GALERIA SŁAW: CESARZ Z BILLANCOURT, cz. II

W lutym 1935r., przy okazji berlińskiej wystawy automobilowej, Louis Renault odwiedził Adolfa Hitlera. W dwugodzinnej rozmowie przekonywał go, że najlepszym sposobem na zapewnienie pokoju i rozwoju gospodarczego całego kontynentu będzie pacyfistyczny sojusz niemiecko-francuski. Przekonać rozmówcy nie zdołał, ale daru prorokowania nie można mu odmówić.

Louisa Renault nie dało się uznać za postać charyzmatyczną. Od dziennikarzy świadomie się opędzał, nie znosił tłumów, a jeszcze bardziej publicznego przemawiania. “Najgorsze świństwo, jakie można mu zrobić, to kazać mówić do ludzi” – opowiadał młodzieńczy przyjaciel braci Renault, Victor Breyer. Każde spotkanie i przyjęcie – poza prywatnymi, we własnym domu – wywoływało u Louisa zimne poty. Wśród ludzi tracił panowanie nad sobą. Znamienną scenkę wspominał inżynier Paul Guillon, który wściekł szefa z powodu stosu brudnych szmat leżących w magazynowej hali. “Prezes pociągnął mnie za krawat, a że stał na schodach, niżej ode mnie, bałem się, że mnie udusi. Podniosłem go więc za ramiona, by móc oddychać, co z daleka wyglądało zapewne jak gdybym wszczął bójkę. Gdy wokół zebrali się inni, on wrzasnął, że mnie zwalnia, więc poszedłem do biura zabrać swoje rzeczy. Niedługo później odebrałem telefon z sekretariatu, zapraszający mnie do biura pana Renault. Prezes przywitał mnie serdecznie i zaczął pokazywać katalogi samochodowe, które swego czasu przywiózł z Ameryki. Oglądaliśmy je i dyskutowali jak najlepsi przyjaciele – do 22h, kiedy Renault powiedział: do zobaczenia rano w zakładzie”. Takie historie nie były wyjątkami.

Niezrównoważenie emocjonalne zaszkodziło też małżeństwu Louisa i Christiane Renault. Para doczekała się jednego syna, imieniem Jean-Louis (1920-1982), ale nie należała do szczęśliwych. Christiane – podobnie jak pracownicy firmy – skarżyła się na apodyktyczność i wybuchowość męża. Prywatna korespondencja wskazuje na jego szczere uczucie, ale nieznośny charakter i notoryczna nieobecność dawały się we znaki żonie, która w końcu wdała się w romans z Pierre’em Drieu la Rochelle – literatem dryfującym ku faszyzmowi i orędownikiem kolaboracji z Rzeszą. Mąż nie pozostał dłużny, nawiązując relację z aktorką Andrée Servilange. Jedyny syn państwa Renault znalazł się w podobnej sytuacji, jak niegdyś jego ojciec: opływając w dostatki czuł się samotny i opuszczony (tym bardziej, że nie miał opiekuńczych starszych braci, jak Louis).

Louis, Jean-Louis i Christiane Renault w 1939r.

Foto: public domain

Rodzina rzadko przebywała razem. Jeśli już, to w wiejskich posiadłościach w Chausey i Herqueville na północy kraju, gdzie Louis czuł się lepiej niż na upalnym Południu i oddawał swoim pasjom: żeglarstwu oraz… pracy. Podobnie jak Henry Ford, Cesarz z Billancourt nie umiał odpoczywać i przebywając w letniskowych willach często je odświeżał i modyfikował z zaprzyjaźnionymi fachowcami. Gdy stolarze i murarze szli już do domów, Monsieur Renault włączał lampkę w swym gabinecie i zaczynał szkicować mechanizmy. Zawsze przynajmniej do północy, choć czasem, gdy wpadł w trans, nie kończył przed wschodem słońca. Praca była dlań wszystkim: nie tylko utrzymaniem, nie tylko rozwojem i samorealizacją, ale często też ucieczką – przed problemami, sporami z otoczeniem, oraz oczywiście przed żalem i samotnością po każdym rodzinnym pogrzebie.

W latach 30-tych Renault utworzył na swojej ziemi nowoczesne gospodarstwo rolne, o wysokim stopniu mechanizacji. Mechanizacja całej gospodarki była zresztą jego konikiem: pewnego razu, w podróży służbowej na Bliski Wschód, Renault przejeżdżał przez Egipt. Pod świątynią w Karnaku zauważył francuskich archeologów z ekipą arabskich robotników przeciągających na linach ciężkie bloki kamienia, jak przed tysiącami lat. Przy najbliższej okazji zadzwonił do swego kairskiego przedstawicielstwa i kazał dostarczyć na miejsce najlepszy model traktora – w prezencie.

***

Apogeum strajków i robotniczych zamieszek nastąpiło w listopadzie 1938r., w postaci okupacji fabryki. Co ciekawe, akcję popierało tylko 4.000 z 33.000 zatrudnionych, jednak z ich powodu stanęła cała produkcja. Wtedy to, 21 listopada, francuski rząd postanowił interweniować – bo mimo że władzę zawdzięczał daleko idącym obietnicom socjalnym, to po pierwsze, sam obawiał się rosnącej w siłę, ekstremistycznej partii komunistycznej, a po drugie – jeszcze większy strach wywoływała wizja paraliżu krajowego przemysłu, w czasie gdy perspektywę wojny z III Rzeszą należało już traktować poważnie. Na wyspę Seguin wkroczyła policja z gazem łzawiącym, która w trzy dni rozprawiła się z okupantami i aresztowała ich przywódców. Renault wznowiło produkcję, a najaktywniejsi działacze komunistyczni wylądowali za kratkami, co było na rękę zarówno przedsiębiorcom, jak i rządowi.

Zagrożenie pokoju widział oczywiście Louis Renault, który jako zagorzały pacyfista, pamiętający hekatombę Wielkiej Wojny, znów zaapelował do polityków o utworzenie pan-europejskiego sojuszu gospodarczego. Z drugiej jednak strony – jego fabryka samolotów Caudron zawarła kontrakt z… Józefem Stalinem. Paradoksalnie, w tamtym czasie dyktatorów często uważano za obrońców pokoju: totalitarne reżimy lat 30-tych szczyciły się “likwidacją bezrobocia” i zapewnieniem “społecznego spokoju”, a ich przywódcy doskonale znali się na psychologii i public relations – potrafili w każdej sytuacji mówić rzeczy, które akurat chciał usłyszeć rozmówca, czy był nim tłum, czy wielki przemysłowiec.

Gdy Louis Renault osobiście powiedział Hitlerowi, że nie interesuje go polityka, a tylko praca i postępy techniki, w odpowiedzi usłyszał, że III Rzesza usilnie wspiera rozwój przemysłu, zwłaszcza samochodowego, popularyzuje motoryzację narodu, no i planuje zbudować sieć autostrad. Zamkniętemu w sobie pracoholikowi-samochodziarzowi nie trzeba było niczego więcej.

Foto: public domain

Trzeba jednak przyznać, że Renault przytomnie wykorzystał okazję, by wysłać swych ludzi do niemieckich fabryk: po udanym spotkaniu z Hitlerem francuskie delegacje zbadały prototypy Volkswagena (które posłużyły później jako wzorzec dla modelu 4 CV), pozyskały też informacje o technologii produkcji kauczuku syntetycznego, a nawet pewnych rodzajów broni. Cesarz z Billancourt wciąż idealistycznie wierzył, że intensywny handel z Niemcami oddali perspektywę wojny, bo przecież każdy logicznie myślący człowiek woli zarobek i dostatek od zniszczenia. Niestety, dyktatorzy nie myślą logicznie.

***

Wojna w końcu nadeszła. Zanim to się stało, w marcu 1938r., zakłady Renault przyciągnęły uwagę francuskiego Ministerstwa Obrony, kontrolującego potencjał przemysłowy kraju. Raport okazał się miażdżący: firma opracowała wprawdzie kilka dobrych produktów wojskowych (np. 31-tonowe, 350-konne czołgi B1), ale nie zabezpieczyła możliwości ich masowej produkcji w razie “palącej potrzeby”.

Louis Renault miał inne zdanie: jedyne, czego po niemieckiej agresji brakowało jego zakładom, to 16.300 robotników (czyli aż połowy zatrudnionych!!), powołanych na front bez baczenia na ich wagę w budowaniu i utrzymywaniu potencjału militarnego. Mało tego – on nawet twierdził, że zawczasu zabiegał o zwolnienie kluczowych pracowników z mobilizacji, ale został zignorowany. W tej sytuacji – z połową siły roboczej i trzykrotnością zwykłego popytu – spełnienie oczekiwań nie było fizycznie możliwe. Nawet mimo ustania strajków po wrześniu 1939r. – kiedy to zdelegalizowano Francuską Partię Komunistyczną, a na jej szefa, Maurice’a Thoreza, wydano zaoczny wyrok śmierci (PCF oficjalnie wspierała sojusz niemiecko-radziecki, a w parlamencie jako jedyna głosowała przeciwko kredytom wojennym). Thorez zbiegł do Moskwy, skąd przez radio otwarcie wzywał francuskich żołnierzy do dezercji, a cały naród do lojalnej kolaboracji z Niemcami, jako sojusznikami “ojczyzny światowego proletariatu”.

Problem siły roboczej zaistniał oczywiście w całej Francji: według Ministerstwa Pracy w kluczowym momencie zabrakło aż 700 tys. robotników niezbędnych do utrzymywania w ruchu całej machiny wojennej – mimo to, krytyka skupiła się na Renault, które jakoby “wykazywało złą wolę w kwestiach obrony narodowej“. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że wyrażający takie opinie Minister Zbrojeń, Raoul Dautry, współpracował z François Lehideux – prawą ręką Louisa Renault i zięciem jego nieżyjącego brata Fernanda. Lehideux należał do partii rządzącej i od dawna ostrzył sobie zęby na stanowisko prezesa, w czym miało pomóc tworzenie niepochlebnego obrazu aktualnego kierownictwa. Louis Renault miał jakoby wyrażać swą obojętność wobec zagrożenia bezpieczeństwa kraju (“interesuje mnie zarabianie na samochodach“), co skwapliwie przypomniano mu po wyzwoleniu – niestety bez przytaczania jakichkolwiek dokumentów czy zeznań. Lehideux świadczyć akurat nie mógł, ponieważ przebywał w więzieniu jako były członek kolaboracyjnego rządu Vichy (szybko zresztą wyszedł na wolność i wrócił na eksponowane stanowiska we francuskim przemyśle, ale to już inna historia).

Louis Renault czuł się ogromnie dotknięty: przywoływał swój wkład w wysiłek wojenny lat 1914-18 i najwyższe odznaczenia, jakie zań otrzymał, z Legią Honorową włącznie, ale ogólnie, jak zawsze, wolał zająć się pracą niż auto-reklamą. W czerwcu 1940r. udał się do USA, gdzie próbował namówić władze do wsparcia sprawy francuskiej, w tym jak najszybszego uruchomienia produkcji francuskich typów broni (np. czołgów Renault). “Jedna sztuka broni dziś jest cenniejsza niż dziesięć sztuk jutro!!” – mówił. Prezydent Roosevelt lawirował jednak, jak mógł, a dwa dni później, 13 czerwca, w Billancourt została zarządzona ewakuacja.

Louis Renault w Waszyngtonie

Foto: public domain

18 czerwca Niemcy zajęli zakłady w Billancourt i wyznaczyli trzech zarządców komisarycznych, przybyłych z koncernu Daimler-Benz. Louis Renault był jeszcze w podróży, gdy rząd Vichy nakazał kierownictwu Renault pełną współpracę z okupantem. Tym zadaniem ochoczo zajął się Lehideux, ale jemu samemu nie można przypisać całej złej woli: przychylność dla kolaboracji przemysłowej była powszechna, bo ludzie obawiali się permanentnego bezrobocia. O posłuszeństwo apelowali też komuniści – formalnie rozwiązani, ale przez rząd niepodległej Francji, która już nie istniała. Ekipie Vichy bardzo na rękę były ich nawoływania do zorganizowania “ludowych komitetów zakładowych” i kontynuowania “walki z wyzyskiem robotników, u boku sojuszu niemiecko-radzieckiego“.

Louis Renault, wróciwszy z Ameryki, udał się do Vichy, a następnie do Billancourt, by rozmawiać z niemieckimi komisarzami. Ci zażądali udostępnienia zakładów do napraw i produkcji części dla przejętego przez Wehrmacht uzbrojenia francuskiego. Renault odmówił, zasłaniając się zawieszeniem broni i zakazem produkcji uzbrojenia, to jednak nie dotyczyło napraw. W tej sprawie poprosił o 10-dniową zwłokę.

Wojenne dylematy bywają niełatwe. Renault zdołał porozumieć się z przedstawicielem rządu wolnej Francji, Léonem Noëlem, i uzyskać potwierdzenie legalności napraw niemieckiego sprzętu, a także zgodę na podjęcie “pozorowanej produkcji”. Niemieckiego ultimatum jednak nie podpisał i nie stawił się na zorganizowane przez Niemców 4 sierpnia trójstronne spotkanie z przedstawicielami Vichy. Pojechał tam za niego Lehideux, który wszem i wobec opowiadał o starczej demencji brata swego teścia. Odtąd Louis Renault został pozbawiony stanowiska: nowym prezesem został przyjaciel marszałka Pétaina, René de Peyrecave, zaś sam Lehideux rozpoczął karierę polityczną w kolaboracyjnym rządzie.

Niemcy zakazali oczywiście produkcji cywilnej, natomiast co do wojskowej – według notatki sporządzonej 9 września 1944r. i potwierdzonej przez różne dokumenty, zarówno Renault, jak i de Peyrecave robili co mogli, by sabotować zamówienia okupanta: jako pretekstów używali alianckich bombardowań (które w końcu nastąpiły), braku materiałów czy siły roboczej (również z powodu niemieckich deportacji). Dzięki różnym wybiegom w Billancourt udało się uniknąć produkcji bomb, granatów, karabinów maszynowych, kotłów okrętowych czy płyt pancernych. Wstrzymane zostały też szkolenia francuskich techników w Rzeszy. Renault i Citroën przodowały w dziedzinie niewykonywania niemieckich rozkazów – w przeciwieństwie do dziesiątków innych firm przemysłowych, jak Delauney-Belleville, Alsthom, Luchaire czy Billant. Czasem udawało się opóźnić naprawy czołgów, przez co później Niemcy woleli ich zlecać zakładom Daimler-Benz i Fiata. Działalność Renault skupiała się na produkcji ciężarówek, z których około 1/3 szła na potrzeby cywilne (w tym względzie Billancourt pozostało doskonale wyposażone, więc odmowy nie wchodziły w grę).

Jak pisał potem Louis Renault, “działaliśmy na 40% możliwości, z 18 tysiącami robotników pracującymi po 35h tygodniowo“. A kiedy indziej: “lepiej dawać okupantowi mleko niż pozwolić, żeby odebrał nam wszystkie krowy“. Dzisiejsi historycy dodają, że wiele francuskich fabryk – w tym Citroën i Renault – regularnie sabotowało produkcję, np. przesuwając znaki na bagnetach stanu oleju, by spowodować zacieranie silników.

***

W marcu 1942r. brytyjskie lotnictwo zbombardowało fabrykę w Billancourt, zabijając 463 osoby i raniąc ponad 2.000. Oburzenie opinii publicznej zostało skomentowane zdjęciami z Moskwy, gdzie wśród czołgów zdobytych na Wehrmachcie przez Armię Czerwoną znalazło się niemało Renault 35. Kolaboracyjny rząd Francji wystawiał na placu Concorde trumny ze zwłokami francuskich robotników zabitych w alianckim nalocie, natomiast Louis Renault nie posiadał się z oburzenia na Anglików, niszczących jego własność i pozbawiających życia “Francuzów usiłujących w trudnych czasach zarobić na chleb“. Swoją drogą – czytając takie wypowiedzi naprawdę można pogłębić szacunek do postaw przytłaczającej większości ówczesnych Polaków, którzy w 99% woleli głodować niż pracować dla Niemców, w jakimkolwiek charakterze.

Zniszczenia dawały oczywiście pretekst do opóźniania produkcji, ale i stwarzały ryzyko deportacji załogi w głąb Rzeszy. By tego uniknąć, Louis Renault wsparł pomysł odbudowy zakładu – oczywiście niespiesznej. “To wszystko wróci kiedyś w nasze ręce, musimy więc dbać o swoją własność” – zanotował. Tyle że bombardowania nie ustawały. Niemcy poważnie rozważali demontaż zakładu i wywiezienie maszyn, do czego jednak nie doszło. By ratować francuskich pracowników przed deportacją, Renault załatwił im roboty publiczne przy sprzątaniu gruzów, odbudowie zniszczonych budynków i na stacjach przeładunkowych (również poza Paryżem, by ludzi rozproszyć i utrudnić ewentualne masowe przesiedlenia), natomiast ich dzieciom zorganizował opiekę we własnej rezydencji w Normandii. To wszystko pomagało przetrwać, choć też służyło niemieckiej machinie wojennej. Jak zauważał policyjny raport, “francuskich robotników bardziej interesowały kwestie żywieniowe niż polityczne” – co Niemcy i kolaboranci skwapliwie wykorzystywali.

Postawy były oczywiście różne: niektórzy robotnicy nie mieli nic przeciwko wyjazdom do Rzeszy, gdzie panowały lepsze warunki pracy i dostawało się więcej jedzenia (warto może dodać, że zachodnich Europejczyków hitlerowcy nie uważali za podludzi, jak Żydów czy Słowian, i traktowali zupełnie inaczej). Inni stawiali jednak opór: poważny protest zdarzył się w Billancourt raz, w grudniu 1942r. Niemcy wybrali wtedy losowo 40 osób, których wywieźli ciężarówką z zakładu. Ich los pozostaje nieznany do dziś – poza przywódcą strajku, który trafił do twierdzy w Oranienburgu i tam, po długich torturach, zmarł na sepsę. Po kolejnych akcjach protestacyjnych René de Peyrecave interweniował u samego marszałka Pétaina, dzięki czemu aresztowanych warunkowo zwalniano.

Ogólnie w trakcie niemieckiej okupacji wydajność zakładów Renault była bardzo niska – z powodu nalotów, braków surowców i energii, ale też celowej bierności załogi i kierownictwa, usiłujących “pasywnie sabotować” działalność. Typową taktyką było też ukrywanie zapasów: w dniu wyzwolenia Renault dysponowało np. 165 tysiącami ton produktów naftowych (!!), nieuwzględnionych w żadnej ewidencji!! Z ogółem 104 zamówień wojskowych terminowo zrealizowano zaledwie jedno, a prac nad co najmniej siedemnastoma w ogóle nie rozpoczęto.

W wojennej historii Renault bardzo istotna jest potajemna praca nad produktami na czas pokoju: po raz pierwszy w swym życiu Louis Renault nie zarządzał produkcją, ale zlecił zaprojektowanie małolitrażowego autka popularnego, wzorowanego na koncepcji KdF-Wagen, które ostatecznie weszło na rynek jako Renault 4 CV. Zajął się tym jego bliski współpracownik, Jean Hubert, który pracował w rezydencji Renault w Herqueville i w paryskim mieszkaniu przy alei Focha, pod samym nosem Niemców. Równolegle tworzone były projekty szynobusów, którymi francuskie koleje posługiwały się potem przez kilka dekad.

Pierwsze prototypy szczególnie mocno przypominały Volkswagena, który w czasie wizyty w Niemczech oczarował Louisa Renault. Prace nad nimi niezbicie świadczą o grze na porażkę III Rzeszy – bo hitlerowcy otwarcie zabraniali francuskim firmom produkowania jakichkolwiek aut osobowych.

Foto: public domain

Równocześnie Louis Renault poważnie podupadał na zdrowiu. W relatywnie młodym wieku – pod koniec wojny miał 68 lat – zapadł na mocznicę i chorobę Alzheimera, z szybko postępującą demencją. Nie mogąc się wysłowić próbował komunikacji pisemnej, która też szła mu niewiele lepiej. W listopadzie 1943r. jego jedyny syn, Jean-Louis, zwrócił się do René de Peyrecave’a słowami o rychłym końcu wsparcia ze strony ojca i konieczności wspólnego działania w celu ocalenia firmy, na którą nieustające zakusy czynił François Lehideux. Na domiar złego małżonka Louisa, po zerwaniu romansu z Drieu La Rochelle, zaczęła publicznie pokazywać się z de Peyrecave’em, również na oficjalnych obiadach u marszałka Pétaina. Zdecydowanie nie pomogło to w późniejszej obronie reputacji rodziny i firmy.

***

Wyzwolenie Paryża nastąpiło w sierpniu 1944r., ale sytuacja pozostała złożona. Oprócz tymczasowego, republikańskiego rządu generała de Gaulle’a działały grupy komunistów, którzy po niemieckiej inwazji na ZSRR bardzo się wzmocnili: ci, którzy wcześniej otwarcie wzywali do kolaboracji z Niemcami, teraz występowali z pozycji antyfaszystów, a ich rola w ruchu oporu – rzeczywista lub domniemana – zmuszała de Gaulle’a do odstąpienia części władzy (szczególnie że jego stosunki z Anglosasami pozostawiały wiele do życzenia).

Komuniści utrzymali swoje podstawowe postulaty, w tym wywłaszczenie wszystkich większych przedsiębiorstw prywatnych bez odszkodowania. “Naród zapłacił już swoje” – mówili. Pretekstem była oczywiście kolaboracja – i to nie udowodniona w sądzie, ale “odnotowana”. To słowo dało nieograniczone możliwości działania przeciwko dowolnej firmie i osobie, a de Gaulle musiał zaakceptować takie żądania, gdyż mając przeciwko sobie Londyn swą pozycję opierał na poparciu Stalina. Rodząca się właśnie IV Republika Francuska miała się okazać krajem w dużym stopniu komunistycznym.

Dla nowej władzy Louis Renault uosabiał wszystko, co najgorsze: nie tylko wielki kapitał, ale też koncern zbrojeniowy na usługach Niemców, który “winien zapłacić za krew każdego zabitego żołnierza alianckiego“. Niegdysiejszy lider PCF, Maurice Thorez, skazany w 1940r. na śmierć za nawoływanie do dezercji i kolaboracji, po triumfalnym powrocie z Moskwy otrzymał… tekę wicepremiera (u boku de Gaulle’a, którego wcześniej nazywał “sługusem angielskiej finansjery“).

Gaullistowskie Radio Algier już w 1943r. rozpętało nagonkę na Louisa Renault. Donos w sprawie kolaboracji złożył niejaki pan de la Templerie, który – jak okazało się w toku śledztwa – przyjaźnił się z ojcem François Lehideux. “Nie mogłem patrzeć na to, że Louis Renault, który produkował broń dla nazistów zagrażając narodowemu bezpieczeństwu, chodzi wciąż wolno, podczas gdy prawy Francuz, pan Lehideux – który opuścił fabrykę po jej zajęciu przez Niemców – został niedawno aresztowany“. Dodajmy – opuścił fabrykę, by zostać ministrem w kolaboracyjnym rządzie Vichy, i właśnie z tego powodu został potem aresztowany…

***

Pod koniec lata 1944r. Renault przez chwilę się ukrywał, ale 23 września dobrowolnie oddał się w ręce policji. Został odesłany do więzienia w Fresnes, gdzie przeżył dokładnie 31 dni, umierając 24 października. Trzy miesiące później firma Renault została zlikwidowana dekretem Rządu Tymczasowego, z pogwałceniem konstytucyjnych praw własności, a wszystkie aktywa przeszły pod kontrolę Państwowego Zarządu Zakładów Renault. Drobni akcjonariusze uzyskali odszkodowanie, rodzina Renault – ani grosza.

Nie ulega wątpliwości, że w 1944r. Louis Renault był ciężko chory i w każdej chwili należało spodziewać się jego naturalnej śmierci. Warto jednak dodać, że do oficjalnego procesu nie doszło, że do więźnia nie dopuszczano rodziny i że w 1956r. Christiane Renault przedstawiła świadectwo zakonnicy pracującej w więziennym szpitalu – z rentgenowskim zdjęciem karku Louisa Renault, złamanego wskutek pobicia. Śledztwo w tej sprawie zostało szybko umorzone. Umorzono też sprawę François Lehideux – “z braku dowodów kolaboracji“, bo jak wiadomo, zasiadanie w kolaboracyjnym rządzie i podpisanie setek dokumentów w charakterze ministra Vichy nie dowodzi absolutnie niczego. Po zwolnieniu z aresztu Lehideux kontynuował karierę we francuskim przemyśle motoryzacyjnym, ale już poza firmą Renault.

Ostatnie zdjęcie żyjącego Louisa Renault, z września 1944r.

Foto: public domain

***

W 1999r. miały miejsce obchody stulecia marki Renault. W uroczystościach uczestniczył cały tłum francuskich polityków, ale nikt z członków rodziny Renault, których po prostu nie zaproszono.

W 2011r. siedmioro wnuków założyciela koncernu wniosło pozew o odszkodowanie, w związku z bezprawnym wywłaszczeniem ich dziadka, naruszającym podstawowe prawa konstytucyjne. Sądy dwóch kolejnych instancji orzekły, że nie są kompetentne rozstrzygnąć takiej sprawy. Prawnik powodów wniósł więc kasację ze skargą do Rady Konstytucyjnej (odpowiednik naszego Trybunału), jednak Sąd Kasacyjny skargę odrzucił. Najwidoczniej w praworządnym, demokratycznym kraju, mieniącym się jednym  najbardziej postępowych i sprawiedliwych w świecie, nie istnieje żaden organ władny rozstrzygnąć o zgodności rządowego dekretu z prawem.

Louis Renault został pochowany na terenie swej posiadłości w Herqueville. Otwartym pozostaje pytanie: czy zasłużył sobie na swój los, czy też po prostu został kozłem ofiarnym? Nie tylko dla polityków pragnących zrabować cały potencjał gospodarczy kraju, ale też dla narodu, który w czasie wojny “bardziej interesowały kwestie żywieniowe niż polityczne” i który później uspokajał swe sumienie skazując kilka osobistości ze świecznika…?

Foto: Giogo, Licencja CC

Foto tytułowe: public domain

Jeśli podobał Ci się artykuł – możesz rozważyć postawienie mi symbolicznej kawy (bez wpływu na dostępność treści bloga, przeszłych i przyszłych  – one są i zawsze będą całkowicie darmowe i całkowicie niekomercyjne)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

15 Comments on “GALERIA SŁAW: CESARZ Z BILLANCOURT, cz. II

  1. Smutna historia ale o geniuszu jakby nie patrzeć. Ile mógł zrobić tyle zrobił.

  2. Ciekawy wpis , bo ciężko się pisze o wojnie . Biało czarno bohaterowie byli tylko w westernach z lat 60-tych. W czasie wojen dominowały odcienie szarości . I trudno nam , z naszej perspektywy i obecnej wiedzy oceniać tamtych ludzi . Bo któż o zdrowych zmysłach w 1941/42 roku mogą myśleć ze za trzy lata z rzeszy kamień na kamieniu nie zostanie ?
    A co do ideologia sierpa i młota którą nam niosły ,,siły postępu,, ,to zawsze i wszędzie kończyło się to wyrżnięciem i potłuczeniem wszystkiego . Bo ci towarzysze nic innego nie potrafili i dalej nie potrafią robić . Tylko zniszczyć , spalić , ukraść . Tak po prostu , bezinteresownie .

    • Tu najbardziej chodzi o to, co stało się później. Że komunizm polega na nie dopuszczeniu do jakiegokolwiek rozwoju człowieka i odrośniecia od ziemi, to jest jasne. Ale dlaczego aż do dzisiaj sądy chowają głowę w piasek i nie chcą się wypowiedzieć w żadną stronę, to się nie mieści w głowie.

      • bo musieli by oddawać kupę kasy rodzinie, a tak szybko to nawet drukarki w NBP nie drukują….

      • Oczywiście, że o to chodzi. No i to jest właśnie sedno, w państwie mieniącym się tak postępowym i praworządnym, ze jeju-jeju.

      • to wszystko bicie piany i propaganda, a praworządność i postępowość ma zastosowanie wtedy, gdy ktoś u góry ma z tego konkretny odsyp, uczciwymi ludźmi nikt się nigdy nie przejmował

  3. po raz kolejny sytuację najtrafniej opisuje to mój ulubiony cytat z Gangu Olsena
    “z polityki są same nieszczęścia”
    a jak jeszcze komuchy się w to mieszają to już gorzej być nie może…
    a jednak może, bo jeszcze Hitler do tego wszystkiego…
    więc żeby na tym wszystkim ugrać to trzeba być niezłą szują, krętaczem i donosicielem, a nie ciężko pracującym inżynierem

  4. Właściciel firmy zostaje pobity na śmierć w więzieniu przez strażników, po czym państwo przejmuje jego majątek – wydawałoby się, że to opis żywcem wyjęty z Polski czasów stalinowskich, a tu proszę, to ten “zgniły zachód”. Z drugiej strony Francuzi mają przecież większe tradycje rewolucyjne i w pozbawianiu osób uprzywilejowanych głowy niż jakikolwiek inny kraj w Europie, zatem może nie powinniśmy się dziwić…

  5. Takie historie powinny być dodawane jako Post scriptum do wszelkich wypocin kołczów majków i innych “nauczycieli” żeby dać do zrozumienia, że wczesne wstawanie i ciężka praca jest ważna, ale ważniejsze jest mieć “kolegów” po (chwilowo) właściwej stronie.

    • Oczywiście to prawda, że jeśli rząd ma zapędy rozbójnicze i sądy po swojej stronie, to człowiek niewiele zdziała. To gorsze niż trzęsienie ziemi albo tsunami, bo po naturalnej katastrofie można wszystko odbudować, można też od niej się ubezpieczyć, a od rabunku w majestacie prawa – nie.

      Ale trzeba pamiętać, że po pierwsze, w wielu miejscach na świecie komunizm nie miał nic do powiedzenia, a po drugie – artykuł mówi o gościu, który był potentatem w strategicznej dziedzinie. Na tym poziomie człowiek zawsze interesuje polityków (poza najbardziej wolnnściowymi środowiskami, typu USA do lat 90-tych – o ile nie było się czarnym – albo RFN sprzed zjednoczenia). Na trochę niższym poziomie do całkiem niedawna politycy wielu krajów dawali obywatelom spokój. Nawet w PRL od czasów Gierka dawało się całkiem nieźle dorabiać, jeśli się nie rzucało w oczy i znalazło odpowiednią niszę. Chociaż oczywiście nie był to poziom milionerów w skali globalnej, bo tutaj zgadzam się z Twoim komentarzem całkowicie.

      • No w USA był J. Edgar Hoover (który miał haka na każdego) i Mayer Lanski (który ponoć miał haka na Hoovera) 😉
        Taki urok ludzkości, że sa ludzie potrafiący się organizować w rozbójnicze bandy a do tego jest ich na tyle mało, że generalnie nie muszą się nikim z zewnątrz przejmować

      • No był taki gość, ale on nie polował na 220 mln Amerykanów, tylko na tych, co politykom podpadli. Więc komentarz Jerzego wg mnie zachowuje ważność 🙂

      • W rosyjskiej maksymie: “Tisze jediesz dalsze budiesz” kryje się głęboka mądrość, aktualna pod każdą szerokością geograficzną 😉