przyszłość.

      • Nie obawiam się przyszłości, bo jej nie będzie. W sensie samochodowym, oczywiście. To co było, było prawdziwie najlepsze, trwałe, zorientowane na użytkownika, a także frajdę z jazdy. To się nie może powtórzyć, z wielu względów. Jest mi przykro ale nie mam na to wpływu.

      • W sensie samochodowym nie będzie. ALE w sensie ogólnocywilizacyjnym raczej już tak. Bo czasem zapominamy, że samochód nie jest ostateczną i najwyższą formą ewolucji środka transportu (nie wiem co by nią było, teleportacja?). My tutaj lubimy auta, ale też my tutaj mamy pod tym względem, z punktu widzenia bardzo wielu ludzi, dziwne, a może nawet, o zgrozo, zapóźnione poglądy.
        Osobiście patrzę na przyszłość pozytywnie. Ponieważ wątpię, żeby w Polsce w ciągu najbliższych 20 – 30 lat drastycznie ograniczono motoryzacyjną wolność, a ciągle jeszcze bez problemu możemy posiadać auta z lat 80, 90 czy pierwszej dekady XX wieku. Co więcej są one dla nas o niebo bardziej dostępne niż były jakiekolwiek pojazdy jeszcze w latach 90-tych. I ciągle da się je naprawiać i serwisować. A jeżeli staną się niszowym produktem dla zapaleńców, to możliwe, że będzie można się nimi bawić jako hobbyści – ale wątpię bym dożył czegoś podobnego.

  13. Patrze na tego RCZ i przypominają mi się (nieodległe) czasy kiedy tego typu aut było więcej do wyboru.I kto takimi autami wówczas jeździł…
    Że się tak wyrażę, panowie którzy bardzo dbali o swój wygląd…(my w Wlkp. mamy na to trochę inne określenie). Psikuta(s) z chłopaki nie płaczą to łagodne porównanie. Stąd do dziś mam uraz do produkcji typu: weźmy kompakta albo sedana segmentu d i na jego bebechy nałóżmy jakąś odlotową karoserie.
    Było wówczas MĘSKIE sportowe i praktyczne coupe w zbliżonej cenie(Volvo C70 i podobne modele konkurencji to raczej Gran Turismo dla ludzi 10 lat starszych od targetu opisywanych konstrukcji) – Subaru Impreza Coupe – tam nikt nie miał wątpliwości po co powstało, kto nim jeździ (jak), i czy ma jakąś przewagę nad autem na którym bazuje oprócz jednej – MAGNES NA C****

  14. Panie Szczepanie, może Pan podać dokładne informacje nt. książki na podstawie której opracował Pan wpis dotyczący Drogi Toyoty?

    • Jeffrey Liker, “Droga Toyoty”. Ten autor napisał też kilka innych książek na ten temat.

  15. Szymonie a Bugatti? To przecież francuska marka, choć wydaje się, że w świadomości (nawet) entuzjastów motoryzacji nie funkcjonuje jako taka (to chyba syndrom VAG).

    • Bugatti skończyło się w 1955r. Później było kilka prób wskrzeszenia, jedna włoska (EB110), jedna niemiecka (VAG) i jakieś pomniejsze wcześniej, ale to tylko dyskontowanie dawnej legendy. Zresztą nawet oryginalna firma Bugatti nie bardzo miała “narodowość” – założył ją Włoch na terenie niemieckiej Alzacji, tylko że w 1918r. granica się przesunęła 🙂

      • Tak, znam historię dlatego trochę prowokacyjnie wspomniałem o Bugatti bo sam nie bardzo uważałem ją za francuską markę. ?

      • A w ogóle Bugatii EB110 to ciekawy temat na wpis 😉 Jakiś czas temu, bodajże na Jalopniku, pojawił się interesujący artykuł. Ponoć producenci podzespołów byli skłaniani, czy wręcz szantażowani, przez m.in. Ferrari, aby wstrzymali dostawy dla Bugatti. Konkurencja miała rzekomo wykończyć raczkujące, “nowe” Bugatti. Ale czy to prawda to nie wiem.

  16. Ciężko ocenić jak to jest z RAPPEL.
    Przejechałem na ostatnim Złombol’u’17 Biscaya Edition (Do Kraju Basków)
    Ładą 2017 1.3 całą Francję w granicach 135-160 km/h. Nic nie przyszło.
    Myślę, że RAPPEL znaczy “zalecane” – wcześniej i dalej.

    …jestem pełen podziwu że Łada i moja małżonka to wytrzymały…

    Ekhm, to znaczy przyszło, ale za 80km/h na 70-tce, koło Saint-Tropez,
    na bocznej dróżce; jechałem w nocy wykończony i nie zauważyłem;
    Perforowane pedały to największy eufemizm w tym momencie…
    Jednak w mandacie była opcja “promocji”: zapłać połowę mnie ale od razu,
    to resztę odpuścimy; i pkt zero… fajnie. Może ta perforacja nie jest aż taka duża…

    Dlatego właśnie lubię stare włoskie samochody lub ich licencyjne wersje: niełatwo przez klika dni pod rząd drzeć 700km dziennie ponad 140 km/h i 6000obr/min – nie powodując wypadku lub zniszczenia silnika. Ale jest to możliwe! Jak widać można to zrobić jeśli tylko te kilkudziesięcioletnie konstrukcje są w należytym stanie dają radę! tak samo jak w latach ’60 i ’70; a jeszcze lepiej zrobić to poczciwym F125p, np. na Sycylię i z powrotem, co sam wykonałem (nie bez przygód oczywiście) w 2016r. I to jest właśnie fajne na co dzień, że dają radę; jeśli jechać na dalekie trasy to wtedy jest PRZYGODA jak u Nienackiego (vide Pan Samochodzik). Oczywiście tylko wówczas kiedy nie traktujemy samochodu jako przyrządu umożliwiającego jak najmniejszym kosztem dotarcie z pkt A do B i to najlepiej automatycznie, podczas snu kierowcy, bez naciskania jakichkolwiek perforowanych pedałów.

    PS. Teraz chciałbym to zrobić “ekonomicznym”
    Wartburgiem 353 1.0S… Czyli wersją z ’87/88r., przed wejściem 1.3.

    • RAPPEL to na 100% przypomnienie (dokładnie – to re-appel, czyli “ponowne zwrócenie się do kogoś”. Może też oznaczać oddzwonienie po zostawieniu wiadomości, albo powtórną próbę kontaktu, jeśli ktoś nie odebrał. Pracowałem 7 lat po 8h dziennie z Francuzami po francusku i “rappelowanie” we wszystkich formach gramatycznych było jednym z częstszych tematów naszych konwersacji i korespondencji 🙂 ). Prędkość zalecana istnieje tylko w nielicznych krajach, i zawsze jest wypisana na tle niebieskim, nigdy na klasycznym znaku zakazu.

      A przygody gratuluję!!

      • Szczepan, mógłbyś powiedzieć coś więcej jak się pracuje z Francuzami? To było w Polsce, we Francji, czy jeszcze gdzie indziej? Nie znam bliżej żadnych Francuzów, ale są oni chyba, delikatnie mówiąc, moim najmniej ulubionym narodem Europy Zachodniej 😛 Przy każdym kontakcie sprawiają wrażenie obrażalskich i problematycznych, na pierwszy rzut oka faceci zachowują się jak kobiety i to takie z trudnym charakterem 😉 Może są inni jak się ich bliżej pozna lub rozmawia w ich języku?

      • Ja nieszczególnie lubię szufladkować ludzi po narodowości, ale oczywiście jakieś wzorce kulturowe istnieją i jest sporo racji w tym, co mówisz. Francuzi przede wszystkim panicznie boją się stracić pracę na rzecz zagranicy – wiedzą, że ich konkurencyjność jest ujemna, dlatego nie palą się do aktywnej kooperacji i ułatwiania czegokolwiek. Zupełnie inaczej niż Niemcy albo Brytyjczycy, którzy potrafią być bardzo pomocni, bo wiedzą, że są warci swojej ceny. Oczywiście, porozumiewanie się po francusku ogromnie pomaga, zwłaszcza jak rzuci się czasem jakimś cytatem albo dowcipem z ich kontekstu, ale ich ogólna rezerw do zagranicy nie znika nawet wtedy. A to, że się obrażają, to osobna sprawa, ale pod tym względem to nawet między sobą miewają trudności 🙂 Z drugiej strony poznałem kilka całkiem fajnych osób, w tym panią manager, która zaprosiła mnie i koleżankę do domu na tradycyjną francuską kolację – bardzo rzadki honor. No ale ona była już na końcówce przed emeryturą, więc miała wyjechane na konkurencję z Polski 🙂

      • Oj tam, zaraz szufladkować, to brzmi zbyt poważnie i trochę nieprzyjemnie. Ja wolę określenie – wychwycać różnice pomiędzy poszczególnymi narodami 😉 Ciekawe jest też to, jak ludzie z różnych państw sami o sobie mówią i jak to się ma do tego, jak pozostali ich widzą. Np. Brytyjczycy mówią o sobie, że są zamknięci w sobie i wycofani. W porównaniu z Amerykanami może i tak, ale już z polskiego punktu widzenia są bardzo otwarci.

      • To rzekome zamknięcie Brytyjczyków to chyba już tylko zaszłość historyczna. Względnie snobizm, bo zamknięci byli arystokraci, e niższe warstwy raczej nigdy.

      • ja tam nie zauwazylem jakiejs niecheci Francuzow, nawet pare lat temu bylem ze znajomym na Lazurowym Wybrzezu po sprzet medyczny i kompletnie nie moglismy trafic na podany adres to zatrzymalismy sie na jakims osiedlu domkow jednorodzinnych spytac kogos, byl jakis dziadek, jak uslyszal ze jestesmy polakami to zaraz zaczal wychwalac ze przyjaciele, razem z Napoleonem walczylismy i on nas wogole tam zaprowadzi zaraz tylko samochod z garazu wyciagnie (niestety nie jakiegos klasyka tylko cos zwyczajnego) i zebysmy za nim jechali, no i trafilismy bez problemu 🙂
        tylko dogadac sie z nimi ciezko, angielskiego malo znaja, i wogole nie lubia, bo Anglikow nie lubia, dla tego pewnie poczatkowa niechec i nieufnosc

        a ja myslalem ze RAPPEL to deszcz 🙂 i tez olewalem te znaki, raz tez mi zrobilo zdjecie, ale nie przyszlo, a to akurat bylo z pol roku temu 🙂

      • Mam znajomego Francuza, który przybył do Polski za pracą w branży IT. Tutaj założył rodzinę i został, bo o wiele bardziej preferuje naszą kulturę od tej na zachodzie.

      • My jesteśmy częścia tej samej cywilizacji łacińskiej – jedynej w świecie, która jest personalistyczna, niskokontekstowa itp. (jej unikalne cechy znajdziesz w wielu publikacjach). Na poziomie fundamentalnym Francja i Polska sa praktyczni tym samym, różnica pojawia się, kiedy pojedziesz do Indii, Japonii, Konga albo Egiptu.

  17. w kurortach nadmorskich Brytyjczycy są aż nadto otwarci 🙂

  18. dla mnie ten pezot jest po prostu paskudny, strasznie nie lubie wygladu rozgniecionej zaby, ladny samochod sportowy musi byc kanciasty 🙂 i zadnego turbo, samochody z turbina maja ujemna moc na niskich obrotach i to jest strasznie wkurzajace, a jeszcze bardziej wkurzajace sa wolnomyslace komputery silnika

    fajne coupe to jest np taki Nissan:
    https://www.blocket.se/goteborg/Nissan_Pulsar_1_6_NX__2_D__Aut__Sport_Coupe_76292794.htm?ca=15&w=1

    tylko ze akurat nie ten, bo on to ladnie tylko z daleka wyglada, ogladalismy ze znajomym bo akutrat mielismy do niego kilometr 😉
    tak to nawet ja nie ulepiam do sprzedania, fale dunaju ze szpachli i na to pomalowane, a progi to pomalowane czarnym barankiem nawet bez wyczyszczenia wiec juz od spodu odpadlo, nie mowiac juz o malowaniu srebrnym szprajem silnika i skrzyni razem z wezami, kablami korkiem i czym popadnie 😉

    • to jak zawsze jest kwestia dyskusyjna – faktem jest, że RCZ wygląda oryginalnie i wnosi coś nowego na rynek – wbrew opiniom, że dzisiejsze auta wszystkie wyglądają tak samo

      a jak lubisz kanciaki, to powinien Ci się spodobać Alcyone 😉

      • Widzę, że Ty też o RCZ piszesz w czasie teraźniejszym, a tymczasem jego nie ma już trzeci rok… Chyba doszliśmy już do etapu, w którym upływ czasu zaczyna nam powoli umykać 😉

      • Panie, w tym roku pojawia się 4 na cyferblacie z przodu, więc 3 lata to nic!
        a dodatkowo, RCZ pojawia się na rynku używanych – najbardziej interesującym dla większości czytelników, więc to tak jakby nowość 🙂

      • Mnie to czeka za dwa lata z hakiem. Będę jak inżynier Karwowski w pierwszej części serialu 🙂

        A co do rynku aut używanych, to modele tego segmentu sa mega-ryzykowne, zwłaszcza takie z silnikami po intensywnym downsizingu. Tak że tego… Ja bym się nie pisał 🙂

      • pewnie 🙂 sliczny jest, w tym stylu mialem Honde Accord Aerodeck ’88, jak by miala jeszcze taki sedanowaty tyl to jeszcze fajniej by wygladala ale i tak byla super

      • no, 1.6 THP to bomba – w każdym tego słowa znaczeniu 🙂

    • Benzynowe turbo całkiem ładnie jada od niskich obrotów, nie ma dziury w gazie, w ogóle większość wad znanych z dawnych doładowanych silników typu pierwza 911tka Turbo albo wczesne turbodiesle dzisiaj już znikła, ale dalej silnik żyje sobie trrochę własnym życiem, a najgorsza jest obawa o trwałość i koszty serwisu.

      • nie mialem okazji jeszcze jechac zadna turbobenzyna, mozliwe ze tak, bo diesle sa ogolnie mulowate a turbina na niskich obrotach nic nie pomaga, wiec spora benzyna z turbina moze byc calkiem przyjemna

      • Zobacz sobie wykres momentu, zamieszczony w artykule. To jest wulkan już od 2.000 obrotów – zupełnie stały moment do 5.500, na poziomie wyższym od mojego trzylitrowego, benzynowego V6, chociaż pojemność to tylko 1,6 litra. Tyle tylko, że po pierwsze, na samych końcówkach wykresu faktycznie spada, a po drugie – jest problem trwałości. Dlatego właśnie ja wolę jednak wolnossace V6 🙂

      • wykres widzialem, “na papierze” ladnie to wyglada, ale po prostu w praktyce jakims sposobem te nowoczesne silniki wcale nie sa “ostre”, pewnie ta moc faktycznie ma, tylko ze jest taki “myk”, ze zeby taki maly wysilony silnik nie rozlecial sie na kawalki zaraz, to musi miec ta moc plynnie dodawana, a to jest wlasnie najbardziej rozczarowujace, wciskasz gaz no najpierw mysli, potem jakos tam przyspiesza, ale niema zadnego szoku, nie ciagnie jak wsciekly, czyli co to za sportowosc? to wlasnie ma wcisnac w fotel, nawet zerwac przyczepnosc jak sie porzadnie depnie, a zaden nowoczesny samochod tego nie potrafi, glownie dla tego, ze jednak te 300tys musi zrobic, a szarpiac i przyspieszajac ostro momentalnie by sie zuzyl i rozlecial

      • Przede wszystkim to nowsze auta sa o połowę cięższe od starych, dlateogo potrzebuja więej mocy. Poza tym sa też cichsze i bardziej komfortowe, dlatego przyspieszenie czuje się subiektywnie słabiej, bo nie rzuca ludźmi na wszystkie strony. Ale wystarczy sobie zmierzyć stoperem, żeby zobaczyć różnicę.

      • @benny_pl: wyrażasz się arbitralnie o silnikach z turbo a potem przyznajesz się, że nimi nie jeździłeś 🙂 Ja lubię silniki turbo – sam jeżdżę 18-letnim Saabem 9-5 (2.3T, benzyna lpg edition) i uważam, że turbo to wspaniała sprawa. Ciągnie porządnie i równo od 2krpm do końca, przede wszystkim ma dużo momentu w dolnym zakresie, którego się najczęściej używa. A przecież to w sumie archaiczny silnik. Na trwałość też nie mogę narzekać, auto ma 390tys. km, z czego u mnie 200k i do tego na gazie 🙂 Właściwie zestrojona instalacja i pod każdym obciążeniem jeździ jak na benzynie.

        Czemu uważasz, że nowe auta nie są ostre? Zdecydowanie się nie zgadzam, może kwestia tego czym jeździłeś. Kolega ma Polo GTI poprzedniej już generacji (1.8 TSI coś około 190KM z DSG) i to jest bardzo ostre auto. 6.7 do setki, 1100kg masy i bardzo, bardzo spontaniczne reakcje na gaz. Moim zdaniem hothatch pełną gębą, w najlepszym tego słowa znaczeniu. A jak nie wierzysz to pójdź sobie na jazdę próbną 🙂

        Zastrzegam, że nie lubię tej marki, choć żadna zakonnica nie chciała mnie porwać 😉 po prostu uważam Polo GTI za świetne auto, trudno że VW.

        I zgadzam się z tym co Szczepan mówił wielokrotnie – nowe auta są pod każdym względem lepsze niż stare. Są szybsze, lepiej się prowadzą, mniej palą, są bezpieczniejsze itd… ALE coraz mniej z nich ma w sobie to coś wyjątkowego, oryginalnego. Np klamki – kiedyś to często był znak rozpoznawczy a teraz? Każdy nowy samochód ma takie same! 🙂 Mimo wszystko jestem daleki od stwierdzenia „kiedyś to były auta…” 😉

    • A nie spodobałaby Ci się Silvia S12? To był piękny wóz, ale niestety nie widziałem nigdzie wersji z klimatyzacją (dla mnie to wymóg). Ostatnio parę było dostępnych w Polsce za przystępne pieniądze.
      Albo Toyota Celica-Supra A60 w wersji widebody… Pośliniłem się…

  19. wielki minivan ze 150KM V6 i to w automacie w Villagerze jak sie depnelo to wyrywal i szedl odrazu, tzn chwila na redukcje ale na prawde chwilka a potem ryk i “rura” i to jest o wiele fajniejsze niz spokojne przyspieszanie nawet i do ponad 200 ale bez wiekszych efektow, zreszta jak sam powiedziales – takich predkosci i tak niebardzo jest gdzie osiagac, poza tym ostre przyspieszanie jest przynajmniej dla mnie o wiele przyjemniejsze i nawet bezpieczniejsze (bo trwa krotko) niz dlugotrwala ale bardzo szybka ale dosc monotonna jazda

    • mialo byc tam wyzej to
      no wlasnie, cichsze, nie rzuca ludzmi, a chyba tak ma robic sportowe auto 🙂 tak ma nie robic jakies Mondeo czy Vectra ktora ma byc wygodnym rodzinnym szybkim autem, ale sportowe auto ma byc wlasnie dzikie i sportowe 🙂

      • e, nie ma klientów na takie auta – jeśli już to chcą mieć coś innego, wyróżniającego się, ale nadającego się do normalnej jazdy – to nie ta grupa docelowa co Caterham

      • ale nikt nie kaze deptac mocno, spokojnie tez mozna jezdzic takim “sportowym” autem, nie mowie o prawdziwych rajdowkach ze spiekowym sprzeglem itp, tylko po prostu zeby ten silnik robil to co sie chce, nie zastanawiajac sie nad tym, czy ja na pewno ten gaz chcialem wcisnac? a moze nie? moze troche poczekac to mi przejdzie?

      • ten 1.6 turbo, jeśli jest sprawny, robi więcej i szybciej niż jakikolwiek wolnossak do 2.5 litrów 😉

      • 1,6 turbo może i robi więcej, ale w mniej przyjemny sposób 😛 W pogoni za przyjemnością frajda gdzieś się zapodziała. W samochodzie który ma dawać przyjemność, nie zaakceptowałbym dźwięku czterech cylindrów w rzędzie (z nielicznymi wyjątkami, np. Elise). Z turbo nie lubię jeździć przez brak płynności. Chcę szybciej ruszyć i wciskam mocniej gaz. Przez wyczuwalny ułamek sekundy nic się nie dzieje, więc wciskam mocniej. Wysoki moment obrotowy przychodzi tak nagle, że koła tracą przyczepność, ESP się wtrąca od razu, powodując nieprzyjemne szarpnięcia i dźwięki. Reakcja na odpuszczenie gazu, też jest jakaś opóźniona, a wolnossaku, nawet z napędem na jedną oś i bez kontroli trakcji lub szpery można wszystko pięknie samym pedałem gazu zrobić.

      • Zawsze mnie zastanawia do jakich aut się odnoszą takie komentarze. Bo wiele takich uwag widziałem ale nigdy w życiu nie widziałem takiego samochodu a paroma autami z turbo w życiu jeździłem. Zawsze reagują natychmiast na gaz, można go doskonale dawkować, nie ma żadnej zwłoki, jak się mocno wciśnie to potrafią wcisnąć w fotel a jak chcesz przyspieszać łagodnie to będą przyspieszać lagodnie… Nigdy nie spotkałem auta które miało by te legendarne wady silnika z turbo. Fakt, 1.6 HDi nie jeździłem.

      • Zależy, w jakim natężeniu te wady dostrzegamy. Mój niegdysiejszy 290TD miał wyraźną turbodziurę, no ale to auto sprzed ponad 20 lat. Dziś to już jest raczej historia, ale ten bardzo gwałtowny przyrost momentu na dole skali i wyraźny spadek na samej górze nie każdemu przypadają do gustu.

      • Wojtek, moi rodzice mają Octavię 2 FL z niesławnym silnikiem 1,4 TSI (122KM). O tym silniku można powiedzieć dużo ale na pewno nie to, że ma jakąś turbodziurę albo że reaguje na dodanie gazu z opóźnieniem. Wiadomo, nie są to może reakcje bardzo bezpośrednie ale moment obrotowy jest dostępny bardzo nisko, od bodajże 1500 obrotów/min i do około 3000 wykres momentu jest prawie płaski. Później monet obrotowy spada, początkowo łagodnie później już spadek jest większy. Ale nawet przy 5 osobach na pokładzie ten samochód subiektywnie dobrze się zbiera w szerokim zakresie obrotów. Oczywiście jak na warunki brzegowe i dość dobre wytłumienie i izolację od świata zewnętrznego. Co nie zmienia faktu, że i tak wolę mojego wolnossącego japońskiego sedana, który ma o 1 sekundę gorsze przyspieszenie do setki ale to wypadkowa wielu innych czynników 😉

    • A więcej szczegółów można prosić? Bo jestem bardzo ciekaw.

      Ja sam tego auta nie znam z autopsji, wypowiadałem się tylko o tym, że cieszy mnie, że w naszych czasach, w których przyjemność z jazdy balansuje na krawędzi wyjęcia spod prawa, takie modele cały czas powstaja. Szczerze mówiac, o porównywalnych samochodach z przeszłości również wielu ludzi miało złe zdanie, bo one zaspokajaja bardzo specyficzne potrzeby bardzo specyficznych ludzi. Dlatego chciałbym wiedzieć, co też wpłynęło na Twoja opinię.

    • no, wiele wnoszący komentarz – dziękujemy za cenny wkład do dyskusji!

      • No co mam wam tu napisać o tym samochodzie, skoro clou zawarłem w tym lapidarnym i kolokwialnym wyrażeniu? Porównując sobie to autko z porsche 911 997 czy też z corvetką c6/c7, czy też z dowolnym innym niemieckim wozem trzeba właśnie to stwierdzić. I teraz polecą same truizmy: Prowadzi się idiotycznie, wsiadanie do środka to jakiś dramat (z tym ze miejsca z przodu jest dość dużo i wrażenie przestrzenności niezłe), niezłe wrażenie robią też kratki wlotu powietrza (takie jak nie z peżota). A reszta to jakiś syf. Auto z przebiegiem ok. 100 000 które miałem okazję trochę poprowadzić było umęczone do granic. Komputer nie nadążał z wyświetlaniem tych idiotycznych komunikatów o błędach, jak to we francuskich wozach (przy okazji miał tez upalone dwie-trzy linijeczki wyświetlacza tegoż komputerka). Zegary i wskazówki w tychże zegarach – jak radiobudzik z chińskiego centrum handlowego. Plastiki udające aluminium. Wiecznie psujące się manetki z 308. Bagaznik z jakimiś obłożeniami plastikiem, wszystko ohydne. Osiągi takie sobie – subiektywnie rzecz ujmując. Znacznie szybciej można pojechać coupe produkcji audi czy bmw bez tego całego udziwniania, bez tego całego “usportowienia”, ciasnoty i paskudnej widoczności zza wiecznie parujących szyb. Z porsche nawet nie porównuję. Nie wiem, po co w dzisiejszych czasach robi się takie samochody. Ani szybkie, ani sportowe, ani wygodne, ani prestiżowe. Nijakie jak chleb z margaryną. Znam kilku kumpli którzy to kupili. Rekordzista kupił żonie i sprzedał po 5 dniach, wybierając w zamian za to A klasę w nowej budzie. W zasadzie widzę tylko jeden powód, po co w ogóle Peugeot produkuje samochody: żeby Clarkson się mógł z nich pośmiać.

  20. Jak zwykle trochę się powymądrzam 🙂
    Jakieś pół roku temu pomagałem intensywnie córce wybrać auto. Nowe, z salonu, chciała coś małego i “fajnego”. Korzystając z okazji objeździłem mnóstwo salonów i zaliczyłem sporo jazd próbnych różnymi autami. I muszę powiedzieć, że o ile w wielu przypadkach narzekania na wysoką masę aut są w pełni uzasadnione, o tyle można znaleźć kilka rodzynków.
    Na przykład Fiat 500. Waży to zdaje się od 860 kg w górę, z najsłabszym silnikiem nie jedzie zupełnie, ale z tym turbo 0.9 naprawdę daje radę. Klasyczny przypadek samochodu, który sprawia wrażenie znacznie szybszego niż w rzeczywistości. Dla mnie absolutna rewelka i świetny sprzęt na autko mające bardziej dawać przyjemność, a z mniejszym naciskiem na użyteczność. Co ciekawe, teoretycznie znacznie mocniejsze Abarthy już aż tak mi się nie podobały – czuć, że są wyraźnie cięższe i dla mnie były już za twarde.
    Następny fajny samochodzik to nowy Swift. Cisnąłem litra z turbo i wolnossącego, oba naprawdę niezłe. Mały, leciutki, bo jeszcze lżejszy od 500-tki, ale daje mnóstwo, naprawdę mnóstwo przyjemności z szybkiej jazdy wolnym autem.
    Potem zaliczyłem jeszcze Twingo. Też ciekawe, ale już nie aż tak. Może miałem zbyt wysokie oczekiwania z uwagi na tylny napęd, ale niestety na mokrej drodze nie było szans zamieść tyłkiem. Szkoda. Jakaś jeszcze Fiesta, Clio itp. i pełno innych aut tej klasy też zaliczyłęm.
    Najlepsza była jednak Alfa Mito. Z mocniejszym silnikiem dla mnie to ideał małego i zwinnnego autka. I jakbym mial szukać dla siebie, to bez wahania idę w Mito.

    Niestety córka wybrała Seata Mii.. bleh. Tragedia. Gorszego paździerza nie potrafiłbym wskazać. Ale za to “jaki ładny”. Kobiety… 😉

    • tak też się kończy zazwyczaj moje doradzanie – oni i tak wiedzą co kupią, tylko chcą się utwierdzić w decyzji; jeśli się z nią nie zgadzasz – trudno 😉

      co do Mii – wcale nie jest takie złe – małe, zwrotne, niczego nie udaje, sensownie wycenione
      a MiTo – no nie wiem – stworzone 10 lat temu na bazie punciaka, jakiś tam plus to możliwość kupienia mocnych silników, ale wtedy cena to minimum 85k!

    • Erbest – Jeśli pół roku temu więc pewnie Fordem Ka+ jeszcze nie miałeś okazji się przejechać? Pytam bo Ford Fiesta rocznik 1996 miał ten sam silnik konstrukcji Yamahy co własnie w/w Ka+ i tam, w tej lekkiej budzie te 75KM sobie świetnie dawało radę. W Ka+ są dwie wersje tego silnika 70KM i 85KM. Ten mocniejszy na papierze jest 0,5s wolniejszy do 100km/h niż wzmiankowana Fiesta więc różnica niby niewielka.

      Ja 500 rozważam dla żony, bo coraz częściej potrzebuje samochód a sedanem segmentu C nie chciała jeździć bo miała problem z parkowaniem tyłem… No i w listopadzie sprzedałem starszy z dwóch samochodów i pewnie późną wiosną/latem będę szukał takiego właśnie mieszczucha.

      Swift 1,0 rocznik 1998 też swoją drogą zachowywał się bardzo bezpośrednio. Fajnie, że ten najnowszy nie zatracił tego charakteru. A bliźniaczego go Seata Mii VW Up ma moja mama i dla mnie ten samochód jest taki… nijaki. Hałasuje jak to trzycylindrowiec i przyspiesza tylko w dolnym zakresie obrotów. No ale moja mama go uwielbia a to w sumie najważniejsze 🙂

      • Ja jezdzilem Fiesta poprzedniej generacji (ta sama platforma jest w Ka+) z silnikiem 1.25 yamaha 85km.
        I tam jezdzilo sie swietnie, sinik bardzo chetnie wchodzi na obroty, do tego swietne zawieszenie i precyzyjny uklad kierowniczy (ale to akurat w Ka+ mogli zepsuc, bo to auto innego segmentu).
        Byly tylko trzy wady:
        1. Uklad kierowniczy jest zbyt wrazliwy przy duzych predkosciach. Gdy jedziesz po autostradzie to wystarczy dotknac kierownice by zmienic pas.
        2. Moc jest w sumie mala, wiec przysieszanie konczy sie na 120 km/h i powyzej juz Fiesta nie jedzie
        3. Wykorzystywanie mozliwosci tego sinika konczy sie astronomicznym zuzyciem paliwa – ja mialiem w miescie 9 l/100

        Ja bym doradzal raczej 1.0 turbo 100 km – bedzie jechal jeszcze lepiej i duzo mniej palil. Ale tego w Ka+ nie ma.

  21. Nie widzę nigdzie w artykule ani w komentarzach wzmianki o najmilszym aspekcie THP – rozrządzie. Jako, że firmy PSA i BMW są nowicjuszami na rynku, to nie udało im się przez 12 lat produkcji uniknąć tematu rozciągających się łańcuchów. Czyżby było to planowe działanie na niekorzyść konsumentów ? Co na to Bruksela ?

    Poważnie – jeśli ktoś widział łańcuszek (bo łańcuchem trudno to nazwać) z 1.6 THP, to ostatecznie w tym momencie powinien zwątpić w dzisiejszą motoryzację.

    Jako, że jestem w momencie poszukiwania następcy mojej Safrane (ogłoszenie pojawi się wkrótce), to powiem Wam, że mam ogromny problem ze znalezieniem czegoś nowszego, ciekawego i niekoniecznie jednorazowego. W grę wchodzą: Vel Satis PH2 3,5, Grandeur 3,3 i Alfa Romeo 166 trzeciej serii z 2,4 jtdm. Jak myślicie – dużo mam sztuk do wyboru..?

    • Co do doradzania, to zdaje się Hurgot i Erbest maja największe doświadczenie

      • Daleki jestem od uznawania siebie za autorytet w dziedzinie samochodów. Lubię stare auta, paroma jeździłem, nie znam się na nowych, a samochody oceniam wyłącznie subiektywnie. Kiepski więc ze mnie ekspert 🙂
        Ale mogę podsunąć tylko pewną opcję do rozważenia. Mianowicie Peugeot 406 coupe. Niedawno był artykuł o Pininfarinie, to właśnie model zaprojektowany przez tę firmę. I moim zdaniem jest wspaniały. Wygląd zewnętrzny to dzieło sztuki. Uwielbiam ten samochód, mam go trzeci rok i nie znudziło mi się gapienie się na niego jak stoi zaparkowany przed domem.
        A od strony codziennego użytkowania (choć to drugie auto w domu) to po prostu 406, czyli trudny do zajeżdżenia i tani w serwisowaniu samochód.
        Jakbym mial kupić ponownie, to wziąłbym tylko z V6, bo przysępiłem i odrobinę żałuję. No ale taki był.
        Ale nie będę namawiać, bo nie każdemu się będzie ten samochód podobał, albo wydawał się interesujący. Nie jest to sportowiec w każdym razie 🙂

    • jest w komentarzach, że THP jest “bombowe” 😉

    • a propos doradzania – wybrałeś sobie niezłe ciekawostki 😉
      na pewno będzie najłatwiej znaleźć alfę, najłatwiej też będzie o części do niej i mechanika, który ją ogarnie
      ponieważ nie miałem do czynienia z Grandeurem, trudno mi coś o nim powiedzieć; a Vel Satis, cóż – powstawał w “najlepszych” czasach renault, ale przynajmniej 3,5 pewnie się nie rozsypie 😉

      • Co do tego doradzania, to ja bardziej nawiązywałem do wypowiedzi mówiącej, że zazwyczaj człowiek proszący o radę i tak już wybrał sobie, co chciał 🙂

    • A tak z czystej ciekawości, to czemu Alfa diesel, a Renault benzyna? Czy diesel w pięknej 166, to nie jest za duży zgrzyt, biorąc pod uwagę, że pod maską może być cudownie brzmiące benzynowe V6? Czy 4-5 drzwi to warunek konieczny? Mnie z takich ciekawych, rzadko widywanych V6 segmentu E podobają się Avantime i Kappa Coupe.

      • Nie chcę wypowiadać się za kogoś, ale wg relacji wielu właścicieli V6 Busso pali tyle, co mały autoBusso, za to 2.4 JTD kiedyś wypróbowałem (zresztą nawet w 166-tce, z tym że nie miałem wtedy jeszcze bloga) i jechał rewelacyjnie.

      • po prostu wybrał najlepsze silniki dostępne w danym modelu

      • jajakobyły posiadacz busso v6 (164 z włosko-akcyzowym 2.0v6 turbo) mogę powiedzieć, że średnie spalanie jest w zakresie 12-14l/100km niezależnie od tego czy w mieście czy poza.
        raz na przelocie udało mi się zejść poniżej 9, ale nigdy więcej tego wyczynu nie próbowałem powtarzać (strasznie męcząca jazda), z drugiej strony przy bardzo głupiej jeździe dało radę dojść do 18…

      • Ja słyszałem opinie tylko o 3.0, tam 18 to podobno w mieście norma. Ale Twoje wyniki i tak bardziej przypominają w miarę sensowne V8 niż V6…

      • dodam jeszcze, że z 6 letniego jeżdżenia tym autem złego słowa nie mogę powiedzieć o silniku.
        spodobałby się również Benemu – do 2.5-3tys obrotów nic, a poźniej człowiek nienadąża biegów zmieniać

  22. Wojtek, pisałem głównie o współczesnym dieslu (coś mi się kojarzy, że pochodzi z PSA), 2.0 140 koni w Fordzie Galaxy. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy wychwyci takie różnice, ja jestem w pewnym sensie skrajnością, uwielbiam jeździć szybko, na granicy przyczepności i poślizgami też. Na drugim końcu skali są kierowcy, którzy nawet nie zauważą, że stracili przyczepność, o interwencji ESP dowiadują się dzięki kontrolce, a o tym, że wpadli w poślizg, dowiedzą się, kiedy zamysłem wzroku dostrzegą, że jadą bokiem (wtedy już nic się nie da zrobić) 😛 Jeżeli jesteś gdzieś w połowie tej skali, to turbo, rodzaj napędu czy paliwa nie zrobi żadnej różnicy. Ja po prostu muszę mieć wolnossący silnik benzynowy i tylny napęd, muszę bo inaczej się udusze 😉 W życiu prywatnym mam przyjemność jeździć z silnikiem wolnossącym, a mój wół roboczy to turbo diesel. Kiedy wracam do Forda, to mam wrażenie, że pedał gazu się popsuł i nie chodzi o osiągi (bo i tak wiadomo, że to nie jedzie), ale właśnie o szybkość reakcji na ruchy gazu.

    • Znowu w złym miejscu, ale przynajmniej dokonałem pewnego odkrycia 😉 Kiedy komentuję z telefonu i nie skończę od razu, odkładam smartfona i później wracam do pisania, to przeglądarka sama się odświeża. Tekst zostaje taki jak był zanim odłożyłem telefon, ale publikuje się jako nowy komentarz, a nie odpowiedź. Czyli nie moja wina 😉

      • Aż mi się przypomniały porady mieszkaniowe poprzedniego prezydenta – trzeba zmienić pracę, wziąć kredyt, mieć pracę 😉

  23. W latach 90tych jeździłem stopem po Francji i wtedy każdy cisnął ile wlezie.
    Renault 5, czy P205, diesel i 160/km to norma była na autostradzie.

    A w takiej Danii niby jest 80 za miastem, ale jeździ się lepiej niż w PL, bo wszyscy jadą tą samą prędkością i nie trzeba się szarpać. Infrastruktura jest lepsza, zjazdy z lewo, prawo, itd, drogi bez dziur.

    Osobny przykład to Szwecja, która realizuje program zero wypadków śmiertelnych na drogach.

    • w jaki sposob ta szwecja to realizuje? bo tam poza miastami policji prawie wogole niema, mozna cisnac, bo tam nic praktycznie nie jezdzi, drogi puste, tylko w sztokholmie lepiej nie parkowac nigdzie, bo w zasadzie wszedzie dostanie sie mandat okolo 1000 koron, bo ich przepisy o parkowaniu sa gorzej zagmatwane od polskiej ortografii, ale to nie szkodzi bo i tak mandaty nie przychodza 🙂

  24. “płaska linia dachu” ?!? Skąd to przepisałeś ? Przecież dach garbaty jak u Garbusa…

    • Fakt, złego słowa użyłem – chodziło o to, że spłaszczona, w sensie niższa niż byśmy się spodziewali, jak to w każdym aucie sportowym. Już poprawiam.

      • Lepiej 🙂

        Ale i tak gdy patrzy się na to auto, to nie całkiem wiadomo gdzie jest przód…