OBALAMY MITY: Ceny paliw
Wszyscy się zgodzimy, że paliwo drogie, prawda? Ceny idą w górę i w górę bez końca. Znaczy się – kiedyś musiało być taniej. Ot, na przykład ja tankowałem swój pierwszy samochód cieczą o wdzięcznej nazwie “ON” w cenie 1,39 PLN za litr. A półtora roku później, drugi swój samochód tankowałem rewolucyjną naonczas substancją zwaną “LPG” w cenie 79 groszy/litr. Było to zaledwie 16 lat temu, więc strach pomyśleć, jak tanio musiało być za czasów młodości naszych dziadków, którzy nie znali VAT-u, pseudoekologicznych podatków, globalnocieplarnianej nagonki, wojen w Zatoce Perskiej i Libii, ani nawet organizacji OPEC. Ba, za ich czasów w wielu miejscach świata, nie wyłączając Małopolski, ropa naftowa wypływała na ziemie sama, jak woda ze źródełka, a popyt na nią był śladowy…
To wszystko jest prawdą, ale… Gdyby było tak pięknie, to niniejszy post nie należałby do serii o obalaniu mitów, nieprawdaż?
Faktem jest, że w krótkim okresie ceny paliw (jak zresztą wszystkich nisko przetworzonych produktów mineralnych i rolnych) ulegają znacznym wahaniom. W rzeczonym 1997r., kiedy usiadłem za kierownicę swojego pierwszego auta, jeździliśmy z paczką z liceum do Zakopanego rozliczając koszty (w zaokrągleniu) po 2 zł za 100km na osobę – 7 litrów razy 1,4zł podzielone na 5 osób. Ropa naftowa kosztowała wówczas 9$ za baryłkę. DZIEWIĘĆ, nie dziewięćdziesiąt!! Również faktem jest to, że w ciągu następnej dekady podrożała do 145$, czyli aż ponad 15 razy. To jednak JEDYNY taki przypadek w historii. Wystarczy wziąć pod uwagę dłuższy okres, by przekonać się, że dzisiaj nam tankowanie samochodu wcale nie wychodzi drożej, a wręcz znacznie TANIEJ niż poprzednim pokoleniom.
Najpierw trzeba oczywiście założyć, że porównujemy różne epoki w tym samym kraju, bo nie jest żadnym odkryciem, że w Ameryce zawsze było taniej niż w Europie, albo że Niemcy są bogatsi od Polaków.
Zacznijmy od USA.
1938r. Minimalna płaca = ćwierć dolara za godzinę, cena galona benzyny = 10 centów. Godzina pracy kupowała nam 2,5 galona, zaś podstawowy Ford przejeżdżał na galonie 22 mile, czyli za godzinę pracy jechało się 55 mil.
1958r. Minimalna płaca = 1$/h. Galon benzyny regular – 0,3$. Czyli nieco ponad trzy galony za godzinę pracy, podczas gdy ekonomiczność Forda pogorszyła się do 15 mil na galon. Zarabiało się więc, w przeliczeniu na jazdę, podobnie jak przed wojną – jakieś 50 mil na godzinę (fajna jednostka zarobków, swoją drogą!!).
2013r.: Minimalna płaca = 7,25$ za godzinę. Galon regular – 3,47$. Czyli nieco ponad dwa galony za godzinę – rzeczywiście mniej niż 60 lat temu. Trzeba jednak pamiętać, że dzisiejszy, dwulitrowy Focus z USA przejeżdża na galonie 45 mil, więc zarabia się aż 90 mil jazdy na godzinę!! Dopiero jeśli kupimy wielkiego Explorera (20 mpg) zarobki spadną do 40 mil jazdy na godzinę pracy. Ale nie można bezpośrednio porównywać ogromnego SUVa do przedwojennego, podstawowego sedana – w latach 30-tych lekkie ciężarówki też spalały o wiele więcej niż popularne auta osobowe.
Teraz Niemcy:
1938r.: Robotnik zarabiał pół Reichsmarki na godzinę, czyli 120 marek na miesiąc (tydzień pracy trwał bowiem aż 60 godzin – to też wypada wziąć pod uwagę!!). Cena litra paliwa wynosiła 0,4 Reichsmarki, czyli można było kupić 300 litrów za pensję. Dwusuwowe DKW spalały jakieś 8-10 litrów (plus olej, który tutaj pomijamy), czyli daje nam to 3-3,5 tys km za miesięczny zarobek.
1960r.: Średni dochd = 500 DM na miesiąc. Litr benzyny – 0,60 DM, czyli 833 litry paliwa za pensję. “Garbus” również potrzebował niewyjętą dychę na setkę, daje to już jednak jakieś 8300 km za miesiąc pracy – postęp jest spory.
2012r.: Dochody Niemców to średnio 2416€ na miesiąc. Litr benzyny kosztuje 1,6€, czyli mamy 1510 litrów za pensję. Co do zużycia paliwa, to w tanich autach (o takich cały czas mówimy) naprawdę nie wychodzi ono ponad 6 litrów, czyli mamy do 30 tys. km za miesięczny dochód!! DZIESIĘĆ RAZY TYLE CO PRZED WOJNĄ I PRAWIE CZTERY RAZY TYLE, CO W 1960R.!!
Wreszcie Polska:
W 1930r. robotnik zarabiał nominalnie jak w III Rzeszy, czyli 120 zł. Jednak paliwo kosztowało nie 40 groszy, a 60-80 (w zależności od roku i regionu – im dalej od galicyjskiego zagłębia naftowego, tym drożej). 150 litrów za pensję – jak Wam się to widzi? Dla formalności dodam, że Polski Fiat 508 nie przejechałby na tym 2000 km.
W 1975r., w tzw. “złotej epoce Gierka”, benzyna kosztowała 6,50zł – nawet nominalnie było to drożej niż dziś. Przeciętna pensja wynosiła 2235zł. 343 litry kupione za miesięczny zarobek pozwalały przejechać “Maluchem” jakieś 5700 km, ale jakimkolwiek innym autem – znacznie mniej (pamiętajmy, że “Maluchy” były trudno dostępne w oficjalnej dystrybucji, a na wolnym rynku ich ceny były sześciocyfrowe!!).
Jak to jest dzisiaj, niech każdy policzy sobie sam, dla swoich zarobków i swojego zużycia, bo “średnie” i “minima” wywołałyby zbyt wiele niezdrowych i całkiem offtopowych emocji. Aha, przypomnę jeszcze, że dziś mamy do dyspozycji LPG, o którym dawniej nikomu się nie śniło i które jest o połowę tańsze od benzyny…
Tak mówią suche liczby, które każdy może sobie z łatwością wygooglować. Na koniec powtórzę jeszcze raz: Nie twierdzę, że w krótszych, kilkuletnich okresach nie następują gwałtowne wzrosty cen paliw, które ogromnie wpływają na nasze nastroje. Owe okresy zdarzają się jednak rzadko i są przedzielone wieloletnimi przerwami, w trakcie których wzrost zarobków oraz poprawa sprawności energetycznej silników z nawiązką wyrównują relatywnie rzadkie szoki cenowe. To tylko ludzka psychika, reagująca znacznie silniej na mocne, negatywne bodźce niż na łagodny, pozytywny trend, kształtuje nasze poglądy. To tyle w temacie “wiecznie drożejącego” paliwa, “starych, dobrych czasów” i “teorii peak oil”
Foto tytułowe: public domain
(post z klasycznie.eu, 25.I.2014)
Hmmm…
Do kompletu nalezałoby jeszcze uwzględnić koszty podstawowego serwisu (typu wy miana podstawowych rzeczy eksploatacyjnych np kiedyś świece i palec a dzisiaj katalizator i dpf…)
Albo diagnostyka: lampa strobo vs sesja na kompie diagnostycznym
Post jest wyłącznie o cenach paliwa, bo na to najbardziej ludzie narzekają.
A co do reszty, do jest sprawa do dyskusji. 50 lat temu olej zmieniało się co 3-5 tys. km (przed wojną czasem nawet co 800 – dziś tankuje się rzadziej), świece, paski itp – co 8-10 tys. Mało który silnik robił do tego 100 tys. do remontu (przed wojną – 50), chyba że w Mercedesach albo amerykańskich V8-mkach. A karoserie po 8-10 latach łamały się na pół. Ale tych rzeczy faktycznie nie liczyłem, trzeba by dokładnie sprawdzić.
Tylko kto przed wojną robił przebiegi po 50-100tys?
Kolejna statystyka: przeciętny dystans przebywany autem w kolejnych "epokach" motoryzacyjnych (i jego koszt).
Doskonały pomysł. Ale w tym momencie nie mam materiałów. Czekaj, mam – Witold Rychter pisał, o ile pamiętam, że w 3 lata zrobił Chevroletem 50 tys. I auto było do gruntownego remontu.
Stosunkowo najłatwiej było samochodziarzom w latach 80-tych i 90-tych, i dlatego wielu ludzi wzdycha dziś do przeszłości – bo te czasy pamiętają. One były jednak dość wyjątkowe (co opiszę kiedyś w serii Automobilowa Czasoprzestrzen). Obecny wzrost kosztów postrzegalbym raczej jako powrót do długofalowej średniej.
no szału nie ma… w przybliżeniu jestem dziś w epoce Gierka. Nie ja jeden, w większości prowincjonalnej Polski taki jest poziom realnych dochodów. I wiem dobrze, że poziom życia itd,itp i znam te statystyki, porównania, ale w tym konkretnym tak to właśnie wygląda.
o ile uda mi się załączyć obrazek, poniżej porównanie ile za miesięczne dochody można pokonać km (dane 2012)
Wiem doskonale, że indywidualne przypadki nader często wyglądają ponuro, dlatego też celowo nie przytaczałem dzisiejszych “średnich”. W poprzednich epokach i innych krajach też nie brakowało i nie brakuje ludzi odstających od podawanych tutaj wartości. Artykuł ma jedynie ukazywać trend ogólny, a nie żaden konkretny przypadek. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego!!
P.S. Obrazek niestety nie przeszedł, ale może uda się wysłać przez formulaez kontaktowy?