C’EST LA VIE: MIASTA TYLKO DLA BOGATYCH

Dzisiaj miałem pisać „PERSPEKTYWĘ INSIDERSKĄ", ale zmieniłem plany przeczytawszy o projekcie ustawy zezwalajacej miastom na ograniczanie wjazdu starszych samochodów do centrów.

Już kilka dni temu odniósł się do tego Złomnik, z którym w omawianej kwestii zgadzam się niemal w całej rozciągłości, poza tym, że on proponuje zastąpić ograniczenie wieku limitem pojemności, co jest dokładnie tak samo totalitarnym zakazem. Według mnie żadne tego typu regulacje nie są uzasadnione, ale o tym za chwilę.

Co do samej pseudoekologii, to pisałem już o niej kiedyś – dokładnie 6 grudnia 2013 – na facebookowym fanpage'u klasycznie.eu", ale w kontekście niemieckim. Nie miałem wtedy pojęcia, że kwestia tak szybko stanie się aktualna i u nas.

W owym wpisie odnosiłem się do pokazanego powyżej Daihatsu Charade G11 – przedstawiciela nieopisanego jeszcze należycie gatunku Pewex Classics.

Trzycylindrowy diesel Daihatsu miał jeden litr pojemności i spalał w trasie około 3,5l/100km. Demonem szybkości nie był (37 KM, 120 km/h), ale współczesnemu sobie Mercedesowi 200D kroku dotrzymywał, poza tym istniała też 48-konna wersja turbo, o wiele bardziej dynamiczna, a niewiele mniej oszczędna przy normalnej jeździe.

Skąd skojarzenie Daihatsu z pseudoekologią?

Otóż właśnie wtedy, w grudniu 2013r., przeczytałem wyniki poważnego badania wykonanego przez Instytut Badań nad Energią i Środowiskiem w Heidelbergu (IFEU) na zlecenie rządu federalnego RFN i mającego w zamyśle poprzeć ideę dopłat do zakupu nowych samochodów pod warunkiem złomowania starych” – przynajmniej 9-letnich. Niestety, wyszło coś zupełnie odwrotnego.

W owym artykule, znajdującym się TUTAJ, napisano, że przeciętne auto żyje w Niemczech 15,4 roku. Jeżeli chcielibyśmy zezłomować go wcześniej z pobudek ekologicznych, to biorąc pod uwagę szkody środowiskowe związane z produkcją i dystrybucją nowego auta, każdy rok – tylko jeden rok!! – krótszej eksploatacji musiałby być zrekompensowany zużyciem paliwa nowego auta zmniejszonym o aż 1,7l na 100 km.

Złomując auto po 14,4 zamiast 15,4 roku musimy zadbać o to, by nowe było oszczędniejsze o 1,7l/100km (oszczędniejsze NAPRAWDĘ, a nie na papierze – wszyscy wiemy, ile wspólnego z rzeczywistością mają wartości katalogowe). Inaczej SZKODZIMY Ziemi, a nie pomagamy…

Niewiele zmienia tutaj deklarowana przez producentów możliwość recyklingu ponad 90% masy złomowanych samochodów: liczba ta w żadnym wypadku nie oznacza, że nowe auto składa się z 90% z materiałów odzyskanych ze starego, nie mówiąc już o energii zużytej w procesie przetwarzania i związanego z nim transportu. Recykling zmniejsza łączny „ślad środowiskowy” nowego pojazdu jedynie marginalnie, a o oszczędzaniu w ten sposób surowców możemy mówić jedynie wtedy, gdy alternatywą jest wyrzucenie pojazdu na wysypisko, a nie dalsza eksploatacja, która pod tym względem jest absolutnie bezkonkurencyjna.

Okazuje się więc, że niemieckie dopłaty z 2009r., przyznawane za złomowanie aut 9-letnich opłacałyby się środowiskowo dopiero wtedy, gdyby nowy samochód spalał aż 10,88l/100km mniej od poprzednika (6,4 roku x 1,7 litra)!! Oczywiście można sobie teoretycznie wyobrazić, że ktoś pozbywa się benzynowego Hummera i kupuje Smarta, ale wątpię, żeby zdarzało się to często. Nie mówiąc o tym, że dla zainteresowanych taką zmianą dopłata 2000€ nie była znaczącym impulsem.

Drugi wniosek: zutylizowanie powyższego Daihatsu Charade diesel zaledwie dwa i pół roku przed naturalną śmiercią nie będzie się opłacać środowisku NIGDY, nawet jeśli nowy pojazd będzie nic nie spalającym perpetuum mobile!! Wszak 1,7l x 2,5 to więcej, niż Charade spala…

Tyle mój stary post na „klasycznie.eu". Z uwagi na formę wypowiedzi nie tworzyłem wtedy dłuższych tekstów, ale dziś mogę sobie na to pozwolić, a temat zdecydowanie zasługuje na rozwinięcie.

Po pierwsze, należy jasno rozdzielić dwie kwestie, które większość ludzi miesza: Pierwszą jest emisja CO2, czyli zupełnie nieszkodliwego gazu, który wszyscy wydychamy z płuc i który służy roślinom jako substrat życiodajnej fotosyntezy. Jedynym powodem, dla którego się z nim walczy, jest długofalowy wpływ na klimat, zresztą wciąz nie do końca zbadany. Drugą sprawą są substancje trujące, przede wszystkim rakotwórcze cząstki sadzy emitowane przez silniki Diesla i stanowiące największy problem w centrach miast. Te, których zawartość w spalinach ograniczają osławione normy EURO.

Emisja CO2 z rur wydechowych nie jest w żaden sposób zależna od wieku ani też budowy samochodu – jest ściśle powiązana z FAKTYCZNYM (powtarzam – nie katalogowym!!) ZUŻYCIEM PALIWA I ABSOLUTNIE NICZYM INNYM. Gramy CO2 na kilometr to po prostu alternatywna jednostka spalania: 1 litr benzyny odpowiada 2,33 kg CO2, oleju napędowego – 2,64 kg, LPG – 1,64 kg. Tych liczb nie da się w żaden sposób zmniejszyć. A co to oznacza, wie każdy kierowca: spalanie zależy od mnóstwa czynników, spośród których najważniejsze są warunki drogowe oraz styl jazdy. Dopiero na drugim miejscu znajduje się pojemność silnika, zaś rok produkcji, choć ma na pewno znaczenie, należy umieścić znacznie niżej.

Jak zaś wygląda sprawa cząstek stałych? Osobiście jestem jak najdalszy od lekceważenia tej kwestii. Mieszkam w Krakowie, jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast Europy, gdzie w zimie wdychamy rakotwórcze substancje odpowiadające wypaleniu 10 papierosów dziennie.

Kluczowe jest tutaj słowo „W ZIMIE”. Oto okazuje się, że w okresie letnim poziom zanieczyszczeń sięga zazwyczaj 50-100% normy, a jedynie w sezonie grzewczym wzrasta do ponad 800% (LINK). A każdy mieszczuch, nie tylko krakus, widzi gołym okiem, że w zimie ruch na ulicach jest znacznie zmniejszony. Po prostu, odpowiedzialne za problem są nie samochody, a przestarzałe systemy ogrzewania.

Jeśli kogoś to nie przekonuje, przytoczę doświadczenia Niemców: utworzone w 2009r. „strefy środowiskowe” (Umweltzonen) w ich miastach zmniejszyły ilość rakotwórczych cząstek stałych w powietrzu o całe 4%. CZTERY PROCENT !! (liczba pochodzi z wyżej wspomnianego artykułu ze strony Die Zeit). Powtórzę, że krakowskie powietrze przekracza normy o 800% w zimie, mieszcząc się w nich bez większego problemu w lecie…

To samo zauważyli Szwajcarzy – jeden z najbogatszych i najbardziej świadomych ekologicznie narodów świata. W styczniu 2011r. tamtejsze władze odrzuciły projekt ustawy o „strefach środowiskowych” na wzór niemiecki argumentując, że poprawa jakości powietrza u północych sąsiadów okazała się zupełnie pomijalna, zaś koszty ekonomiczne i społeczne – wysokie. Jednym słowem – Szwajcarów nie stać na taki luksus. A Polaków…?

Jako żywo przypomina mi to niedawny start mojego rodzinnego grodu w wyścigu po olimpiadę zimową, z którego wcześniej – właśnie z powodu kosztów – zrezygnowali Norwegowie i Szwajcarzy. W tamtej kwestii obywatelom udało się odwieść władze od niemądrych zamiarów. Może tym razem też się uda…?

Sam pamiętam dyskusję, jaka toczyła się na łamach niemieckiej prasy oldtimerowej pięć lat temu. Eksperci jednogłośnie wskazywali, że Umweltzonen nie rozwiążą problemów środowiskowych (co w praniu okazało się prawdą), a pozbawią tysiące ludzi środka transportu. I nie chodziło tu o pasjonatów klasyków, bo pojazdy historyczne dostały przywilej jeżdżenia po miastach do woli. Chodziło o niepełnosprawnych, ludzi starszych, bezrobotnych i słabo zarabiających, których na zmianę samochodu nie stać. Ba, nawet właściciele wielu mniejszych zakładów rzemieślniczych dojeżdżających do klientów w centrach (hydraulicy, elektrycy, itp). musieli zwinąć biznes, bo wymiana 20-letniego Transportera T4 na nówkę z salonu była całkowicie poza ich zasięgiem!! A rozmawiamy tutaj o dużych miastach Niemiec, które w porównaniu do naszych, zwłaszcza mniejszych, są wręcz bajecznie bogate!!

Istnieje też kwestia turystyki: kiedy w 2011r. wracaliśmy z żoną z Korsyki, chcieliśmy zanocować w jednym z południowoniemieckich miast (tak było po drodze) i przy okazji je zwiedzić. Pierwszym wyborem był piękny Freiburg, ale… naszym ówczesnym autem nie mogliśmy tam wjechać. Nie, nie było zbyt stare ani trujące – jako benzyniak z 2000r. kwalifikowało się na najlepszą, zieloną naklejkę, ale by ją dostać, musielibyśmy pojechać do stacji kontroli pojazdów, tracąc sporo czasu i płacąc za tę przyjemność kilkanaście euro. Korzystniej było więc po prostu zmienić plany i zamiast Freiburga odwiedzić Bamberg – również zabytkowy, lecz nieograniczający dostępu do swego centrum. Hotelarz i restaurator z Bambergu na pewno wyszli na tym lepiej niż ich koledzy z Freiburga, a naszej planecie zmiana trasy była dokładnie obojętna. W tym kontekście nie chcę nawet myśleć, jaki byłby wpływ ewentualnych ograniczeń na turystykę w Krakowie, jeśli na parking pod Wawelem nie dałoby się dojechać żadną 1,9-tką TDI.

Pani mer Paryża, przeforsowując ostatnio w swoim mieście zakazy ruchu diesli włącznie z autokarami i ciężarówkami, powiedziała, że „upadek handlu i turystyki nie jest wysoką ceną za czystsze powietrze". Dodajmy – czystsze o cztery procent. A ponieważ przemysł już dawno się z Paryża wyniósł, to rad bym wiedzieć, co według niej mają z sobą zrobić zatrudnieni w paryskim handlu i turystyce i kto zarobi na zasiłki dla nich. To już nie jest nawet sztuczne nakręcanie koniunktury przez pseudoekologiczne zakazy – to już czysta ideologia, która szkodzi społeczeństwu i gospodarce niezależnie od tego, jak je pojmujemy.

Pozostaje mi się jeszcze odnieść do kwestii dużych silników, którą sprowokował Złomnik. W pierwszej kolejności przypomnę, że już płacimy niebotyczne podatki w paliwie, a także haracz od pojemności w ubezpieczeniu, którego nikt nie potrafi uzasadnić (według mnie OC powinno być przyporządkowane do kierowcy, a nie pojazdu, bo to kierowca może spowodować wypadek i to on ponosi odpowiedzialność cywilną będącą przedmiotem ubezpieczenia. Nie zależy ona od rodzaju ani nawet ilości posiadanych aut, bo jeden człowiek może jechać tylko jednym na raz).

Duże silniki statystycznie spalają oczywiście więcej niż małe, to fakt. Jeśli jednak chodzi o przyspieszone pozbywanie się ich, to przypominam, że ma to sens środowiskowy jedynie w przypadku praktycznie niemożliwej do uzyskania różnicy w spalaniu, co wykazał heidelberski Instytut. Może więc zakazać produkcji nowych samochodów o dużych silnikach i poczekać, aż stare wymrą? Innymi słowy: kto potrzebuje jeździć V8-mką?

Na takie pytanie odpowiadam innym pytaniem: kto potrzebuje jeździć jakimkolwiek samochodem? Kto potrzebuje jeść banany, wiezione przez tysiące kilometrów, zamiast swojskich jabłek? Albo wołowinę zamiast kurczaków, jako że hodowla bydła powoduje olbrzymią emisję gazów cieplarnianych (a mimo to jest przez Unię Europejską dotowana, podobnie zresztą jak uprawa śmiertelnie niebezpiecznego tytoniu)? Kto potrzebuje pić piwo i wódkę zamiast wody, podczas gdy tysiące ludzi umierają z braku zboża? Kto potrzebuje mieszkać w domu jednorodzinnym zamiast hotelu kapsułkowego na wzór Japończyków (a to bardzo zamożny naród)? Kto potrzebuje więcej niż dwie pary butów i kilka koszul na zmianę? Kto potrzebuje oglądać filmy i słuchać muzyki (znów energia), czytać książki i gazety (pomyślcie o lasach!!), nie mówiąc o turystyce (olbrzymie nakłady surowcowe)? Kto i po co potrzebuje konsumować cokolwiek, poza minimalną ilością tlenu, wody i pożywienia?

W Polsce dobrze pamiętamy ideologię zadającą takie pytania. Niektóre z nich były tutaj bardziej na temat niż można by przypuszczać: wszak pierwsze w historii ograniczenia w eksploatacji starszych pojazdów wprowadził Józef Stalin (LINK), ograniczenia pojemności zarządzili zaś w latach 50-tych jego naśladowcy w Polsce, pozbawiając wyniszczony kraj resztek przedwojennego taboru. Czy chcemy naśladować tamte wzorce?

Teoretycy liberalizmu (z którymi nie zgadzam się w 100%, ale w 80 na pewno) powiedzą, że konsumpcja to słuszna nagroda za wytwarzanie wartości, z których korzystają całe społeczeństwa i że każdy wydatek, również konsumpcyjny, to czyjś przychód i utrzymanie. A co ważniejsze, w sytuacjach, w których tworzenie większej wartości nie jest dla wytwarzającego opłacalne, żadna większa wartość po prostu nie powstanie. W PRL-u większość zdolnych ludzi albo emigrowała, albo pracowała znacznie poniżej swych kwalifikacji. Ilu zdolnych inżynierów układało ludziom kafelki w łazienkach, bo taka profesja dawała lepszy standard życia niż wymyślanie nowych technologii…? Sam znam przypadek człowieka z Politechniki Śląskiej, który opracował w latach 70-tych rewolucyjną konstrukcję dachów domów jednorodzinnych. W PRL dostał za to dyplom uznania i jakieś grosze jednorazowo. Potem zdecydował się wyjechać do Stanów, gdzie swój patent sprzedał za ciężkie pieniądze i teraz jest to „amerykańska technologia". Ile podobnych wynalazków Polaków musimy kupować od zagranicznych koncernów…? To samo dzieje się zawsze, kiedy produktywna i kreatywna jednostka nie odnosi wystarczających korzyści z podejmowania wysiłków – po prostu ich nie podejmuje. Nie kształci się, nie tworzy innowacji, nie zakłada lub nie rozwija swej firmy tworząc miejsca pracy, bo i po co…? Jeśli nie wolno kupić nic lepszego od Pandy, to po co się starać?

Jednak poza argumentem liberalnym, który wielu odrzuca z powodów ideologicznych, jest też drugi, nie mniej ważny: istnieją dziedziny życia, które w oczach każdego tzw. rozsądnego człowieka wydają się głupotą i marnotrawstwem wszelkich zasobów, ale w istocie wcale nimi nie są. To wojsko, sport wyczynowy oraz rzeczone konsumpcyjne towary luksusowe. Czemu istotnemu mogą posłużyć?

Służą postępowi. Jedynie ci trzej odbiorcy – armia, sponsorzy światowego poziomu sportu oraz ponadprzeciętnie bogaci mają na tyle środków, by móc finansować rozwój. Mało która technologia w dziejach powstała poza tymi trzema niepotrzebnymi, zadawałoby się, dziedzinami życia.

Jako fani automobilizmu powinniście znać wiele przykładów. By niepotrzebnie nie przeciągać, podam tylko jeden – ABS. Jeszcze w latach 80-tych był on luksusem kosztującym 10% ceny nowego Mercedesa. Czy stałby się obowiązkowym wyposażeniem każdego auta i czy uratowałby tysiące ludzkich żyć, gdyby nie garstka bogaczy płacących krocie za dekadencką S-Klasę, której „nikt normalny nie potrzebuje"…?

Oczywiście, że dojechać z miejsca na miejsce można Loganem. Hulajnogą też. Po głębszym zastanowieniu, to w ogromnej większości przypadków nic nam się nie stanie, jeśli w ogóle nigdzie nie pojedziemy. Ale jeżeli wszyscy poprzestaniemy na wegetowaniu w domach lub poruszaniu się na hulajnogach, jeśli milionerzy przestaną kupować Rolls-Royce'y i Veyrony, postęp stanie w miejscu, a stan środowiska zależy również od niego. Narzekamy na brudne powietrze zapominając, że w latach 50-tych jego stan był nieporównanie gorszy niż dziś, mimo mniejszej ilości samochodów i zdecydowanie niższych mocach ich silników (mówię tu o Europie). Dlaczego się poprawił? Dzięki postępowi dokonującemu się głównie w wyżej wymienionych, „bezsensownych" dziedzinach i finansowanemu w lwiej części przez „niepohamowaną konsumpcję". Dzięki postępowi silniki V8 potrafią spalać dziś nie więcej paliwa, niż jeszcze niedawno potrzebował ledwie półtoralitrowy Polonez, albo wręcz 0,85-litrowa Syrena. Czy ten skok dokonałby się, gdybyśmy swego czasu ograniczyli się do jeżdżenia Polonezami i zakazali kupowania czegokolwiek bardziej zasobochłonnego? Oczywiście, że Polonezem da się dojechać wszędzie. Pytanie tylko, czy produkcja wyłącznie podstawowych dóbr wygenerowałaby zyski pozwalające na sfinansowanie rozwoju i czy istniałby jakikolwiek impuls, by ten rozwój kontynuować?

Dawny szef działu badawczo-rozwojowego Volkswagena, prof. Ernst Fiala (ojciec układu napędowego Quattro opisywanego w poprzednim artykule), napisał kiedyś książkę pt. „Mensch und Maschine" („Człowiek i Maszyna"). Dowodził w niej, że rozwój gospodarczy nie kłóci się z ekologią, ponieważ kreuje postęp technologiczny, zwiększa efektywność szeroko pojętej gospodarki oraz zmienia świadomość ludzi, których zaczyna być stać – ekonomicznie oraz technologicznie – na luksus oszczędzania zasobów i ochrony przyrody. Biedny człowiek nie zawaha się przed wrzuceniem do pieca starych opon i plastikowych butelek, jedynie bogaty ma możliwość się nad tym zastanowić.

Mnie samego ewentualne ograniczenia nie dotknęłyby. Po pierwsze, mój samochód spełnia normę EURO 4, a po drugie – w mieście prawie go nie używam. Do pracy dojeżdżam wyłącznie komunikacją publiczną, co jest tylko trochę wolniejsze, a nieporównanie tańsze i mniej stresujące, w dodatku daje mi „darmową" godzinę dziennie na czytanie, m. in. o motoryzacji. Dlatego mimo że trudno znaleźć większego entuzjastę automobilizmu ode mnie, do rezygnacji z samochodu w mieście nikt nie musiał mnie zmuszać drakońskimi zakazami. Ale na mnie świat się nie kończy – dla tysięcy niezamożnych ludzi utrata możliwości wjazdu do centrum będzie katastrofą. Mówię zarówno o samych wjeżdżających, jak i tych, którzy z nich żyją.

Reasumując: przypominające stalinizm ograniczanie praw obywatelskich i odwoływanie się przy tym do szlachetnej idei ochrony środowiska jest hipokryzją. To WYDŁUŻANIE, nie skracanie życia produktów pomaga Ziemi. Twierdzi tak heidelberski Instytut, twierdzą tak Szwajcarzy, twierdzi tak niemiecka prasa, potwierdza się to też w praktyce (pamiętacie – cztery procent!!). Zaś politycy i działacze, którzy najmocniej forsują omawiane ograniczenia (uderzające w dodatku w najuboższych), sami należą do ludzi konsumujących najwięcej, najmniej efektywnie, w dodatku w stu procentach na koszt społeczeństwa, które ich utrzymuje, a któremu rzucają kłody pod nogi zamiast służyć jego interesom, jak każdy pracownik swojemu chlebodawcy. Jedynie polityków i urzędników nie obowiązują rynkowe zasady opierające się na odpowiedniości wynagrodzenia do wytworzonej wartości.

Na koniec miałbym wielką prośbę: nigdy nie domagałem się żebrolajków, bo to po prostu słabe, ale uważam, że w tym przypadku mogę zrobić wyjątek. Nie chodzi tutaj o nabijanie mi statystyk – ja nie zarabiam na ilości odsłon ani na Automobilowni w ogóle. Nie chodzi też o głosy w konkursie na blog roku, w którym nawet nie startowałem. Nie próbuję nasycić mojej próżności, ale korzystając z nowoczesnych środków komunikacji, jakie mam do dyspozycji, zawalczyć w sprawie, którą uważam za słuszną, a także dostarczyć argumentów innym, walczącym być może bardziej aktywnie. W przypadku niemądrego pomysłu olimpiady w Krakowie oddolna kampania medialna odniosła sukces. Podobnie w przypadku ACTA. Dlatego, jeśli tylko podzielacie moje zdanie, bardzo Was proszę: udostępniajcie KAŻDY, nie tylko mój, tekst na ten temat (co ciekawe, nie brakuje ich nawet w mainstreamowych mediach typu Onet, co bardzo mnie cieszy). Share'ujcie na Facebooku, Twitterze, Wykopie, gdziekolwiek jesteście aktywni, żeby kwestia była widoczna. Jeśli Wasz wybór padnie akurat na niniejszy artykuł, na dole są przyciski ułatwiające udostępnianie. Jeśli chcecie tekst skopiować i opublikować gdziekolwiek indziej – nie mam nic przeciwko, wrzucajcie gdzie chcecie, proszę tylko o niemodyfikowanie treści i podanie linku do źródła.

Bo nieprawdą jest, że w demokracji zawsze wygrywa większość – bardzo często wygrywa najgłośniejszy.

 

Pomocne linki:

http://cubino.pl/2015/02/dlaczego-umweltzona-w-polsce-nie-ma-sensu/ – zaprzyjaźniony blog, prezentuje inny, ale interesujący punkt widzenia.

http://moto.onet.pl/aktualnosci/wlasciciele-starych-samochodow-beda-mieli-problemy/mgnr2

http://www.zeit.de/auto/2011-02/altauto-umwelt (j. niemiecki)

Foto: public domain

57 Comments on “C’EST LA VIE: MIASTA TYLKO DLA BOGATYCH

  1. nic dodać, nic ująć, dzięki Ci za rzeczowe , bardzo kompetentne oraz poparte wieloma żródłami podsumowanie najnowszego pomyslu "Naszych" decydentów /oszołomów.

    Mamy w Polsce dziwną specyfikę dopasowywania pomysłów bądż przepisów bądż norm światowych/europejskich itd do naszej szarej , skromnej rzeczywistości…Nie adaptujemy ,zgodnie z logiką do warunków realnie panujących -obowiązujących realnie ( najczęściej byłby tu najważniejszy czynnik ekonomiczny ) tylko ślepo , drastycznie zaostrzając normy iw ymogi usiłujemy się stać tak bardzo proeuropejsko , urzędniczo prawomyślni…..A potem wychodzi jak zwykle…czyli -dokładnie to co opisałeś,

    Sorry taki mamy klimat , dla aut (tych Naszych) TEŻ

    Pozdrawiam, trzymam kciuki i dołożę w każdej formie swoją mała cegiełkę byśmy tego unikneli .hej

  2. Nie uważam aby ten nowy pomysł był słyszny, wręcz przeciwnie, uważam go za bzdurny, ale stosujesz demagogię Szczepanie. Choćby teksty o "totalitarnych zakazach" czy "przypominających stalinizm ograniczeniach praw obywatelskich". To że jakieś ograniczenia są bzdurne, jeszcze nie oznacza że mają cokolwiek wspólnego z totalitaryzmem. Tak samo na pytanie "kto potrzebuje jeździć V8-mką" Twoja "odpowiedź pytaniem na pytanie" to jak dla mnie demagogia. Otóż banan to coś innego od jabłka dla znacznej większości ludzi, ale już wątpię aby dla znacznej większości ludzi była duża rożnica pomiędzy mocnym silnikiem o niewielkiej pojemności a mocnym silnikiem o dużej pojemności. Nie twierdzę że mocne silniki o małej pojemności to jakiś ideał, ale jednak pomiędzy silnikami są mniejsze różnice niż między jabłkiem a bananem (przynajmniej w mojej opinii tak jest dla większości ludzi). Oczywiście, pewnie dało by się znaleźć ludzi  dla których silnik ma być wielki i ma mieć 8 cylindrów, ale tacy ludzie to w Europie raczej margines (przynajmniej w moich oczach), tak samo dało by się znaleźć ludzi dla których samochód ma mieć zawieszenie hydripneumatyczne, ale to też wyjątek, a nie reguła (zaryzykuję stwierdzenie że większość osób ma tak naprawdę gdzieś czy jakaś tam cecha pojazdu jest realizowana przez sposób X, czy Y, jeśli dane rozwiązanie nie powoduje zbędnych problemów. No i nikt tutaj nie zakazuje produkcji samochodów luksusowych, tak więc argument "Jeśli nie wolno kupić nic lepszego od Pandy, to po co się starać?", to w moich oczach demagogia. Ot, widzę że postanowiłeś argumentować redukcją do absurdu, tylko że jak dla mnie trudno taką argumentację traktować poważnie

    Jeśli już coś jest bardzo mocnym argumentem przeciwko takim zakazom, to przede wszystkim to że dużej liczby osób nie stać na nowsze samochody, oraz jednocześnie to że takie zakazy nie będą miały większej skuteczności w poprawianiu jakości powietrza. Dodajmy że dłuższe życie samochodu też jest dobre z punktu widzenia ochrony środowiska. No i dzisiaj samochód 15 letni to już często nowoczesny samochód, a nie Trabant czy Syrena (mamy 2015 rok, zabytkami są nowoczesne samochody takie jak Ford Sierra czy Citroen BX). Zresztą, o tych czynnikach też pisałeś. Nie trzeba jednak do tego dopisywać totalitaryzmu, stalinizmu czy czy jakichś sugestii jak to by było gdyby nie można było kupić nic lepszego od Pandy

    • Argument o mniej zamożnych jest dla mnie najważniejszy, choć może faktycznie zbyt mało wyeksponowanyw tekście.

      Co do totalitaryzmu, to analogia jest dkla mnie wyraźna – władza chce bowiem narzucać obywatelom, na co mają wydawać swoje pieniądze. Właśnie za głębokiej komuny mojemu wujkowi nie pozwolono zbudować domu według jego pomysłu argumentując, że "w Polsce Ludowej pałaców budować nie bedziemy". Dodam, że dom miał być całkiem skromny, tylko po prostu ładniejszy niż powszechne wtedy kloce z pustaków. Jeśli pozwolimy władzy decydować o takich rzeczach, stworzymy niebezpieczny precedens i bardzo zbliżymy się do totalitaryzmu.

      -Różnica między dużym, mniej wysilonym silnikiem a małym, silnie doładowanym jest zasadnicza – to trwałość i koszty napraw. Dlatego uważam, że niedługo nie będzie większości ludzi stać na nic lepszego od Pandy – bo samochód po przebiegu (prawdziwym, nie oszukanym) 150 tys. km będzie finansową studnią bez dna, a nowe wcale nie potanieją. Trwałość supernowoczesnych aut wraca pomału do poziomu Fiata 125p, bo przy sześciocyfrowym przebiegu naprawy są ogromnie drogie. Tymczasem większy, lecz prostszy silnik ma odrobinę większe spalanie (wcale nie dużo większe), za to jeździ bezawaryjnie przez wiele lat i w związku z tym stać nań znacznie więcej ludzi. I nie chodzi tu wcale o zdezelowane auta luksusowe – dzisiaj nawet ekonomiczne kompakty dotyka problem nadmiernego skomplikowania techniki i niebotycznych kosztów napraw.

      • Co do totalitaryzmu, nadal ogranizenia w państwach totalitarnych to w moich oczach zupełnie inny biegun od ograniczeń związanych z wiekiem pojazdów. Tak samo jak ograniczenia związane z totalitarmyzmem to nadal zupełnie inny biegun od obecnych ograniczeń, dajmy na to takiego ograniczenia że nie mogę sobie jeździć po ulicy czołgiem bez nakładek gumowych na gąsienicach (zresztą, z nakładkami też nie da się za bardzo zarejestrować). Tak więc nadal nie widzę żadnego zbliżania się do totalitaryzmu. Co najwyżej zbliżenie się do słabych pomysłów

        Co do silników, nie twierdzę że małe silniki o wielkiej mocy mają same zalety, a nawet nie twierdzę że są lepsze od starszych silników wolnossących. Jednak Twój argument z Pandą jest o tyle słaby że nawet przy hipetetycznych przepisach z ograniczeniami ktoś zaradny kto dużo zarabia może kupić "wypasiony" samochód, więc ten Twój argument w mojej opinii odpada

        Jak już wspomniałem, podstawowe argumenty przeciwko takim ograniczeniem to taki że utrudniamy życie wielu ludziom, pozytywów praktycznie brak, a jednocześnie działać w kierunku czystego powietrza można sensowniej. Choćby sprawdzać czy dany samochód nie emituje zbyt dużo szkodliwych substancji w porównaniu z tym ile powinien emitować model z danego roku. To według mnie o tyle sensowne że widziałem w swoim życiu wiele nowoczesnych samochodów z Dieslami które "na oko" szkodziły środowisku bardziej niż benzynowe youngtimery, nawet te z "demoludów". Te zakazy w stylu "ma 15 lat, nie wpuścimy go do centrum" mają tyle wad, że nie trzeba dopisywać im tych które są już naciągane

      • Ja się zgadzam z SMKA ten tekst jest zbyt demagogiczny i przez to umyka jego cel. Czy w takim razie najbardziej totalitarnym krajem świata jest Dania, z wysokimi podatkami na samochody czy USA gdzie zakazane są jajka-niespodzianki? Pełna wolność dysponowania własnymi pieniędzmi to w dużym stopniu mit w tak zwanych państwach cywilizowanych.. Tak, zgadzam się że to jest to często głupie i bezcelowe, ale raczej tego już się nie zmieni (bo „ekologia”i bezpieczeństwo ). Nazwanie tego totalitaryzmem powoduje że słowo totalitaryzm traci dla wielu swoje koszmarne i prawdziwe znaczenie.

         

        Co do samochodów ludzi niezamożnych to czy nie jest tak że jest wiele używanych, benzynowych samochodów osobowych w cenie starego diesla? Takie przepisy zmieniłyby tylko trochę strukturę rynku używanych samochodów i tyle. Większy problem to samochody dostawcze. Nie wiem co mieliby zrobić dostawcy warzyw i ekipy remontowe w T4. Raczej ich nie stać na kupno nowego Sprintera…

         

        Argument o Pandzie też jest nie trafiony. Wszystko zależy jod tego jak definiujemy samochód luksusowy. W dzisiejszych czasach może być to Mini, Tesla S czy nawet Toyota Mirai (bo jest droga i ogólnie wow). Te wszystkie samochody łapią się na dowolne ograniczenia i są ludzie, którzy będą się dla nich starać. Zresztą czy ta rzekoma innowacyjność producentów samochodów klasy premium to nie jest mit w dzisiejszych czasach? BMW czy MB to takie same firmy jak Toyota czy Ford i raz na jakiś czas coś nowego zaprezentują, ale bez przesady. Działy R&D też mają podobne. Często mówi się że klasa S to model gdzie debiutują nowe rozwiązania. Co zatem wniósł do rozwoju motoryzacji Mercedes W222? (pytam się serio bo nie wiem). Może innowacyjne są firmy takie jak Ferrari czy Mclaren, ale wpływ takich ograniczeń na ich sprzedaż wynosi jest żaden. Ich klienci z Zatoki są wstanie zrobić i zapłacić bardzo dużo za lansik na ulicach Londynu (czym, wkurzają mieszkańców), więc możemy założyć że ich przyszłość jest niezagrożona.

         

        Zgadzam że Polska nie musi wynajdować koła na nowo i skoro to nie działa w Niemczech to w Polsce też nie będzie. Koszty społeczne i ekonomiczne będą duże a ludzie dalej będą palić śmieciami i nie zmieni się nic. Można już lepiej egzekwować przepisy i to wystarczy jeśli chodzi o aspekty motoryzacyjne walki o czyste powietrze. Tylko jak czytam teksty na tego typu na bardzo kompetentnym blogu to doświadczam reaktancji i mam ochotę ich bronić tych ograniczeń.       

      • XX-wieczne totalitaryzmu mordowały ludzi, dziś oczywiście już tak nie jest i to jest postęp nie do przecenienia.

        Ale istnieje coś takiego, jak totalitaryzm XXI-wieczny: pozostawianie ludziom pozornej swobody działania i zarabiania pieniędzy przy jednoczesnym pozbawianiu ich wielu podstawowych praw, jak właśnie rozporządzanie własnością. Oczywiście jest to lepsze niż obozy koncentracyjne i nie mam zamiaru porównywać tych sytuacji, ale wielość takich zakazów i ograniczeń redukuje ludzi do roli pół-niewolników zarabiających pieniądze dla bardzo nielicznych elit, których żadne ograniczenia nie dotyczą. Uzasadnienia w postaci bezpieczeństwa i ekologii są tu ogromnie przydatne, bo mało kto śmie protestować przeciwko tak szlachetnym sztandarom, a rozeznanie w faktycznym stanie rzeczy ma niewielu ludzi.

        Obecny poziom życia w cywilizowanych krajach zawdzięczamy właśnie wolności osobistej – przez cały XX wiek, mimo ruiny spowodowanej dwoma wojnami światowymi, skok ekonomiczny i cywilizacujny był nieprawdopodobny – właśnie dlatego, że ludzie byli zmotywowani do pracy możliwością swobodnego korzystania z jej owoców. Nie miało to miejsca wcześniej, a obecnie, jak widać, zanika stopniowo, małymi krokami, tak, by nie wywołać rewolucji. Życie nadal jest na tyle wygodne, że ludziom nie chce się zbytnio walczyć z wprowadzanymi co rusz, nowymi ograniczeniami, ale ich suma staje się coraz bardziej nieznośna i coraz bardziej zaczyna przypominać pół-niewolę. Wiem, że to mocne słowa i pewnie przesada, ale taki jest kierunek, w którym rzeczy zmierzają.

        Co do aut luksusowych, to oczywiście postepuje unifikacja z tańszymi. Wszyscy piszą, że Mercedes ma silniki Dacii, ale to nie o tym segmencie piszę, a o topoych modelach, które cały czas są motorem postępu. Nie chodzi tu o jakieś rewolucje, ale stopniowe dążenie do doskonałości i ogólne badania nad poprawą efektywności, bezpieczeństwa, itp. To drożsi producenci tutaj przodują. Nieprawda, że ich dokonania nie przenikają w dół rynku – jeszcze kilkanaście lat temu jeden lub dwa airbagi były standardem w tańszych autach, ile mamy ich teraz? ESP było wprowadzone w W140, dziś jest w każdym aucie. Nie wiem, jakie elementy W222 trafią do masowej produkcji za 20 lat, ale rzeczone ESP czy nawet ABS były kiedyś uważane za głupi gadżet (jeszcze niedawno ludzie cdelowo przecinali kable od ABS-u, bo ich denerwował). Ekologia i alternatywne źródła napędu to też często domena najdroższych marek – pisałem kiedys, że one osiągają najwyższe marże na swych produktach i mogą sobie pozwolić na finansoanie badań, które zwróca się dopiero za wiele lat, w przeciwieństwie do producentów masowych, którzy balansują na granicy opłacalności.

      • Szczepan, ale różne bzdurne ograniczenia to jeszcze nie totalitaryzm. Jak dla mnie hasło "totalitaryzm XXI-wieczny" w odniesieniu do tego co obecnie jest w Europie zachodniej to demagogia do sześcianu, na dodatek obraźliwa dla ofiar totalitaryzmów. Totalitaryzm XXI-wieczny to masz w Korei Północnej, a nie w Niemczech z umwaltzone. Tak samo te teksty o pół-niewoli. Od ograniczeń związanych ze starszymi samochodami, do niewoli, czy nawet pół-niewoli, jest tak daleka droga, że również uważam to stwierdzenie za demagogię. No, ale jak już chcemy redukcji do absurdu, to równie dobrze ja mogę stwierdzić że żyję w pół-niewoli bowiem nie mogę pod Twoim miejscem zamieszkania "upalać" takiego T-55, oczywiście powstałego w czasie i miejscu gdzie o gumowych nakładkach nie myślano

        Oczywiście, można znaleźć współczesne ograniczenia które są przesadą, lub są po prostu głupie, ale nie przesadzaj. Tym bardziej że przykładowo ja, tak jak Don, czytając stosowaną przez Ciebie redukcję do absurdu mam aż ochotę bronić tych całych zielonych stref 😉 (a takiej ochoty zupełnie nie miałem przed przeczytaniem Twojego tekstu, więc przynajmniej na mnie Twój tekst podziałał inaczej niż powinien)

      • T55 zniszczysz drogę, więc można tego zakazać. Podobnie jak jazdy 200 kmh przez miasto albo używania łysych opon. Ale czym innym jest dewastacja drogi albo zagrożenie wypadkiem,a czym innym pojemność silnika albo różnica między Euro 3 a 4. Gdy dawno temu zabraniano rejestracji dwusuwow, to też było słuszne, bo to naprawdę jest skrajnie szkodliwe. Ale pozbawienie prawa do transportu na podstawie numeru normy, w dodatku bez sprawdzenia stanu faktycznego, to już czysta ideologia. Nie mordująca ludzi, ale szkodliwa jak każda inna i otwierająca furtkę do coraz większej ilości absurdów.

        Co do słowa “totalitaryzm”, obiecuję go więcej tutaj nie używać, ale mam nadzieję, że dostatecznie wyjaśniłem, w jakim sensie je wypowiadałem.

      • Tak, Dania i USA to jedne z bardziej totalitarnych krajów.

      • T-55 (takie oznaczenia jak T34 to oznaczenia amerykańskich prototypów, sowieci mieli myślnik 🙂 ) zniszczy drogę, ale równie dobrze można argumentować że stary Diesel niszczy mi układ oddechowy. Do rzeczy, uważam że ten nowy pomysł to kretynizm, bowiem jak już wspomniałem, ten pomysł w niczym nie pomoże, ale jednak nie nazwał bym czystą ideologią sytuacji w której samochód może wjechać do centrum tylko jak spełnia jakąś tam normę. Raczej uznał bym to za nieprzemyślaną próbę poprawy jakości powietrza, która co najwyżej zaszkodzi (bo można by próbować dowodzić że coś pomoże, ale to było by teoretyzowanie bez brania pod uwagę co najbardziej zanieczyszcza powietrze)

        Co do określenia "totalitaryzm", jak chcesz, to używaj, w końcu to Ty tu jesteś autorem 😉

      • Jak każdą dyskusję należy zacząć od zdefiniowana pojęcia – co to ten "totalitaryzm".  Jak już to uzgodnicie, to możecie się kłócić dalej. Za wiki: "W systemach totalitarnych życie ludzi podporządkowane jest wszechobecnej kontroli ze strony władzy. Wyznacza ona standardy i normy zachowania, określa status socjalny obywateli, ustala kierunki, obszary i granice aktywności publicznej oraz kształtuje wzorce życia osobistego. " IMO: Jak najbardziej pasuje tu obraz dzisiejszych rządow, starających się uregulować wszystko i wszystkich, poczynając od programu szkolnego po ilość aptek w dzielnicy. 

        btw: Korea Pn. to jednak typowy przykład totalitaryzmu XX-wiecznego…

         

      • Na niektóre rzeczy mam alergię, np: na twierdzenie, że silnik wg współczesnej koncepcji (mały i doładowany) MUSI mieć niższą trwałość. Bzdura. Wysilenie mierzone stosunkiem mocy do pojemności to żaden wskaźnik a i silnik z wałem rzorządu w kadłubie może mieć błędy konstrukcyjne uniemożliwiające normalną eksploatację.

        Pełna zgoda natomiast co do bezsensowności wprowadzania zakazów, które i tak nic nie dadzą, a tylko wygenerują olbrzymie koszty.
         

      • Wszystko można zaprojektować dobrze, lub źle. Ale statystyczna zależność niestety istnieje. Nie wiem, czy jest to celowe czy nie, ale nowoczesne, wysilone silniki padają jak muchy przy ułamku przebiegu konstrukcji sprzed 20 lat.

  3. Brawo!!! Bardzo dobrze napisane. Opus Magnum. Pomysł na udostępnienie artykułu przyszedł mi w trakcie czytania pierwszych akapitów, co niniejszym czynię. (Przyznam, że już niecnie korzystałem z analiz i wiedzy Sz. P. Sz. K. w swoich artykułach dotykających marginalnie problemów dzisiejszego przemysłu np. tu: http://fotodinoza.blogspot.com/2014/01/5018-vs-5018ii-czyli-o-marnosci.html)

    Ideologie i PR rządzą światem. Takie może być ogólnikowe podsumowanie. C'est la vie- jak w tytule. Zadziwiajacy jest tylko stopień zaczadzenia (umysłów, nie powietrza).

    Rządzenie społeczeństwem jest zapewne trudne. Nie wątpię. Sterowanie wydarzeniami za pomocą trzymania się racjonalnych argumentów, dyskusjii i negocjowania jest kosztowne, zajmuje czas na wyjaśnianie i przekonywanie osób nie mających pojęcia. Ideologie i hurra- PR jest bardzo przyjemnym, prostym narzędziem, pozwalającym zaoszczędzić czas i pieniądze. A ludzie lubią wierzyć- nie zastanawiać się i dyskutować.

     "W tamtej kwestii obywatelom udało się odwieść władze od niemądrych zamiarów. Może tym razem też się uda…? "- pewnie się uda- za pomocą nadchodzących wyborów.

    Dziękuję za dobry impuls intelektualny. Liczę na jeszcze i pozdrawiam

    • z ciekawości zajrzałem na Twoją stronę – ale fajna! polecam nie tylko fanom fotografii! 

      • Dzięki! Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że Gospodarz wybaczy autoreklamiarstwo. Ale to było ku Jego chwale.

  4. Nigdy kupno nowego produktu nie będzie bardziej eko od używania starszego.

    Obecnie nawet słowo "postęp" nic nie znaczy. Od lat stoimy w miejscu i wszelkie zmiany są tylko kosmetyczne. Nie jest to na rękę koncernom które muszą jakoś zareklamować i wcisnąć lemingom nowy TV, smartfon czy samochód więc mówi się o "postępie". A frajerzy łykają i jeszcze myślą że jest im to potrzebne bo tak pokazuje reklama:)

     

  5. Podpisuje sie pod tym wszystkimi konczynami.

    Artykul jest bardzo dobry, ale mysle, ze dobrym pomyslem byloby napisanie esensji z tego artykulu i wyslanie tego w postaci maila do wladz duzych miast przez jak najwieksza ilosc osob.

    Idealnie pasuje tu cytat z audiovoodoo: "Nie przechodz obojetnie gdy gwalca zdrowy rozsadek."

  6. @SMKA. Będę bronił Autora. Nie można wskazać gdzie zaczyna się totalitaryzm, tj. narzucenie jakich poglądów społeczeństwu już nim jest, a jakie nie. Bo jednak zakaz prawny wjazdu aut do centrum (na razie w Niemczech i Francji) jest jednak narzuceniem niezgodnym z wolą wielu osób, a nawet pewną ukrytą dyskryminacją, jak sam celnie napisałeś. Podobnie jest z kultem ograniczenia CO2. Skala tych ograniczeń jest szroko zakrojona, dotyka wielu dziedzin gospodarki, ale nie jest niestety dowiedzione że jest konieczna i potrzebna i czy daje efekt. Czy wynik lobbowania różnych koncernów/ dobrze zorganizowanych środowisk/ rządów różnych krajów nad wolą szeregowego człowieka, nie mającego możliwości takiego organizowania się (zaplecze finansowe) jest tylko przejawem demokracji, czy może już zapędami totalitarnymi? Nie wiadomo- każdy oceni to inaczej, dlatego rozważania Gospodarza są wg mnie uprawnione.

    To że większość społeczeństwa nie widzi różnicy pomiędzy V6 a V8, a widzi pomiędzy jabłkiem i bananem jest również nieco demagogiczne. Jedno i drugie jest zbytkiem, tylko w małej i dużej skali. Kwestia punktu widzenia i rozsądku. Czy nie zakazują produkcji samochodów luskusowych? Otóż powoli zakazują, tyle że nie wprost, a za pomocą zakazów ukrytych (podatki, opłaty, normy emisji). Wcale nie twierdzę, że to jakaś zbrodnia te opłaty (na codzień- Fiat Punto 1,2), ale należy dostrzegać że te zakazy nie zawsze są sensowne, nie zawsze prowadzą do dobrych skutków i nie zawsze są korzystne dla ogółu. Można to nazwać tendencjami totalitarnymi. Natomiast banany są sprowadzane m.in. z Gwadelupy czy Martyniki (to Unia Europejska, terytoria francuskie, jakby kto nie wiedział) z odległości ponad 8000 km i są dotowane. C'est la vie.

    • Co do totalitaryzmu, możesz oczywiście bronić autora, ale jak dla mnie te teksty o totalitatyźmie to po prostu redukcja do absurdu, a tego typu redukcje to w moich oczach słaby argument. No i co zakazów niezgodnych z wolą jakichś tam osób, cóż, gdybym miał wolę jeździć po drogach sobie czołgiem bez nakładek gumowych na gąsienicach, to też nie mogę, ale taki zakaz to jeszcze nie żaden totalitaryzm (a mój argument to właśnie redukcja do absurdu 😉 )

      Co do CO2, cóż, czy to się komuś podoba, czy nie, według posiadanych przeze mnie informacji wynika że w przypadku tezy że globalne ocieplenie powodują ludzie panuje konsensus naukowy. No i co do lobbowania, akurat lobbowanie idzie w obie strony, czego przykładem koncenry paliwowe lobbujące za tezą że globalne ocieplenie to nie wynik działalności człowieka (a takie koncerny raczej mają więcej pieniędzy od firm zajmujących się jakimiś "zielonymi technologiami"). Pomijam tutaj jak walczyć z globalnym ociepleniem i czy walczyć, albo chociaż na jaką skalę walczyć

      Co do V6 i V8, jak dla mnie to nie domagogia w mojej opinii, bowiem obecnie stosowane są rozwiązania umożliwiające osiągnięcie przez silnik R4 takich osiągów (czy może lepiej, pojazd z takim silnikiem może mieć takie osiągi) jak pojazd ze znacznie mniej nowoczesnym V8. W przypadku banana, cóż, nie słyszałem o technologii produkcji jabłek o smaku banana 🙂

      Co do pojazdów luksusowych, są opłaty które utrudniają ich użytkowanie, ale to nie oznacza że są one zakazami. Zresztą, nie ma w mojej opinii jakiejś uniwersalnej definicji luksusu, gdyby istniały wielkie opłaty ze pojazdy z silnikami R4 o pojemnościach w okolicy dwóch litrów, pewie takie pojazdy uważano by za luksusowe

      A to że istnieją bezsensowne zakazy, to fakt, zgadzam się z tym że zakazy w stylu "ma 15 lat, nie wjedzie do centrum" są takimi bzdurnymi zakazami. Jednak jak dla mnie ich bzdurnośc jest spodowowana tym że:

      -zmniejszają mobilność mniej zamożnych ludzi (co mniejsza ich konkurencyjność na rynku pracy choćby)

      -najpewniej taki zakaz nic nie da

      -cezura wieku samochodu jest o tyle słaba że w przypadku samochodów mamy silniki benzynowe i Diesla, a ich wpływ na powietrze jest diaametralnie różny, szczególnie w przypadku Diesli bez filtra cząstek stałych (a przecież samochody kilkuletnie mogą mieć Diesle bez fabrycznego filtra częstek stałych, pomijam nawet te w których wymontowano taki filtr)

      -są lepsze sposoby na walkę o czyste powietrze, jak choćby sprawdzanie czy jakiś samochód nie truje za bardzo

  7. "Jeśli nie możesz zrozumieć sensowności jakiegoś zjawiska, sperawdź, kto będzie zarabiał na tym pieniądze". I to w zasadzie tyle mojego komentarza, bo chyba wszystko zostało już napisane…

    Pozdrawiam!

    • Zgadzam się w 100%. I tym bardziej szokuje mnie wyrzucenie z Paryża ciężarówek i autobusów, bo nie jarzę kompletnie, kto na tym miałby zarobić.

      • Te wyrzucenie z Paryża ciężarówek wydaje mi się czymś praktycznie nie do zrealizowania, jakieś ciężarówki zawsze będą potrzebne. No chyba że chodzi po prostu o ektremalne zmniejszenie ich liczby

      • oj tam – zarobią producenci mikro ciężarówek, miniśmieciarek. A produkty można do sklepu dowieźć dostawczakiem..

  8. kurczę… chciałem napisać coś mądrego, ale właściwie wszystko zostało już napisane…

    OK, to na razie 2 uwagi:

    1- komentarz, który już dodałem na Złomniku – bariera pojemności silnika się nie sprawdzi – już dziś mamy dwulitrowego diesla w X5, a S-klasse ma 2.1L. Z pojemności 1.6 Peugeot wyciąga 270 koni, a Ford z 1.0 140 koni. Jeśli będzie trzeba, to pojawi się S-klasse 1.6 turbo ( o oznaczeniu S300 SuperBluTec) i Q7 1.5 UltraBlueMotion. Trwałość? Hu kers?

    2- władza już od wielu lat (przoduje w tym UE) zakazuje i nakazuje nam wielu rzeczy w imię "poprawy naszej doli" – a to żarówki >60w, a to odkurzacze pow. 2000w, a to lodówki z fronem, a to klimatyzacje z R134a. Można mnożyć do upadłego. Jeśli ktokolwiek sądzi, że to dla naszego wspólnego dobra, a nie dobra urzędnika wysokiego szczebla podejmującego decyzję (oraz wielkich koncernów produkujących np. żarówki "energooszczędne") to ja poproszę o kontakt – postaram się wykorzystać taką naiwność dla mojego dobra.

     

  9. Plakietka w DE kosztuje z tego co pamietam 5€ a jedyny problem z nia to znalezc punkt ktory ja wydaje np po 17:00… i trwa to ok 4 minut, pomijam kwestie tego ze mam zółtą 🙁

    • Dzisiaj – tak, nawet online ją sprzedają. Wtedy było dużo trudniej.

  10. Doskonały wpis. Udostępniłem na basistokierownicowym fąpażu fejsowym, udostępnię też na swym prywatnym łolu. Powinien to przeczytać każdy, kto w ogóle interesuje się tematem, z dowolnej strony.

  11. Skoro Niemcy tak twierdzą to musi być prawda, w końcu oni są tacy wspaniali i wszechwiedzący.

    Francuzi wiadomo, nieroby i pijaki, nie mają racji.

    Co nie?

    • Niemcy mają konkrente dane, które przytoczyłem w artykule. Innych na razie nie ma. Zobaczymy, co się stanie w Paryżu.

  12. Uff, cały dzień wykuwałem pekab i dopiero teraz jest czas skomentować in extenso. No więc, szanowny Autorze, zgadzam się z Tobą aż do momentu, kiedy zaczynasz bronić dużych silników i luksusowych samochodów. Tu jestem innego zdania zarówno technicznie jak i ideologicznie.

    Technicznie, bo poduszki, ABSy i czujniki cofania przyszły z auto luksusowych do popularnych w latach '90, a od tego czasu co się nowego pojawiło? nowy wzór pikowanej tapicerki w maybachu? wyświetlacz zamiast zegarów w S-klasie? jeszcze wymyślniejszy system parowania ajfona? Rozwój auto popularnych i luksusowych się rozjechał w przeciwne strony – w popularnych idzie o to, jak zmieścić się poniżej 100g CO2/km ale sprzedać się lajfstajlowo, w luksusowych – jak przebić konkurencję stylizacją i gadżetami.

    Co do ideologii – po pierwsze, nie wierzę w trickle-down effect – konsumpcja najbogatszego 1% nie polepsza magicznie dobrostanu reszty społeczeństwa. Po drugie, luksusowy samochód to ekstremalna konsumpcja, a tę należy opodatkować, bo najbogatsi są najbardziej sprytni w opodatkowaniu dochodu. Na czym najbardziej dostajemy w dupę my, klasa średnia.

    • … ups, miało być "najbardziej sprytni w UNIKANIU opodatkowania dochodu". A ponieważ od dochodu podatków nie płacą, to niech płacą od konsumpcji.

    • Co do ideologii, poglądy bywają różne i to normalne. Każdy podatek spowalnia rozwój, zamiast zbierać ich więcej, trzeba ograniczać wydatki. Nie twierdzę, że państwo jest niepotrzebne, jak niektórzy ekstremiści liberalni, ale oni mają rację w tym, że wszystko co państwo robi, można błoby zrobić za marny ułamek pieniędzy płaconych w podatkach.

      Zaś co do aut luksusowych, to postęp jest równie wielki jak w każdym innym segmencie. Jeżdżę już szóstym kolejnym Mercedesem, może nie z gatunku luksusowych, bo to tylko CLK, ale różnica między kolejnymi generacjami to są lata świetlne. Nie chodzi tu o nowe bajery, ale o ogólny komfort, dynamike, zużycie paliwa, ergonomię, a także bezpieczeństwo.

       

      • Tylko jak to pogodzić z faktem, że okres największego wzrostu gospodarczego, postępu technicznego i dobrobytu był zarazem w Stanach czasem najwyższego opodatkowania bogatych, najsilniejszej redystrybucji i najniższego rozwarstwienia społecznego?

      • Na papierze płącili 90%, wiem o tym. W praktyce najczęściej nic nie płacili. Lee Iacocca pisał w swojej autobiografii, że za cały okres jego współpeacy z Henrym Fordem II ten ostatni tylko raz zapłacił podatek dochodowy, w wysokości odpowiadającej podatkowi robotnika – w dodatku ochrzanił za to księgowego, że ten tak nieudolnie ukrył jego dochody. O własnych podatkach Iacocca niestety milczy…

      • Zawsze w takiej sytuacji można zadać pytanie: skoro było tak świetnie gdy były tak wysokie podatki i redystrybucja, to dlaczego już nie jest tak świetnie? 

        Może właśnie przez te podatki i redystrybucję…? 

      • A propos- bardzo chętnie przeczytałbym wpis traktujący włąśnie o tym- subiektywną opinię o postępie samochodowym, na podstawie sześciu Mercedesów.  Poproszę.

      • Kolejne swoje samochody na pewno opiszę, tak jak opisałem dwa pierwsze auta Ojca, a raczej moje o nich wspomnienia z dzieciństwa.

  13. Jednak samochody luksusuowe, mimo wszystko są motorem postępu nawet w latach 2000. Choćby biorąc pod uwagę technologie hybrydowe, czy elektryczne- nie są to gadżety, jak by nie patrzeć. Wiadomo, że idee były jeszcze przed wojną, ale w luksusowych autach zostały wdrożone w życie. Powoli schodzą do niższych klas, czy nam się to podoba czy nie (mnie nie, bo jestem konserwa). Następną historią są systemy wspomagające kierowanie- też niezła rewolucja, powoli wchodzi, już niedługo ją obejrzymy w swoich kompaktach, czy nam się to podoba czy nie (mnie- j.w.).

    • W artykule o przejażdżce nowym Civikiem pisałem o systemie ADAS. Można go mieć za kilka tysięcy złotych. Jeszcze niedawno takie rzeczy występowały tylko w klasie superluksusowej. Inna sprawa, że faktycznie do Civica nie zamawia ich nikt. Ale sądzę, że to się będzie zmieniać, tak jak z ABS-em albo ESP.

      • Napęd alternatywny to nie tylko Prius – to również wodorowe eksperymenty Daimlera i BMW, które prowadzą je od lat 70-tych.

        A sama Toyota to ogromny koncern, obecny we wszystkich segmentach rynku. Zresztą jak chodzi o hybrydy, to Lexus ma bogatszą ofertę niż marka podstawowa, ale to oczywiście tylko kwestia nazewnictwa.

        I jeszcze jedno: szef Fiata mówił jakiś czas temu, żeby ludzie nie kupowali elektrycznych aut, bo firma na tym traci, a oferuje je tylko po to, żeby udobruchać biurokratów z Brukseli i wyciągnąć dotacje. Natomiast w przypadku Lexusa, BMW czy Mercedesa takich utyskiwań nie widać – oni też pewnie na tym tracą, ale ich stać na to, żeby potraktować te badania jako inwestycje długoletnią. Za jakiś czas wszysvcy będziemy z tego korzystać tak, jak kiedyś z ABS-u, airbagów i wszystkiego, co wymyślili liderzy.

      • Oni to muszą robić, zeby zmieścić sie pod unijnymi czy stanowymi limitami emisji…

      • Firmy z dołu rynku robią to z musu.

        Te z górnej półki – traktują to jako inwestycję, żeby mieć przewagę na czasy, kiedy silnik spalinowy nie będzie już rozsądną opcją, nie tylko z powodu zakazów, ale zwykłego braku paliw.

        50 lat temu nie było żadnych “limitów” w kwestii bezpieczeństwa, a Daimler-Benz czy Volvo wymyślali strefy zgniotu, bezpieczną kolumnę kierownicy i setki innych patentów (hasło do wyszukiwarki – inż. Bela Barenyi, będzie o nim artykuł kiedyś). Nie tylko nie było limitów – klienci wręcz nie chcieli o tym słuchać, bo samo mówienie o strefach zgniotu odbierali na zasadzie – “no tak, auto jest tak niebezpieczne, że już w fabryce przygotowują je na zderzenie”. Ale okazało się, że już bardzo niedługo świadomość ludzka się zmieniła i klienci zaczęli się interesować – wtedy Mercedes i Volvo miały potężną przewagę. Tak samo dokładnie jest z napędem alternatywnym – prędzej czy później stanie się koniecznością, tylko że niektóre firmy stać już dziś na jego rozwijanie, a inne traktują go jako kulę u nogi i zostają w tyle.

        Postęp kosztuje dzisiaj miliardy i nie da się go sfinansować z takich marż, jakie osiąga Fiat albo PSA, zaś z EBIT-u takich firm jak BMW albo Daimler można nań przeznaczyć nieporównanie więcej. Nie mam teraz przed sobą danych, ale pisałem o nich obalając mit o rzekomym “prawie-bankructwie” Daimlera z powodu niezawodności W123 – są tam podane stopy rentowności wielu dzisiejszych producentów aut. Właśnie ci z góry rybku zarabiają najwięcej i to oni przeznaczają najwięcej na rozwój.

        Swoją drogą – spróbuję kiedyś ściągnąc sobie sprawozdania finansowe poszczególnych producentów i przeanalizować ich wydatki na R&D jako procent dochodu na poszczególnych poziomach z osobna. Fajny temat mi podrzuciłeś!!

      • W ogóle marża w produkcji samochodów to jest ciekawy temat. Szczególnie na dyskusje z wszystkimi marzycielami z onetu typu "zróbmy nowego poloneza, czemu nie ma polskich samochodów, WINATUSKA!!!!"

      • Owszem. Ale należy też zauważyć jak sprzedawał się pierwszy Prius, zwłaszcza poza Japonią, a jak technologia ta została rozpropagowana przez hybrydowe Lexusy. Miałem już o tym pisać w poprzednim komentarzu, ale piszę teraz przywołany do tablicy. Wprowadzanie innowacji od górnej, luksusowej strony to najlepsza droga do ich wdrożenia- pisałem już u siebie na ten temat przy okazji analizowania klęski aparatów systemu APS (lata 90-te). Były ciekawą modyfikacją filmu fotograficznego- na kliszy była także magnetyczna ścieżka zapisująca dane, pozwalająca np. zmienić film w aparacie na inny i znów na powrót- aparat przewijał zawsze do pierwszej niecykniętej klatki. Niestety były przeznaczone przede wszystkim do amatorów- pstrykaczy. Skoro tak- nie zainteresowali się nim profesjonaliści, czy też "pełni półprofesjonaliści" (ja takim jestem) i APS padł jak neptek, dobity rewolucją cyfrową w fotografii. Gdyby nie Lexusy- Prius także by długo nie pożył.

  14. I po przygotowaniu artyleryjskim Wyborcza przechodzi do natarcia:

    "Komisja wzywa Polskę do działania w sprawie zanieczyszczenia powietrza. (…) Komisja uważa, że Polska od 2005 roku nie podjęła odpowiednich środków w celu ochrony zdrowia obywateli i prosi o szybkie i efektywne działania (…). Dzisiejsza opinia uzasadniona daje Polsce dwa miesiące na odpowiedź. Jeśli w wyznaczonym terminie nie zostaną podjęte działania, sprawa trafi do Trybunału Sprawiedliwości"

    Jednocześnie "W opinii Komisja Europejska zaznacza m.in., że w Polsce zanieczyszczenia pochodzą głównie ze spalania węgla w domach."

    A Wyborcza na to: "chcemy jak najszybszego przeprowadzenia odpowiednich zmian w prawie, które umożliwią:

    […]
    – skuteczne ograniczanie ruchu samochodów w miastach."

    • Niby nie na temat, ale jednak: ostatnio w radio (PR3) komentował gazetowyborczy Andrzej Kublik, który zajmuje się w tymż piśmie głównie motoryzacją i przemysłem. Powiem szczerze- tak wielkich klapek na oczy jakie ma ten pan to dawno nie widziałem. Typ komentarza: "skoro ja nie odczuwam żadnych negatywnych skutków różnych posunięć prawnych, to oznacza że ich wcale nie ma". Rzecz dotyczyła akurat kredytów we frankach. Zaznaczam, że nie wziąłem nigdy żadengo kredytu i temat mało mnie interesuje, ale i tak otwierałem oczy ze zdziwienia.
       

    • ja jestem za jak najszybszym przeprowadzeniem odpowiednich zmian w prawie, które umożliwią skuteczne zamknięcie tego tabloidu z powodu zanieczyszczania środowiska intelektualnego w Polsce

      • 🙂

        Niestety to jest kwestia grupy docelowej, więc to nie było by takie proste.

      • Teoretycznie ja jestem grupą docelową, biorąc pod uwagę moje przeważnie lewicowe poglądy. Ale takiego ładunku ignorancji, tandetnego dziennikarstwa i absurdalnych  fiksacji (rowery, precz ze starymi gratami, mieszkania bedą tylko drożeć, redaktor Radziwinowicz donosi o upadku Rosji) nie jestem w stanie ścierpieć. 

  15. artykul jak zwykle swietny! jednak malo konkretow:
    1. co to jest “centrum miasta” bo centrum jako takie to jest punkt bez wymiarow, jaka jest wiec definicja “centra miasta”?!
    2. rozumiem ze samochod to taki potwor, ktory jest ekologiczny i wrecz produkuje tlen nieprzerwanie AZ NAGLE skonczy iles tam lat, niewazne czy jest to maluch czy mercedes i nagle TRACH! staje sie smiercionosnym zabojca?!

    czy nasza cudowna wlasza slyszala o takim cudownym urzadzeniu jak ANALIZATOR SPALIN ?! jezezli nie, to zapraszam do zapoznania sie z nim, jesli cokolwiek ma spelniac jakies eko-normy to powinno byc to badane urzadzeniem do tego celu stworzonym, bo truc moze duzo bardziej zajechany 3 latek od normalnie uzytkowanego 20 latka, takze wiek samochodu nie ma ZADNEGO znaczenia.

    inna sprawa ze samochod to nie jest odlana z kawalka metalu lyzka, tylko zlozone urzadzenie, w ktorym taki silnik mozna sobie wymienic, niemalze na dowolny, spelniajacy jakakolwiek sie chce norme, i co? i nic, bo karoseria na ktorym jest NAJSWIETRZY NA SWIECIE NUMER VIN jest z tego a tego roku i JEST TO POTWOR NA KTOREGO SAM WIDOK POUMIERAJA WSZYSCY W PROMIENIU 100m !!!

    nienawidze jak wszechwiedzaca wladza na sile chce ze mnie zrobic DEBILA, ja wiem ze wiekszosci ludzi nie przeszkadza bycie debilem, ale niektorym przeszkadza

    a swoja droga to miasta wogole sa beznadziejymi miejscami do zycia, i na dobra sprawe niech ci urzednicy sami wyzdychaja w tych swoich centrach do ktorych nikt nie bedzie przyjezdzac, w koncu to bedzie sama menelownia, zulernia i patologia, wszak w zasadzie centra miast to taka patologia jest

    SMKA:
    a moze nie kazdy CHCE miec nowy samochod?! ja na ten przyklad nie chce, chce jezdzic swoim CC900 LPG, moze nawet do konca zycia, bo to jest idealny samochod do codziennej jazdy po miescie (no szkoda ze nie ma automatu), a mialem innych mnustwo i jezdzilem jeszcze wieksza iloscia.
    nie zakladaj ze wszyscy jezdza starymi samochodami bo na nowszy ich nie stac, uwiez, stac mnie na 10x drozszy samochod od w/w Cinquecenta, a mimo tego nie zamierzam takowego kupowac i mam takie prawo

    • Czy aby na pewno pisałeś do niejakiego SMKA? Bo nie kojarzę abym dał do zrozumienia że nie ma ludzi którzy chcą nowy samochód. Tym bardziej że sam jeżdżę BXem, a stać mnie na znacznie droższy samochód (co nie jest sztuką, BX był bardzo tani). Jednak jeśli mam być szczery, tacy ludzie jak ja czy Ty to w mojej opinii statystycznie nieistotne wyjątki

  16. SzK: te moje uwagi to nie pretensja do Ciebie, bo artykul dobry i rzeczowy, tylko ogolnie do tematu, takze tego, zeby nie bylo 🙂

  17. Wiedzcie o jednej rzeczy, a mało kto o tym wie. Powinno być ekologizm a nie ekologia. Dzisiejsza Europa jest pokłosiem roku 1968. Aktualni eurodecydenci i ich pociotkowie/potomkowie wywodzą się właśnie z okresu rewolty 68. Wtedy śnił im się komunizm, dzisiaj kiedy ideolo to się skompromitowało wymyślili sobie coś innego. Wszelkie eko pomysły to ich idee fixe, które dąży do tego samego celu co chcieli czerwoni. Stworzenie nowego człowieka, ubezwłasnowolnionego. Wszelkie takie pomysły są tylko po to by ludzie siedzieli na miejscu i nie poruszali się za bardzo, bo wtedy jest ich łatwiej kontrolować. Po krótce – samochód = wolność, a oni nie chcą żeby człowiek był wolny. Ma siedzieć cicho na miejscu i słuchać władzy bo ona wie lepiej czego człowiek potrzebuje.

    • Filozofię pokolenia ’68 kojarzę.

      Oni w tym momencie nie tyle występują przeciwko samochodom, co dzielą je na uprzywilejowane i nieuprzywilejowane, przy czym te drugie należą w 95% do ludzi biedniejszych (5% to pasjonaci oraz ludzie, których pewne sprawy po prostu nie obchodzą). Dziwi mnie to w kontekście lewicowych źródeł takich regulacji, bo lewica teoretycznie powinna bronić biednych i tępić bogatych (irony mode detected!!), a tutaj taka niespodzianka.Ale generalnie pokrewieństwo ideologii zauważam, nawet polemizowałem na ten temat powyżej z ludźmi, którzy protestowali przeciwko użyciu przeze mnie słowa “totalitaryzm”.