PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: TYLNA STRAŻ PRZEDNIA

 

Avantgarde to po francusku “straż przednia”, więc przymiotnik “awangardowy” oznacza tyle, co “pionierski”, albo “przodujący”. Logicznie byłoby więc nazwać tak pierwszą serię jakiegoś modelu, jednak w przypadku Mercedesa 190 było dokładnie odwrotnie: limitowana edycja Avantgarde pojawiła się w 1992r., czyli pod koniec produkcji. Awangardowość nie polegała tu jednak na jakichś technicznych rewolucjach, a na odważnym podejściu do estetyki. Tzn. odważnym, jak na geriatryczny naonczas koncern Daimler-Benz – bo tak w ogóle, to trudno powiedzieć, czy 190-tkę powinniśmy nazwać nowoczesną, czy może konserwatywną.

***

Mercedes to marka o nieskończenie wielu twarzach. Sam opisałem ich kiedyś pięćdziesiąt (LINK1 LINK2), a to tylko zasygnalizowanie tematu. O Mercedesie można powiedzieć właściwie cokolwiek – i będzie się to dało obronić. To ulubiona marka zarówno arabskich szejków, jak i albańskich wieśniaków, głów państw i kierowców tirów. Mercedesy to najbardziej prestiżowe pojazdy Niemiec, ale równocześnie jedne z popularniejszych (momentami nawet najpopularniejsze!!). Bywają wzorami niezawodności albo alegorią korozji, symbolem postępu albo skostnienia – co kto woli. Gwiazdy na masce miewały najszybsze supersamochody, ale też dychawiczne diesle, dla swej ślamazarności przezywane “ruchomymi wydmami”. Trudno znaleźć motoryzacyjne stwierdzenie, które nie pasowałoby do tej marki. A jednak – raz po raz słyszymy, że “Mercedes schodzi na psy“, bo wprowadza coś, co “takiej legendzie nie przystoi“.

Oburzenie fanbojów pojawia się najczęściej wtedy, gdy stutttgarcki koncern rozszerza ofertę w dół, wprowadzając np. przedni napęd, kombivany, silniki Dacii, wcześniej hatchbacki Klasy A przegrywające pojedynki z rogatą dziczyzną, a jeszcze wcześniej – kompaktowe sedany typoszeregu W201, handlowa nazwa 190.

Jak na złość malkontentom – do których sam nieraz należę – na takich manewrach firma wychodzi zwykle świetnie i zarabia miliony, które potem inwestuje w to, co tygrysy lubią najbardziej, a co niekoniecznie przynosi zyski (mimo swych niebotycznych cen). Co jednak najciekawsze, krytyka “schodzenia na psy” po jakimś czasie milknie, a obrazoburcze niegdyś modele stają się cenionymi klasykami.

Zresztą – to wszystko, co w opinii ulicy ma niby “rozwadniać image marki”, zazwyczaj wcale nie przeszkadza tradycyjnej klienteli. Tak jak od samego początku nie przeszkadzały jej trójramienne gwiazdy na taksówkach, miejskich autobusach, furgonetkach wożących marchewkę na targ albo UNIMOGach. To wszystko przeszkadza tylko tym, którzy nie tylko nowych Mercedesów nie kupują, ale przede wszystkim nie mają pojęcia kim był Karl Benz, jaką miał filozofię i jak postrzegał wynalazek automobilu, który to on, jako pierwszy w świecie, zbudował w użytecznej formie. Podpowiedź: Benz był ślusarzem-mechanikiem, utrzymywał się z wykwalifikowanej, acz fizycznej pracy w drewnianej szopie, a od swych dzieł wymagał praktyczności i solidności.

Benz – a także Daimler – zawsze produkowali szeroką gamę pojazdów. Pierwszy w świecie “ekonomiczny” powóz bez koni, który stuttgarcki koncern w swych materiałach obwołuje “pierwszym kompaktowym samochodem świata”, nazywał się Benz Velo i zadebiutował w 1894r. W Epoce Mosiądzu oferta zaczynała się od skromnych modeli 1,6-litrowych (to ledwie ponad połowa silnika Forda T!!). W latach 30-tych Daimler-Benz wytwarzał 1,3-litrowe tylnosilnikowce w cenie większych “Dekawek”, a gros produkcji stanowiły tylko nieco droższe, 1,7-litrowe 170 V. W tym kontekście prezentację “małej” 190-tki, która nastąpiła 8 grudnia 1982r., można wręcz nazwać powrotem do tradycji.

Mercedes 190 odpowiadał na energetyczno-cywilizacyjną panikę wybuchłą po kryzysie naftowym z 1973r. Był więc nieduży, a na tle dotychczasowego modelu podstawowego prezentował się wręcz mizernie. Nie oznacza to jednak ułomności.

Foto: materiał producenta

***

Pomysł i główne założenia mniejszego modelu sformułowano w 1976r. Prace zajęły sześć lat i kosztowały rekordowe dwa miliardy marek (przeliczając metodą skumulowanej inflacji – dzisiejsze 2,4 miliarda €). Aż połowę z tego pochłonęło rewolucyjne tylne zawieszenie – pierwszy w historii system wielowahaczowy.

Każde tylne koło 190-tki jest prowadzone przez pięć wahaczy, z których jeden niesie sprężynę resorującą. Daje to niespotykaną wcześniej stabilność geometrii, a więc bezpieczeństwo i komfort, przy zredukowanych rozmiarach i ciężarze. Autor konstrukcji, Manfred von der Ohe, wypróbował aż 50 różnych układów drążków – co bardzo wydłużyło i podrożyło projekt, ale też zapewniło przewagę konkurencyjną na dobre 15 lat. Ogromny koszt rozłożył się więc całkiem korzystnie.

Foto: materiał producenta

Autor: Simiprof

Z przodu zastosowano zmodyfikowaną kolumnę McPhersona (ze sprężyną zamocowaną obok amortyzatora). Hamulce były oczywiście tarczowe, z opcjonalnym ABSem. Nietypowo dla marki hamulec postojowy obsługiwała klasyczna dźwignia ręczna, pomiędzy fotelami – co krytykowali hardkorowi fani, ale co było konieczne ze względu na węższą kabinę.

Pierwsze propozycje, z nadwoziem hatchback, zostały odrzucone jako zbyt małe i zbyt rewolucyjne

Foto: materiał producenta

Ostatecznie główny stylista marki, Bruno Sacco, przygotował tradycyjnego sedana z chromowanym grillem, ale też plastikową resztą galanterii i silnie zaznaczoną sylwetką klina, robiącą bardzo nowoczesne i dynamiczne wrażenie (identyczną koncepcję zastosował później w W124 i W140). Współczynnik Cx wynosił 0,33.

Bruno Sacco (na zdjęciu) do dzisiaj twierdzi, że spośród wszystkich swoich dzieł najbardziej ceni 190-tkę – bo to ona rozpoczęła nowy rozdział historii marki i ukształtowała jej image na wiele kolejnych lat

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Testowane prototypy zakamuflowano i dla zmyłki oznaczono japońsko brzmiącym napisem USHIDO

Foto: materiał producenta

Efektywności przestrzennej i energetycznej sprzyjało użycie wysoko wytrzymałych gatunków stali, zaś o bezpieczeństwo bierne troszczyła się struktura nośna naśladująca W126, z podłużnicami w kształcie widelca. W asymetrycznym, 40-procentowym zderzeniu czołowym przy 55 km/h działające na pasażerów przeciążenie nie przekraczało wartości z S-Klasy.

Materiały reklamowe z lat 80-tych nie mogły obyć się bez takich ilustracji

Foto: materiał producenta

Baby-Benz, jak szybko ochrzczono W201, stanowił przełom w stylizacji Mercedesów. Jego klinowata, “plastikowa” sylwetka odrzucała tradycyjną klientelę, mimo że zachowywała główne atrybuty marki (“przedwojenny” grill ze sterczącą gwiazdą, karbowane klosze tylnych lamp, itp.). Z drugiej strony młodszym kierowcom wręcz zapierała dech w piersiach.

Take My Breath Away – ten kawałek słyszę w głowie, ile razy oglądam prasowe zdjęcia 190-tki i próbuję umieścić je w ulicznym pejzażu 1983r.

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Paleta silników była szeroka, choć rozbudowywano ją powoli. Zaczęło się od dwulitrowych, benzynowych silników z W123: gaźnikowego (początkowo zdławionego ze 109 na 90 KM, ale później wzmocnionego do 105) i wtryskowego, rozwijającego 122 KM (z pierwszym u Mercedesa mechaniczno-elektronicznym systemem KE-Jetronic, oznaczenie 190 E).

Jesienią 1983r. doszedł dieslowski 190 D (dwulitrowy, ale zupełnie nowy: rozwijający 72 KM, jak wcześniejsza 2,4-litrówka, i lepiej wygłuszony), oraz topowy 190 E 2.3 16V (170-185 KM – jak dotychczasowa 2,8-litrowa szóstka. Tę wersję wyróżniały sportowe akcenty stylistyczne, w tym tylne skrzydło).

Ten model, jeszcze przed rozpoczęciem produkcji, pobił długodystansowe rekordy prędkości na sycylijskim torze Nardò, na 25 tys. km, 25 tys. mil i 50 tys. km – jak wcześniej nasz 125p, tylko z przeciętnymi ponad 248 km/h (50 tys. km w 201h:39m:43s) !!

Foto: materiał producenta

W 1985r. paletę poszerzyły dwuzaworowy 190 E 2.3 (136 KM), 190 E 2.6 (jedyna sześciocylindrówka, 160 KM) oraz 190 D 2.5 (pięć cylindrów, 90-94 KM). Równocześnie wyposażenie zostało wzbogacone o elementy debiutującego właśnie modelu W124: 15-calowe felgi, podgrzewane dysze spryskiwacza, podgrzewane prawe lusterko i pojedynczą, mimośrodową wycieraczkę (która zastąpiła wcześniejszą – też z jednym ramieniem, ale i drugim, malutkim piórkiem przy samej osi obrotu).

W 1988r. pojawił się 190 D 2.5 TURBO (122-, a potem 126-konny, z seryjną skrzynią automatyczną i charakterystycznymi wycięciami w przednim prawym błotniku) i nowe, benzynowe 16-zaworówki – 2,5-litrowe, oferujące 195-204 KM. 190 E 2.5-16 miały jednak długi skok tłoka, utrudniający zastosowania wyczynowe – dlatego też na potrzeby sportu powstał nowy, krótkoskokowy silnik 2,5-litrowy, użyty w homologacyjnych modelach Evo i Evo II.

Evo rozwijało 195 KM (230 km/h, 7,7 sekundy do setki), jak model seryjny, ale było przygotowane do dalszego tuningu. Miało też 16-calowe felgi (to było wtedy coś!!) i ospoilerowanie. Wyprodukowano 502 egz.

Foto: materiał producenta

Evo II z 1989r. oferowało 235 KM (250 km/h, 7,1 sekundy), felgi 17-calowe i dalsze dopracowanie aerodynamiki. Jego również powstały 502 sztuki. Obie serie homologacyjne malowano wyłącznie na czarno.

Foto: materiał producenta

Od czerwca 1989r. wszystkie wersje prócz 2,5-16V oferowały pakiet Sportline – z zawieszeniem obniżonym o 21 mm, twardszym resorowaniem, szerszymi alufelgami z oponami 205/55 R15 (zamiast 185/65 R15) i materiałowymi fotelami kubełkowymi z 16-zaworówek. Ostatnią nową wersją było 109-konne 190 E 1,8 – wówczas najtańszy Mercedes w ofercie, który w 1990r. zastąpił gaźnikowca i z miejsca zdobył ponad 30% udziału w sprzedaży.

Wszystkie wtryskowe 190-tki opcjonalnie doposażano w katalizator spalin. Od 1986r. stał się on seryjny dla wszystkich wersji, ale jeszcze przez trzy lata dało się z niego zrezygnować, w zamian za niewielki rabat (co “odzyskiwało” kilka koni mechanicznych, ale na niektórych rynkach – w tym w RFN – zabierało sporą zniżkę w podatku drogowym).

Z obowiązkowych informacji dodam jeszcze, że 190-tka była pierwszym Mercedesem produkowanym w dwóch różnych fabrykach jednocześnie (w Sindelfingen i Bremie). Na rynku przetrwała do 1993r. – ponad dziesięć lat, co potwierdziło założenie długoletniej konkurencyjności. Powstało 1.879.629 egzemplarzy, z czego 53% sprzedano w RFN (model zajmował zwykle 3-5 miejsce w rankingu najpopularniejszych aut w kraju, co ciekawe – zawsze poniżej droższego W124!!). Rozczarowująco mało – niecałe 10% – trafiło do USA: dziwi to o tyle, że w latach 70-tych właśnie stamtąd nadchodziło najwięcej głosów o potrzebie zaoferowania mniejszego, oszczędniejszego Mercedesa, ale trzeba pamiętać, że pomiędzy 1975 i 1990r. sytuacja paliwowa i nastroje społeczne zmieniły się diametralnie.

***

Moje osobiste doświadczenia z W201 były dotąd skromne. W wieku przedszkolnym słyszałem relację pana, który kupował od taty silnik Wartburga i opowiadał o widzianym na giełdzie Mercedesie 190-tce, kosztującym jakąś absurdalną kwotę. Kwoty oczywiście nie zapamiętałem, ale zapamiętałem, że ów cud “sam biegi zmieniał” i miał wycieraczki reflektorów. Kompletnie w to nie wierzyłem – tym bardziej, że wszystkie widywane Mercedesy miały oznaczenia od 200 wzwyż, a nie jakieś 190. Również w późniejszych latach nie miałem z W201 styczności (z wyjątkiem jednej, całkiem niedawnej jazdy na tylnej kanapie, z jednym z Czytelników), a sam interesowałem się głównie większymi Mercedesami. Dopiero gdy model wszedł w wiek zabytkowy, świat (wraz ze mną) przypomniał sobie, że to nie legendarny W124, ale właśnie niepozorny Baby-Benz wprowadził markę w Epokę Plastiku – swą nowoczesną sylistyką, rewolucyjną osią tylną, szerszym użyciem elektroniki, a także pierwszymi od dekad, całkiem nowymi silnikami Diesla.

Randkę ze 190-tką zaliczyłem dzięki uprzejmości Wojtka z podkrakowskich Proszowic, który nieco ponad rok temu znalazł wyjątkowy egzemplarz – 2,5-litrowego diesla z 1992r., należącego do limitowanej serii Avantgarde Verde.

Serie “awangardowe”, paradoksalnie, pojawiły się pod koniec produkcji, zostały więc, można powiedzieć, tylną strażą przednią. Występowały w trzech kolorach: Azzurro (niebieska) z 2,3-litrowym benzyniakiem powstała w 950 egz., Rosso (czerwona) z 1,8-mką w 2.300, zaś Verde (zielona) z 2,5-litrowym dieslem – w zaledwie 750. Wszystkie oferowano wyłącznie w RFN. Na rynek szwajcarski trafiło dodatkowe 100 podobnych egzemplarzy zielonych, ale z silnikami benzynowymi 1,8 i 2,3, pod osobną nazwą Primavera.

Materiał producenta

Auto Wojtka kupiła pierwotnie kobieta z Untertürkheim (dzielnica Stuttgartu, mieszcząca fabrykę i siedzibę koncernu Daimler-Benz), ale już po roku przywiózł do Polski krakowianin. Przywiózł oczywiście w częściach i zarejestrował jako składaka, bo wtedy płaciło się niższe cło. Przez kolejne lata – prawie do dzisiaj – w dokumentach widniał więc rok produkcji 1994 i dopiero załatwiając żółte tablice Wojtek wystarał się o urzędową poprawkę. Przez dokładnie 30 lat – w tym 28 u krakowianina-importera – auto pokonało 352 tys. km. Jak na mercedesowskiego diesla tamtych lat jest więc porządnie dotarte.

Pierwsze fotki zrobiliśmy w promieniach niskiego, jesiennego słońca, by uchwycić głęboki blask ciemnozielonego lakieru i eleganckich, 15-calowych alufelg. Ogółem w 190-tce dostępnych było 51 seryjnych kolorów nadwozia i 10 tapicerki – nie licząc edycji specjalnych, takich jak Avantgarde.

Foto: praca własna

Lepsze zdjęcia wyszły jednak w cieniu. Auto wygląda na nieduże, choć ułomkiem nie jest: producent nazywał je “kompaktem”, mimo że rozstaw osi 2.665 mm, wymiary 4.420 x 1.678 mm i masa 1.200 kg odpowiadały solidnemu segmentowi D. 40 lat po debiucie 190-tka prezentuje się klasycznie i elegancko.

Foto: praca własna

Z przodu wielu ludzi nie odróżni W201 od W124. Sam Sacco mówił, że wszystkie modele marki powinny wyglądać jak rodzeństwo – i faktycznie zastosował identyczną koncepcję, a nawet niektóre szczegóły (np. niesymetryczne lusterka – prawe mniejsze, z elektrycznym ustawianiem i ogrzewaniem). Na marginesie: w tle widać kościół św. Piotra i Pawła w Koniuszy, w którym w czasie Insurekcji stacjonował Tadeusz Kościuszko.

Foto: praca własna

Seria Avantgarde nie miała kontrastowych listew – całość pomalowano jednolicie. Z charakterystycznych dla marki detali wspomnę o elektrycznie wysuwanej antenie (opcja) i kierunkowskazach zachodzących na boki, które pozwalają zrezygnować z migacza bocznego.

Foto: praca własna

Sylwetki wszystkich Mercedesów (i wielu innych samochodów) lat 80-tych wznoszą się ku tyłowi kończąc wysokim, masywnym kufrem. Dzięki temu z tyłu auto wygląda poważniej. Relatywnie długie są tylne drzwi – kłania się taksówkowa tradycja marki, choć akurat model 190 serc taksówkarzy nie zdobył.

Foto: praca własna

Wysoka tylna ściana nadwozia robiła kiedyś wielkie wrażenie, choć trapezowe lampy W124 są bardziej okazałe. Charakterystyczne dla 190-tki są oznaczenia pojemności z prawej strony klapy: po rozszerzeniu oferty tradycyjny system nazewnictwa modeli okazał się niewydolny, zmuszając w końcu producenta do wprowadzenia całkowicie nowej nomenklatury, opartej na literowych “klasach” (od 1993r. i prezentacji następcy 190-tki).

Foto: praca własna

Tylne półki old– i youngtimerów to temat na osobne opracowanie. Wojtek wozi tu słomkowy kapelusz i pieska – oryginalnego, kupionego u Mercedesa!!

Foto: praca własna

Foto: praca własna

Trójkąt ostrzegawczy na klapie bagażnika to praktyczny i ułatwiający życie detal

Foto: praca własna

Bagażnik mieści 410 litrów i jest bardzo regularny. Niestety, składanej kanapy brak – to duży minus ówczesnych Mercedesów. Z wyjątkiem oczywiście kombi, ale 190-tka występowała wyłącznie jako sedan, co zresztą uznawano za jedną z jej większych wad na tle np. BMW E30 (zewnętrzne firmy oferowały kompleksowe przeróbki na dwudrzwiowy cabriolet, ale to nie temat na dziś).

Foto: praca własna

Koło zapasowe – od nowości nie wyciągane

Foto: praca własna

Szaro-zielona tapicerka Avantgarde Verde jest jedyna w swym rodzaju. Zachęcony pozytywną reakcją producent w następcy 190-tki, C-Klasie W202, zaoferował (zupełnie nielimitowany już) pakiet Esprit, z tapicerką w żywych kolorach i innymi lekkimi, młodzieżowymi akcentami.

Foto: praca własna

Tylna kanapa tłumaczy małą popularność auta wśród taksówkarzy – jest mianowicie zwyczajnie ciasna. Oczywiście, 4,4-metrowy sedan nie będzie luksusową limuzyną, ale tutaj naprawdę można się rozczarować. Mało miejsca mają nie tylko nogi (Wojtek mierzy 190 cm wzrostu, więc mocno cofa fotel), ale nawet głowa. Siedząc z tyłu włosami smyrałem podsufitkę – mimo że sam mam tylko 173 cm i nie noszę fryzury à la ABBA. Wysoki właściciel ma ten problem nawet za kierownicą, ale – jak każdy oldtimerowiec – nie przejmuje się zbytnio (“oj tam, oj tam, za młodu jeździłem Maluchem i nie umarłem“).

Foto: praca własna

Tak mogą wyglądać trzydziestoletnie drzwi kierowcy, po 352 tys. km. Mercedesowska jakość z tamtego okresu jest nie do pobicia – nawet Lexusy LS 400, skądinąd trwałe jak granitowa skała, wnętrza mają zwykle bardziej zniszczone, i to po mniejszych przebiegach.

Foto: praca własna

Tylne szyby na korbki – w limitowanej edycji Mercedesa!! Tę kwestię wałkowaliśmy już jednak nie raz.

Foto: praca własna

Piętą achillesową każdego ówczesnego Mercedesa jest natomiast boczek fotela. Niektórzy śmieją się, że to zależy od tuszy kierowcy, ale problem pojawia się czasem nawet poniżej 100 tys. km. W zwykłym modelu pomógłby tapicer, ale materiały do Avantgarde są niestety całkowicie nieosiągalne, a “obce” łaty byłyby tu wybitnie nie na miejscu.

Foto: praca własna

Kokpit – jak to u Sacco, rzeczowy, bez finezji, ale elegancki. Drewno konsoli – barwione na zielono.

Foto: praca własna

Dźwignia hamulca ręcznego pasuje tu średnio, ale niestety, w tym aucie z przestrzenią jest krucho. Resztę znajdziemy na swoim miejscu, o ile siedzieliśmy w jakimkolwiek Mercedesie po 1968r.

Foto: praca własna

Pisałem już nie raz, że widok świata zza długiej, podniesionej maski z gwiazdą na końcu to przeżycie szczególne, ekscytujące i uspokajające zarazem. W klasycznych Mercedesach jadących ogarnia błogie uczucie spokoju i bezpieczeństwa, które nie powszednieje nawet po dziesiątkach lat.

Foto: praca własna

Poduszki powietrznej nie ma (w 190-tce dostępna była tylko jedna, w kierownicy, ale pani z Untertürkheim nie dopłaciła). Za to o zapięciu pasów – bezwładnościowych, z pirotechnicznym napinaczem!! – przypomina migająca, jaskrawa czerwień pod lampką sufitową. Jak w samolocie.

Foto: praca własna

Na pokrywie schowka – napis Avantgarde

Foto: praca własna

Klimatyzacji oczywiście nie ma – kosztowała 4.594 marki, czyli 10% bazowej ceny 190 D 2.5 (dziś byłoby to dobrze ponad 20.000 złotych). Są tylko pokrętła dwustrefowej nagrzewnicy i kierunku nadmuchu, oraz suwak dmuchawy. To zresztą lekko mnie zdziwiło, bo jestem przyzwyczajony do innych układów, ale w Mercedesach było ich dużo. Przed dźwignią skrzyni – tutaj pięciobiegowej, choć w podstawowych silnikach standardem do końca pozostały czwórki!! – widzimy przyciski elektrycznych szyb, joystick prawego lusterka i pokrętło balansu głośników przód-tył.

Foto: praca własna

A szufladki na kasety widzieliście? Puste mają znacznik biały, pełne – czerwony. Radio to kultowy Becker, model Europa 2000. Beckery są jak Mercedesy: można znaleźć bardziej finezyjny sprzęt, ale takiej solidności i trwałości – na pewno nie.

Foto: praca własna

Foto: praca własna

Zostały jeszcze wskaźniki, z obrotomierzem (nieczęstym w wolnossących dieslach), manometrem oleju i kontrolkami serwisowymi: awarii ABS-u, niskiego stanu płynów (chłodniczego, spryskiwacza i oleju silnikowego) oraz zużycia przednich klocków hamulcowych. Lampka świec żarowych – ostatnia z prawej – inaczej niż w starszych modelach, gaśnie w trzy sekundy. Na dobre zgaszony jest natomiast termometr zewnętrzny: to jeden z detali do poprawki i kolejny słaby punkt tych samochodów (w W124 też mi nie działał – już po 9 latach i 250 tys. km – choć w prawie 30-letnim SLu wciąż działa).

Foto: praca własna

***

Siadając do samochodu Wojtka chciałem przede wszystkim dowiedzieć się, czy niegdysiejsza niechęć tradycjonalistów była uzasadniona. Czy bliżej mi do tych, którzy na 190-tkę piorunowali, czy też do współczesnych entuzjastów klasyki, do której ładne egzemplarze W201 zalicza się już od dawna.

Pierwsze wrażenie nie zachwyciło: nie chodzi oczywiście o sylwetkę, która zdążyła już przejść do szufladki z napisem “klasyczna elegancja”, ale o wspomniane już, ciasne wnętrze. Jak na tę markę, nawet w wydaniu kompaktowym, jest słabo – co czuję również ja, przy moich gabarytach i wadze. Nie żebym rozsadzał karoserię łokciami, ale jeśli na tylnej kanapie głowę mam przy suficie, to sami rozumiecie. Za kierownicą jest oczywiście lepiej: design, materiały, jakość – sto procent Mercedesa w Mercedesie (ręczny hamulec nie przeszkadza, bo w czasie jazdy się go nie używa). Prawda, że wszystko jest tutaj mniejsze, skromniejsze, lecz absolutnie nie można powiedzieć, że niedorobione.

Kiedy wsiadaliśmy do auta, silnik był w pełni rozgrzany – zapalił więc na dotknięcie i zabrzmiał jak szwajcarski zegarek. W tej generacji mercedesowskie diesle klekoczą wyłącznie na zimno, a i wtedy trzęsą się tylko odrobinę (przy więcej niż czterech cylindrach – w zasadzie wcale). To wielki postęp w stosunku do “Beczki” i modeli wcześniejszych, pracujących mocno traktorowato. Tutaj kultura pracy jest o niebo lepsza (zwłaszcza w rocznikach od ’89 wzwyż, po poprawkach kształtu komory spalania i systemu wtrysku), hałas wytłumiony, a o stabilne wolne obroty, niezależnie od temperatury, dba automatyczny regulator, niewymagający kręcenia pokrętłem.

Pięć cylindrów w niedużym nadwoziu mieści się z trudem (swoją drogą, chciałbym kiedyś zobaczyć, jak wyglądała tutaj benzynowa szóstka), ale wieku i przebiegu po nim nie widać.

Foto: praca własna

Foto: praca własna

Wolnossące diesle to dziś egzotyka, no i swego rodzaju temat-rzeka. Osiągi tej wersji to 90 KM, 158 Nm, 174 km/h i 15,1 sekundy do setki, co dziś czyni ją zawalidrogą (a były jeszcze przecież dwulitrówki – 72 KM, 123 Nm, 160 km/h i 18 sekund, i tak znacznie szybsze od “Beczek”, itd.). W tamtych latach standardy były jednak inne: 2,5-litrowa 190-tka z łatwością objeżdżała podstawowe benzynowe Passaty czy Audi 80, a odmiana z turbiną (126 KM, 230 Nm, 195 km/h i 11,5 sekundy) – nawet benzynowego, sześciocylindrowego W123 250 !! Luksusem był też piąty bieg, dający tu 2.600 obrotów przy 100 km/h (pięciobiegowa skrzynia wymagała dopłaty w dwulitrówkach, benzynowych i dieslach, do większych motorów montowali ją seryjnie). Wykazując odrobinę cierpliwości na autostradzie można rozbujać się nawet powyżej 150 km/h i jechać tak dowolnie długo – o ile oczywiście nie napotkamy wzniesień. Jak to wszystko wygląda i brzmi, można zobaczyć tutaj: NA ZIMNO (ujemna temperatura, po 3 tygodniach postoju, przebieg egzemplarza 588 tys. km) i NA CIEPŁO. Kto miał do czynienia z “Beczkami”, ich odgłosem, dynamiką, alergią na wysokie obroty i mrozy, na pewno doceni.

Współczesny ruch drogowy ogromnie się zdynamizował, więc starego diesla trzeba mocno gonić. Pedał gazu, chcąc nie chcąc, musimy traktować zero-jedynkowo, jak kiedyś w “Maluchu”, a na wszelkie pagórki reagować z wyprzedzeniem (co i tak nie zawsze zapobiegnie utworzeniu się ogonka zniecierpliwionych za naszym zderzakiem). To jednak tylko cień ślamazarności poprzedników, którzy – jak przekonałem się na przejażdżce W115 – spowalniają dziś również ciężarówki. W 190-tce przy kawałku wolnej drogi przed sobą można się nawet pokusić o wyprzedzanie. Potrwa ono chwilę, więc na okazję też należy poczekać, ale jest wykonalne. Najważniejsze jednak, że dokręcane do końca diesle z lat 80-tych nie jęczą już jak na torturach – pozostają flegmatycznie, jak na dzisiejsze standardy, ale do samej odcinki ciągną bez płaczu i zgrzytania zębami.

À propos zgrzytania: mercedesowskie przekładnie ręczne mają złą prasę i ja potwierdzam, że przy szybkich ruchach ich synchronizacja kuleje (jedno, co trzeba im przyznać, to całkowita niezniszczalnoć). Tym razem jednak, o dziwo, biegi nie zgrzytnęły mi ani razu, mimo że przejażdżka należała do dłuższych, a dość górzysta trasa wymagała częstego sięgania do lewarka. Inna sprawa, że wolnossącym dieslem człowiek nie ma ochoty się ścigać, a i na górkach redukuje się spokojnie, bo nabrany pęd nie jest już aż tak cenny jak w starszych modelach. Ta generacja Mercedesów uspokaja więc skuteczniej niż poprzednie – przynajmniej dzisiejszych kierowców, bo kilkadziesiąt lat temu wiszący na zderzaku sznurek niecierpliwych był znacznie krótszy.

Na spokój i samopoczucie kierowcy wpływa też oczywiście komfort. 190-tka jest przyciasna, ale jej pięciowahaczowe zawieszenie było ogromnym przełomem. To niesamowite, że przejście od osławionej “osi łamanej”, którą Amerykanie przezywali złowieszczo “widow maker“, poprzez “beczkowy” wózek (oś na wahaczach skośnych), do wielodrążkowego cudu za miliard dojczmarek, zajęło ledwie kilkanaście lat!! 190-tka ma jeszcze ten plus, że niewiele waży i nie jest demonem mocy, więc jej podwozie naprawdę trudno wyprowadzić z równowagi – ani przeciążeniem bocznym, ani nierównościami nawierzchni (również naprawdę nieprzyjemnymi). Dokładnie to uczucie pamiętam ze swojego pierwszego kontaktu z W124 – jeżdżąc wcześniej W116 i C123 doznałem prawdziwego szoku przemykając przez wyboje, zakręty i progi zwalniające niczym jachtem po lekko pofalowanym jeziorze. W tych samochodach w ogóle trudno zestresować się czymkolwiek – to jest istota Mercedesów i świadomie obrany cel ich konstruktorów.

Strasznie się w tych wpisach powtarzam, prawda? Nic nie poradzę – 190-tka to prostu prawdziwy Mercedes. Skurczony, więc nie dla taksówkarzy ani wielkoludów, ale z kompletem markowych genów. One są niepodrabialne i rozpoznawalne natychmiast – jak przerośnięta żuchwa u przedstawicieli dynastii Habsburgów. A jeśli ktoś koniecznie musi mieć coś bardziej ekskluzywnego, może poszukać serii limitowanej – takiej jak Wojtkowa Avantgarde. Straż jednocześnie przednia i tylna, no i jakościowo najlepsze lata producenta – tuż przed niesławnymi zmianami z września 1993r. Takie egzemplarze nieczęsto pojawiają się w ogłoszeniach, ale czasem się zdarzy. Kosztują też odpowiednio, lecz i odpowiednio trzymają wartość, o ile właściciel dba.

Owo dbanie nie musi być bardzo drogie. Wojtek przysłał mi skany faktur za części: w czerwcu 2021r. komplet tylnych wahaczy (zamiennik renomowanej firmy) kosztował go całe 580 zł, amortyzatory po 165, gałki kierownicze po 30. Żadnego układu zapłonowego ani wtrysku benzyny wolnossący diesel nie ma (dwumasowe koło zamachowe – o dziwo jest, ale najstarsi mechanicy nie pamiętają, żeby komukolwiek musieli je wymieniać, niezależnie od przebiegu). Na silniku i przekładniach wrażenia nie robią przebiegi po 600 tys. km, szeregowa pompa wtryskowa Boscha przeżywa kilka silników. Paliwa poza miastem wystarczy 6 litrów na setkę (czasem mniej), w korki youngtimerem raczej mało kto się pcha, ale jeśli nawet, to ciężko dobić do 9. U Wojtka na dopieszczenie czekają jeszcze detale: ułamane mocowanie gwiazdy (na zdjęciach widać, że stoi krzywo), pęknięta jedna kratka nawiewu, niedziałający termometr zewnętrzny. No i boczek fotela, z którym w Avantgarde trudno cokolwiek zrobić.

***

W 1992r. standardowy Mercedes 190 D kosztował 37.563 DM, 190 D 2.5 – 44.118, 2.5 TURBO – 49.590, natomiast zielona wersja Avantgarde – 54.500 (dla porównania: W124 200 D – 45.201, 250 D – 50.274, 250 D TURBO – 56.088). Za ponad 10.000 dopłaty dostawało się między innymi elektryczny szyberdach, elektryczne szyby przednie, radio Europa 2000 z elektryczną anteną, centralny zamek, tylne zagłówki, podłokietniki z przodu i z tyłu, o łącznej wartości ponad 6.000 DM – pozostałe 4.000 kupowało niedostępny gdzie indziej lakier, tapicerkę i oczywiście ekskluzywność plakietki AVANTGARDE na pokrywie schowka, obecnej w tylko 750 egzemplarzach.

Taki wydatek miał w założeniu starczyć na całe życie człowieka – i faktycznie, wielu amatorów klasyki kupuje dziś auta od spadkobierców pierwszych właścicieli. Dotyczy to w równym stopniu W126, W124, R129, jak i najskromniejszego, choć przecież najbardziej nowatorskiego (nomen omen – awangardowego) W201. Ja sam przez długi czas traktowałem 190-tkę po macoszemu – tzn. nie tyle uważałem ją za coś gorszego, co po prostu niewiele się nią interesowałem.

Z perspektywy czasu widać jednak, że Baby-Benz reprezentował tę samą jakość i ten sam charakter, co jego więksi pobratymcy, a twierdzenie o jego ułomności to tzw. trzeci rodzaj prawdy w klasyfikacji świętej pamięci księdza Józefa Tischnera*

 

*dla niewtajemniczonych: ksiądz Tischner, wybitny filozof, góralskim zwyczajem rozróżniał trzy rodzaje prawdy: “ŚWIYNTA PROWDA, TYZ PROWDA i G…. PROWDA“.

Foto tytułowe i końcowe: praca własna

36 Comments on “PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: TYLNA STRAŻ PRZEDNIA

  1. Święte słowa 😀
    Ojciec kolegi miał 190tkę 2.5 diesel turbo od nowości. Po latach kupił W210 czyli Eklase.
    Która rocznie robiła Ok 4 tys km. A 190tka była w ciągłej eksploatacji.
    Pozdrawiam Czesław

  2. Kiedyś, kiedy to samochodami się nie interesowałem, W201 oraz W124 wyglądały dla mnie niemal tak samo. Co do tylnej kanapy- jakieś 10 lat temu jechałem na tylnej kanapie W201 i byłem zdziwiony ciasnotą.

    • A, miałem jeszcze napisać że dziś, po latach, W201 wygląda dla mnie lepiej od W124.

    • Ja się interesowałem ale i tak bardzo długo ich nie rozróżniałem

  3. Ze 190 miałem fizycznie do czynienia dość późno, jakieś 10 lat temu. To już wtedy było stare auto. Bawi mnie ta historia do dziś, bo nikt nie udzielił mi instrukcji jak w tym wynalazku się wbija wsteczny, a ja już stałem przodem dostawiony do ściany. Pociłem się chyba z pół godziny zanim załapałem co trzeba zrobić.

    • Mój wujek, kiedy raz pożyczyłem mu W124, z parkingu musiał auto wypchać – bo wstecznego nie znalazł (a przez lata jeździł Beczką – tylko że tam wsteczny był inaczej). Ale to dziwne, bo przecież jest oznaczenie na gałce?

      • Ogólnie to w moim w123 2.4d skrzynia manualna 4 biegowa chodzi super, nie mam zastrzeżeń co do synchronizacji. Zapraszałem różnychyba znajomych na przejażdżki, również tych co za dobrze jeszcze nie potrafią jeździć i nawet oni radzili sobie bez zgrzytów

      • Na przełomie lat 80/90 w naszym WKTS ie pojawiły się z darów karetki na mercedesach 115, prawilne benzynowe sześć garów ,podarowane ze Szwecji. Jak to bywało wtedy zrobiono z nich karetki reanimacyjne no i do prowadzenia ich dopuszczano tylko elitę kierowców. Któregoś pięknego razu w wyniku zawirowań na dyżur pojechał takim mercem inny kierowca aspirujący do tej elity no i pech chciał że dojeżdżając po pacjenta zaparkował przodem do ściany (fachmani nigdy tak nie robili) , no i się zaczęło, pacjent na noszach , dyskoteka włączona a wajcha jeszcze taka na kolumnie kierownicy za nic nie chce współpracować z furmanem no bo w tej euforii adept nie podpytał jak ten wsteczny tam wbić…. w sumie skończyło się tak że otworzył drzwi i się wydarł do gapiów żeby go wypchnęli “bo mu mechanicy skaszanili skrzynię”. Oczywiście dotarł z pacjentem do szpitala a na drugi dzień dotarło do mechaników to co o nich powiedział no i przez następne pół roku miał chłop lekko przerżnięte na warsztacie…
        To tyle na dzisiaj “smutów z życia boomera” 😉

      • Wiesz, ja nieraz jeżdżę nieznajomym autem (np. w czasie przejażdżek blogowych – zawsze zdecydowanie wolę, żeby właściciel był na pokładzie, ale niektórzy nie mają wcale ochoty, tylko mówią “wróć o tej i tej godzinie”), to zawsze dopytuję się o podstawowe rzeczy – światła, wycieraczki, no i oczywiście wszystkie biegi. W przypadku karetki to chyba szczególnie ważne…

      • No widzisz bywają tacy, którzy pozjadali wszystkie rozumy a gdyby się tak zacząć rozpisywać o “możliwościach i zdolnościach” takich karetkowych miszczów intelektu to z zawałem byś wolał pojechać taksówką do szpitala niż karetką. Nie chcę uogólniać ale są różne asy na tym świecie i dużo można o tym napisać, z resztą nie tylko o karetkach. 😉

  4. Samochód, który od zawsze mi się podobał (w latach 80-tych miałem 190-tkę Matchboxa, która była najnowocześniejszym pojazdem w moich ówczesnych zbiorach) i z którym zawsze jakoś się rozmijałem. Gdy robiłem prawo jazdy był dla mnie jeszcze za drogi, gdy zacząłem zarabiać, był już za stary jak na auto rodzinne, a obecnie wciąż jeszcze jest zbyt nowy i budzący skojarzenia z wciąż licznymi umęczonymi egzemplarzami “roboczymi”, żeby dało się przekonać żonę i kupić takiego jako weekendowego klasyka, może kiedyś… 🙂

    • Taki mieszczański sedan nie ma zbyt wiele uroku jako zabawka – chyba że ktoś jest hardkorowym samochodziarzem i czuje sentyment do marki. Ja w sumie spełniam oba wymagania, ale i tak jako klasyka szukałem benzynowej dwudrzwiówki. Oczywiście, 190-tka tańsza, ale W124 też można niedrogo znaleźć. Powodzenia w przekonywaniu Żony 🙂

  5. Spostrzeżenia autora pokrywają się z tym co pamiętam z lat 90 gdy zachodnie używane auta zaczęły napływać do nas w większych ilościach. Na 190 nikt poważnie nie patrzył. 190 była dla tych którym nie starczyło na “balerona.” Nawet beczka jeszcze wtedy chyba cieszyła się większym poważaniem niż 190. Dziś widzę to zupełnie inaczej, i z tego co zaobserwowałem chyba nie tylko ja. Ładna 190 stała się poszukiwanym kąskiem (chyba 124 trochę się nam przejadł przez swoją dużą popularność)
    Co ciekawe ostatnio gdy widzę 190 na ulicy to zwykle jest to zadbany egzemplarz a w środku starsze małżeństwo.

  6. Ekhm, ja już chyba to pisałem na tym zacnym blogu, ale nic, powtórzę się. Miałem w201 2.0D kilkanaście lat temu. I 100% to co pisze P.T. Autor – co tam że 17 sekund do setki, pełen relaks i banan na twarzy, jaki to był uspokajający samochód. Miałem porównanie z Fabią 1 1.2 65km – chyba miała 3 sek do setki mniej, ale jaki to wkurzający samochód, 3 cylindry pracowały jak mikser, i taka klucha to była, no każda jazda to frustracja. Aha – rzeczywiście ciasno było, pamiętam kłopot z krótkimi pasami z tyłu, nie było jak wpiąć fotelika dla dzieciaka. Rzeczywiście na taksówkę się nie nadawało, ale chyba też i taksówek z 190 nie było, w124 ogarniało temat. Potwierdzam spalanie – zawsze 7l/100, po czym by nie jechać. Aha – no i w powszechnej opinii “wąska listwa” lepsza niż “sacco panels”, pod nimi ruda żarła.

    • Sorki za wpis pod samym sobą. Ale chyba było coś na rzeczy z tymi fotelami kierownika – wg. informacji w internetach sprzed x lat – jak przetarty materiał to auto ma przebieg 300k, jak wystaje trawa to 400k, jak wystaje gąbka to 500k – niestety nie umiem teraz tego znaleźć

      • Dobra reguła 🙂 Ja widziałem przetarte boczki w całkiem niskoprzebiegowyh autach, ale to też może być pewna wskazówka 🙂

    • Stare diesle zawsze palą podobnie, chociaż w trasie powinno być mniej. Ja nawet w W124 300D schodziłem do piątki z przodu, ale to już musiała być bardzo oszczędna jazda (np drogi krajowe w złej pogodzie – czyli mały ruch i umiarkowana prędkość).

  7. O, temat radyjek Beckera. Jakiś czas temu miałem okazję pobawić się modelem Becker Mexico Electronic z przełomu lat 80/90. Faktycznie bezawaryjne, ale dawno nie widziałem radia o tak mocno skopanej ergonomii. Większość opcji zupełnie nieintuicyjna w obsłudze. Sama 190-tka to fajny model, ale ciasnota wnętrza jest mocno przytłaczająca. Jeździłem zadbanym egzemplarzem, który pomimo trzydziestu lat wciąż sprawiał wrażenie jazdy nowym samochodem.

    • No właśnie. Radia fajne ale ergonomia o kant dupy samego Maxa Egona Beckera potłuc, do serii ETC(Easy To Control) Tam już jest wyraźnie lepiej i bardziej intuicyjnie. Jeszcze Mexico Professional i nowsze to już OK. Nie wiesz czasem jak się włącza RDS w Grand Prix 2000 model BE 1302? Z instrukcji nic nie wynika.

      • Hej, ale ja mówiłem, że Bluetooth najważniejszy 😉 Nawet się nie spodziewam, że tam RDS będzie 🙂

      • Mój właśnie też wyglądał jakby miał mieć RDS z tym swoim sporym, rozbudowanym wyświetlaczem, a tymczasem nic z tego – wyłącznie ARI. Jak dla mnie, te radia są nieco przereklamowane.

      • Nie ergonomia do dupy, tylko pewnie jesteście młodziaki. 🙂 Beckery przez długie lata miały zbliżona strukturę ustawień.
        Nie pamietam dokładnie, ale wydaje mi się, ze niski Grand Prox nie miał RDS. BE1319 miał na pewno (miałem) i nie pamietam, żebym musiał coś robic.

    • Ciasnota to oczywiście rzecz względna – jak się waży 68 kg, to wiele nie trzeba 🙂 Ale fakt, że to chyba największa wada 190-tki i zapewne powód niskiej estymy wśród mercedesowskiej braci.

      • No, hej -;) Ja już jestem taki, że drążę temat do końca. Jest dekoder komunikatów drogowych systemu ARI ale to jest starsze rozwiązanie od RDS i dawno wycofane, a dekodera RDS wśród scalaków nie widzę. To chyba nie będzie -;) Bluetooth za to będzie -;) Wieczorem na maila poślę Ci linki, które moduły rozważam to sobie wybierzesz.

    • Mógłbyś napisać jaki to model? Chodzi mi o nazwę i katalogowy kod produktu. Np. moja Monza ma oznaczenie BE 2130 a Szczepana Grand Prix 2000 BE 1302. Doszukałem się na płycie głównej tylko dekodera komunikatów drogowych TDA 1579. Nie pamiętam czy to był układ od ARI ale dekodera RDS. raczej brak. Najlepsze jest to, że na klapce slotu kasety jest napis RDS i DNR. Po bezpośrednim kontakcie z tymi radiami też stwierdzam przereklamowanie. Wiele modeli Blaupunkta im dorównuje i nie tylko modele spod znaku niebieskiej kropki. Nie można im odmówić super stabilnego odbioru i solidności wykonania bez oszczędności na częściach.

  8. Na mojej ścianie, jeszcze przed premierą, wisiał “plakat” srebrnego prototypu 190 wycięty z artykułu “Auto Motor und Sport”. Było to wzdychanie do zachodniego świata, bo akurat u nas dawali w tym czasie stan wojenny. Niemniej – 190 to był niezły szok. Pierwszy “nowoczesny” mercedes, który wyprzedzał designem swoją epokę.
    Giorgio Giugiaro zapytany w wywiadzie jakich aut “żałuje, że nie wyszły spod jego ręki”, wymienił dwa: Renault 5 i Mercedesa 190 właśnie.

  9. Ja zeby spełnic swoje marzenie o posiadaniu 190-tki poswieciłem piecioletnia Astre.Zamieniłem Astre z 1997r na Merca z 1992r.Najlepsze jest to,ze był to typowy polski ulep ale jak sie przejechałem(pierwszy raz z automatem) i zobaczyłem te maske z gwiazda i poczułem ten komfort to odrazu oddałem kluczyki do Astry.Miałem 2.3 benzyne automat z gazem w wersji sportline.A wzor do nasladowania znalazłem w Niemczech gdzie jezdzoiłem do pracy.W mojej miescince na rogu stała 190 obnizona,z czerwonymi lampami z tyłu i felgami od AMG.Wtedy było to dla mnie najpiekniejsze auto swiata mimo tego,ze pare krokow dalej idac na piwo do knajpy mijałem Audi TT cabrio.Wtedy kosmiczna nowosc.Mimo,iz miałem multum aut swoich i do handlu to tej 190-tki nie zapomne nigdy.

  10. Mój wujek miał bardzo zdrową 190-tkę (najsłabszy diesel) ale wersję sportline, wyglądała wspaniale. To był rok ok 97-98, mój tata się tym przejechał jako kierowca i był zawiedziony komfortem jazdy, prowadzeniem. Twierdził, że jego nissan sunny n13 wcale nie jest gorszy. Nie był też wybitnie wolniejszy mimo mniejszej mocy za to mniej palił. Nie wiem czy była to obiektywna opinia czy zazdrość 😉 ale takie mam wspomnienie z dzieciństwa odnośnie “baby benz”.

  11. Mój Dziadek jeździł dwiema 190D (diesel dwulitrowy 72KM, 4biegi z łapy) w Gdyni na taxi. Poważał je bardzo i mówił, że te diesle 2,5 to za szybkie nawet były. Niepotrzebnie szybkie 🙂 Z kolei Tato od 1997 roku jeździł S124 250D, manual 5b, przez chyba 18 lat. Milion km przekroczony, ale nigdy nie udało się zejść poniżej 22s do 100km/h. Chociaż na mokrym rondzie bokiem leciał, już pod moją, oczywiście, ręką 😉 Wszystkie te auta zgniły do szczętu, a razem z nimi miłość Taty do Mercedesów, który był przesiadł się na Volvo. Co ciekawe 124 poszło na złom, ale zgniłe 190D pojechały do Afryki. Zabrał je, jeden po drugim, pewien handlarz, który przychodził kilkukrotnie i cmokał, że jeszcze za ładne na Afrykę, jeszcze za ładne…

  12. Miałem kiedyś 190tke, 2.0 benzyna 122 konie, z dość wiarygodnym przebiegiem z końcowych zakresów drugiej setki, szeroka listwa, w kolorystyce proboszczowej (czarno-szara). Tak z 8 lat temu? Dobry wóz, nie lubiłem go.
    Świetne zawieszenie, kompromis między komfortem, a prowadzeniem. Szkoda tylko, że w ani jednym, ani drugim nie był zbyt dobry.
    Sensowną amortyzację zabijały fotele do których trzeba było dogiąć kręgosłup, a nie na odwrót, ciasne wnętrze i dziwna pozycja za (wielką) kierownicą.
    Prowadził się naprawdę dobrze, jak w grze komputerowej. Tylko sterowanie jest jak z klawiatury – gotowany rabarbar, który jest głównym budulcem kolumny kierowniczej skutecznie wycina jakiekolwiek informacje na temat przednich kół. Konkurencja potrafiła zrobić przód lepiej bez utraty komfortu.
    Ten sam budulec został użyty przy skrzyni biegów. Każde przełożenie było tam, gdzie powinno, ale nic tego nie potwierdzało. Chyba, że zgrzyt podczas prób szybszej zmiany biegów.
    Warta odnotowania jest też mikra średnica zawracania, porównywalna z pół metra większym i dekadę starszym Lolvo 240.
    Miałem wersję ze skrzynią 5, co czyniło go niebywale ekonomicznym autem w trasy – przy płynnej jeździe krajówkami był w stanie zbudować regułę 6-6.5/100. Super, szkoda tylko, że ciasno i kretyński fotel. Na szczęście w mieście, gdzie niewielki gabaryt i dyskusyjny fotel nie przeszkadzał trzeba było mieć minimum dychę, a realnie 11 z hakiem.
    Dynamika była wystarczająca, nie prowokował do szybkiej jazdy, ale nie był zawalidrogą nawet na autostradzie. Brzmiał nijako, odpalał zawsze idealnie, pracował równo.
    Ogólnie samochód pod kątem technicznym zaprojektowany bardzo dobrze, z filozofią typową dla marki, tylko z mojej perspektywy to nie zadziałało w pełni. Tej wielkości samochód z takim zawieszeniem winien mieć trochę więcej ikry. Po czasie jedyna rzecz warta zapamiętania to tylne zawieszenie. Albo to moja głęboka niechęć do wąsów i prowadzenia auta w kaszkiecie, mimo grzybowych zapędów.
    Wpisałem je na listę aut, które kupiłem przez przypadek; nie żałuję; cieszę się, że sprzedałem; drugi raz nie chcę.

  13. Mercedes 190 to dla mnie najfajniejszy Mercedes, baleron jest strasznie wielki, a beczka… no ja nie wiem co w niej takiego ludzie widzą…
    kiedyś nawet mogłem zamienić mojego CC900 na 190tkę, też w gazie (kolega mnie namawiał na zamianę bo to jego 190tka była), ale niestety ta 190tka składała się głównie z rdzy, jak zresztą większość Mercedesów, a ja po DFie miałem serdecznie dość walki z ciągłą zgnilizną więc się nie zamieniłem. pojechałem nawet go pooglądać no i z wierzchu ładny ale podwozie tragedia, zresztą nawet przejechać się nie dało bo bodajże rurka sprzęgła przegniła i pedał wpadł w podłogę… no to grat był straszny..
    ale i tak 190tka mi się podoba – jest taka w sam raz, no i ma taki na prawdę fajny wygląd
    także po dziś dzień nie miałem w sumie żadnego doświadczenia z mercedesami… chociaż.. no nie licząc Korando które dopiero co miałem, 2.9? R6 chyba M104 w automacie, uratowałem od złomowiska i to tak na poważnie bo wyciągnąłem go już dośc przysypanego w hałdzie, ale oczywiście też przegnity na wskroś, sprzedałem bo nie miałem na niego czasu, znajomy gnije go dalej, ale na złom przynajmniej nie trafi 🙂 ale straszliwie fajny byl w środku, taka mała deska, prawie pionowa niska szyba, taki klasyczny jeep prawie jak wrangler 😉 ale do fajności i uciechy wrastam już Explorera więc narazie starczy 😉

    • Ogólnie mam beczkę. Według mnie to był bardzo fajny samochód, ale w latach 70./80. Samochody z lat 90. Są juz dużo dużo lepsze i fajniejsze. W w123 czuje się jak w muzeum jak jadę, a jeżdżąc autami z lat 90. szczególnie późnych nie czuć juz takiej przepaści względem nowych aut i wcale się nie czuje, jakbym jechał zabytkiem jazdzac nimi

  14. Miałem 190, wyjściowo 2.3 benzyna. drewniane detale, kubły Konig.. Faktycznie wołowaty, ożył dopiero po zapakowanu pod maskę M104 3.2 wystrojonym na standalonie ,z manualna skrzynią. Silnik zacny, rozwalił trzy skrzynie, dwa dyfry, potargał 1 tylny subframe. Do dzisiaj w rękach znajomego, do setki sześc sekund..:D

  15. @Mła
    To jak to w końcu jest z tym RDS? Co do obsługi to wiem, że była ujednolicona ale trochę idiotyczna.
    Jak pisałem od serii ETC to się zmieniło na plus. Czyli najtańszy model nie miał RDS ani DNR? Bo oglądając od wewnątrz Szczepana radio widzę tylko dekoder VWF. Pewnie panel jest od wyższego modelu.

  16. Fajny mercedes, duzo ich widzalem. Nie jezdzilem, ani bylem wieziony zadnym 🙂
    Natomiast zdjécie kompaktowego konceptu zaskoczylo mnie zupelnie. Myslalem, ze takie cos poza glowe, nie wyszlo, no moze poza deske kreslarska. A tutaj zbudowali nawet prototyp.

  17. Mój tata w 1997 roku zamienił Passata B3 combi z najsłabszą benzyną własnie na 190tkę 2.0d z 1988. Było to jego trzecie auto zachodnie, ale pierwsze z wyposażeniem (Mercedes miał wspomaganie kierownicy i elektryczny szyberdach). Co do miejsca w środku to prawda. Nawet jako 9-cio latek zauważyłem, że na tylnej (swoją drogą bardzo wygodnej) kanapie jest dużo ciaśniej niż w w/w Passacie.