PERSPEKTYWA INSIDERSKA: Electronic!!
Jeśli należycie do pokolenia, które z okazji Pierwszej Komunii dostawało najczęściej elektroniczny zegarek z melodyjką, czytając ten wpis na pewno się uśmiechniecie. Od lat 80-tych, które rzeczonej generacji wydają się być zupełnie niedawne, w istocie dzieli nas już trzydzieści lat. By uświadomić sobie, jak bardzo zmienił się w tym czasie świat, przypomnę kilka wydarzeń roku 1984. Amerykański prezydent Ronald Reagan wypowiedział wtedy słowa o wieczystym wyjęciu ZSRR spod prawa i mającym się rozpocząć za pięć minut zmasowanym jego bombardowaniem (po chwili uspokoił, że była to tylko próba mikrofonu). W rzeczonym ZSRR władzę obejmował Konstantin Czernienko. Liechtenstein przyznał prawa wyborcze kobietom (jako ostatnie państwo w Europie). W Polsce zamordowano księdza Popiełuszkę. Naukowcy ogłosili odkrycie wirusa HIV. Do zachodnich kin wchodziły m. in. „Niekończąca się opowieść” i „Gliniarz z Beverly Hills”, a do polskich – „Akademia Pana Kleksa”. Zimowe igrzyska olimpijskie zorganizowało jugosłowiańskie Sarajewo, zaś letnie (zbojkotowane przez cały blok komunistyczny, w tym Polskę) – Los Angeles. Debiutował zespół Modern Talking, a Madonna wydała album „Like a Virgin”. Karierę rozpoczął młody, obiecujący koszykarz, Micheal Jordan. Na rynku pojawiła się nowa gra komputerowa – Tetris. W White Plains w stanie Nowy Jork urodził się Mark Zuckerberg, zaś w moim rodzinnym Krakowie – Robert Kubica.
Dla automobilizmu był to wspaniały czas. Stosunkowo niedawny kryzys naftowy wyszedł branży jedynie na zdrowie, ukierunkowując jej rozwój na efektywność energetyczną i przestrzenną. Mógłbym długo wymieniać modele samochodów, jakie świat miał okazję podziwiać w 1984r., ale dziś chciałem się skupić na jednym, a dokładniej, na pewnej jego wersji – Renault 11 Electronic. Słowo Electronic jako wyróżnik specjalnej edycji modelu – czy samo to nie wywołuje już u Was uśmiechu…?
Renault 11, czyli trzy- lub pięciodrzwiowy hatchback dzielący technikę oraz przednią część karoserii z sedanem R9, był obecny na rynku w latach 1981-89. Jego poprzednikiem był zapomniany dziś nieco model R14, zaś następcą – doskonale znana i u nas 19-tka (LINK). Samochód jako taki nie wyróżniał się specjalnie, ale rzeczona edycja Electronic zapisała się pierwszą w seryjnym samochodzie francuskim (i jedną z pierwszych w Europie) CIEKŁOKRYSTALICZNĄ DESKĄ ROZDZIELCZĄ.
Na początek podam kilka faktów o samym modelu. W ciągłej sprzedaży elektroniczny kokpit dostępny był jedynie w topowej wersji TXE Electronic (1,7l, OHC, dwa gaźniki, 82 KM), ale prócz tego trafił on też do limitowanej do 4500 egz. serii bez liter TXE, bazującej na skromniejszej odmianie TSE (1,4l, OHV, 68 KM). Tę można było kupić wyłącznie na trzech wybranych rynkach (francuskim, austriackim i włoskim), tylko z karoserią 5-drzwiową i jedynie w dwóch kolorach: szarym metallicu lub niebieskim, przypominającym indygo (dygresja: noszę się z zamiarem napisania artykułu o kolorystyce samochodowych nadwozi na przestrzeni epok, lata 80-te są tutaj chyba najciekawsze).
Seria limitowana kosztowała w swej ojczyźnie 65800 FF, a 1,7-litrowa TXE Electronic – 76400. Dla porównania, za R11 GTL z tą samą 1,4-ką i konwencjonalnym zestawem wskaźników liczono 59800, różnica wynosiła więc tylko 10%. Interesująco wygląda przy tym zestawienie elementów wyposażenia oferowanych w pakiecie z elektroniczną deską rozdzielczą: znajdowały się tam m. in. dywaniki na podłogę (przednie i tylne – co za szał!!), kieszenie w drzwiach przednich, lusterko kierowcy ustawiane z wnętrza (ręcznie, rzecz jasna), miejsce i okablowanie pod montaż radia z dwoma głośnikami, zagłówki w fotelach przednich, czy też wycieraczka szyby tylnej. Nie było żadnych dodatkowych opcji – jedyny wybór dotyczył koloru lakieru.
1,7-litrowy TXE Electronic mógł się pochwalić znacznie lepszym standardem: były tam do dyspozycji spryskiwacze i wycieraczki reflektorów, przeciwmgielne halogeny, alufelgi, system stereo z 6 głośnikami, elektrycznie podnoszone szyby przednie i elektrycznie ustawiane lusterka, a opcjonalnie – szyberdach i klimatyzacja. Ten model dało się też kupić w wersji trzydrzwiowej, której nikomu nie przyszło do głowy nazywać coupé. Nawet marketingowcom. Przejdźmy jednak do rzeczy – ciekłokrystalicznej deski rozdzielczej.
Foto: skan z materiałów producenta, udostępniony dzięki uprzejmości autoArchiwum
Foto: http://en.autowp.ru/
W jej centrum znajdował się główny panel z cyfrowym szybkościomierzem. Nad nim – poziomy pasek wskazujący obroty, bądź, jeśli kierowca tak wolał, drugi raz prędkość, przy czym skala była tu zmienna (kończyła się na 90 lub 180 km/h). Pionowy słupek z lewej strony szybkościomierza miał aż trzy funkcje: po włączeniu zapłonu wskazywał poziom oleju, w czasie jazdy – temperaturę wody, na żądanie mógł też mignąć ciśnieniem oleju. Z prawej strony widoczny był stale stan paliwa z lampką rezerwy obwiedzioną konturem dystrybutora – to drobny, ale specyficzny dla epoki szczegół. Tyle co do głównego panelu. Po jego bokach były jeszcze dwa inne. Lewy zawierał rząd lampek kontrolnych (światła mijania, drogowe, pozycyjne, awaryjne, hamulec postojowy i ssanie), oraz czerwony wyświetlacz komunikatów o kłopotach – braku płynu hamulcowego, płynu spryskiwacza, ładowania, zużyciu okładzin hamulców i przegrzaniu silnika (nie było przy tym mowy o "szukaniu autoryzowanego serwisu"). Prawy zwał się z kolei „komputerem pokładowym” i miał cztery tryby pracy. W każdym z nich pokazywał po dwie informacje: pozostałą ilość paliwa w litrach / zasięg do tankowania; zużycie paliwa chwilowe / średnie; średnią szybkość / przebyty dystans; wreszcie temperaturę zewnętrzną / czas jazdy. Na postoju, przy włączonym zapłonie, „komputer” zmieniał się w rozpowszechniony wówczas check-panel – kontur samochodu widzianego z góry, na którym odpowiednie lampki ostrzegały o otwarciu drzwi lub awarii oświetlenia zewnętrznego.
Ów kolorowy show był tylko połową atrakcji – drugą stanowiło 19 komunikatów werbalnych wypowiadanych przez syntezator mowy rodem z wczesnych automatów do gier. Syntezator ten „znał” cztery języki i miał dwa poziomy głośności (ciszej do 15 km/h, głośniej powyżej). Na żądanie powtarzał ostatni komunikat, umiał też samoczynnie ściszyć radio, gdy chciał coś powiedzieć. Założę się, że zgodnie z prawem Murphy’ego najbardziej gadatliwy stawał się w momencie nadawania informacji o ruchu drogowym – być może to z tego powodu większość użytkowników całkowicie wyłączała komunikację głosową. Zresztą, by ich zrozumieć, wejdźcie sobie na YouTube, wpiszcie „Renault 11 Electronic” i pooglądajcie kilka pierwszych filmików, a potem pomyślcie, że musielibyście słuchać takiego francuskojęzycznego pseudokosmity w czasie każdej jazdy („żadna z monitorowanych funkcji nie wykazuje odchyleń od normy”).
Ówcześni testerzy – w tym polscy, z „Motoru” – chwalili też takie innowacje jak sterowanie radiem umieszczone przy samej kierownicy oraz elektroniczny „klucz” na podczerwień otwierający auto na odległość. Ale to już są rzeczy niezwiązane z samym kokpitem.
Czytając owe testy człowiek jeszcze dobitniej uświadamia sobie, jak wiele czasu minęło od tamtej pory. Ówcześni dziennikarze, dla których narzędziem codziennej pracy nie był komputer, a notes i maszyna do pisania, krytykowali np. wielofunkcyjne wyświetlacze, które trzeba samemu przełączać by zobaczyć wybraną informację, albo „mylące”, słupkowe wskaźniki, w których poziom danego parametru określa rząd jaśniejszych diod przysłaniających ciemniejsze – ja dzisiaj nie wyobrażam sobie bardziej intuicyjnego sposobu pokazania np. poziomu paliwa. Narzekali, że w R11 trzeba na każdym kroku „uczyć się nowego”, albo że podwójne wyświetlanie szybkości jest dezorientujące (jak dla mnie, faktycznie dezorientująca mogłaby być tylko owa przełączana skala szybkościomierza).
W tamtym czasie nie tylko dziennikarze, ale też i klienci podeszli do ciekłokrystalicznych kokpitów ze sporą rezerwą. Z perspektywy 30 lat trzeba jednak stwierdzić, że kilka rozwiązań z tego i podobnych modeli stało się wkrótce standardem. Jakkolwiek szybkość i obroty nadal wolimy odczytywać analogowo (coś chyba jest w mechanicznych wskazówkach, które mówią nam wszystko samym swym położeniem, bez angażowania mózgowego ośrodka przetwarzania symboli), to słupkowe wskaźniki paliwa i temperatury, komunikaty sygnalizujące problemy techniczne, wielozadaniowe wyświetlacze czy sterowanie różnymi funkcjami za pomocą klawiszy na kierownicy naprawdę wyprzedzało swoje czasy. Mimo że tego typu kokpity odeszły do lamusa w ciągu najdalej dekady, na pewno nie można ich nazwać ślepą uliczką automobilowej ewolucji.
Foto: skan z materiałów producenta, udostępniony dzięki uprzejmości autoArchiwum
O, na automobilowni pojawił sie syndrom "temat na oddzielny wpis" 🙂
Na FB już był od dawna, zawsze poprzedzony słowami “cytując klasyka”. Tu ich nie ma, bo cytatu nie użyłem. Ale ja to naprawdę napiszę.
Uwielbiam te kokpity. Równie fajny był w citroenie bx wersjii digital. A Renault swego czasu mocno rozwijało syntezatory mowy model 25 i Safrane( to już lata 90) też to posiadały. Teraz wszystko idzie w stronę ekranów tft i dotykowych. Ale raczej z powodu opłacalności w produkcji..
Takich kokpitów było sporo. Tak naprawdę, to artykuł miał być o Oplu Monza, ale kolega Jakub (ten, z którym wywiad robiłem) dostarczył mi lepsze materiały o Renault. Ekrany dotykowe też kiedyś uznamy za “klimat jedynej w swym rodzaju epoki”, ale musi znów minąć 30 lat.
są jakieś dane na temat trwałości tego wynalazku? bo funkcjonalność wygląda o niebo lepiej niż np. takie Tipo DGT, które w dodatku działało jak chciało…
Niestety nie mam takich informacji…
Także uwielbiam dawne elektroniczne kokpity, szczególnie właśnie ten z Renault. Ale wolę je oglądać, niż ich używać 🙂 Do dziś pamiętam jazdę w 150 konnej Corsie A, w której był zamontowany elektroniczny licznik z Kadetta. No nic nie było widać.
Uwielbiam. U-WIEL-BIAM.
Ale ja w ogóle kocham ejtisy, nawet sobie plejlistę na spotifaju zrobiłem z samymi latami 80., głównie wczesnymi. Sentyment chyba.
Każdy uwielbia epokę swojego dzieciństwa. Ale dla nas, automobilistów, to wyjątkowe połączenie, bo lata 80-te i 90-te to najlepsza epoka w dziejach motoryzacji. Będzie w serii “Automobiliowa Czasoprzestrzeń”.
Wspaniałości, ciekawe czy jakiś trafił na nasze drogi? Dobre byłoby porównanie 11 Electronic z BX Digitem.