C’EST LA VIE: NAJDŁUŻSZE DROGI ŚWIATA

Czy zastanawialiście się kiedyś, jaka jest najdłuższa droga świata? Mnie pytanie to przeszło przez głowę całkiem niedawno, gdy próbowałem sobie przypomnieć, jakiż to najdłuższy odcinek pokonałem samochodem na raz. Wyszło mi około 1150 km, jednak tamtej trasy nie można uznać za pojedynczą. A jaką można?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlatego jak każde tego typu zestawienie, również i to jest w pewnym sensie umowne. Najłatwiej oprzeć się na urzędowej numeracji, ale ta jest czasami wzięta z powietrza. Mój ulubiony przykład to nasza polska DK28 prowadząca oficjalnie z Nowego Sącza do Wadowic. Najstarsi górale nie wiedzą, co skłoniło drogowców do uznania tego kawałka za jedną całość i wyznaczenia takich, a nie innych punktów początku / końca. Po opuszczeniu Nowego Sącza mija się wiele skrzyżowań z ważnymi drogami, między innymi z międzynarodową E77-mką („zakopianką”), kilka razy zmienia się kierunek, ale po drodze nigdzie nie widać drogowskazu na Kraków, Zakopane czy Chyżne, a wyłącznie na Wadowice. Zobaczcie sobie przebieg DK28 na mapie, zwróćcie uwagę z czym się gdzie krzyżuje, i pomyślcie, że we wszystkich tych miejscach jest napisane, że prosto jest do Wadowic. Jeśli ktoś się słabiej orientuje, to naprawdę będzie miał problem. Podobny przykład to wyjazd z Krakowa na zachód, ale nie A4-ką, tylko starą krajówką. Każdy normalny człowiek napisałby na drogowskazie Olkusz-Katowice-Wrocław. Nasi urzędnicy wiedzą lepiej – według nich ta droga prowadzi na Bytom. Nawet zjazd z obwodnicy Krakowa jest tak oznaczony…

W przedstawionych poniżej przypadkach logiki jest trochę więcej, choć prynajmniej dwa z nich dotyczą dróg, które z trudem można uznać za pojedyncze byty, ale urzędowo właśnie tak jest. Być może dałoby się znaleźć dłuższą trasę – np. z Kapsztadu do Władywostoku – ale żaden urzędnik takiej nie wyznaczył i żaden polityk nie przeciął nad nią wstęgi, dlatego musimy ograniczyć się do poniższej listy.

  1. Autostrada Panamerykańska (Pan-American Highway, Carretera Panamericana), 48,000 km

Panamericana ma rekordową długość 48 tys. km, ale w ten wynik wchodzi wiele odnóg łączących prawie wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej, podczas gdy główna nitka, z Fairbanks na kole podbiegunowym do Ushuaia na Ziemi Ognistej, liczy sobie „zaledwie” 25750 km. Przy czym i tutaj musimy wziąć poprawkę na kaprysy urzędników: mimo że nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować podróż z Fairbanks na północ, aż do wybrzeża Oceanu Arktycznego w Prudhoe Bay, oficjalnie nie jest to już część Panamericany, więc nie liczy się do łącznej długości.

„Właściwa” część biegnie na południe najkrótszą trasą, przez kanadyjską prowincję Yukon, w której na powierzchni 482 tys. km² – ponad półtorej Polski – mieszka 34 tys. ludzi, czyli poniżej jednej tysięcznej Polski. Daje to średnią gęstość 0,071 osoby na km², czyli 1732 razy mniejszą niż u nas, gdzie mamy 123 osoby na km² (jako fanowi Mercedesa nietrudno mi tę liczbę zapamiętać). Przy czym prawie dwie trzecie ludności Yukonu to obywatele stolicy regionu, Whitehorse, a tylko nieco ponad 10 tys. mieszka gdziekolwiek indziej.

Po dojechaniu w bardziej cywilizowane okolice – do miasta Edmonton – mamy wybór, czy jechać do Stanów prosto na południe, przez Calgary (czyli najkrótszą wersją trasy), czy też odbić w lewo, w stronę Wielkich Jezior i dopiero wtedy do USA. Ten pierwszy wariant jest ciekawszy, bo prowadzi przez Góry Skaliste do Nowego Meksyku, ale potem również skręca na wschód i łączy się z dłuższą, lecz całkiem nizinną wersją w San Antonio, niedaleko przed granicą z Meksykiem.

Należy tutaj zaznaczyć, że przebieg Panamericany przez Stany Zjednoczone (z wyjątkiem Alaski) nie jest w ogóle zdefiniowany. Powyższe dwa warianty najczęściej zaznacza się na mapach, ale to tylko konwencja, bo highwayów jest w USA całe mnóstwo i żaden nie jest oficjalnie oznaczony jako Panamerican, nie ma więc powodu, dla którego mielibyśmy wybierać jakąś konkretną wersję.

Dalej jest prościej: Ameryka Środkowa jest dość wąska i jadąc przez kolejne kraje – Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Honduras, Nikaraguę, Kostarykę i Panamę nie mamy większego wyboru. Dopiero w tym ostatnim państwie, w miasteczku Yaviza, czeka nas spory problem: tam droga się kończy, dalej jechać się nie da, no pasarán. Zaczyna się tapón del Darién – wąski przesmyk oddzielający Panamę od Kolumbii. Ma tylko 160 x 50 km, ale ze swą skrajnie bagnistą dżunglą równikową i najbardziej malarycznym klimatem świata stanowi jedno z najbardziej nieprzyjaznych miejsc na Ziemi. Do ekstremalnych warunków naturalnych dochodzi duża aktywność przemytników narkotyków oraz kolumbijskich partyzantów FARC. Próby wybudowania drogi przez tapón del Darién podejmowano dwukrotnie (w latach 1971-74 oraz 1992-94), jednak były one porzucane ze względu na trudności terenowe, obawy o kwestie ekologiczne, a także o rozprzestrzenianie się groźnych chorób zwierząt, dla których dżungla stanowi barierę. W każdym razie do dzisiaj jedynym sposobem na dostanie się z Panamy do Kolumbii jest stukilometrowa podróż morska.

Na kontynencie południowoamerykańskim główny szlak biegnie blisko wybrzeża Pacyfiku – przez Calí, Quito, Limę i Valparaíso, gdzie przecina główne pasmo Andów (w tamtym miejscu nie jest ono już bardzo wysokie), skręca nagle na wschód i dochodzi do Atlantyku w Buenos Aires. Dojazd stamtąd przez argentyńską pampę do Ushuaia to już fraszka.

W sumie droga przechodzi przez 14 państw (USA, Kanadę, Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Honduras, Nikaraguę, Kostarykę, Panamę, Kolumbię, Ekwador, Peru, Chile i Argentynę), z odnogami do wielu innych. Przy czym trzeba pamiętać, że w Wenezueli każda autostrada nazywana jest potocznie Panamericana, co może być mylące.

Mimo że Panamericana jest uznawana za najdłuższą w świecie przejezdną drogę, to całkowicie przejezdna nie jest: brakuje jej wspomnianego odcinka w panamskiej prowincji Darién, ponadto pewne fragmenty w strefie tropikalnej są zamykane w porze deszczowej.

Rekord przejazdu całości należy do amerykańskiego pisarza-podróżnika, Tima Cahilla, który wraz z drugim kierowcą, Garry’m Sowerby’m, przejechał trasę z południa na północ w 24 dni, a wyczyn opisał potem w książce pt. „Road Fever” (wydanej w 1991r).

Jeśli ktoś uważa, że Panamericana to wyzwanie, powinien koniecznie zapoznać się z kolejną pozycją na liście.

 

PanAmericanHwy

 

  1. Asian Highway 1, 20,557 km

Najdłuższa droga Azji zaczyna się od odcinka miejskiej autostrady w stolicy Japonii. Następnie prowadzi na południe, przez Kyōto, Kōbe i Hiroszimę do portu Fukuoka, skąd należy przepłynąć promem do Korei Południowej. Padła ostatnio propozycja zbudowania podmorskiego tunelu łączącego oba kraje, który miałby aż 128 km (dla porównania: najdłuższy obecnie istniejący tunel, pod przełęczą św. Gottharda w Szwajcarii, mierzy „zaledwie” 57 km). Na razie inwestycja pozostaje jednak w sferze spekulacji, również ze względów politycznych: w zamyśle chodzi bowiem o kolejowe połączenie Japonii z całą Eurazją, ale wszystkie plany niweczy kwestia północnokoreańska.

Wracając do AH1: W Korei biegnie ona z portu Busan przez Seul do granicy z Północą (oficjalnie praktycznie zamkniętej) i dalej przez Pjöngjang do Chin. Po okrążeniu Morza Wschodniochińskiego wiedzie do Pekinu i dalej na południe, przez Zhengzhou, Wuhan i Nanning do Wietnamu. Następne na itinererze są Kambodża, Tajlandia, Myanmar i Indie. Z Indiami jest ciekawie, bo z jej wschodniej części wykrojony jest kawał monsunowych bagien zwany Bangladeszem, przez który przechodzi trasa – na skutek tego do Indii wjeżdża ona dwa razy. W zachodniej części kraju idzie przez Kalkutę – pardon, Kolkatę – i New Delhi po Pakistanu, który przecina w najwęższym miejscu, mijając Lahore i Peszawar, a następnie dochodząc do granicy afgańskiej. Tam tylko Dżalalabad, Kabul, Kandahar i już jesteśmy w Iranie, gdzie przez Teheran i Tabriz docieramy do granicy tureckiej. Dojazd z niej prez Sivas i Ankarę do Istanbułu, gdzie można przekroczyć interkontynentalny most przez Bosfor, to już czysta przyjemność. Łatwo było, prawda…?

A jeśli jazda z Tokio do granic Europy okaże się za krótka, to dodam, że turecka część AH1 pokrywa się z fragmentem europejskiego szlaku E80, którym można kontynuować podróż po drugiej stronie Bosforu: prowadzi on w kierunku Sofii, Prisztiny, i Dubrownika, po czym we Włoszech robi wielkie koło z Triestu przez Rzym do Genui i dalej, wzdłuż wybrzeża kolejno do Nicei, Tuluzy i na drugą stronę Pirenejów, kończąc się dopiero w Lizbonie.

 

Asian_Highway_1

 

  1. Highway 1, Australia, 14,500 km

W porównaniu z dwiema poprzednimi, trzecia droga na naszej liście to łatwizna. Oficjalnie jej długość wynosi 14,5 tys. km, ale jechać  moglibyśmy bez końca, ponieważ ma ona formę pętli. Najważniejsze jest jednak coś innego – brak jakichkolwiek granic państwowych!! Cała trasa biegnie bowiem dookoła kontynentu zajmowanego przez tylko jeden byt polityczny – Australii.

H1 to jedyny szlak przechodzący przez wszystkie australijskie stany, a także wszystkie ich stolice. Nadużyciem jest jednak określenie jej mianem „highway”: spora jej część ma tylko jedną jezdnię, a infrastruktura jest bardzo słaba – czasami przez kilkaset kilometrów nie można liczyć na stację benzynową czy sklep, nie mówiąc o warsztacie, tak więc wielkim niebezpieczeństwem staje się każda awaria samochodu, a nawet zaopatrzenie w paliwo, którego zapas najlepiej mieć przy sobie. Przyczyną wielu wypadków jest również zmęczenie i zasypianie kierowców: mimo minimalnego natężenia ruchu czołowe zderzenia na jednojezdniowych odcinkach nie należą do rzadkości. Z drugiej strony, na obszarach metropolitalnych tłok jest spory – łącznie z całej Highway 1 korzysta do miliona aut dziennie.

200-kilometrowy fragment H1 na Terytorium Północnym jest od lutego 2014 pozbawiony jakiegokolwiek ograniczenia szybkości, na pozostałych odcinkach można zazwyczaj jechać 110 km/h.

 

aus

 

  1. Autostrada Transsyberyjska 11,000 km

Tego szlaku nie mogło tutaj zabraknąć, choć jego nazwa jest nieoficjalna – wedle urzędowej nomenklatury na całą trasę składa się aż siedem odcinków o różnych numerach: M10 z Petersburga do Moskwy (664 km), następnie M5 do Czelabińska (1880 km), M51 do Nowosybirska (1528 km, z czego 190 km terenie Kazachstanu), M53 do Irkucka (1860 km), M55 do Czyty (1113 km), M58 do Chabarowska (2100 km) i wreszcie M60 do Władywostoku (760 km).

W sieci można znaleźć sporo zdjęć – na pewno widzieliście je – ukazujących hordy KamAZów, KrAZów, ZIŁów, Ład Niv, „gazików” i całej postsowieckiej moto-menażerii przebijającej się przez niewyobrażalne błoto zwane „autostradą transssyberyjską”. Kwestia dotyczyła odcinka M58, który został z wielką pompą otwarty przez prezydenta Putina w 2004r., mimo że był w ogóle nieukończony. Jeśli wierzyć źródłom internetowym (anglojęzycznym, ale nie mam pojęcia, czy ich autorzy w ogóle byli w Rosji) problem w dużej części należy już do przeszłości – od 2010r. całość trasy jest ponoć przejezdna dla samochodów osobowych, a ostatnie brakujące fragmenty asfaltu mają być położone w 2016r.

Z Autostradą Transsyberyjską wiąże się też pewna radziecka urban legend: podobno w jednym miejscu, z zupełnie nieznanych powodów, droga zatacza spore zakole mimo braku przeszkód terenowych. Legenda tłumaczy to tym, że gdy Stalin rysował przebieg szlaku na mapie, chciał zaznaczyć zupełnie prostą linię, ale jego kciuk wystawał nieco poza linijkę, więc ołówek opisał go dookoła. Ponieważ żaden z wykonawców nie śmiał zmieniać projektu generalissimusa, powstało rzeczone zakole. Trudno jednak powiedzieć, ile w tym prawdy, bo identyczną historię opowiadano już przed Rewolucją Październikową na temat cara i kolei Moskwa-Petersburg (gdzie taka sytuacja również występuje i jest świetnie widoczna na mapie).

Trans-Siberian_Highway

 

  1. Autostrada Transkanadyjska (Trans-Canada Highway, Route transcanadienne), 8030 km

Przebiega równoleżnikowo przez dziesięć południowych prowincji kraju i łączy wszystkie jego główne miasta: Victoria, Vancouver, Calgary, Edmonton, Reginę, Saskatoon, Winnipeg, Ottawę, Montreal, Quebec City, Charlottetown, Fredericton, Moncton i St. John's. Nie dochodzi do trzech północnych części kraju – Yukonu, Nunavutu i Terytorium Północno-Zachodniego. Co ciekawe, przez większość kraju przebiegają dwie osobne drogi określane jako Autostrada Transkanadyjska, a w pewnym miejscu na wschód od Wielkich Jezior – nawet trzy. Mimo statusu autostrady na większości długości drogi wybudowano tylko jedną jezdnię (wyjątkiem są okolice wielkich miast). W 2012r. wzdłuż całego szlaku zbudowano sieć publicznych, darmowych stacji ładowania dla pojazdów elektrycznych. Wykonawcą była prywatna firma Sun Country Highway, której prezes osobiście przejechał całość trasy Teslą Roadster bijąc jednocześnie światowy rekord w kategorii „najdłuższa podróż samochodem elektrycznym”.

 

TransCanadaHWY

 

****

O ile mi wiadomo, istnieją jeszcze przynajmniej dwie drogi posiadające jednolite oznaczenie na długości ponad 5000 km: Autostrada nr 010 w Chinach (5700km, przechodząca przez prowincje Heilongjiang, Jilin, Liaoning, Shandong, Jiangsu, Shanghai, Zhejiang, Fujian oraz Guangdong) i amerykańska Route 20 (5415 km, prowadząca z Newport w stanie Oregon nad Pacyfikiem do Bostonu). Nie są one jednak tak ciekawe jak opisana powyżej, topowa piątka.

A tak swoją drogą – czy też czasem tak macie, że po dojechaniu do celu żałujecie, że to już koniec…?

 

Foto tytułowe: Arby Reed, Licencja CC

Mapy: public domain

 

19 Comments on “C’EST LA VIE: NAJDŁUŻSZE DROGI ŚWIATA

  1. "A tak swoją drogą – czy też czasem tak macie, że po dojechaniu do celu żałujecie, że to już koniec…? "

    Wszystkie moje wyjazdy wakacyjne w dziecinstwie tak wygladaly.

    Wielka radosc w trakcie jazdy do miejsca docelowego, smutek po dotarciu na miejsce i niecierpliwe czekanie na koniec pobytu, bo znowu bedzie do przejechania dluga trasa.

    Cala podroz w samochodzie spedzona na tylnej kanapie tuz za siedzeniem kierowcy z glowa wcisnieta miedzy zaglowek a slupek B 🙂

  2. Wsiadam i jadę! Byle daleko! Podnieciłem się. Jakieś 10 lat temu moją ideą fixe było okrążenie Morza Czarnego. Niestety nieco się pomieszało w międzynarodowej polityce od tego czasu. Muszę znaleźć jakieś inne Morze. Śródziemne też się słabo kwalifikuje, jeżeli chce się zachowac życie, zdrowie i opowiadać o epickiej wyprawie do emerytury…

  3. Ale to oznacza, że cała Asian Highway jest oznaczona jako jedna droga, we wszystkich tych krajach? Unglaublich!

    Ja w zeszłym roku zrobiłem ciurkiem 1600 km z Warszawy do Paryża w dwie osoby, i to chyba była moja najdłuższa podróż na jeden raz.

    • Wyobraź sobie, że jakieś 10 lat temu wszystkie kraje znajdujące się wzdłuż trasy podpisały odpowiedni cyrograf i – tak, cała droga jest oznaczona. Tzn. tak mówią.

      Paryż to jest wyczyn, przyznaję. Oczywiście rozumiem, że sam prowadziłeś? Jeśli na zmianę, to się nie liczy 🙂

      Moje 1150 to Kraków-Val di Sole, podobny dystans zrobiłem z Wenecji do Padwy i stamtąd do Krakowa.

      • Przykro mi, nie ;-).

        Moje 1150 było samodzielne, natomiast z ojcem na zmianę pojechaliśmy kiedyś z Krakowa pod Monaco (też jakieś 1600).

      • Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że Korea Północna również oznaczał tą trasę wspólnie z wrogimi krajami.
        A nieskromnie muszę pochwalić się trasą o długości ok 2400-2500 kilometrów z Wawy do Lloret del Mar pokonaną od godziny 15 do 17 dnia następnego. Niechlubny rekord

      • Chlubny-niechlubny, czasem trzeba nie takie rzeczy robić.

        Co do Korei Północnej, to też wydaje mi się to ciekawe, ale tak właśnie podają źródła – że konwencję o oznaczeniu drogi podpisały wszystkie leżące wzdłuż niej kraje. Pytanie tylko, czy na konwencji się nie skończyło, ale ja tego nie umiem rozstrzygnąć, bo nie byłem tam.

    • Moj rekord to ~1200km z Arhus w Danii do Warszawy.

      Jak dojechalem na miejsce to czulem sie jak Jim Carrey w filmie Glupi i glupszy, kiedy dojechal do Aspen i schodzil ze skutera 🙂

      • Moja najdłuższa trasa o jednym strzale to jazdy do Szwajcarii i/lub spowrotem. To jest jakieś 1360km, z Zug-u na świętokrzyskie.

  4. Z tą Panamą to mnie zastrzeliłeś, to chyba jedyny przypadek granicy lądowej, której nie przecina żadna droga.

    PS. Mój rekord to 1100km, Warszawa-Malmo. Ostatnie 100km myślałem, że oc*pieję 😉

  5. Bajeczne te trasy , ale marzenia niech gdzieś tkwią w Nas, wtedy łatwiej żyć. i jechać  też…

    Moje trasy, tak średnio po 1000 i czasem więcej, ale najlepiej wspominam skok za Luxemburg , wczesnym latem, ale za to bez dachu-w cabrio…mmmm i trasami tzw widokowymi w Niemczech, bylo co wspominac i jest nadal plus to cudowne zaufanie w sprawność mojego kochanego pojazdu. / pojazdów. bo są i takie które mają po 22 lata i ganiają po 800 km w jedna stronę średnio raz-dwa w miesiącu. I to od minimum 24 miesięcy…

  6. Z H1/M1 wiąże się jeszcze jedna ciekawostka (?) część z niej biegnie przez parki narodowe: trzeba się upewnić, czy ubezpieczenie rentala działa w parku.

  7. Faktycznie są drogi idioryczne, np. DK79. Teoretycznie Warszawa-Katowice (przez Kraków), ale pokażcie mi choć jedną osobę, która z Warszawy na Śląsk pojechała tą drogą.

    Skąd wzieła Ci się długość tunelu św. Gotarda?
     

  8. Przy “Myanmar” dodałbym Birmę w nawiasie, bo w PL chyba jest bardziej znana właśnie pod tą nazwą.
    Mam se takie ciche marzenie żeby złoić Stany na jakimś Harleyu w poprzek, czyli tą mniej lub bardziej kultową Rut Sixty Six tudzież jej pozostałościami. Australia też jak najbardziej chętnie, ale to chyba w przypadku trafienia szóstki (znowu six? 😉 ) w Lotka.
    A’propos ostatniego pytania:
    Tak się działo zawsze, po prostu zawsze w przypadku hydropneumatyków! Z resorakami to już zależy od klasy grata którym jeżdżę, przekrój jest od “kibel ze spalinami walącymi do środka” do “premium [przepraszam za wulgaryzm] w leniu, świni i kiju” 😉
    A co do najdłuższego tripu na raz jeden, to będzie W-wa > Turyn > W-wa dość konkretną pętlą z niemieckim odchyłem na muzea z U-bootami. Dzień w dzień za kółkiem, Cytryna XM, ale nie na hardkora tylko na pełnym luzie – oto jedna z lepszych recept na wakacje dla benzynogłowych. Szwajcarskie tunele to była tłusta wiśnia na ekstra torcie.

    • Route 66 też chciałbym zrobić, ale koniecznie na 4 kołach, bo dwa mogłyby dla mnie nie istnieć. W Australii chyba bym się zanudził na śmierć, ale nie byłem, może się mylę.

      Hydropenumatyki niestety jeszcze nie doświadczyłem, ale, jak to mawiają francuscy optymiści – szanse są.

      A podróż marzeń już odbyłem – z Krakowa przez Maranello i Livorno na Korsykę, tam w tydzień dookoła wyspy, potem na stały ląd po francuskiej stronie, całe Lazurowe Wybrzeże z Monaco i Col de Turini, potem Turyn i przez szwajcarskie Alpy oraz niemieckie autostrady do domu. Dwa tygodnie, 5032 km, 85h 47m za kółkiem, przeciętna 59 km/h. W CLK 320 automatic, rocznik 2000. Po prostu miodzio.

       

  9. 1. Highway bynajmniej nie oznacza "autostrady". Po polsku to jest po prostu "szosa", czyli droga łącząca odległe miejscowości, nazwa bynajmniej nic nie mówi o standardzie drogi. Słowo "szosa" nieco znika, więc można by użyć "droga krajowa", ale na pewno nie należy automatycznie tłumaczyć "highway" jako "autostrada"

    2. Z tymi "już nie bardzo wysokimi Andami" pod Valapraiso toś waćpan pojechał….  Polecam jeszcze raz spojrzeć na mapę, sprawdzić gdzie jest ta droga, a potem spojrzeć gdzue jest Aconcagua, jakby najwyższy szczyt Ameryk. Swoją drogą pomimo tunelu droga jest do kilku tygodni w zimie zamknięta. W zimie czyli czerwiec- lipiec, choć klimat zmienia się bardzo mocno i chyba w zeszłym roku w ogóle nie zamykali.