PERŁY COACHBUILDINGU: LATAJĄCY SPODEK
Zanim zacznę, to powiem, że Tomek Raszka, autor publikowanego tu pół roku temu artykułu o egzotycznych wyprawach Tatrą T87 podjętych przez dwóch dzielnych Czechów, ów artykuł uzupełnił. Rozszerzona wersja jest dostępna pod starym adresem (bardzo zachęcam do poczytania), a jego obiecana w kwietniu druga część ma wszelkie szanse zmaterializować się niedługo. Bardzo dziękując Tomkowi za jego dotychczasową pracę trzymam kciuki za jej dalszą część. A teraz już przechodzę do dzisiejszego tematu.
Historia latających spodków to historia Zimnej Wojny. Dziwnym trafem w miarę udokumentowane przypadki pojawienia się na niebie niezidentyfikowanych obiektów latających zaczęły się mnożyć w drugiej połowie lat 40-tych. Apogeum zjawiska przypadło na kolejną dekadę, później doniesienia stały się trochę rzadsze, a od lat 80-tych dochodziły do nas już tylko sporadycznie. Co znamienne, pod względem geograficznym w owej konkurencji przodowały pustynne rejony południowo-zachodnich Stanów Zjednoczonych, głośne były też zdarzenia z pogranicza skandynawsko-radzieckiego.
Oczywiście nie trzeba Sherlocka Holmesa, by połączyć całą sprawę z rozwojem ponaddźwiękowych samolotów wojskowych, a częściowo również najwcześniejszych rakiet balistycznych – czyli techniki całkowicie obcej dla ówczesnego społeczeństwa, mogącej w istocie wywoływać wrażenie pochodzenia od pozaziemskich cywilizacji. Armie nie były oczywiście zainteresowane wyjaśnianiem sprawy szerokim masom, co tłumaczy milczenie oficjalnych czynników: teorie spiskowe mówią nawet o celowej dezinformacji prowadzonej przez specjalnie utworzone komórki wywiadu aktywnie fabrykujące “dowody” na kosmiczne pochodzenie dziwnych obiektów i świateł obserwowanych raz po raz na niebie.
My dzisiaj nie będziemy się zajmować ufoludkami ani ich pojazdami – choćby z tego względu, że one nigdy nie jeździły po drogach. Istniał jednak jeden wyjątkowy spodek – choć nazwany latającym, był wyposażony w koła i tak bliski naszym sercom silnik wewnętrznego spalania. Tak dokładnie, to owych spodków było aż pięć. Wszystkie powstały w latach 1952-53, czyli w okresie szczytowej mody na tego typu wehikuły, ale nie pochodziły ze Strefy 51 ani Półwyspu Kolskiego, a z dwóch różnych fabryk z siedzibami w Mediolanie: podwozia były dziełami Alfy-Romeo, zaś ich pomalowane krwistoczerwonym lakierem powłoki zewnętrzne – manufaktury Carrozzeria Touring Superleggera.
Disco Volante – tak po włosku mówi się “latający spodek” i tak też ochrzczone zostały opisywane prototypy. Ich prototypowość polegała przede wszystkim na nowatorskiej formie karoserii, którą przygotował słynny mediolański coachbuilder (stąd też przyporządkowanie wpisu do tej, a nie innej serii). Nie od rzeczy będzie powiedzieć dwa słowa i o nim.
Firmę Carrozzeria Touring założyli w 1926r. Felice Bianchi Anderloni i Gaetano Ponzoni (przy czym pierwsze skrzypce grał ten pierwszy). Razem postanowili oni kupić licencję na technologię autorstwa paryskiego nadwoziowca, Charlesa Weymanna, którego dzieła robiły w owym czasie furorę: były budowane na drewnianym szkielecie z poszyciem z dermy lub wręcz nieprzemakalnej (zazwyczaj) tkaniny. W rezultacie dawało to lekkość, niski koszt i specyficzny styl, który – co może wydawać się zaskakujące – w latach 20-tych stał się dość modny. Szybko jednak okazało się, że po pierwsze, takie nadwozia nie należą do trwałych, a poza tym już wtedy wszystko wskazywało na to, że przyszłość będzie należeć do struktur samonośnych – tymczasem weymanowskie, drewniano-szmaciane karoserie nie mogły się obejść bez zapewniającej sztywność, masywnej ramy stalowej.
Carrozzeria Touring równocześnie działała w przemyśle lotniczym, zdobyła więc doświadczenie w obróbce aluminium. Anderloni postanowił wykorzystać ten atut: chcąc poprawić sztywność produkowanych przez siebie karoserii, a jednocześnie zachować ich lekkość, zdecydował się na dalsze stosowanie struktury Weymanna, ale w zmodyfikowanej formie: odtąd marka Touring zaczęła być kojarzona z jedynymi w swoim rodzaju szkieletami przestrzennymi z cienkich, stalowych rurek krytych aluminiową blachą. Dobrze zaprojektowana konstrukcja pozwalała ograniczyć średnicę rurek, a co za tym idzie – obniżyć masę całości przy zachowaniu ponadprzeciętnej sztywności i – co bardzo ważne dla coachbuilderów – względnej swobody stylistycznej. Nową technologię nazwano Superleggera – “super lekka”. Technologia zadebiutowała na rynku w 1937r., a pierwszym skarosowanym w ten sposób samochodem została Alfa-Romeo 6C 2300. Zaraz potem ukazało się wyścigowe BMW 328.
Przedwojenne, sześciocylindrowe Alfy-Romeo 6C (a także ośmiocylindrowe 8C) to oczywiście temat na osobny wpis, w dodatku zdecydowanie z serii o pomnikach. Tym razem jednak będzie tylko jedno zdjęcie.
Foto: Licencja CC
,BMW 328 Superleggera
Foto: praca własna
Po wojnie, aż do zaprzestania produkcji w roku 1966r., firmę Touring prowadził syn zmarłego w 1948r. Anderloniego, Carlo. Do jej sztandarowych dzieł powojennych należą m. in. Alfa Romeo 6C 2500 Freccia d’Oro (1947), 6C 2500 Villa d’Este (1949) i Giulia GTC, Aston Martin DB, Iso Rivolta Grifo, Ferrari 166, Lamborghini 350 GT i 400 GT 2+2, Lancia Flaminia GT i Maserati 5000 GT. Dziś jednak zajmiemy się Alfą-Romeo Disco Volante.
“Latający Spodek” był przeznaczony do wyścigów samochodów sportowych. Korzystał w dużym stopniu z techniki seryjnej Alfy-Romeo 1900 – pierwszego samonośnego modelu marki, który dziś przyporządkowalibyśmy do klasy średniej, ale który w bardzo biednych Włoszech lat tuż-powojennych był prawdziwym autem luksusowym. Na potrzeby sportu podzespoły zostały jednak poważnie zmodyfikowane: żeliwny blok silnika zastąpiono aluminiowym z mokrymi tulejami cylindrowymi. 88-milimetrowy skok tłoka został zachowany, z kolei średnicę cylindrów powiększono z 82,5 do 85 mm, co podniosło pojemność do niemal równych dwóch litrów. Wyższy stopień sprężania (8,73), dwa wałki rozrządu umieszczone w głowicy i dwa dwugardzielowe gaźniki Webera pozwoliły uzyskać aż 158 KM przy 6.500 br/min – był to wynik na miarę produkcyjnych modeli XXI wieku. Do tego dochodziła czterobiegowa skrzynia z pełną synchronizacją. Prędkość maksymalna wynosiła 220 km/h. Zawieszenie opierało się na podwójnych wahaczach poprzecznych z przodu i sztywnej osi z tyłu. Hamulce były jeszcze bębnowe. Aluminiowe, szprychowe koła wyposażono w opony 6 x 16 cali.
Wróćmy jednak do karoserii. Jej projekt powstał u samej Alfy-Romeo, a jego autorami byli Orazio Satta Puliga i Carlo Chiti. Dzięki współpracy z firmą Touring – między innymi przy wykorzystaniu jej tunelu aerodynamicznego – udało się stworzyć niezwykle futurystyczne nadwozie o współczynniku Cx równym zaledwie 0,3 – w 1952 roku!! (w niektórych źródłach da się nawet znaleźć wartość 0,25, ale nie wydaje się ona wiarygodna). Warto dodać, że wysiłki twórców nie koncentrowały się wyłącznie na redukcji oporu powietrza w jeździe na wprost – podczas badań w tunelu samochód ustawiano pod najróżniejszymi kątami, dzięki czemu wydatnie poprawiono jego zachowanie przy silnym wietrze bocznym. Szerokie zastosowanie aluminium pozwoliło obniżyć masę auta do zaledwie 735 kg.
Zbudowane zostały trzy egzemplarze “Latającego Spodka” w formie odkrytego spidera. Dwa z nich poddano po roku modyfikacjom: jeden dostał sztywny, aluminiowy dach przekształcający go w coupé, zaś drugi – inny, bardziej tradycyjnie uformowany zestaw błotników, który dał egzemplarzowi przydomek fianchi stretti (“wąskie biodra”).
Nigdy nieprzerobiony egzemplarz wydaje się stylistycznie najciekawszy. To on najbardziej przypomina też latający spodek.
Foto: Cloverleaf II, Licencja CC
Łagodnie opadająca i zwężająca się tylna część z dwoma podniesionymi statecznikami w dużym stopniu tłumaczy aerodynamiczną efektywność całości. Wielki, wyścigowy wlew paliwa wskazuje na wyczynową genezę projektu.
Foto: Tony Harrison, Licencja CC
Wyraźne pochylenie ku przodowi i prześwit zwiększający się w kierunku od przodu do tyłu wydatnie ograniczają siłę nośną
Foto: nakhon100, Licencja CC
Wnętrze w znacznie mniejszym stopniu przypomina pojazd kosmitów: jak już kilka razy pisałem, to właśnie tutaj najlepiej widać, kiedy naprawdę zaprojektowano dany samochód. Tutaj kokpit pachnie wręcz latami 30-tymi.
Foto: zdjęcie prasowe producenta
A to już egzemplarz z dachem. Kształt auta określano swego czasu jako soczewkowaty – dobrze widać go zwłaszcza w rzucie od przodu oraz od tyłu.
Foto: zdjęcie prasowe producenta
Uwagę zwraca klinowato wznosząca się sylwetka (kojarzona zazwyczaj dopiero z latami 70-tymi), ekstremalnie wygięta szyba czołowa, mocno zwężona kabina, pękate błotniki kontrastujące ze zwężeniem karoserii na poziomie progów i częściowo zakryte koła (co ciekawe, z przodu w większym stopniu niż z tyłu). Harmonię psują tylko nieco zbyt duża wysokość oraz prostokątne drzwi sprawiające wrażenie nieudolnie wyciętych.
Foto: zdjęcie prasowe producenta
Z tej perspektywy nie sposób też nie dostrzec podobieństwa do późniejszego prawie o dekadę Jaguara E-Type. Czyżby inspiracja…?
Foto: zdjęcie prasowe producenta
Tutaj znów widać kształt soczewki. Łagodna linia kabiny płynnie schodząca się z błotnikami bardzo obniża opór powietrza. Uderzają za to maleńkie tylne światła w przedwojennym stylu.
Foto: zdjęcie prasowe producenta
Egzemplarz z konwencjonalnymi błotnikami był równocześnie jedynym, który kilkakrotnie brał udział zawodach w 1953r. Jego węższe i bardziej poręczne nadwozie sprzyjało użyciu na wąskich, krętych trasach wyścigów górskich.
Foto: Frank Weber, Licencja CC
Pierwotnie planowano ścigać się wszystkimi “Latającymi Spodkami”: byli nawet wyznaczeni zawodnicy, którzy mieli poprowadzić je w Le Mans 24h (Juan Manuel Fangio, José Froilán González i Franco Cortese). Do tego jednak nie doszło – cały projekt został wkrótce zarzucony.
Dwa dodatkowe egzemplarze z pierwotnego kształtu karoseriami zbudowano jeszcze w 1953r. Dostały one sześciocylindrowe, rzędowe silniki z żeliwnym blokiem pochodzące z wyścigowej Alfy-Romeo 6C 3000. Pojemność wynosiła 3,5 litra, moc – 230 KM, prędkość maksymalna – 240 km/h.
Jeden z egzemplarzy sześciocylindrowych został bardzo szybko zdemontowany, drugi zachował się do dziś w Muzeum Automobilowym w Turynie. Prototyp fianchi stretti znajduje się w muzeum braci Schlumpf w Miluzie (znanym z największej na świecie kolekcji Bugatti), dwie pozostałe czterocylindrówki (spider i coupé) – w muzeum producenta w Arese. Obie często pojawiają się na różnych wystawach i pokazach klasycznych samochodów.
***
Carrozzeria Touring działała do 1966r., ale już po 14 latach rozpoczęły się próby jej reaktywacji. Sukces nadszedł jednak dopiero w 2006r., kiedy belgijska spółka Zeta Europe BV, działająca w branży odbudowy zabytkowych aut, nabyła prawa do marki Touring Superleggera i zajęła się tworzeniem indywidualnych nadwozi korzystając w tym celu z posiadanego już warsztatu w podmediolańskiej miejscowości Rho. Oczywiście, nowe dzieła nie korzystają już z technologii Superleggera. Jako pierwsze, w czasie Concorso d’Eleganza Villa d’Este w 2008r., pokazane zostało Maserati Bellagio – czyli nadwozie kombi na bazie Quattroporte V. Potem przyszły Maserati A8GCS i Bentley Continental Flying Star, natomiast w roku 2012-tym, na Salonie Samochodowym w Genewie, zaprezentowano nową interpretację “Latającego Spodka” sprzed lat.
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Nowożytny Disco Volante jest pierwszą kreacją odrodzonej firmy nie będącą przeróbką auta seryjnego, tylko całkowicie nowym nadwoziem. A raczej – poszyciem nadwozia, bo sposób, w jaki ma powstać osiem przewidzianych do sprzedaży egzemplarzy samochodu, zasługuje na szczególną uwagę.
Zacznijmy od tego, że “Latający Spodek” bazuje na technice Alfy-Romeo 8C Competizione – modelu wyprodukowanego w zaledwie 500 sztukach (pochwalę się Wam, że w jednej z nich kiedyś siedziałem – było to podczas prezentacji w nieistniejącym już salonie Alfy w Krakowie, niestety auto było niezarejestrowane i nie dało się nim jeździć). Jako taki ma tylny napęd w konfiguracji transaxle z sześciobiegową, sekwencyjną skrzynią. 4,7-litrowe, 450-konne V8 nadaje autu prędkość 100 km/h w 4,2s, a maksymalnie rozpędza je do 292 km/h.
Jako że dawcą organów jest samochód należący do serii ściśle limitowanej, coachbuilder nie może po prostu zamówić podzespołów mechanicznych u Alfy-Romeo: to składający zamówienie klient musi dostarczyć do atelier w Rho sprawny egzemplarz 8C – a nie trzeba chyba dodawać, że są one warte fortunę – i… pozwolić pociąć go szlifierką kątową. No, może nie do końca – chodzi tylko o oddzielenie poszycia nadwozia i zastąpienie go panelami wyklepanymi z cienkiej, aluminiowej blachy. Ten proces jest przeprowadzany ręcznie: użycie tłoczników nie wchodzi tu w grę nie tylko z przyczyn ekonomicznych (amortyzacja ich kosztu wymagałaby wypuszczenia tysięcy egzemplarzy), ale też czysto technicznych – szefowie Touringa przekonują, że żadna prasa na świecie nie poradziłaby sobie np. z tylnymi błotnikami “Spodka”. Jako że struktura nadwozia pozostaje nienaruszona, przebudowa nie wpływa na poziom bezpieczeństwa (choć homologację uzyskano jedynie na podstawie symulacji komputerowych, bez prawdziwych crash-testów) ani na bliski ideałowi rozkład masy 49:51.
Głównym atutem auta ma być oczywiście jego ekskluzywność – wszak żeby poświęcić jeden z 500 egzemplarzy limitowanej serii superauta, trzeba w zamian oczekiwać czegoś w naprawdę powalającym stylu, tym bardziej, że mechanika ma pozostać niezmieniona. Dlatego każdy “Latający Spodek” otrzymuje indywidualnie kompletowane wyposażenie, kolor lakieru i unikalny wzór splotu tapicerki wykonanej z cienkich paseczków skóry przez specjalnie do tego zatrudnione tkaczki z Wietnamu (to tam wynaleziono tę jedyną w swoim rodzaju technikę).
Cena przeróbki nie jest publicznie podawana, między innymi z uwagi na niepowtarzalność każdego egzemplarza. Ponieważ jednak należy do niej dodać wartość bazy (którą wcale niełatwo kupić niezależnie od proponowanej kwoty), mówi się o łącznym koszcie od pół do całego miliona euro.
W maju 2016r. podobna oferta została skierowana do posiadaczy otwartej wersji 8C Competizione – teraz i oni mogą poczuć się wyjątkowo. Nie znalazłem jednak nic na temat wydłużenia planowanej serii Disco Volante, nie wiem więc, czy zapowiadane osiem egzemplarzy tyczy się tylko pierwotnej odmiany coupé, czy też obu razem wziętych.
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Foto: autowp.ru
Jak by jednak nie było, Disco Volante to prawdziwy kawałek Epoki Niklu przeniesiony w XXI wiek. Podobnie jak przedwojenne arcydzieła paryskich mistrzów, nie wprowadza nic nowego do mechaniki bazowego modelu. Nie zmienia odczuć z samej jazdy, a jedynie zaspokaja próżność właściciela poprzez bycie jedynym w swoim rodzaju (co jest oczywiście poparte odpowiednio wysoką ceną).
Cały wpis należałoby zakończyć jakąś uwagą o latających talerzach, ale one, od czasu zakończenia Zimnej Wojny, są już chyba passé, dlatego musiałem wymyślić coś innego – i wymyśliłem. Otóż spodziewam się, że niektórzy z Was będą się spierać, że dzieło Touringa nie jest wcale piękniejsze od “seryjnej” (?) Alfy 8C. Inni nie zostawią suchej nitki na zamawiających tego typu cacka i kierujących nimi motywach. Oczywiście, wszelkie opinie i refleksje są cenne i mile widziane, ja jednak uważam, że tym razem to nie w tym rzecz.
Nie wiem, czy w 1952r. pokolenie naszych dziadków miewało podobne rozterki w temacie pierwszego Disco Volante, ale z perspektywy czasu widzimy, że to tego typu samochody są podziwiane najbardziej. To całkiem zrozumiałe: co byśmy nie myśleli o milionerach płacących krocie za czyste fanaberie, to nie możemy zaprzeczyć, że tego typu produkty/kreacje (niepotrzebne skreślić) z powodzeniem wypełniają definicję Sztuki – są bowiem jednostkowymi przedmiotami powstałymi wyłącznie z pobudek estetycznych, w zasadzie bez baczenia na koszty. I to właśnie jest w motoryzacji wspaniałe: wszak nikt nie tworzy unikalnych, designerskich laptopów, kserokopiarek, pralek ani odkurzaczy. A samochody – będące w swej istocie podobnymi przedmiotami użytkowymi – wciąż jeszcze owszem. W obliczu często prowadzonych tutaj dysput o schyłkowości indywidualnej motoryzacji, ta prosta myśl bardzo mnie pociesza. Mam nadzieję, że tak pozostanie dopóki żyć będziemy my – pasjonaci automobilizmu.
Foto: zdjęcie prasowe producenta
Foto tytułowe: zdjęcie prasowe producenta
Piękne! Obydwa, stary i nowy.
Disco volante wpłynął/wpłynęła wyraźnie, moim zdaniem, na stylistykę późniejszych samochodów innych włoskich stajni stylistycznych. Na przykład taki Jaguar Supersonic z 1953-go zrobiony u Ghia:
https://www.classicdriver.com/en/article/cars/what-happens-when-jaguar-xk120-goes-supersonic
A nawet i późniejszy Aston Jet z 1960 Bertone:
http://www.supercars.net/blog/1960-aston-martin-db4-bertone-jet/
Ale może była to po prostu wspólna dla wszystkich projektantów fascynacja aerodynamiką i lotnictwem, wzięta wprost z II Wojny Światowej, zimnej wojny i rozwoju odrzutowców. Może po prostu Disco Volante była tylko był pierwszy.
Będąc u rodziców mam bardzo słaby internet. Zanim fotka się załaduje zdążę przeczytać spory kawałek artykułu. Zwykle przeczytam 1 – 2 akapity zanim zgadnę o czym mowa. Tym razem sam tytuł wystarczył, żebym wiedział, że chodzi o alfę 😉
Przepraszam – wiem, że nie jestem kreatywny w kwestii tytułów…
Cudowne kreacje. Dorzucam parę zdjęć tych tylko wspomnianych:
http://pho.to/AQ5pa
Villa d’Este na żywo robi piorunujące wrażenie. W zasadzie to wszystkie robią 🙂 .
Wracając do Disco Volante to z jednej strony szkoda, że nie miały okazji się wykazać w wyścigach, ale z drugiej strony być może dzięki temu wciąż jeszcze mamy okazję je podziwiać. To jest właśnie problem z tego typu wyjątkowymi pojazdami. Z jednej strony chcesz je pokazać światu jak również wykorzystać wspaniałą zazwyczaj w takim wypadku mechanikę, ale nawet mały błąd może sprawić, że nagle wszystko przepadnie. Czasami się cieszę, że nie muszę podejmować takich decyzji.
W Villa d’Este raz byłem, w 2010r. To tam cyknąłem m. in. powyższe zdjęcie BMW 328 Superleggera.
Oczywiście, że tego typu cacka nie służą raczej do ścigania. To typowe dzieła sztuki, ze wszystkimi cechami.
(Juan Manual Fangio, José Froilán González i Franco Cortese) . Wychodzi na to że ten pierwszy miał nazwisko pochodzące od skrzyni biegów :))))
Ja tak nie do końca na temat.. w Alfach zawsze fascynowały mnie felgi. Nie znam innego przypadku, żeby oryginalny wzór felgi tak genialnie komponował się z linią auta i nie pasował kompletnie do żadnego innego.
Ostatni akapit – chylę czoła. Genialnie ujęte.
Włosi zrobili latający spodek a Japońce kilkadziesiąt lat później prawdziwe UFO,
Co do felg to faktycznie wizualnie pasują nie tylko do Alf pasują również do sufitu…
http://www.forum.alfaholicy.org/zalacznik/hyde_park/86893d1361706253-lampa_pokojowa_sufitowa__stylu_cuore_sportivo-p1060631.jpg
Ups, moje pierwsze skojarzenie to była nerka BMW a nie dekolt Alfy 🙂
W kwesti podobieństwa spodka do Jaguara E gdzieś czytałem, ze ten wywodził sie z D, ktory to ponoć miał jeden z najlepiej opracowanych aerodynamicznie ksztaltow a fizyka jest jedna (chociaż w przypadku rysowanych od ekierki Citroena BX i Volvo 850 mówi sie o cx poniżej 0.3).
Swoją droga przy superlaggerze zawsze myslalem ze wregi słuzyły tylko do nadania kształtu poszczególnym blachom natomiast wytrzymałościowo wiele nie wnosiły, technologia podobna jak przy betonowych jachtach.
W przypadku współczesnych samochodów poszycie maski i błotników prawie nie wpływa na pochłanianie energi, moim zdaniem obliczenia dla obliczen. Inna kwestia, ze sa tacy, którzy uważają ze wyniki obliczeń sa bliższe seryjnemu pojazdowi niż rozbijanie prototypów (technologia).
I jak widac na samonosnej platformie tez można zbudować indywidualna karoserie:)
hmm, ja mimo ze nie lubie nowoczesnosci to musze powiedziec ze ta nowa wersja spodka bardziej mi sie podoba, choc stary spodek w wezszej wersji z odkrytymi kolami tez niezle wyglada, ale ten z zakrytymi to juz pokracznie, jak jakas amfibia, nie mowiac juz o tej z dachem bo to juz wogole straszne, no ale mi sie wogole pontonowe ksztalty nie podobaja
co do przerabiania jednego z 500 egzemplarzy na cos innego to doprawdy calkowicie poroniony pomysl.. juz na prawde nie dalo sie znalesc nic popularnego do czegos takiego?
pytanie jeszcze jak wyglada taka przerobka dokladnie – tzn czy demontuja caly uklad napedowy, zawieszenie i uklad kierowniczy ze starej budy i zakladaja do nowej? (to jeszcze mozna przezyc, zostaje kompletna orginalna buda ktora niedosc ze mozna sprzedac, to w razie czego przerobka jest odwracalna, albo mozna tez kupic rozbitka, czy faktycznie wyrzynaja cale nadwozie ze starej plyty podlogowej i do niej dospawuja nowe tworzac taki ulep za kosmiczne pieniadze i niszczac bezpowrotnie jeden z unikatowych egzemplarzy
Oni tylko odcinaja poszycie od szkieletu nadwozia i dospawuja nowe. Nie wiem, czy z rozbitkiem to by się mogło udać – na pewno nie przy uszkodzonej strukturze nadwozia. Poza tym nie wiem, czy rozbitki sa dostępne – wszystkich egzemplarzy było 500 i one raczej nieczęsto wyjeżdżaja na drogi.
A czy ne dałoby się znaleźć czegoś popularniejszego…? No przecież cała idea polega na maksymalnej ekskluzywności: “mnie stać na to, żeby zniszczyć model limitowanej serii i przerobić go na serię limitowana do kwadratu!!”.
etam, cwiarteczke sie wspawa a poszycie wszystko ukryje i nikt nie zauwazy 😉
zartuje bo skad wziac cwiartke 😉 ale skoro robia blachy poszycia to jest to duzo dalsze stadium umiejetnosci niz odbudowa z ogolnodostepnych czesci ktora robi wiekszosc warsztatow blacharskich, wiec wydaje mi sie ze to jest wlasnie najlepsza alternatywa dla rozbitka do ktorego zadnych czesci niema, a wbrew pozorom bogacze potrafia rozbijac sie wszystkim 😉
Oni klepia ręcznie to poszycie, na drewnianych formach. Ten fach już prawie zaginał, ale jak widać, dało się jeszcze paru specjalistów znaleźć.
O ile mi wiadomo, to jest zmiana w mechanice nowożytnej Disco i jest nią inaczej zestrojone niż w 8C zawieszenie. Może ktoś zna więcej szczegółów?
Nie znalazłem nic na ten temat ani w artykułach polskich / amerykańskich / włoskich, ani też w podstawowych źródłach typu Wiki.
Jeremy Clarkson o tym mówi w TG S21E04 (filmik na YT o identyfikatorze DxF9vFJezRA). Zrobili bardziej miękkie zawieszenie i wymienili cały układ wydechowy.
Dobrze wiedzieć, artykuły, które czytałem, nie wspominaja o tym. Do zmiękczenia wystarczy wymienić sprężyny i amory, bez wielkich zmian w konstrukcji. Wydech też raczej nietrudno podmienić. W każdym razie podałeś istotne uzupełnienie – dzięki!!
Właśnie – Clarkson ! Racją jest, że wymiana amortyzatorów i sprężyn czy wydechu nie wymaga większych zmian. Cieszy za to fakt, że Touring podszedł do sprawy kompleksowo dopasowując te elementy do charakteru Disco. Ze słów Jeremiasza wynika, że Włosi dali radę 😉
ekhm, najmocniej przepraszam ale pozwole sobie zburzyc teorie cyt.: “I to właśnie jest w motoryzacji wspaniałe: wszak nikt nie tworzy unikalnych, designerskich laptopów, kserokopiarek, pralek ani odkurzaczy.”
Zeby daleko nie szukac, pierwszy link z google: http://techtrendy.pl/gid,15843217,img,15843915,title,Najdrozsze-komputerowe-myszki-swiata,galeria.html?ticaid=617f68
Jak widac mozna nawet zrobic coachbuilding myszki komputerowej 🙂
Jak dla mnie, grupa docelowa tej alfy jest taka sama jak tej myszki.
A tego typu przerobki mozna znalezc wsrod innych najzwyklejszych w swiecie produktow.
Kto bogatemu zabroni.
A wracajac do wpisu… szczerze mowiac tak jak nigdy nie szalalem za stylistyka E-type’a, tak ta Alfa rowniez nie robi na mnie pozytywnego wrazenia. I podobnie jak benny’emu bardziej podoba mi sie ta nowozytna, mimo mojego zgrzybialego gustu (mi tez z reguly bardziej podobaja sie starsze samochody niz te nowsze 😉 ).
Gdzie Ci się nick zgubił…? 😉
Samochody nie są oczywiście jedynym designerskim produktem na świecie, ale wyróżniają się pod tym względem.
E-Type jest dla mnie zjawiskowy, ale jako roadster. Coupe jakieś mało proporcjonalne wyszło. z Disco Volante jest tak samo.
hmmm… od czasow kiedy ziemia byla plynną masą uzywam tego nicka na automobilowni 🙂
Nie wiem OCB, moze nie zalapalem ?
A co do E-type’a, to do tej pory mimo ze mi sie nie podobal, to docenialem go za wyjatkowa stylistyke, ktorej nie dalo sie pomylic z zadnym innym autem.
Niestety, po Twoim wpisie poznalem ta przerobiona Alfe i resztki szacunku do stylistyki E-type’a stracilem 🙂
No mnie się pojawiasz jako “Anonymous”. Ale wiem, kim jesteś i jeśli chcesz, mogę wyedytować 😉
Jeśli “desajnerski” oznacza tyle, ze służy przede wszystkim do okazywania zasobności portfela i ogólnego statusu właściciela to zgoda, dzisiaj jest to najbardziej rozpoznawalny symbol. Ale kariera broni czy ubrań w tej roli jest wielokrotnie dłuższa;)
Można to tak rozumieć, chociaż mnie trochę boli, że piękno jest dzisiaj kojarzone głównie z ostentacja. Ale niestety takie sa fakty – podobne przedmioty bardzo czesto kupuja nuworysze.
Skadinad sprawa wyglada trochę inaczej w przypadku oldtimerów – one nie interesuja dyletantów, bo wymagaja zbyt dużo zachodu i serca. Komu zależy na efekciarstwie, kupi raczej Rollsa od Mansory, a prawdziwe zabytki zostawi prawdziwym pasjonatom. Oraz, oczywiście, spekulantom – ale to już jest nie do uniknięcia.
a mi się ta nowa nie podoba i wolałbym, żeby nie psuto “zwykłej” 8C… zawsze będzie trochę łatwiej mi ją kupić w przyszłości 😉
Nikt w komentarzach jeszcze nic nie wspomniał o nowej Lancii Stratos. To ja zacznę. Mi się podoba, ale chętnie przeczytam i inne opinie 😉
Trudno wyrazić pełną opinię bez poznania jej osiągów w błocie i na szutrze. Filmik z pokonywaniem hopek też by się przydał. Wygląd mocno nawiązuje do pierwowzoru, pomimo to jest… nudny. Brakuje tu futurystycznej dzikości i szaleństwa. Moje pierwsze wrażenie – ładny Lotus :p
Odchodząc od Lanciowego OT, Latający Spodek jest piękny. Kilka detali może i nie pasuje, za to nadrabia brzmieniem nazwy. Disco Volante…
No bo to właśnie sa Włochy. Przyczytaj sobie powoli na głos “MASERATI CAMBIOCORSA”. Albo “LANCIA FLAMINIA ZAGATO”. Abo cytowane już “FERRARI BERLINETTA LUSSO”…
Fakt – jest to auto (moim zdaniem) nienadające się do tego do czego oryginał był wręcz stworzony. Ale wygląda pięknie.
Do przykładów podanych przez Szczepana dodałbym tak niewyszukaną, a pięknie brzmiącą nazwę “quattroporte”. Swoją drogą nawet takie “cinquecento” brzmi fajnie. Albo “centoventisei” 😉
Rzeczywiście – nowa Disco Volante jest zjawiskowo piękna. Ale z tym autem jest jak w dowcipie o nowych ruskich, kiedy jeden mówi do drugiego:
– Patrz Wania jaki piękny krawat kupiłem. Czysty jedwab, a dałem za niego pięć tysięcy dolarów!
– Durak! Ja wiem gdzie można takie kupić za dziesięć tysięcy!
Kiedyś był na Jalopniku artykuł o tym jak jeździ się na codzień Alfą 8C. No i niesety konkluzja była taka, że zwykła jazda tym wozem to katorga: ciasno, ciasno, ciasno, głośno, twardo, niska widoczność, niskie podwozie i miejsce na bagaż wielkości półlitrowej butelki. No ale Alfa 8C to jest właśnie krawat za dziesięć tysięcy…
Tak jeszcze przy okazji – oglądałem pare lat temu stronę producentów nowej Disco Volante. Robią też Ferrari Berlinettę Lusso – jest przepiękna. Wygląda jak godny następca 456 GT.
Supersamochodami zazwyczaj jeździ się fatalnie – ich sens polega na czymś innym. Dlatego ja nigdy nie marzyłem o Veyronie albo Rollsie, tylko o Gran Turismo, i to niekoniecznie tych znajwyższej półki, ale przede wszystkim o tej o oczko poniżej dachu. Nimi jeździ się bosko.
PS. Zapomniałem dodać – Ferrari Berlinetta Lusso by Touring jest zjawiskowa. Zgadzam się w całej rozciagłości.
Ostatni akapit wpisu to, moim zdaniem, fenomenalne zamknięcie tematu – aż się trochę wzruszyłem.
Fenomenalne nagromadzenie piękna jeżdżącego w komentarzach 🙂 Włoska motoryzacja ma w sobie to coś, to coś z zakończenia wpisu.
Pozdrawiam 🙂
No jestem bardzo ciekawy- jak tam Touringowi się spina ten biznes przeróbkowy. Wydaje się, że maksymalna luksusowość to chyba bardzo dobra droga dla takiej małej firmy nadwoziowej- większość z coachbuilderów już była wyzionęła ducha (cytat), albo przeszła pod skrzydła dużych koncernów (najgorzej na tym chyba wyszedł Alfredo Vignale- zapewne jego doczesne szczątki są już w proszku od ciągłego przewracania się w grobie przy każdym wypuszczanym Mondeo.
Niemniej- ciekawe czy ta touringowa ekskluzywność-max jest wystarczająco popularna, żeby się utrzymać na rynku.
P.S. Anonymusie! Ujawnij się, zanim cię zlustrują! 😉
Trochę późno ale chyba bardzo w temacie ,wpadło mi w oczy całkiem przypadkiem.
Być może komuś się spodoba…
https://www.youtube.com/watch?v=v53s3lq1CCc
Dzięki!!
Chyba muszę rozszerzyć szukanie informacji do artykułów o przeszukiwanie YT.