OBALAMY MITY: URAŻONA DUMA

Pewnego razu, gdzieś około roku 1960, słynny już wtedy na cały świat Enzo Ferrari otrzymał reklamację. Jeden z jego klientów, bogaty biznesmen z sąsiedztwa, uskarżał się na awaryjność zakupionego niedawno egzemplarza supersamochodu, legendarnego 250GT, a konkretnie jego sprzęgła. W liście do wielkiego Il Commendatore prosił o spotkanie w celu przekazania swoich uwag i znalezienia rozwiązania. Niestety, źle trafił: znany z wybujałego ego i wybitnie nonszalanckiego, wręcz pogardliwego stosunku do klientów Ferrari kategorycznie odmówił, czyniąc przy tym niewybredne uwagi na temat branży, w jakiej działał pechowy użytkownik auta: “żaden traktorzysta nie będzie mnie pouczał, jak się buduje sportowe samochody“.

Owym klientem był oczywiście Ferruccio Lamborghini, zdolny mechanik, który od 1949r. w istocie wytwarzał ciągniki rolnicze w oddalonym o 40 km od Maranello miasteczku Sant’Agata Bolognese. Doskonale znał się na mechanice, w tym na sprzęgłach Ferrari 250 – identyczne części od tego samego dostawcy montował bowiem w swoich traktorach. Urażony obcesową reakcją postanowił pokazać Ferrariemu, co sam potrafi i rozpocząć wytwarzanie konkurencyjnych samochodów, które w założeniu miały być najlepszymi Gran Turismo w świecie. W ten właśnie sposób mityczna marka z Maranello sama wyhodowała sobie najgroźniejszego konkurenta.

Tak mówi rozpowszechniona legenda, powtarzana często przez samego Ferruccio Lamborghiniego. Jest piękna, efektowna i niesie z sobą ważny morał, tyle tylko, że… nie ma nic wspólnego z prawdą.

Przypadki renomowanych producentów samochodów, którzy własnoręcznie przyczyniali się do wyrośnięcia u ich boków groźnych rywali, zdarzały się w historii nie raz. Dwaj najgroźniejsi konkurenci Mercedesa BMW i Audi – zadomowili się na rynku dzięki jego pomocy. BMW, które początkowo nie dysponowało własną tłocznią i spawalnią, przez pewien czas zlecało produkcję nadwozi koncernowi Daimler-Benz, a także korzystało z jego rozbudowanej sieci sprzedaży. Nowożytne Audi wypączkowało z kolei z odrodzonego po wojnie Auto-Union, które przez kilka lat należało do firmy ze Stuttgartu, ale w końcu zostało sprzedane Volkswagenowi jako mało rokujące. Podobne historie znajdziemy w Ameryce: Walter Chrysler założył własną firmę po odejściu z kierowniczego stanowiska w General Motors, a potęgę tego ostatniego współtworzył William Knudsen, który wcześniej pokłócił się z poprzednim pracodawcą, Henry’m Fordem. Legenda o producencie traktorów, który rzucił rękawicę samemu Enzo Ferrari, zdaje się wpisywać w tę samą narrację i nieść podobne przesłanie: nie lekceważ ludzi na pozór słabszych, bo ich potencjał może się obrócić przeciwko tobie. Jednak w tym przypadku prawda wyglądała znacznie bardziej prozaicznie.

Ferruccio Lamborghini (przy czym “gh” wymawiamy po włosku jak “G”, nie “DŻ”, tak jak w “spaghetti“), urodził się w 1916r. Pochodził z tradycyjnej rodziny rolniczej, ale od małego interesował się techniką. Krótko po zdobyciu dyplomu inżynierii mechanicznej na uniwersytecie w Bolonii trafił do wojska i został mechanikiem lotniczym. W bazie na wyspie Rodos, gdzie stacjonowała jego jednostka, Lamborghini miał opinię złotej rączki potrafiącej naprawić wszystko w każdych warunkach, nawet przy brakach podstawowych narzędzi i części zamiennych. W 1945r. został na rok wzięty do niewoli przez Brytyjczyków, a niedługo później rozpoczął produkcję ciągników rolniczych, na które popyt w tuż-powojennej Europie był ogromny. Traktory były składane z części pozyskiwanych z kupowanego za bezcen, demobilizowanego sprzętu wojskowego.

Fabryka traktorów przyniosła Lamborghiniemu majątek i autorytet w okolicy. Szanowano go za zdolności i ludzkie traktowanie innych – w przeciwieństwie do wielu przedsiębiorców on nie był wyniosły, nie patrzył na nikogo z góry, a gdy było trzeba, sam podwijał rękawy i zabierał się do pracy warsztatowej (oczywiście nie na co dzień, ale np. gdy chciał coś zmienić w procesie produkcyjnym, albo objaśnić pracownikom, co według niego robią źle). Szybko rozszerzał działalność – kolejno podejmował produkcję systemów centralnego ogrzewania, klimatyzatorów, planował też wytwarzać śmigłowce, ale tego pomysłu nie zaakceptowała rada nadzorcza firmy przekształconej w międzyczasie w spółkę kapitałową.

Nikogo nie zdziwi chyba, że Lamborghini pasjonował się też motoryzacją. Nie znalazłem informacji, czy faktycznie posiadał Ferrari 250, ale ideałem, o którym marzył, było połączenie karoserii Jaguara E-Type z włoskim silnikiem V12 i nowoczesnym podwoziem. Trudno odmówić mu tutaj racji.

Obecnie często mówi się, że “w dzisiejszych czasach liczy się tylko pieniądz“, albo że “rentowność jest ważniejsza od oryginalności“. Ostatnio na przykład na naszym automobilowo-blogerskim podwórku toczy się intensywna dyskusja na temat koncernu PSA i jego rezygnacji z zawieszenia hydropneumatycznego, opisywanej jako “triumf księgowych nad inżynierami“. Gdy czytam takie rzeczy, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że piszący je nie mają zielonego pojęcia o gospodarce (oraz o zawodzie księgowego, ale to już szczegół techniczny). Przepraszam, jeśli ktoś poczuje się dotknięty, nie mam zamiaru nikogo obrażać, ale powszechność takich opinii w dużym stop