
Pamiętacie może Gruchę z „Chłopaki nie płaczą„?
Grucha nosił różowy sweterek z nieudolnie wydzierganym wizerunkiem gruszki, będący podarunkiem od dziewczyny imieniem Andżela i własnoręcznie przez nią zrobiony. Nie była przy tym istotna estetyka prezentu, profesja i status społeczny jego twórczyni ani okoliczności, w jakich oboje się poznali: sweter był bezcenny, bo opowiadał pewną ważną dla obojga historię.
Historia była w gruncie rzeczy banalna. Jej bohaterowie, Grucha i Andżela, nie należeli do ludzi godnych naśladowania, sami zresztą wcale się na takich nie kreowali. W przeciwieństwie do Freda – gangstera-eleganta, który był takim samym, pospolitym bandytą, jednak uważał się za lepszego, bo do niewinnego i bezbronnego chłopaka strzelał założywszy drogi garnitur: „zapłaciłem 1500 baksów za to, żeby koleś, którego mam rozwalić, zapamiętał sobie dobrze jak wyglądam. Żeby opowiedział kolegom-aniołkom w niebie, że kulkę posłał mu facet z klasą. Kapujesz? A ty w swoim sweterku wyglądasz jak kmiot. Nie różnisz się od Rumuna, który pucuje mi lampy, kiedy stoję na światłach„.
„Może i ten sweter jest wieśniacki, ale taki właśnie ma być” – odpowiada Grucha – „bo mnie, w przeciwieństwie do ciebie, g…. obchodzi co myśli o mnie facet, którego mam rozwalić. Nie uważam też, żeby to k…. miało jakiekolwiek znaczenie, czy się kogoś rozwala z klasą czy bez, a poza tym nie wierzę w aniołków, reinkarnację, podwodne cywilizacje ani Świętego Mikołaja. Wiem natomiast jedno – że każdy facet, kiedy się do niego strzela z odległości kilku centymetrów, może ci zabryzgać marynarkę za 3.000 baksów!!„. Padają strzały, Fred ginie. „A historii tego swetra i tak byś nie zrozumiał” – dodaje nad ciałem byłego już kompana.
Zabytkowe samochody, podobnie jak ludzie, mają różne charaktery. Jedne przypominają garnitur Freda: lśnią świeżym lakierem i chromem, pachną cielęcą skórą i siedzą pod kloszem, żeby przypadkiem nie chlapnęło na nie błoto spod kół przygodnego traktora. Niektórzy mówią o nich – „zarestaurowane na śmierć„. Ale są też okazy przypominające różowy sweter Gruchy: łatane i szpachlowane, nie całkiem oryginalne i bez szans w konkursie elegancji, ale opowiadające barwną historię. To wcale nie musi być historia hollywoodzkiej gwiazdy, spotkania królowej Elżbiety z papieżem ani zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda – wystarczy historia przeciętnej rodziny, która na dany samochód oszczędzała latami i która potem cieszyła się nim przez dwa pokolenia. Albo historia komunistycznej Kuby, gdzie pozostawione przez Amerykanów, skrzydlate krążowniki sprzed 1959r. jeżdżą niejednokrotnie do dziś – spawane z trzech kawałków, łatane dyktą i napędzane silnikami Ład, a czasem i „Maluchów”, a mimo to dające swym właścicielom większe poczucie wolności i budzące silniejsze pożądanie niż po drugiej stronie Cieśniny Florydzkiej nowe Ferrari.
Każdy stary przedmiot opowiada nam jakąś historię, choć nie każdy człowiek potrafi to pojąć. Fred z Gruchą, mimo że działają w tej samej branży, raczej się nie zrozumieją, przynajmniej w kwestii ubioru. Podobnie samochodziarze-oldtimerowcy miewają całkiem różne wyobrażenia idealnego klasyka: niektórzy szukają garniturów za 1.500 baksów, a inni – zrobionych na drutach, różowych sweterków, nieraz wyciągniętych i dziurawych, ale żywych i autentycznych.
(więcej…)