MODELOLOGIA STOSOWANA: LA FEMME FATALE

By Special Appointment to Her Majesty… the American Woman” – brzmiało hasło reklamujące Dodge’a LaFemme, specjalną edycję zwykłego amerykańskiego krążownika z połowy lat 50-tych, przeznaczonego specjalnie dla kobiet.

Ale czy specjalne samochody dla kobiet mają w ogóle sens?

***

Amerykę lat 50-tych oczywiście znamy. O tamtym kontekście pisałem nie raz, skrzydlate krążowniki też na blogu występowały (raz nawet we własnej osobie – LINK). Te samochody do dziś fascynują swą aparycją, ale kobiecości w sobie nie mają: są ogromne, mają wielkie, bulgoczące silniki i zostały najzupełniej rozmyślnie zaprojektowane tak, by przypominać samców alfa (antropomorfizacja samochodów i przypisywanie konkretnym modelom różnych cech ludzkiego charakteru to zresztą temat nie tyle na osobny wpis, co na poważne badania naukowe – ostatnio przeczytałem dwie akademickie prace na ten temat, z bardzo ciekawymi tezami, które pewnie tu kiedyś przedstawię).

Nie mniej jednak, tak wtedy jak dziś, kobiety stanowiły ponad połowę społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych wciąż panował mocno patriarchalny model rodziny, ale po dwóch światowych wojnach, w czasie których miliony mężczyzn opuściło domy na kilka lat, kobiety nauczyły się większości ich tradycyjnych ról – musiały więc również wsiąść do samochodów. W latach 50-tych zawodowo pracowało jedynie kilkanaście procent zamężnych Amerykanek, ale prawo jazdy posiadało już 55%, co z kolei odpowiadało 39% ogółu kierowców. Tymczasem powszechna zamożność sprawiła, że przeciętna rodzina mogła sobie pozwolić na drugi samochód – kobiety stały się więc potężną siłą na motoryzacyjnym rynku. Przyciągnęło to oczywiście uwagę producentów aut.

Producenci aut pamiętali, że już w latach 20-tych na niedocenieniu kobiecego czynnika przejechał się Henry Ford: jedną z przyczyn spadku popularności Modelu T były bowiem właśnie panie, których wpływ na decyzje zakupowe rósł, a którym kompletnie nie podobał się samochód archaiczny, skrajnie utylitarny i zawsze czarny, a w dodatku zapalany korbą (elektryczny rozrusznik był dostępny, ale kosztował sporą dopłatę, podczas gdy konkurencja oferowała go w standardzie). Na tej sytuacji zyskało General Motors – a to dzięki uwzględnieniu w swych produktach dodatkowych wygód i czynników estetycznych, mocno przemawiających do kobiet. Jakie wnioski wyciągnęło następne pokolenie?

***

Dodge był w latach 50-tych drugą od dołu marką koncernu Chryslera – ponad Plymouthem, a poniżej DeSoto i samego Chryslera (pomiędzy 1955-75r. działał też topowy Imperial, ale nie o nim dziś będzie mowa).

W 1955r. najtańszym modelem Dodge’a był Coronet, występujący jako 2- lub 4- drzwiowy sedan, 2- lub 4-drzwiowe kombi (z przydomkiem Suburban) i 2-drzwiowy hardtop. Podstawowym silnikiem była 230-calowa (3,8-litrowa) rzędowa szóstka Getaway I6 z rozrządem dolnozaworowym (sic!!), rozwijająca 123 KM. Za dopłatą – a w hardtopie seryjnie – montowano 270-calowe (4,4-litrowe) Red Ram V8 w wersji zwykłej, HEMI (z półkulistymi komorami spalania) i HEMI z czteroprzelotowym gaźnikiem, osiągające odpowiednio 175, 183 i 193 KM. Ceny zawierały się pomiędzy 1.985-2.540$.

Najtańsze linie modelowe kupowały przede wszystkim floty, w tym służby państwowe. Producenci zazwyczaj w ogóle ich nie reklamowali w środkach masowego przekazu.

Foto: Bruce Fingerhood, Licencja CC

Oczko wyżej znajdował się model Royal, oferowany jako 4-drzwiowy sedan, 4-drzwiowe kombi (przydomek Sierra) lub 2-drzwiowy hardtop. V8 występowało tu standardowo, było też oczywiście lepsze wyposażenie i więcej ozdób. Uwidoczniony na poniższym zdjęciu hardtop, niezależnie od przynależności do konkretnej linii modelowej, nazywał się Lancer (dokładniej – Lancer / Royal Lancer / Custom Royal Lancer).

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Najdroższy Custom Royal występował jako 4-drzwiowy sedan, 2-lub 4-drzwiowy hardtop albo 2-drzwiowy cabriolet, oczywiście wyłącznie z silnikami V8 i dodatkowymi chromami (między innymi na skrzydłach błotników). Bazowe ceny wynosiły 2.450-2.725$.

Foto: Kevauto, Licencja CC

Foto: Kevauto, Licencja CC

Łączna produkcja marki w 1955r. wyniosła 276.936 egz., co było ósmym wynikiem na rynku – za Chevroletem (1,7 mln), Fordem (1,45 mln), Buickiem (738 tys.), Plymouthem (705 tys.), Oldsmobile’em (583 tys.), Pontiakiem (554 tys.) i Mercury’m (329 tys.), a przed Chryslerem (152 tys.) i Cadillakiem (140 tys.). W tamtym czasie statystyczny nowy samochód kosztował w USA 1.900$, statystyczny dom – 10.950$, a statystyczna rodzina dysponowała rocznym dochodem 4.130$.

***

Dodge ’55 byłby zwykłym amerykańskim skrzydlakiem, jakich wiele, ale to właśnie na nim bazował ciekawy eksperyment marketingowy – przeznaczony specjalnie dla kobiet model LaFemme (po francusku – “kobieta”).

Pomysł narodził się rok wcześniej, pod postacią dwóch prototypów nazwanych Le Comte i La Comtesse (“hrabia” i “hrabina”), zbudowanych jako wariacje na temat seryjnego Chryslera Newporta i pokazywanych w różnych miejscach kraju jako część ekspozycji badających reakcje publiczności.

Tak wyglądał “Hrabia”. Miał standardowy silnik V8 331 z automatyczną skrzynią PowerFlite, wspomaganie kierownicy i hamulców. Z zewnątrz wyróżniał się przejrzystym dachem z winylu i plexi, szprychowymi felgami oraz imitacją zewnętrznego koła zapasowego (tzw. Continental kit). Pomalowano go dwoma metalizowanymi odcieniami, czarnym i brązowym, jednak nie udało mi się znaleźć fotografii w kolorze.

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Le Comte nie zachował się, bo nie wywołał wielkiej sensacji – “męski” był przecież domyślnie każdy samochód. Co innego La Comtesse: pomalowana na kremowo-różowo, z takąż tapicerką, chromowanymi detalami i brokatowymi aplikacjami. W zamyśle twórców – “uosabiająca kobiecość”. Ten prototyp istnieje do dziś, bo prowokował na tyle żywe reakcje, że kierownictwo postanowiło przygotować i wdrożyć seryjny model “kobiecy”.

Sęk w tym, że… pań o zdanie nie zapytano: zarówno inżynierowie, jak i styliści (a nawet marketingowcy) byli praktycznie w 100% mężczyznami, a i wśród zwiedzających samochodowe wystawy przytłaczającą większość stanowiła płeć brzydka. “Żywe reakcje” wynikały więc raczej ze zgodności samochodu z powszechnie panującymi stereotypami.

Czy w tym aucie widać coś kobiecego? Poza cukierkową kolorystyką – która zresztą w ciągu kilku lat opanowała cały amerykański rynek – trudno tu dostrzec cokolwiek nowatorskiego.

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

***

Seryjny Dodge LaFemme zadebiutował w sezonie ’55 i był specjalną edycją topowego modelu Custom Royal Lancer (czyli dwudrzwiowego hardtopu), polakierowanego odcieniami Sapphire White i Heather Rose, oraz okraszonego złotymi napisami LA FEMME na przednich błotnikach. Jak przecież powszechnie wiadomo, kierowcom płci pięknej całkowicie zbędne są tylne drzwi (kto by tam woził kogokolwiek, a zwłaszcza jakieś dzieci…?), nie mówiąc o wyborze koloru (wszak każda dama uwielbia wyłącznie róż i nie znosi różnić się od sąsiadki).

W 1955r. Dodge oferował wybór trzech linii modelowych, sześciu nadwozi, czterech silników i trzynastu kolorów (nie mówiąc o skrzyniach biegów i elementach wyposażenia). Kobietom przypisano niestety tylko jedną kombinację. Na pociechę zostało im tyle, że LaFemme oparto na najdroższym modelu marki, z najdroższym nadwoziem i – ciekawostka – najmocniejszym silnikiem HEMI V8. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że damskie akcesoria to nie są tanie rzeczy.

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Dan Vaughan, https://www.conceptcarz.com

Wnętrze wykończono na bladoróżowo i srebrno, z nadrukowanym motywem pąków róż i puchatymi nakładkami na pedały (!!). Zaopatrzono je też w elegancką galanterię: parasol, przeciwdeszczową pelerynkę i czapeczkę, portmonetkę, grzebyk i inne przybory kosmetyczne, a także papierośnicę i zapalniczkę. Wszystko w tej samej, różowo-złotej kolorystyce w pąki róż, firmowane przez designerską firmę Evans z Chicago i schowane w podręcznym neseserku z imitacji szylkretu lub prawdziwej cielęcej skóry, ze złotym medalionem do wygrawerowania imienia właścicielki.

Przedstawiciele Chryslera mówili, że fabryka musiała zatrudnić dodatkowych ochroniarzy do pilnowania magazynowych półek z akcesoriami Evansa. Dziś jednak trudno powiedzieć, czy była to prawda, czy dodatkowy zabieg PR-owy.

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Foto: Greg Gjerdingen, Licencja CC

Reklamy LaFemme koncentrowały się głównie na owych akcesoriach, nie mówiąc praktycznie niczego o technice, wyposażeniu, a nawet nie określając jasno docelowej grupy produktu (niezależne singielki…? Gospodynie domowe…? Partnerki milionerów…?). Nawet dziś trzeba się dobrze naszukać w sieci, zanim znajdzie się informację o zastosowaniu najmocniejszego, 193-konnego silnika, i o jakichkolwiek innych cechach poza rzeczonymi “babskimi” dodatkami i jedynie słuszną kolorystyką. Brak wyboru w tym względzie uderzająco przypominał politykę Henry’ego Forda, która kosztowała go utratę milionów klientek (a także tych klientów, którzy szanowali gusta swych żon).

Dodge’a LaFemme wyceniono wysoko – na 2.518$. Zainteresowanie niestety rozczarowało: w ciągu roku od prezentacji modelu (która miała miejsce w styczniu, w nowojorskim budynku Chryslera) nabywców znalazł niecały tysiąc sztuk.

***

W 1956r. damski model był już tylko pakietem wyposażeniowym – kosztującym 143$, a obejmującym: wspomaganie kierownicy (ale nie hamulców – za nie trzeba było zapłacić osobno), malowanie w dwóch bladofioletowych odcieniach Misty Orchid / Regal Orchid, żakardową tapicerkę w złotej tonacji (już bez motywu pąków róż), liliowe dywaniki, puchate nakładki pedałów, oraz znaną z poprzedniego roku parasolkę i strój przeciwdeszczowy (już bez portmonetki i przyborów kosmetycznych). Kolory znów ustalono sztywno, bez możliwości wyboru, za to silniki były trzy: podstawowa sześciocylindrówka, 315-calowe V8 HEMI (5,2 litra, 260 KM) i to sama jednostka z czteroprzelotowym gaźnikiem (285 KM), oznaczona D-500 i zachwalana jako “specyfikacja NASCAR” (początkowo przeznaczona tylko do dwudrzwiowych Coronetów sprzedawanych amatorom wyścigów, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu przeniesiona do wersji “kobiecej”). Standardowo wszystkie silniki łączono z trzybiegową skrzynią ręczną, a w dwóch słabszych oferowano też dwubiegowy automat PowerFlite, obsługiwany czterema przyciskami pod kierownicą i reklamowany hasłem “The Magic Touch of Tomorrow“.

Prawie zapomniałem, że Dodge ’56 miał 120-calowy rozstaw osi i 212,1 cala długości (odpowiednio 3.048 i 5.387 mm, czyli porónywalnie z dzisiejszym przedłużonym Mercedesem S). Dzisiejsze Europejki pewnie narzekałyby na te gabaryty, ale ówczesne Amerykanki nie wiedziały, że powinny, bo mniejszych aut praktycznie nie widywały.

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

W 1956r. barokowe ekscesy wchodziły już na całego, a do nich landrynkowa kolorystyka pasowała doskonale

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

5,38 metra długości, cukrowy róż, złoty winyl i futerko na pedałach, a pod maską prawie 300-konne V8 – tak w Detroit wyobrażano sobie kobiece marzenia. “Driving the effortless, the lady-like way” – kusiły reklamy. W istocie LaFemme był zwykłym Dodge’em, tylko różowo-złotym i z dodatkową kieszonką na parasol i pelerynkę (przy czym tylko tapicerkę i przeciwdeszczowe akcesoria zarezerwowano dla tego pakietu – wszystko inne, włącznie z kolorystyką, dało się skonfigurować w każdym Custom Royal Lancerze).

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

Foto: Christopher Ziemnowicz, Licencja CC

W sezonie ’56 sprzedaż Dodge’a LaFemme sięgnęła 1.500 sztuk. Było to o połowę więcej niż rok wcześniej, ale wciąż śmiesznie mało: nawet po dwóch latach produkcji nie brakowało dealerów marki, którzy nigdy nie widzieli ani jednego egzemplarza. Producent zaniedbał reklamę – wydrukował tylko mało atrakcyjną, trzystronicową broszurkę (z której pochodzi tytułowa ilustracja wpisu oraz hasło “By Special Appointment to Her Majesty… the American Woman“), nie zorganizował też kampanii prasowych i billboardowych, nie mówiąc o radiu czy telewizji. Niewielu potencjalnych nabywców słyszało więc o LaFemme, a jeśli ktoś nawet cudem usłyszał, najczęściej nie mógł auta zobaczyć, bo sprzedawcy go po prostu nie mieli. Po pierwszym, marnym sezonie sprzedaży marketingowcy wysyłali w teren hurraoptymistyczne komunikaty o “oszałamiającym sukcesie“, ale chyba sami w nie nie wierzyli. W każdym razie na 1957r. nie przewidzieli już oferty dedykowanej paniom – choć w koncernowej gamie nie brakowało specjalnych serii modelowych (jak Chrysler 300C, Plymouth Fury albo DeSoto Adventurer, które reklamowano intensywnie i z zaangażowaniem).

Z niecałych 2.500 egzemplarzy Dodge’a LaFemme do dziś dotrwało około 40 sztuk z rocznika ’55 i 20 z ’56, w tym 3 z silnikiem D-500. Swoją drogą – z damą zamawiającą sobie różowe coupé z topowym V8 HEMI chętnie zamieniłbym słowo i zapytał, skąd taki wybór. Albo raczej – kto tak naprawdę go dokonywał…?

Foto: materiał producenta

***

Czy rynkowej porażki LaFemme dało się uniknąć?

Polityka producenta była faktycznie niezrozumiała – zabrakło zarówno promocji, jak i dostępności produktu. Z perspektywy czasu trudno się jednak oprzeć refleksji, że pomysł takiego potraktowania kobiet nie był zbyt przemyślany – odzwierciedlał raczej miałkie stereotypy niż rzeczywiste potrzeby i marzenia piękniejszej połowy ludzkości. Co zresztą nie dziwi w kontekście ogólnego nastroju epoki – w której kobiety były już obecne w życiu publicznym, ale ponad 80% mężatek nie pracowało zawodowo, a naukę w college’ach podejmowało tylko nieco ponad 1% pań (a i to często w otwarcie deklarowanym celu znalezienia narzeczonego z perspektywami: popularnym amerykańskim powiedzeniem było wtedy “to study for the Mrs degree“).

Jak bardzo szowinistyczna była to epoka, widać choćby na ówczesnych reklamach różnych produktów. To samo podejście wielu widzi w Dodge’u LaFemme, który redukował potrzeby kobiety do kiczowatej kolorystyki i kilku dodatków, które każda potencjalna klientka i tak przecież już posiadała.

 

Ja jednak myślę, że twórcy pomysłu nie mieli złych czy lekceważących intencji – wręcz przeciwnie, jako pierwsi dostrzegli w kobietach odrębną grupę docelową i spróbowali wyjść jej naprzeciw. A że zrobili to nieudolnie, to osobna sprawa: nie przeprowadzili wśród pań żadnych badań czy ankiet, nie analizowali dotychczasowych wyników sprzedaży z uwzględnieniem płci, w zasadzie nie zrobili niczego, co marketingowcy zrobić powinni. W zamian poszli za żywą reakcją odwiedzających wystawę z 1954r., nie biorąc pod uwagę, że byli oni prawie wyłącznie mężczyznami. A to, że ówcześni mężczyźni – zarówno oglądający prototypy Chryslera, jak i przygotowujący je i decydujący o wypuszczeniu na rynek – wyznawali te same, spłycone do bólu stereotypy, to wyszło, jak wyszło.

Nieprawdą jest jednak, że od stereotypów nie dało się uciec: udowodniło to np. General Motors i jego dział stylistyki, którego szef, Harley Earl (oczywiście mężczyzna), zatrudnił grupę dziesięciu projektantek polecając im wniesienie “żeńskiego pierwiastka” do wyrobów koncernu (nie tylko samochodów – w skład GM wchodziła też np. firma Frigidaire produkująca sprzęt gospodarstwa domowego). Prototypy współtworzone przez ten zespół, który przeszedł do historii jako Damsels of Design, to temat na osobny wpis. Ważne jednak, że General Motors, choć wzięło pod uwagę czynnik kobiecy, nie wypuściło żadnego obowiązkowo różowego wehikułu z puchatymi pedałami i puderniczkami w kieszonkach.

Decydenci GM słusznie uznali, że płeć piękna nie oczekuje designerskich fanaberii, tylko – jak wszyscy klienci – zwykłej funkcjonalności i niezawodności, ewentualnie okraszonych odrobinę subtelniejszą stylistyką czy takimi dodatkami jak wspomaganie hamulców i kierownicy. Nie zdecydowali się też na dzielenie klientów według płci, pozostając przy swojej sprawdzonej “drabinie sukcesu”, kierującej silnie konfigurowalne produkty do poszczególnych grup dochodowych. I to oni wygrali, zgarniając w tamtych czasach nawet do 50% największego rynku samochodowego świata.

***

Przygotowując artykuł postanowiłem z ciekawości zadać znajomym paniom pytanie o sens powstania specjalnego “kobiecego” modelu samochodu, oraz o cechy, jakich by sobie w takim produkcie ewentualnie życzyły. Niestety, ankietowana grupa nie jest reprezentatywna: składa się w stu procentach z kobiet w wieku 28-42 lata, zamieszkałych – choć niekoniecznie urodzonych – w dużych miastach (Kraków, Katowice, Bielsko-Biała, Warszawa) i pracujących w korporacjach. Zróżnicowany jest natomiast stan cywilny i rodzinny (mniej więcej połowa ankietowanych posiada dzieci). Wszystkie ankietowane panie jeżdżą samochodami, choć nie wszystkie na co dzień. Oto, co mi powiedziały.

-“Ja to bym zrobiła koedukacyjne wszystko – nawet WC, żeby kolejek nie było. Co za różnica, kto siedzi w sąsiedniej kabinie? A co dopiero w samochodzie.”

-“Ja wolę kupić aktywa inwestycyjne niż auto – dlatego z mężem jeździmy starociami. Ale to może nietypowe, bo już moja była szefowa musiała kupić sobie nówkę, i wcale nie chciała byle czego. A tak w ogóle to lubię wyższe samochody, żeby się przy tirze nie czuć jak mrówka. I wygodne siedzenia z tyłu dla dzieci.”

-“Idea jest bez sensu – auto ma być praktyczne, służyć jakiemuś celowi. To tak jakby zrobić różne garnki kuchenne dla obu płci. A to, że przy niektórych autach mi się micha śmieje, to dlatego, że są ogólnie fajne, a nie że mają w sobie cokolwiek kobiecego. Aha – i na pewno nie różowy!! Róż jest bardziej dziecinny niż kobiecy.

-“Do mnie seria samochodów specjalnie dla kobiet jakoś nie przemawia, chociaż sama jeżdżę babską Toyotą Aygo. Wynika to z praktycznego podejścia. Dla mnie auto spełnia funkcję użytkową i powinno być uniwersalne, żeby mąż też nie wstydził się nim pojechać. Puderniczkę i parasolkę dopasowaną do samochodu oceniam w kategorii żartu.

-“Tylko facet mógł uznać, że samochód dla kobiety musi być różowy. Myślę, że nie ma potrzeby wkładania do auta akcesoriów w stylu parasolka czy puderniczka, bo przecież każda kobieta je posiada i może wozić. Poza tym co to, faceci nie używają parasoli…? Ewentualnie można by pomyśleć o poprawie bezpieczeństwa. Kobiety zwykle są niższe, a rozmiary foteli, odległość do kierownicy czy pedałów jest mierzona pod mężczyznę. I nawet dzisiaj, mimo możliwości regulacji w wielu płaszczyznach, kobiety miewają problem z dopasowaniem pozycji za kierownicą, bo po prostu proporcje ich ciała są inne od męskich. Ale to powinno być uwzględnione w każdym samochodzie, a nie takim “dla kobiety”. W tym kontekście myślenie o jakichś szmineczkach i pierdółkach dla kobiet jest żenujące, gdy jednocześnie okazuje się, że samochody są dla nich mniej bezpieczne.

-“Ja jestem pewnie bardzo inna niż większość kobiet i w ogóle we wszelkich badaniach jestem zawsze outlier’em – tzn. w ogóle nie mam żadnych “kobiecych” potrzeb w związku z samochodem. Dla mnie nie ma to sensu, ale rozumiem, że inne kobiety może inaczej na to patrzą?

-“Nie lubię dzielenia przedmiotów, że musi być wszystko dla jakiejś płci. Nie używam puderniczki, a parasolki zwykle nie noszę, bo naciągam kaptur. Więc pomysł auta dla kobiety byłby dla mnie całkowicie nietrafiony. Mnie bardziej interesuje praktyczność i uniwersalność. Może dlatego mamy vana.

-“Nie jestem zwolenniczką takich rozwiązań. Mogę sobie wyobrazić duże lusterko i pojemnik na kosmetyki do malowania, bo widziałam że baby malują się w korkach. Ale to nie dla mnie. No OK – jeżdżąc w szpilkach zrobiłam kiedyś dziurę w podłodze, więc może ewentualnie jakieś wzmocnione dywaniki“.

-“Nie maluje się, więc dodatkowe lusterko mnie nie rusza. Z mojego punktu widzenia ważna jest moc silnika, napęd na cztery koła najlepiej. No i żeby samochód był duży. Nie lubię autek typu Yaris, Fiesta – jeśli mam wybór, to zaczynam od rozmiaru Focusa, najlepiej kombi. A parasolkę zawsze wrzucam do bagażnika. Na pewno moc i bezpieczeństwo, czyli poduszki. Może jeszcze to, że lubię możliwość zrobienia czegoś zdalnie: np. wyłączenie poduszki pasażera przez komputer pokładowy, a nie kluczykiem z boku. No i wspomaganie kierownicy to must have, ale dzisiaj już ciężko o jego brak.

-“W dzisiejszych czasach kobiecy samochód to dość ryzykowna kwestia, bo wiąże się z powielaniem stereotypów, a są babki szczególnie na to wyczulone. Nie wiem, co by musiało być w takim samochodzie, żeby nikogo nie urazić.

-“Automat, to wiadomo. Martwe pole – ostrzeżenie. Pamięć fotela i lusterek dla więcej niż jednej osoby. Powinien sam parkować. Przeszklenie dachu. Wyżej zawieszony. NIE RÓŻOWY. Duży bagażnik, ale nie kombi. Żeby sam tankował – nie lubię tego nie ze względu na koszt, ale samą czynność. Wyświetlanie nawigacji na przedniej szybie. Fotel z masażerem. Antyuszkodzeniowe lub samonaprawcze. Na pewno nie “typowo babskie”, żadnych Fiatów 500 jeśli chodzi o rozmiar. Szeroka gama kolorów lakieru, taka jak farb wnętrzarskich. Podgrzewana kierownica i fotele. Wybór koloru kierownicy. Dobre przyspieszenie. Autonomiczny samochód? Nie wiem, musiałabym się przejechać“.

-“Kiedyś czytałam statystyki, jakie typy samochodów najchętniej wybierają kobiety. Okazało się, że to nie były małe autka miejskie o fikuśnych kolorach, tylko duże wysokie SUVy!! Ja się pod tym podpisuję. I to są nasze współczesne czasy, a co do lat 50-tych, Dodge LaFemme zdecydowanie byłby moim faworytem. Nigdy-przenigdy nie kupię i nie będę jeździć samochodem z czarnym wnętrzem. Wnętrze muszę mieć bardzo jasne, najlepiej gdy bez grama czerni, więc coś z dziewanny mam [dłuższa przerwa] Teraz mamy czasy feministek, wojowniczek i jeszcze Cię opierdzielą, że chcesz propagować babski samochód, gdy przecież jest równość i blabla. Dla jednych babski znaczy gorszy albo śmieszny, a według mnie LaFemme jest piękny i delikatny jak kobieta. A dzisiaj byłby pewnie postrzegany jako śmieszny, bo nie tylko babski, ale też gejowski.

Ta ostatnia opinia o Dodge’u LaFemme jest jedyną pozytywną – na dwanaście wyrażonych.

***

Wydawałoby się, że w dzisiejszej, ekstremalnie drażliwej epoce nikt nie powtórzy takiego eksperymentu, ale o dziwo: w 2017r. Seat we współpracy z czasopismem “Cosmopolitan” przygotował specjalną edycję Seat Mii by COSMOPOLITAN – z wieszakiem na torebkę, reflektorami opisywanymi jako “eyeliner effect” i felgami-błyskotkami (“jewel effect“). Dostępne kolory lakieru były aż dwa: biel i purpura z “szampańskimi” lusterkami, zaś na wyposażeniu znalazły się między innymi hill-holder i czujniki parkowania.

Seat Mii by COSMOPOLITAN był kierowany do “nieustraszonych COSMO-girls”, ale nie został przyjęty entuzjastycznie

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Mimo upływu lat wiele wskazuje więc na to, że kobiety wcale nie oczekują dedykowanych sobie modeli aut – w zupełności zadowala je wybór z dostępnej na rynku oferty unisex. Tymczasem…

Jakiś czas temu w relacji z przejażdżki różowym Smartem pisałem, że przekazujący mi autko Jarek nawet na stacji benzynowej krzyczał, że to nie jego, tylko pożyczone od córki. Pamiętam też jak dawno temu, w latach 90-tych, jeden z redaktorów “Motoru” zdziwił się niepomiernie, ujrzawszy na ulicy faceta w Fordzie Ka. Wygląda więc na to, że z domniemaną “płcią” samochodów znacznie większy problem mają jednak mężczyźni…

 

Szkic tytułowy: materiał producenta

55 Comments on “MODELOLOGIA STOSOWANA: LA FEMME FATALE

  1. Kiedyś widziałem program starych zabawkach, no i była tam mowa o różowej zabawkowej lokomotywie (że niby dla dziewczyn), której to nikt nie chciał kupować. To chyba pomysł zbliżony. Z drugiej strony, na amerykańskim cywilnym rynku broni różowe karabiny chyba się sprzedają…

      • W. Cejrowski w jednym ze swoich programów o Teksasie pokazywał tamtejszą kulturę obchodzenia się z bronią. Wszedł do sklepu z “mydłem i powidłem” , w którym można było kupić broń w każdym rozmiarze (także dla dzieci – prawdziwy karabin, tylko mniejszy) i kolorze – także różowym.

  2. Ciekawy temat. Zawsze się nieco zastanawiam dla kogo przeznaczone były te różne specyficzne “specjalne serie damskie” różnych aut, typu Fiat 500 Barbie Edition, albo Panda Mamy. Zdaje się, że myślenie z lat 50. było nadal uskuteczniane przez niektóre działy designu jeszcze w latach 2000 – 2010. Obawiam się, że kategoryzowanie nie odpowiada nikomu, kobietom w szczególności. Za wyjątkiem wspomnianego tu “wizerunku samca/samicy alfa” potrzebnego niektórym do szczęścia.

    Bardzo mnie zainteresowała ta antropomorfizacja aut, ale też i animalizacja (była np. taka reklama, w której Renault Scenic udawało małego szczeniaczka i machało ogonkiem-tylną wycieraczką, albo ewidentna inspiracja delfinem przy projektowaniu Nissana Primery, też wykorzystana w klipie reklamowym). Czekam na artykuł, Szczepanie!

    • Segregacja ludzi nigdy nie jest dobrym pomysłem (nie mylić z dostosowaniem do potrzeb różnych grup).

      Co do prac o antropomorfizacji – one były króciutkie i proste, z dwiema banalnymi tezami i ich testowaniem (przy czym w jednym przypadku rezultat był dość zaskakujący). Pewnie to opiszę, ale bardzo proszę nie przesadzać z oczekiwaniami, bo to prosta droga do rozczarowania 🙂

    • Pamiętacie pierwszego Forda Ka? Miał zderzaki podzielone na trzy części, w dodatku zachodzący na boki, tak żeby taniej było naprawiac po stłuczkach (wymieniać tylko uszkodzony element zamiast cały zderzak)

      Feministki zaraz podniosły przeraźliwy wrzask, że jak to, kobiety nie potrafią parkować? Że to uleganie stereotypom, seksizm itd. Skutek? W drugiej generacji Forda zderzak był już jedną całością a koszt wymiany był trzykrotnie większy.

      Jak to mówiła moja koleżanka na studiach: “nikt tak nienawidzi kobiet jak feministki”

      Inny przykład: wczorajsza decyzja komitetu sportowego o dopuszczeniu do sportu kobiet facetów czujących się kobietami, co w zasadzie jest zamordowaniem kobiecego sportu.

      • Moja żona to samo mówi o tzw. “parytetach” – że ich zwolennicy zakładają, że kobiety nie uzyskają wyższych stanowisk bez forów. Czyli uważają je za gorsze 🙂

        A zabicie sportu kobiet to w ogóle zbrodnia. Ale, cytując klasyka, “to poświęcenie, na które władza jest gotowa”.

  3. Moim zdaniem nie istnieje coś takiego jak “kobiecy samochód”. Stereotyp że małe miejskie samochodziki z silnikiem o wielkości kartonu mleka są dla kobiet funkcjonuje na zasadzie takiej że kobiety wybierają takie auta bardziej bo muszą niż to że cichą. Raczej nie wynika to stricte z preferencji a z tego że tylko na takie auta je stać, będzie to 2 albo 3 auto w rodzinie a głównym autem jest już jakieś wielkie kombi albo po prostu wychodzą z założenia że auto jest do jazdy z A do B więc po co przepłacać przy zakupie i eksploatacji. Wśród moich znajomych kobiet jeśli budżet nie byłby problemem, większość poszłaby do salonu po nowego Range Rovera, Porsche Cayenne albo innego 5m SUVa. Jedyne auto którego moja żona szczerze nie lubiła to był samochód uważany za wybitnie kobiecy – MX-5. I jako że moja żona nie ma prawa jazdy, motoryzacja ja nie interesuje to w zasadzie mam wolną rękę jeśli chodzi o wybór naszych samochodów. Z resztą wśród naszych znajomych kobiet raczej nie było większego zainteresowania Mazdą, a większość reakcji była obojętna. Mam wrażenie że to właśnie faceci przykładają o wiele większą wagę do marki i wyglądu samochodu.

  4. fajny artykuł 🙂 trzeba było w którymś wcześniejszym artykule zadać pytanie aby czytelnicy zapytali żon jaki jest ich ideał samochodu 🙂

    ja więc zrobię to za Żonkę, gdyż albowiem udało mi się w końcu kupić jej wymarzony samochód czyli Zafirę w automacie i z gazem – założenia były takie:
    – koniecznie automat
    – koniecznie wspomaganie
    – koniecznie z gazem (żeby jeździć gdzie i ile się chce a nie patrzeć że to daleko i drogo)
    – koniecznie wyższy, i nie bardzo mały (z początku mógł być WagonR mk1 ale żonka stwierdziła, że choć jest słodki (bo jest, mi też się bardzo podoba) to jest jednak za mały
    – najlepiej minivan, ale nie aż tak wielki jak Amerykański i nie z tak wielkim silnikiem (bo Mercury Villagerem jeździło się jej bardzo fajnie ale był trochę za duży do miasta i palił 20l gazu)
    – dobrze jak będą duże lusterka, dobra widoczność, mocne światła, dobre hamulce
    – nie może to być multipla (hehe wcale jej się nie dziwie;) )

    teraz co w zasadzie ją nie obchodziło:
    – kolor

    i co było jej w sumie obojętne a co ja musiałem wziąć pod uwagę:
    – wszelkie rozwiązania techniczne, czyli wybrać taki co się nie będzie psuł co chwila (renówka), nie zgnije za chwilę dokumentnie (space wagon) itp
    wyszło więc, że zafira A jest idealna, bo ocynkowana, ze sprawdzonym w Astrze hydrokinetycznym automatem Aisin, no jedynie te dymiące i żrące olej Ekotki, no ale trudno, po prostu się dolewa co raz ten olej, niema ideałów i niestety niema Zafir 8 zaworowych 🙁 a Meriva choć jest 1.6 8V to nie była brana pod uwagę bo tam występuje tylko beznadziejna zautomatyzowana skrzynia ręczna, awaryjna i idiotyczna, wkurzająca i powolna w jeździe

    co najważniejsze – Żonka jest przeszczęśliwa z tego samochodu i lubi go bardzo 🙂

    a dla mnie za duży, ja właśnie lubię małe autka, ale żeby się w nie dużo zmieściło, dla tego dla mnie Astra F kombi w automacie jest idealna, no może ciut za długa i za niska, ale dla mnie nie ma idealnego samochodu, bo to musiało by być coś jak Caddy 9k ale koniecznie z gazem i w automacie, a takich niema, choć owszem, można by taki zrobić bo były polówki w automacie, a takie caddy to przecież polo, no ale te automaty VW nie są zbytnio trwałe, więc odpada, z drugiej strony mogło by być Combo to na Corsie B, tam też nie było automatów ale Corsy B były z kolei z silnikami 8V i z Aisinem, tyle, że te Combo gniją jak wściekłe, więc też odpada, poza tym przód corsy B jest paskudny

    • Zdanie klucz – “Żonka jest przeszczęśliwa”. A wcale nie wybraliście niczego stereotypowego 🙂

  5. Chętnie przeczytanym o antropomorfizacji. Co do auta dla kobiety to chyba nie ma taki wyrób sensu, bo kobiety mimo jakichś tam cech wspólnych bardzo się od siebie różnią, tak samo jak po prostu wszyscy ludzie na świecie maja jakieś cechy wspólne, ale też są bardzo różni. To czy wolisz suva, małe auto miejskie, vana czy jeszcze coś innego to kwestia potrzeb i upodobań, a nie płci. Moja żona nie lubi nowych aut, kompletnie się jej nie podobają i uważa je za zbyt napompowane oraz nie lubi suvow, a one są chyba najbardziej popularne wśród aut nowych. Najchętniej jeździła stara czarna almera 1.4 (ze wspomaganiem kierownicy), która niestety poszła na złom. Jazda BMW E36 też jej nie przeszkadza, bo to wąskie auto w porównaniu do Focusa MK2, który jej się w ogóle nie spodobał m.in. że względu na szerokość

    • o antropomorfizacji i nie tylko, ogólnie o mózgu człowieka, w bardzo przystępny wesoły i przemiły sposób opowiadane przez profesora Vetulianiego – przesympatycznego dziadka 🙂
      polecam każdemu posłuchać! nie pożałujecie
      https://www.youtube.com/watch?v=oa_AVn6YLjY

    • Prawda – ludzie mają bardzo różne gusta, ale gusta nie zawsze dzielą się wg płci

    • Skoro już mowa o tym: Szczepan, czy możesz proszę podać numery tych artykułów naukowych, masz je przypadkiem? (tzw. doi – zazwyczaj artykuł ma link doi, który kończy się numerem. Ten numer wystarczy skopiować, żeby otrzymać darmowy dostęp na sci-hubie). Chyba, że jakimś cudem artykuły te są dostępne za darmo. W razie czego od razu dodam, że za te artykuły wszyscy podatnicy już raz zapłacili i dostępność artykułów naukowych za opłatą jest słusznie krytykowana przez sporą część środowiska naukowego. To temat na dłuższy wywód.
      Jestem bardzo ciekaw, z chęcią przeczytam, jeżeli tylko do nich dotrę 🙂

      • Mam je gdzieś w czeluściach HD, jak chcesz, to wyślę na maila, ale artykuł i tak zamierzam napisać. Jedną z tych prac polecał tu niedawno pewnie Czytelnik (dlatego do niej dotarłem), druga pojawiła mi się potem w automatycznych sugestiach. Wszystko na portalu Academia.org.

      • Są panie, które lubią róż, plusz i złoto, ktoś wykupuje na allegro te futerały na telefon w stylu Barbie 😉 Tylko stanowią mikry ułamek. I na pewno żadna kobieta nie chciałaby mieć identycznego auta jak sąsiadka czy teściowa.

        Kojarzę jedną udaną kampanię skierowaną do pań. Tylko tam najpierw były auta, następnie badania kto je kupuje (szok i konsternacja), a dopiero potem przekaz marketingowy adresowany do odpowiedniej grupy. Czy reklamy Subaru skierowane do lezbijek są w kajecie? Wg mnie to świetny temat na “Majstersztyki reklamy” 😉 słyszałem, że do tej pory opowiada się o nich studentom marketingu.

      • Jeżeli nie masz ich głęboko zagrzebanych, to bardzo proszę, mojego maila jeszcze masz? A jeżeli one sa dostępne na wspomnianym portalu, to wystarczy, że podasz jakieś hasła kluczowe, autorów itp. Próbowałem szukać po antropomorfizm, samochody itp. ale nie znalazłem niestety.

  6. “Wygląda więc na to, że z domniemaną “płcią” samochodów znacznie większy problem mają jednak mężczyźni…” – ależ to zupełnie naturalne, jeśli facet wyjdzie na ulicy w sukience i rajstopach to wzbudzi sensację (tak, wiem że próbuje się nam wpoić coś innego, ale to jeszcze potrwa), podobnie jeśli pójdzie z pomalowanymi ustami, albo w szpilkach. Jeśli kobieta wyjdzie w ciężkich buciorach, garniturze, czy gumofilcach to wzbudzi co najwyżej zaciekawienie.
    Zapytałem swoją połówkę – na pewno nie może być to malutkie auto, najlepiej podwyższone, żeby tiry nie straszyły, ale nie może być też duże, bo się źle nim manewruje. Do tego musi mieć porządne przyśpieszenie, dobre wyposażenie, miejsce dla dziecka (5 drzwi) i zakupy w sklepie ogrodniczym. Do tego świetnie wyglądać i mieć ładny kolor. Jak na razie wybór padł na niebieską CX-3.

    ps. mam nadzieję, że nie urażę nikogo, ale ten cytat jest ekstra w kontekście pozostałych odpowiedzi:
    -“Ja jestem pewnie bardzo inna niż większość kobiet i w ogóle we wszelkich badaniach jestem zawsze outlier’em – tzn. w ogóle nie mam żadnych “kobiecych” potrzeb w związku z samochodem. Dla mnie nie ma to sensu, ale rozumiem, że inne kobiety może inaczej na to patrzą?“
    Kiedy właściwie wszystkie Panie odpowiedziały podobnie 😉

    • tak 🙂 mnie też ta Pani zaciekawiła najbardziej 🙂

    • Wszystkie tak odpowiedziały, ale w rozmowach dawało się wyczuć nutkę w stylu – “chyba jestem nienormalna, bo nie chciałabym Fiata 500 Barbie”. Czyi te stereotypy jakoś jednak działają i nawet jeśli kobieta całkiem je odrzuca, to czuje się z tego powodu dziwnie 🙂

      A faceci – to normalne, że od nich oczekuje się “męskości” i oni nie mogą w związku z tym obnosić się z czymkolwiek, co tej męskości zaprzecza. Nawet w dzisiejszych czasach, kiedy niby wszystko się miesza i odwraca, od mężczyzn dalej wymaga się pewnych tradycyjnie rozumianych cech i zachowań.

  7. Nie da się (moim i mojej żony) zdaniem zrobić auta tylko dla kobiet. Tak samo jak męskim świecie są różne preferencje, upodobania i gusta. Z najbliższego otoczenia przykład – moja żona uwielbia kombi, dobrze się jej jeździło dostawczym Iveco, nie lubi automatycznej skrzyni biegów. Najlepiej samochód czarny z czarnym lub czerwonym wnętrzem bez bibczących systemów bezpieczeństwa. Z drugiej strony jej koleżanka jest zakochana w autach typu Fiat 500 czy Mini. Koniecznie w pastelowej barwie, lekko jeżdżący i z automatem. Profilowanie produktów na szczęście chyba już odbywa się już trochę inaczej 😉

  8. Każdy ma swój punkt widzenia. Moja żona była wielbicielką małych aut, zawsze się wyśmiewała z mojego zamiłowania do dużych sedanów/kombi. Parę lat temu zmieniała samochód. Miał być mały, ale wyróżniający się – o mało nie kupiliśmy Volvo C30 w pięknym, pomarańczowym kolorze, z białą skórą. Potem trafił się prawie nowy Citroen C5 X7. Kupiłem go dla siebie, bo to bardzo fajne auto. Żona powiedziała, że taką kolubryną jeździć nie będzie.
    Do czasu…
    W momencie kiedy wsiadła za kierownicę pierwszy raz – to już z niego wysiadać nie chciała 🙂 W efekcie tego musiałem szukać dla siebie innego auta.
    Jedyne do czego jeszcze nie udało mi się jej przekonać, to skrzynia automatyczna. Czasem jeździ moim autem, ale ciągle mówi, że nie rozumie automatów…

  9. Dodge. American car. Ahahahahahah…
    Japończyk do Ala Bundego

    • bo to concept….swoją drogą, za taki pomysł: “dostęp do silnika możliwy jest tylko w warunkach warsztatowych (trzeba zdjąć cały przedni segment nadwozia” to za łeb i pod zimną wodę

  10. Pomińmy dotyczące płci antyczne wzorce kulturowe tradycji europejskiej okraszone półtora tysiącem lat sekciarskiego gadania prowadzącego do szufladkowania i skupmy się na samochodach…

    Zdaje się, że Renault Dauphine zaprojektowano z myślą (m.in.) o kobietach. Nie pamiętam gdzie i kiedy, ale czytałem, że OBR Renault doszedł do wniosku, że kobiety bardziej interesuje ładny wygląd i paleta kolorystyczna niż jakieś techniczne detale. Dauphine wyprodukowano coś koło 2 mln.

    Teraz o stereotypach. Europejska kultura i tradycja… no cóż, niby Europejczycy są dumni z Hellenów (których podejście do kobiet ciężko nazwać “cywilizowanym”), ale o tym, że w Europie tradycyjnie jakaś wojna wybuchała średnio co 5 minut to już nie chcą pamiętać. Do tego różne walki o władzę w pewnej sekcie doprowadziły do jakiejś dziwnej pruderii i rozkręcania się spirali przemocy w imię moralności… Zdaje się, że w Wielkiej Brytanii jeszcze w latach 60 wg kodeksów za sodomię groziła czapa, podczas gdy kobietami w sumie za bardzo się nie przejmowano – no owszem, zdaje się, że za chodzenie w męskim ubraniu groził stos ale zapewnianie rozrywki gawiedzi poprzez eliminację czarownic odpuszczono sobie znacznie wcześniej (nie, żeby pozwolono kobietom żyć własnym życiem, tradycyjnie jeszcze długo miały pełnić rolę wylęgarni ale to inna historia)… W efekcie samce homo sapiens wykazują strach przed przypisaniem “niemęskiej” łatki, podczas gdy samice mogą się kierować swoim gustem. I to dotyczy nie tylko motoryzacji.

    Zostając przy stereotypach i ankiecie wśród koleżanek – no jest jeden, dość popularny z kobietami i SUVami, które to są bezpieczne i je widać z TIRa – jak widać coś w nim może być 😀

    • Nie sądzę, żeby manifestowanie męskości wiązało się z dawnym karaniem homoseksualistów. To, że mężczyzna ma walczyć i dominować – to jest wymaganie obecne w każdej kulturze, na każdym kontynencie. Mityczny matriarchat, nawet jeśli istniał (na co dowodów nie ma), najwidoczniej nie przetrwał – czyli sytuacja odwrotna jest prawdopodobnie uwarunkowana ewolucyjnie, bo też i zbieżna z cechami biologicznymi (tzn. większą siłą fizyczną samców).

      I nie – nie jestem szowinistą. Wiem że w dzisiejszym świecie kobiety radzą sobie lepiej pod większością względów, w większości zawodów i ról. Mówię tylko, że obowiązujący do niedawna podział tych ról miał według mnie głębokie ewolucyjne uzasadnienie, bo w istniejącym do niedawna świecie siła i wytrzymałość fizyczna były absolutnie kluczowe. Kobiety rozwinęły skrzydła dlatego, że dziś jest już nieporównanie bezpieczniej, no i przestało obowiązywać prawo dżungli (to obiektywne, wynikające z warunków naturalnych, nie z norm kulturowych).

    • W Wielkiej Brytanii za sodomię nigdy nie groziła czapa, kilkuletnia odsiadka co najwyżej.

      A znamiennym jest fakt, że faktycznie w prawidawstwie europejskim męski homoseksualizm był dużo częściej i dużo surowiej karany niż ten kobiecy. Nie wiem skąd to się brało. Może z tego, że prawo ustalali mężczyźni?

      To trochę tak jak w prawie kanonicznym: o ile dobrze pamiętam z lekcji religii (jeśli się mylę to proszę poprawić z podaniem źródła) kobieta zdradzająca męża popełnia grzech ciężki, natomiast mężczyzna zdradzający żonę popełnia już tylko grzech zwykły. Łatwo zgadnąć płeć tych, którzy ustalali to prawo.

      • Oczywiście, że panom seks lesbijski przeszkadza znacznie mniej 🙂

        Co do grzechu ciężkiego – to każde świadome i dobrowolne złamanie przykazania “w poważnej sprawie”. Nie zależy to od płci łamiącego, tylko od jego świadomości i dobrowolności (i jeszcze “powagi” sprawy – tu jest faktycznie pole manewru).

  11. Wg mnie to, że Dodge LaFemme został stworzony przez mężczyzn i odpowiadał ich stereotypowemu widzeniu potrzeb kobiet było najmniejszym problemem tego modelu, bo…. w tamtych czasach to mężczyźni podejmowali decyzję o zakupie i kierowali się dokładnie tymi samymi stereotypami co marketingowcy i konstruktorzy. Problem widzę w:
    1. braku efektywnej kampanii reklamowej (koniecznie w męskiej prasie)
    2. zrobieniu tej wersji w oparciu o topowy model – kupowany przez szowinistycznego mężczyznę samochód “dla żony” jako ten “drugi” w rodzinie nie mógł być przecież mocniejszy i droższy niż samochód męża ?

    A że pewne stereotypy są wiecznie żywe sam jestem najlepszym dowodem, bo swego czasu szukając samochodu dla żony chciałem jej zrobić “niespodziankę” kupując i stawiając w garażu opakowanego we wstążkę z wielką kokardą Fiata 500 i odwiódła mnie tylko niechęć małżonki do “kobiecych” aut gdy sondowałem pomysł.

    • Jestem bardzo ciekaw, ile kobiety miały do powiedzenia w sprawie wyboru tego drugiego auta. Ale wierzę też, że LaFemme nie musiał im się podobać, jeśli i dzisiaj podoba się jednej ankietowanej na 12.

  12. W kotekście różowego koloru niezmiennie przytaczam wypowiedź Clarksona, który kiedyś zaznaczył, że w różowej koszuli może chodzić albo gej, albo mężczyzna, który nie ma problemów ze swoją męskością i dzięki temu nie patrzy na opinię innych.
    I przyznam, że bardzo chętnie kupiłbym jakieś ciekawe, fajne auto w kolorze różowym, bo tak. Np. coś w stylu Dodge’a Challengera. Inna sprawa, że fabrycznie takich prawie kompletnie nie produkują a jednak koszt przemalowania auta jest zawrotny.

    Czytałem gdzieś (niepamięć źródła), że pierwszym autem bardziej dla kobiet miał być Renault Twingo, ale jakoś w to wątpię. Owszem, był uroczy, cukierkowy, ale czy specjalnie kobiecy? Jak w ogóle auto może być kobiece? Może w sytuacji, w której posiada bardzo miękkie wspomaganie (niestety teraz sporo aut tak ma), automat, sporo kamer co by jak najmniej porysować podczas parkowania?

    Jeżeli jeszcze jesteśmy w tym temacie: statystycznie mózg kobiety ma więcej problemów z rotowaniem obrazu (vide mapy), oraz orientacją przestrzenną. Stąd faktycznie ciężej może być kobietom parkować samochody, przy czym każdy przypadek jest inny, są i takie, które robią to bardzo dobrze. A czy ciężej im używać nawigacji? W dobie komunikatów z telefonu nie wiem czy ma to jakieś znaczenie.

    • Może jestem dziwny, ale dla mnie istnieją samochody “kobiece” – np. wspomniane Twingo albo Ford Ka. Co nie znaczy, że bym do nich nie wsiadł – Twingiem znakomicie jeździło mi się po Krecie (zwłaszcza po przesiadce z Matiza).

      Różowy kolor oferowała parę lat temu np. Skoda, ale chyba tylko na wewnętrznym rynku. Nie widziałem takich aut na żywo. Widziałem za to delikatnie różowe – bardziej blado-liliowe – Hondy Jazz, których mój tata sprzedał całkiem sporo. Czyli jakieś jednak powinny być widoczne 🙂

      • Szczepanie, kilka lat temu kupiłem Żonie Forda Ka mk1 na dojazdy do pracy. Przejechałem się raz, drugi i… zabrałem jej auto 🙂 Nie dość że był żółty(idealnie widoczny na każdym marketowym parkingu), okrągły, jeździł jak mały gokart, to jeszcze parkowałem nim na chodniku – prostopadle (nie wystawał). Niesamowity samochód. Niestety, rdza zeżarła go dokumentnie, a szkoda. Oczywiście, koledzy urządzali sobie podśmiechujki, jednak miałem to w głębokim poważaniu. Tak więc,różnie to z tymi stereotypami bywa… 🙂

      • No przecież mówię, że to nie jest tak, że ja bym do KA nie wsiadł (wsiadłem nawet do różowego Smarta oklejonego w hello kitty – i bardzo mnie to cieszyło). Ale jednak wygląda kobieco 🙂

      • Ten kolor Skody nazywał się Ruzova Baby, słyszałem o nim, ale nigdy nie widziałem takiego auta na żywo, nawet w Czechach, ale byłem tam tylko raz. To był taki pudrowy różowy, z daleka można go wziąć chyba za łamany beż / ecru. Przynajmniej ze zdjęć tak wygląda. Tych liliowych Jazzów widziałem sporo, rzeczywiście można to uznać z dużym przymróżeniem oka za coś w sylu różu. No i właśnie – sprzedawało się.

        Twingo prowadziłem, ale było bez wspomagania i żadnej kobiecie bym go nie polecił 😀 Jasne, to nie była Łada 2107, gdzie słabsi musieli nogami kręcić, żeby ruszyć kierownicę, ale mimo wszystko ciężko chodziła, w porównaniu do czegokolwiek ze wspomaganiem.

    • Pierwsza seria 208 miała taki fajny różowo złoty kolor, który to odzieo występował w pewnych ilościach w przyrodzie 🙂

      • Cinquecenta były różowy metalik i to dość sporo ich było, jednym jeżdził taki dziadek koło mnie 🙂

  13. Sprzedażowej porażki kobiecego Dodge’a nie doszukiwałbym się w zbytnim czy złym “ukobieceniu”, a raczej w złym pozycjonowaniu w cenniku. Choć zapewne i jedno, i drugie miało swój wpływ.

    Dodge był zawsze marką jedynie o oczko wyżej od plebejskiego Plymoutha czy Forda. Kupowanym, zdecydowanie, przez ludzi pracy – może nie tyle szeregowych robotników, ale brygadzistów czy majstrów, może drobnych urzędników. Jeśli już szukali drugiego auta dla żony, to raczej czegoś taniego i praktycznego, a nie finezyjnej zabawki z elegancką torebką w komplecie.

    Z drugiej strony, mężowie majętni zapewne chętnie kupowaliby takie eleganckie auta swoim żonom, ale oni nie kupowali Dodge’y.
    Kobiety sukcesu – takie też przecież były w latach 50 – a także dobrze zarabiające tancerki, aktorki itd. – również, zapewne, wolałyby pakiet designerskich kobiecych akcesoriów w Imperialu czy Cadillacu, zwłaszcza, że marki tychże akcesoriów były raczej markami celowanymi do ludzi jeżdżących Cadillacami niż ludzi jeżdżących Dodgami.
    Pozostają więc kobiety z dobrze zarabiającej klasy średniej, których mężowie jeżdżą Chryslerami i Buickami. Tylko one potrzebowały raczej auta do wożenia dzieci po przedmieściach i robienia zakupów, więc designerskie coupe nie było im potrzebne.

    Kto więc pozostał?
    Córki ojców jeżdżących Cadillacami. Trochę wąska grupa docelowa. A one i tak wolały Thunderbirda.

    • O braku jasno określonego targetu też wspomniałem, choć faktycznie niezbyt wyraźnie i nie tak wyczerpująco jak Ty. Dzięki 🙂

  14. Jak kiedyś śmigałem zastępczym New_beetlem ( zamiast pickupa double caba) to koleżanki ktore podwoziłem wpierw mnie nie poznały i od razu powiedziały że mi nie pasuje bo taki…
    W sumie kiepsko się mi nim jeździło, ale żonie się spodobał i gdyby nie to że tylko 2 drzwi to chętnie.
    Za to na moje propozycje minivana czy czegoś w stylu smaxa odpowiada że gdzie tam, nie będziemy babskim autem jeździć. Więc zostaje jakiś duży prawilny SUV lub nadal kombiak, a małżonce po obecnym sedanie pewnie jakiegoś hb sprawię – kryteria w sumie 2 – automat i by było subiektywnie ładne 🙂

  15. Moja kobieta ma bardzo proste motoryzacyjne marzenia. Odkłada sobie sama pieniądze na jeden z jej wymarzonych samochodów: MB c63 w204 koniecznie sedan najlepiej 507, Nissan GTR R35 lub ewentualnie Dodge RAM 1500 na dużym lifcie. Kolor który wchodzi w grę tylko czarny.

    Kobiety… kto je zrozumie. 🙂

  16. Jednak GM również rozważało pomysł “samochodu dla kobiet”. W roku 1956 przedstawili swój własny koncept takiego pojazdu nazwany Cadillac Maharani (co znaczy ponoć “żona maharadży”), który był nawet bardziej kuriozalny niż opisywany Dodge La Femme. W przypadku Cadillaca “kobiecość” polegała głównie na tym, że do sedana Serii 60 wstawiono kuchenkę, zlewozmywak z bieżącą wodą, lodówkę oraz toster. Kosmetyczka jednak też była.

    • A do produkcji to wprowadzili? Bo na Motoramach GM pokazywało setki różnych wynalazków, ale to salonów sprzedaży one nie trafiały 🙂

      • Myślę, że wprowadzenia do produkcji nikt nawet nie brał pod uwagę. Sam pomysł aby zbudować pokazowe auto dla kobiet z wbudowanym zlewozmywakiem dużo jednak mówi o tej epoce.

  17. Również mam fantastyczne wspomnienia z czasów powożenia się firmowym Fordem Ka. Takie autka sprawiają mnóstwo frajdy.

    Poza tym lubię autka może w zamyśle kobiece, ale bardziej chyba mowa o wysmakowanie wyposażenia – jego fakturę, kolorystykę. To samo tyczy się również promocji. Przykłady:
    Fiat Panda Trussardi https://www.youtube.com/watch?v=Sh0rKW0msFA
    Lancia Ypsilon Versus (od Versace) https://www.media.stellantis.com/pl-pl/lancia/press/lancia-ypsilon-versus
    Lancia Musa Poltrona Frau, AMC AMX i Javelin by Pierre Cardin, MINI Paceman z wnętrzem od Roberto Cavalli.

    Wisienką na torcie są BMW serii 7 stworzone dla/przez Karla Lagerfelda.

  18. oburzająca ta ankieta, nic dziwnego że tylko połowa tych “pań” posiada potomstwo , i raczej zmian nie wróżę

    jedynia ta ostatnia w miarę dorzeczna

  19. Mamy pewien polski epizod w robieniu aut specjalnie dla kobiet – a przynajmniej tak słyszałem. W 1997 roku Fiat Auto Poland wyprodukował specjalną serię Fiatów 126elx, czyli maluchów elegantów, specjalnie na Dzień Kobiet. Jego wyjątkowość polegała na tym, że… był on w kolorze różowym, pardon, wrzosowym (kod lakieru 170, oficjalna nazwa: Viola Alpino). https://i.pinimg.com/originals/a5/29/9f/a5299fd8c3af422ecc22a3b8f8724ea1.jpg

  20. Po przeczytaniu artykułu dochodzę do wniosku, że zwłaszcza w latach 90. było całkiem sporo samochodów które projektowano/pozycjonowano jako kobiece. Ich cechami wspólnymi były duży wybór często jaskrawych kolorów, nieduży rozmiar oraz krągłe kształty. Przykładami tego były zwłaszcza wspomniane już Ford Ka pierwszej generacji, Renault Twingo z tapicerką w różne wzory i kolorowymi przyciskami we wnętrzu, Lancia Ypsilon, Smart z wymiennymi kolorowymi panelami nadwozia, pierwsza Toyota Yaris (kojarzę z widzenia różne odcienie różu na tym modelu), VW New Beetle z wazonikiem na kwiatki na desce rozdzielczej czy już później Fiat 500 i to chyba tyle. W późniejszych latach marketingowcy skupili się bardziej na “młodych i dynamicznych”, którzy kupią suva. Oczywiście to takie moje obserwacje nie poparte żadnymi badaniami marketingowymi.