PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: ZĘBY REKINA

 

Rekin zęby ma na wierzchu, a tych zębów pełen pysk. McHeath nosi nóż w kieszeni, kto tam dojrzy jego błysk?  – słyszymy w najbardziej znanym kawałku z “Opery za trzy grosze” Bertholda Brechta. To była opowieść o bandycie groźniejszym od rekina, bo skutecznie udającym praworządnego obywatela, mnie jednak szczerzący zęby rekin najbardziej kojarzy się ze starszymi modelami BMW. A przynajmniej kojarzył się w czasach, gdy poznawałem dzieło Brechta oraz podstawy historii motoryzacji. “Rekiny” z Bawarii nie były wtedy zresztą tak bardzo odległą historią.

Stare BMW przez długie lata należały do najpopularniejszych pojazdów polskiej młodzieży osiedlowej, co bardzo skrzywdziło je wizerunkowo. Bardzo zacna kombinacja sportowych własności z praktycznością na co dzień i ponadprzeciętną trwałością uczyniła z tych aut “ofiary palenia gumy do wystrzału i iskrzących felg ze zlotów tuningowych“. Tak wyraził się mój kolega Franek, gdy powiedziałem mu o teście – teście pięknego egzemplarza E21 315, który dzięki swej skromnej specyfikacji i spędzeniu prawie całego życia w słonecznej Italii uniknął degradacji do statusu blokersa i może dziś cieszyć entuzjastów klasyki. Niezależnie od tego, co sądzimy na na temat jego rekinich zębów: schowane czy na wierzchu, ostre czy tępe? Bo tu zdania można mieć różne.

***

To była bardzo pouczająca przejażdżka – wyjaśniająca stare stereotypy i potwierdzająca znane prawdy. Czyli ogólnie poszerzająca horyzonty. A także perspektywiczna, bo zorganizowana przez Artura Szafrana, prowadzącego firmę Szafran Inwestycje, która handluje klasykami i mieści się 20 minut jazdy ode mnie. Obaj z Arturem mamy nadzieję na kolejne spotkania, przejażdżki i artykuły, a poszukującym czterokołowej zabawki dla siebie polecam zaglądnięcie czasami na stronę Artura i jego kanał YouTube.

E21 315 – to nie brzmi atrakcyjnie. Mój dziennikarski idol, Fritz Busch, żalił się kiedyś, że jego rodacy nie potrafią nazwać samochodu inaczej niż 1200, 2002, 17M albo 200 D, a jedyny, który miał odwagę ochrzcić swój produkt Isabellą, niedługo potem zbankrutował. Nazwa jednak nie przesądza o powodzeniu – bo kto z nas nie marzył o F40, 911 albo choćby M3…?

BMW E21 pojawiło się w 1975r. i… nie było niczym przełomowym. Wręcz przeciwnie – kopiowało koncepcję poprzednika, w myśl zasady o niezmienianiu wygrywającej drużyny, a także z czystej oszczędności. Wygrywającym poprzednikiem był model określany jako Neue Klasse, który swego czasu nie tylko zrobił furorę na rynku, ale też uratował producenta od upadku i na dobre ukształtował wizerunek marki jako zawadiaki z grubym portfelem. Od tamtej pory ktokolwiek potrzebował praktycznego i niezawodnego sedana dla całej rodziny, a nie chciał przy tym rezygnować z dynamicznego charakteru, wybierał właśnie BMW. Wtedy, inaczej niż dziś, takie miksy były rzadkie: każdy model miał wyraźnie określony charakter, wóz albo przewóz. Próby godzenia ognia z wodą dopiero się zaczynały i sprawiały wielkie trudności, bo na tamtym etapie rozwoju techniki połączenie komfortu ze sportowym prowadzeniem przypominało kwadraturę koła. Dlatego ci, którzy dokonali tego najszybciej – w tym firma BMW i jej konstruktor, Alexander von Falkenhausen – zdobywali niebiański wręcz status, którym cieszą się do dzisiaj.

Neue Klasse występowała w wielu wariantach różniących się silnikami, ale też liczbą drzwi: czterodrzwiówki wyewoluowały potem w serię 5, zaś dwudrzwiówki (z oznaczeniami kończącymi się na 02) – w serię 3. Opisywane dziś E21 to właśnie pierwsza “trójka”.

W tamtych czasach wszystko działo się naprawdę, nie wirtualnie. Prasowych zdjęć samochodów nie tworzyły mikroprocesory na dyskach SSD, tylko żywi fotografowie, przy użyciu światła i celuloidowej kliszy, po fizycznym dojeździe i dostarczeniu obiektu w odpowiedni plener. Dlatego też Fiaty najczęściej fotografowano na dachu fabryki Lingotto, kei-cary Subaru – u stóp Fuji-yamy, a BMW – w bawarskich Alpach. Tak było najprościej i najtaniej.

Foto: materiał producenta

Foto: materiał producenta

Powyższe zdjęcia zdają się przedstawiać samochody o – jak to się dzisiaj pisze – “klasycznej, spokojnej sylwetce“. Jednak nasze poczucie estetyki ewoluuje: wóz, który dziś zdaje się nam niewinnym kotkiem, blisko pół wieku temu był najwścieklej wyglądającym sedanem Europy.

Nie wierzycie? To znajdźcie sedana z tamtych czasów, który wygląda na bardziej wkurzonego. Tutaj brakuje tylko spoilera z lustrzanymi napisami TURBO – które, umieszczone na przedzie prototypu topowej wersji poprzednika, wywołały w RFN nadzwyczajną debatę parlamentarną. Jeszcze w latach 90-tych, słysząc balladę Brechta o drapieżnym rekinie z pyskiem pełnym zębów, w wyobraźni widziałem właśnie to.

Foto: materiał producenta

W 1975r. Europa odchorowywała naftowy szok, a firmowa kasa BMW, 13 lat po premierze Neue Klasse, znów świeciła pustkami. Dlatego E21 przejęło silniki i podwozia poprzednika, oferując przede wszystkim nowe karoserie: na pierwszy rzut oka podobne, ale mniejsze (bo większe dostała zaprezentowana trzy lata wcześniej, czterodrzwiowa seria 5), no i zaprojektowane komputerowo. Zaawansowane oprogramowanie pomogło między innymi ukształtować strefy kontrolowanego zgniotu, które producent bardzo zachwalał. Jednocześnie jednak kazał sobie dopłacać za tylne pasy bezpieczeństwa czy choćby zagłówki – bo takie też obowiązywały standardy.

Wnętrze wyglądało drożej niż w Neue Klasse, z miękkim obiciem kokpitu i bez nieosłoniętych śrub. Tu jednak też należało dopłacać np. za przyciemniane szyby albo popularny wtedy szyberdach, zaś centralny zamek czy elektryczne szyby w ogóle nie były dostępne. Konsola środkowa została lekko odwrócona w stronę kierowcy: ten trick, jako podkreślający sportowy charakter, bardzo spodobał się klientom i został odtąd stałym elementem designu BMW.

Foto: materiał producenta

Dynamiczny charakter miały też oczywiście silniki. Konkurencyjny Volkswagen Passat oferował bazową moc 55 KM, najwyższą – 85 KM (podobnie Audi 80). Tymczasem gama pierwszej “trójki” zaczynała się od 1,6-litrowej jednostki 90-konnej (model 316), zaś kolejnymi były 1,8 (98 KM), 2,0 (109 KM) i 2,0 z mechanicznym wtryskiem K-Jetronic (125 KM). Wszystkie one należały do opracowanej dla Neue Klasse rodziny M10, która na rynku przetrwała do 1988r. – aż 26 lat!! Zapewniały prędkości maksymalne 160-183 km/h i przyspieszenia 0-100 km/h w 13,8-9,9 sekundy.

Jesienią 1977r. paletę uzupełniła jedyna w tej klasie rzędowa sześciocylindrówka – dwulitrowa jednostka M20 o mocy 122 KM. W styczniu 1978r. dołączyła jej 2,3-litrowa wersja z wtryskiem, dająca 143 KM, 190 km/h i 9,5 sekundy do setki.

Ten model – oznaczony 323i – jeździł porównywalnie z Mercedesem 280 CE albo 10-letnimi wówczas Porsche 911 F-Modell, szybko więc stał się kultowy. Kultowy do tego stopnia, że oznaczenie 323i pozostało w użyciu do końca stulecia, również po powiększeniu silników do 2,5 litra.

Foto: materiał producenta

Nie istniały za to inne wersje nadwoziowe. Jedynie stuttgarcka firma Baur przerobiła około 5.000 egzemplarzy na cabriolety, licząc sobie za to po 7.000 marek (przy bazowych cenach E21 pomiędzy 13,6-17,4 tys. DM w 1975r. Podstawowy Golf kosztował wtedy nieco ponad 8 tys. DM, debiutujący w 1976r. Golf GTI – 13,8 tys., a Mercedes W123 – od 18,3 tys. wzwyż). 

Foto: Reinhold Möller, Licencja CC

Do 1983r., czyli w ciągu ośmiu lat, BMW E21 znalazło dokładnie 1.364.039 klientów – prawie 200 tys. więcej niż poprzednik, w wersjach dwu- i czterodrzwiowych razem wziętych, w lat 15. Przed końcem produkcji powstały jeszcze dwie wersje: w 1979r. wtryskowe 318i (105 KM), a w 1981r., na fali paniki po irańskiej rewolucji i wywołanym przez nią drugim kryzysie naftowym – podstawowe, 75-konne 315. To właśnie bohater naszego artykułu.

***

“Rekin” od Szafran Inwestycje pochodzi z 1983r., czyli z samej końcówki produkcji. Ma podstawowy silnik i podstawowe wyposażenie, za to – dzięki włoskiemu życiorysowi i przebiegowi tylko 101 tys. km – zachował się w doskonałym stanie.

Po co kierowca skręcił na parking kościelny? Bo chciał się NAWRÓCIĆ !! Badummm, tsss… My wjechaliśmy tam w celu zrobienia zdjęć – bo jeśli tylko przejażdżka nie odbywa się w niedzielę, kościelne parkingi są zwykle puste i najwygodniejsze do sesji fotograficznych.

Foto: praca własna

E21 mierzy 4.355 x 1.610 mm, przy rozstawie osi 2.565 mm – to chyba idealne gabaryty czteroosobowego auta sportowego. Nadwozie ma typową formę sedana: mimo braku tylnych drzwi trudno je nazwać coupé, a i marketingowcy z lat 70-tych wcale go tak nie określali.

Foto: praca własna

Bazowe wersje miały pojedyncze reflektory (w dodatku ze starymi żarówkami niehalogenowymi!!), a podwójna nerka była wręcz mikroskopijna w porównaniu do współczesnych ekscesów. Mimo to rekini pysk E21 do dziś emanuje… może nie agresją, bo pod tym względem każdy współczesny samochód miażdży 98% klasyków, ale powiedzmy, że pewnością siebie. 50 lat temu, widząc ten dziób w lusterku, ludzie odruchowo uciekali na prawo. Niemcy mają na to doskonałe, niestety nieprzetłumaczalne określenie – Überhol-Prestige (przy czym überholen znaczy “wyprzedzać”).

Foto: praca własna

W tamtym czasie – a także i później, do końca XX wieku – BMW było mistrzem łączenia elegancji z muskularnością. Sylwetkę nadwozia projektował Francuz, Paul Bracq (wcześniejszy główny stylista Mercedesa). Jest ona bardzo prosta i czysta, bez wojowniczych poszerzeń czy przetłoczeń i z tylko niewieloma ozdobami (w tym nieco już anachronicznymi chromowanymi zderzakami, ramkami okien i listwami). Takie nieprzeładowane projekty starzeją się najwdzięczniej.

Foto: praca własna

Z tej perspektywy daje się zauważyć klinowatość sylwetki, choć jest ona jeszcze bardzo subtelna w porównaniu z tym, co miała przynieść kolejna dekada. Uwagę zwracają też duże powierzchnie przeszklone i brak prawego lusterka, za które w 315-tce trzeba było dopłacać.

Foto: praca własna

Tzw. Hofmeister-Knick – charakterystyczne podcięcie tylnego okna – wymyślono w Detroit pod koniec lat 40-tych, ale najsilniej kojarzymy je z BMW. To taki sam symbol marki jak rekini dziób i podwójna nerka.

Foto: https://szafraninwestycje.pl/

Motoryzacyjne lata 70-te to zaciekła walka plastiku z chromem, którą tutaj widać aż nadto wyraźnie. Jej wynik oczywiście znamy, natomiast mnie bardziej frapuje zmiana postrzegania: kiedyś chromowane samochody “odmładzało się” przy użyciu plastikowych części (albo wręcz czarnej farby maskującej), a dziś “plastikowość” uważa się za pośledniość i tandetę.

Foto: praca własna

Bagażnik mieści 404 litry i ma regularny kształt. Krawędź załadunku niestety wysoka.

Foto: praca własna

Na klapie bagażnika BMW umieszczało kiedyś skrzyneczkę z narzędziami. Te tutaj wyglądają na nieużywane.

Foto: praca własna

Kombinacja staroniemieckiej jakości, włoskiego klimatu i niskiego przebiegu dają skutek jak poniżej – po równych 40 latach

Foto: https://szafraninwestycje.pl/

Foto: https://szafraninwestycje.pl/

Foto: https://szafraninwestycje.pl/

Foto: https://szafraninwestycje.pl/

Czas otworzyć drzwi – z fabrycznymi naklejkami, w fabrycznym stanie

Foto: praca własna

To nie jest welur, a zwykły skaj, ale połączenie kolorystyczne wygląda pięknie

Foto: praca własna

Klamka kryje się w podłokietniku – jeszcze nie widziałem takiego sposobu wysiadania z auta

Foto: praca własna

Warunki z tyłu przypominają typowe coupé: wsiada się nawet jako-tako, miejsca na głowę też mi nie brakowało (choć z wzrostem 173 cm nie jestem miarodajny w tym względzie), ale z nogami już słabo. Kto chciał wozić rodzinę, zdecydowanie powinien był wybrać serię 5 (przypominam, że czterodrzwiowej “trójki” jeszcze nie było). Tylne pasy bezpieczeństwa to element wyposażenia dodatkowego – jeden z niewielu występujących w tym egzemplarzu.

Foto: praca własna

Z przodu też nie jest idealnie, ale narzekać nie ma powodu. Stanowisko dowodzenia jest wygodne i wygląda nadzwyczaj obiecująco.

Foto: praca własna

Nie do wiary, że to auto naprawdę ma równe czterdzieści lat. Gdyby jeszcze zapachowa zawieszka miała formę choinki, podróż w czasie byłaby zapewniona.

Foto: praca własna

Z dzisiejszego punktu widzenia kierownica jest zbyt duża, ale ergonomia – akceptowalna. To wielki postęp w stosunku do poprzednich lat, kiedy przełączniki były porozrzucane losowo, wymagały wyginania stawów w zakresach nieprzewidzianych przez ewolucję, a ich funkcje opisywano jedynie w instrukcji obsługi.

Foto: praca własna

Podstawowa specyfikacja była wyposażona ubogo, nie kłuje jednak w oczy plastikowymi zaślepkami w miejscu niezapłaconych kontrolek i przycisków. Jakość tworzyw i spasowania nie budzi zastrzeżeń, a górna powierzchnia jest obita grubą, miękką pianką. Całość nie wykazuje żadnych oznak zużycia – ani wzrokowo ani słuchowo. 

Foto: praca własna

BMW bez obrotomierza…? No cóż, seryjnie był dopiero w 320-tce. Refleksy na osłonie zestawu wskaźników widać niestety nawet w cieniu (co można potraktować jako naśladownictwo Porsche 911 😉 ), ale sam zestaw nie wygląda biednie, jak na tamte czasy – wystarczy porównać z Audi 80 albo Volvem 2xx.

Foto: praca własna

Foto: praca własna

***

We wnętrzu pierwszym wrażeniem jest doskonały stan zachowania, no i nienaganna jakość. O 40-letnim samochodzie nie da się oczywiście powiedzieć, że jest “jak współczesny”, ale E21 razi mniej niż ówczesne Volkswageny, Audi czy nawet Mercedesy. Miejsca mamy mniej niż w dzisiejszych modelach, kabina otula kierowcę szczelnie, ale ciasno nie jest. Wielka kierownica kłóci się z dynamicznym stylem reszty – przydaje się jednak przy manewrach, bo pierwszy właściciel nie dopłacił też za wspomaganie. Mimo tego, właśnie dzięki swej dużej średnicy, kierownica obraca się względnie lekko.

Opis jazdy zacznę od najmocniejszego punktu auta, czyli podwozia. W E21 pochodzi ono z wczesnych lat 60-tych – i wyobrażam sobie, że wtedy musiało wręcz ścinać z nóg. Współcześnie wydaje się miękkie, choć w żadnym razie nie rozlazłe. W łukach auto jedzie, jak po sznurku, a w pobliżu granicy przyczepności pozwala na łatwe kierowanie gazem – po ujęciu lekko zacieśnia skręt. Na kierownicy nie czuć luzów, z zawieszenia nie dobiegają też żadne podejrzane dźwięki. W latach 80-tych dało się już znaleźć lepiej jeżdżące samochody (choć niekoniecznie w cenie bazowej 315-tki), gdy jednak pomyśleć, że to podwozie zadebiutowało w 1962r., kiedy Porsche oferowało wyłącznie garbusowatą 356-tkę, a w Polsce z wielką pompą rozpoczynano produkcję silnika S-21, miejsce BMW w pierwszym szeregu producentów aut staje się jakby lepiej zrozumiałe. Tym bardziej, że to właśnie wtedy rozgrywało się kluczowe rozdanie kart w światowej motoryzacji.

Pod koniec lat 60-tych BMW 1602 kosztowało niecałe 9.000 DM – podobnie jak np. również 1,6-litrowy Fiat 125, też uznawany za usportowioną limuzynę. Własności jezdne tych aut dzieli jednak przepaść – włoska sztywna oś na resorach nijak nie ma się do niezależnych wahaczy wleczonych BMW. Po z górą dwudziestu latach konkurencja wiele nadgoniła, jednak podwozie to na pewno najmocniejszy i najprzyjemniejszy punkt testowanego auta.

Jeśli chodzi o silnik – fani BMW zazwyczaj zachwycają się rzędowymi szóstkami. Ja też uwielbiam ten układ, ale warto pamiętać, że modele, które ukształtowały wizerunek bawarskiej marki, miały po cztery cylindry (dotyczyło to nawet pierwszego M3, co dziś pewnie zszokowałoby niejednego). To oczywiście żaden wstyd: w tamtych czasach Fritz Busch używał słowa “sześciocylindrowiec” jako synonimu auta luksusowego, poza zasięgiem większości, a tu mamy przecież do czynienia z prawie że kompaktem.

Silniki rodziny M10 były prawdziwym majstersztykiem Alexandra von Falkenhausena. Zamiast “zamówionej” przez zarząd 1,3-litrówki konstruktor samowolnie zaprojektował 1,5-tkę, z możliwością łatwego powiększenia do dwóch litrów – całkiem słusznie, bo takie warianty okazały się potrzebne już po kilku latach. Na ich bazie powstawały potem wytwarzane do 1992r. jednostki napędowe E30-tki M3, a najbardziej szokuje opracowanie wyczynowych wersji dla Formuły 2 (z czterozaworową głowicą, rozwijających do 315 KM przy 9.500 obrotów), oraz… dla Formuły 1, i to w najdzikszej epoce pierwszych turbosprężarek!! Skonstruowany przez Paula Roschego motor M12 był bowiem 1,5-litrową, czterozaworową wersją M10 z turbodoładowaniem, która zadebiutowała w bolidzie Brabham-BMW w sezonie ’82 z mocą 650 KM, a po kilku latach, w ustawieniach kwalifikacyjnych, doszła do… 1.400 KM !! BMW wycofało się z F1 w 1986r., ale silniki były używane dalej, aż do zakazania turbosprężarek w 1989r.

E21 315 rozwija tylko 75 KM, czyli ledwie ponad 5% mocy bolidu Formuły 1, korzysta jednak z podobnego bloku silnika – zaprojektowanego na początku lat 60-tych przez Alexandra von Falkenhausena. Prześledzenie historii rodziny M10 pomaga inaczej spojrzeć na dawną inżynierię, no i na relatywnie skromny motor 315-tki (jak widać na zdjęciu – pochylony w lewo, by oszczędzić miejsce pod maską).

Foto: praca własna

Warto po raz kolejny przyjrzeć się stanowi zachowania auta

Foto: praca własna

Foto: praca własna

Nazwa firmy BMW znaczy “Bawarska Fabryka Silników”. Silniki powinny więc być jej specjalnością – no i zasadniczo są, tyle że tu mamy do czynienia z wersją kryzysową. Pojemność wynosi 1.573 cm³, za zasilanie odpowiada pojedynczy gaźnik Pierburg, a osiągi to 75 KM i 110 Nm. Brzmi mało efektownie – w zasadzie dokładnie jak w Fiacie 125p. BMW jeździ jednak zupełnie inaczej.

Dla 315-tki producent podawał maksymalną prędkość 154 km/h i przyspieszenie do setki w 14,8 sekundy, ale dziennikarze “auto, motor und sport” zmierzyli 168 km/h i 13,5 sekundy – a takie wartości, w tamtych czasach i podstawowym modelu w tej klasie, były w porządku. Auto kosztowało 15.850 DM – 1.350 mniej od “pełnej”, 90-konnej 316-tki. Za różnicę można było dokupić np. 13-calowe alufegi, albo kombinację pięciobiegowej skrzyni, halogenowych reflektorów i elektrycznie ustawianego lusterka, wciąż ciesząc się o spalaniem niższym o 0,7 litra na 100 km (wedle fabryki – średnio 8,8 zamiast 9,5). Co prawda redaktorzy uzyskali w teście 11,4 litra, ale, jak już nieraz pisałem, oni naprawdę jeździli jak potłuczeni (“mimo że czerwone pole obrotomierza zaczyna się od 6.000, silnik bezproblemowo znosi 6.800“, itp.). W Internecie użytkownicy raportują pozamiejskie wyniki 6,8-10,5 litra.

Mnie 1,5-litrówka BMW wydała się wystarczająco dynamiczna na krętych dróżkach górskich. Na podjazdach auto nigdy nie traciło tchu tam, gdzie profil drogi pozwalał na przyspieszanie – a to już dużo w przypadku bazowej wersji samochodu sprzed 40 lat. Dynamiczna jazda wymaga oczywiście częstych zmian biegów, a mocniejsze kręcenie wiąże się ze sporym hałasem, jednak dzięki niskiej masie auta (1.010 kg) i bardzo przyjemnemu, neutralnemu prowadzeniu daje mnóstwo radości. Niedosyt pojawia się dopiero na szerszej prostej: wyjechawszy na dwupasmówkę i rozpędziwszy się do licznikowych 110 km/h musiałem już podnieść głos, by rozmawiać z Arturem. Obrotomierza 315-tka nie ma, ale rzeczony test “auto, motor und sport” mówił o aż 5.000 obrotów przy 130 km/h, czyli prawie 3.900 przy 100. Naprawdę nigdy nie zrozumiem, dlaczego czterobiegowe skrzynie najdłużej utrzymały się właśnie w tym jedynym w świecie kraju bez autostradowych limitów prędkości…

Jasne, że silnik przyjmuje te obroty bez protestu, jednak uszy jadących mogą mieć inne zdanie. Trzeba tu pamiętać, że w latach 70-tych obowiązywały inne standardy – w ledwie trzy lata produkcji na model 315 zdecydowało się ponad 107 tys. osób, które najwidoczniej nie uważały, że 75-konne BMW z czterema biegami jest czymś nie na miejscu. Prędkość 120 km/h była wtedy wysoką, nie dziwiło więc, że auto hałasuje i pali dziesięć litrów. Mowa przecież o epoce, w której Fiat 126 uchodził za rozsądny samochód miejski i dobrze sprzedawał się na Zachodzie, a nasz “Kanciak”… no właśnie: on też ma półtora litra pojemności i 75 KM, a przy stówie na czwórce też robi 4.000 obrotów. Tyle że w porównaniu do BMW wydaje się traktorem: dużo wolniej przyspiesza, dużo słabiej wygrzebuje się z dołu, mocniej kręcony rzęzi jak na torturach, a kulturę pracy i trwałość – która w BMW dochodzi do 400 tys. km – lepiej przemilczeć. To niesamowite, jak różne wrażenia mogą sprawiać samochody z tych samych lat, o niemal identycznych danych liczbowych.

Właśnie dlatego nazwałem tę przejażdżkę pouczającą: po pierwsze wyjaśniła mi, dlaczego Neue Klasse (czyli E21 ze starszym nadwoziem) przyniosła BMW takie poważanie samochodziarzy, a po drugie – po raz kolejny potwierdziła, że suche dane techniczne mówią bardzo niewiele.

***

Dziś w Niemczech pozostało około 3.000 zarejestrowanych BMW E21. Pozostałe zniszczyła korozja i oczywiście młodzi-gniewni, skuszeni niskimi cenami używanych egzemplarzy i ich sportowym charakterem. To, co zapewniło bawarskiemu producentowi sławę i prestiż, po pewnym czasie stało się wizerunkowym przekleństwem, to już jednak historia: dzisiaj ładnie utrzymane E21 nadzwyczaj skutecznie odwraca wzrok przechodniów, a kierowcy przypomina, skąd wziął się status marki. No i dobitnie pokazuje, że liczby to nie wszystko – bo zdanie o o rekinich zębach 315-tki można mieć różne, ale w niczym nie umniejsza to radości z jazdy.

 

Foto tytułowe: https://szafraninwestycje.pl/

 

P.S. Na koniec przekażę jeszcze dwa ogłoszenia.

Po pierwsze, z uwagi na nadchodzące Święta Wielkanocne kolejny wpis ukaże się z opóźnieniem, prawdopodobnie dwudniowym.

Po drugie – idąc za namowami niektórych Czytelników postanowiłem dać możliwość udzielenia mi wsparcia w postaci postawienia symbolicznej kawy. Jest to całkowicie dobrowolne i nie wiąże się z żadnym rozgraniczeniem Czytelników stawiających od niestawiających. Treści bloga są nadal w 100% darmowe dla każdego, niekomercyjne i niesponsorowane – takie pozostaną zawsze (jedyne firmy, o jakich wspominam we wpisach, to firmy udostępniające mi samochody do przejażdżek – uważam to za należne podziękowanie za okazaną życzliwość, zaufanie i poświęcony czas). Ewentualnych chętnych zapraszam natomiast do kliknięcia w zielony przycisk i informuję, że 10% przekazanego datku otrzyma operator usługi (spółka polska, z polskim kapitałem), a pozostałe 90% ja.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

57 Comments on “PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: ZĘBY REKINA

  1. Stryj miał 320 rocznik 1978. Upalany przez połowę rodziny (a ojciec miał 9 rodzenstwa). Ostatecznie po dzwonie okazało się, że w wieku 60 lat stryj ma jaskrę wielkości bombowca B52 i auto odkupił blacharz, który opchnął je gdzieś w Polskę. Ale krecenie ósemek na przykościelnym parkingu bezcenne.

    • Zgadzam się jak najbardziej – często to słyszę o swoim! 😀 Ale podobnie jak w wyżej opisanym E21, nie stoją za tym osiągi, które wynoszą szalone 80 koni (z turbo!) i podobno około 150km/h prędkości maksymalnej

      • W latach 70-tych czterocylindrówki rzadko przekraczały 100 KM. 80 to była normalna moc rodzinnego sedana.

    • Tylko trzeba na niego patrzeć nisko z przodu. BMW to rekin, Peugeot to bardziej szczupak 😉

    • Dla mnie 505 nie wygląda na wkurzonego… Prędzej to co piszą inni o Triumphie, ale on nie nadawał się na osiedlowego chuligana 🙂

      • Pytanie czy tego efektu nie wywołują późniejsze skojarzenia z marką. Bo w sumie linia to takie typowe dwa pudełka a i podcięty przód to też nic niespotykanego…🤷‍♂️

      • Dziś pewnie tak, ale te skojarzenia nie są nowe. Skądś w końcu wzięły się preferencje osiedlowych dresiarzy – oni nie umówili się wszyscy na BMW przypadkowo, tylko kupowali to, co odpowiadało im charakterem, w stopniu wręcz bezkonkurencyjnym.

      • Dla miłośników dresu dostępność miała znaczenie 😀
        A taka e21 była podobna do e30 (a ze wzgledu na wiek znacznie tansza ) a BMW było już znane z mocniejszych silników.
        Linia małego BMW nie różniła się jakoś specjalnie od 131, 132 czy Cortiny.
        A w porównaniu do takiego Falcona xb to beemka wyglądała jak dzieciak z podstawówki w dresie przy karku w skórze spod nightclubu 😉
        Tylko populacja pozostałych prawie wymarła…

  2. Samochód, co do którego mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony samochód naprawdę się dobrze zestarzał, doceniam klasyczną linię, stylistyczne smaczki itp.. Z drugiej strony ceny w ostatnim czasie poszybowały w kosmos, a ja wciąż pamiętam (minęło 20 lat, a jakby to było wczoraj), że mój kolega miał na początku studiów takiego “szrota” kupionego za symboliczne pół litra i miałbym w związku z tym mentalną barierę aby zapłacić za takie auto kilkadziesiąt tysięcy złotych (nota bene to samo uczucie mam w stosunku do Polonezów 126 i 125p) – barierę, której zupełnie nie mam np w stosunku do Mercedes W107, bo on z definicji zawsze był drogi i w zw. z tym łatwiej mi zaakceptować jego obecne ceny.

    • No, ja też pamiętam czasy, gdy za flaszkę kupowało się jeżdżące “perły peerelu”, a 3 tysiące wystarczało na dowolną markę. Z tym, że nigdy nie były w stanie jak ten rekin. Czy wydałbym na niego 60 tys? Może za 323i. Ale nie wszyscy potrzebują dużo mocy w aucie i takie 1.6 im wystarczy. Wtedy trudno no ładniejszy egzemplarz.

      ps. w ogóle Szafran Inwestycje ma niezwykle interesujące portfolio 🙂 Fiat Siena obok Lancii Bety Monte Carlo – no, kombo nie do spotkania gdzie indziej.

      • Nie chcę spoilerować ani zapeszać, ale ta Beta MonteCarlo jest następna w kolejce. Już w niej siedziałem, tylko z przejażdżką na serwis olejowy czekam 😉

        Natomiast bardzo żałuję, że dosłownie o jeden dzień uciekł mi Poldek Caro Minus w przebiegiem 20 tys. km. To byłby kawał wspomnień!! Ale może jeszcze się trafi.

    • To naturalna kolej rzeczy: ówczesne nówki są dziś szrotami, ówczesne szroty są perełkami (oczywiście modele, nie egzemplarze – bo z ulepa nigdy już nie będzie perełki, chyba że po 70 latach, bo wtedy nie ma innego wyjścia niż pełna odbudowa).

  3. ładna BM-eczka, choć te pojedyncze lampy są paskudne, podwójne robią robotę! poza tym wnętrze też bardzo ładne, no ale skrzynia 4 biegowa to nieporozumienie i takie zestopniowanie biegów… biedny silnik… ale te silniki to faktycznie wyjątkowe są, że wytrzymują tyle lat katowania i upalania, to aż niewiarygodne!
    i rozkręcane przeguby <3 to powinien być obowiązek!! a nie żeby wymienić manszetę to pół zawieszenia (zgnitego jak zawsze) trzeba rozebrać żeby wyjąć półośkę 🙁

    a co do DF-a to te jego 75 koni to chyba tylko we włoskim labolatorium, pewnie zresztą tą wartość sobie wymyślili bo komu by się tam chciało ten silnik przykręcać do tej całej hamowni, przecież to włosi 🙂
    a u nas to już mogło być tylko gorzej przecież 😉 także nasze DFy to szacuję że średnio mogły mieć z 50KM, a mój to pewnie miał z 35 bo co lepszy maluch go brał ze startu, o Skodzie 120 to nawet nie mówiąc

    • Co do mocy – włoskie auta w testach robiły często wyniki lepsze od katalogowych, podobnie jak niemieckie. Za to Amerykanie i Anglicy nagminnie kłamali w danych technicznych i potem dziennikarze to odkrywali na hamowniach (tak – wtedy dziennikarze jeździli z testowanymi autami na hamownie, zresztą nawet zwykłe testy przyspieszenia też wychodziły słabo).

      Natomiast FSO to oczywiście osobny temat, z Włochami związany bardzo luźno 🙂

  4. E21 trafiło na dość smutne okienko czasowe w naszym kraju. Czasy, gdy samochody z zachodu były przywożone najczęściej po odwinięciu z przystanku, lepione i składane z kilku, włącznie z VIN-em. Będąc dzieckiem, sporadycznie widywałem E21 na ulicy, jednak pod koniec lat 90 były to już niedobitki. Zresztą, specyficzna grupa zainteresowanych, pozbawionych szyi i rozumu, zdecydowanie pomogła w przerzedzeniu pozostałych przy życiu egzemplarzy.

    • Oczywiście, do nas trafiały te najgorsze egzemplarze, które na blokowiskach traciły resztki honoru 🙂

  5. No, ja obserwuję ciekawą przemianę w związku z rekinami. Moja miłość do BMW zaczęła się od E34 i E32, a poprzednie modele traktowałem po macoszemu. Z zewnątrz owszem E24 (poza tym najszybsze 4 miejsca w książce Podbielskiego!) jakoś tam mi się podobała, ale pozostałe nie. A wnętrza rekinów nadal mi nie podchodzą (a już w szczególności te matowe drewniane listwy w E12). Jednak dziś przejeżdżałem koło odrestaurowanego E12 525 i zrobiło na to na mnie niesamowite wrażenie, zbieżne z rekinkiem z artykułu. To wrażenie zupełnie inne niż w momencie debiutu – nie agresja i prestiż lewego pasa, a wprost przeciwnie: lekkość linii, delikatność formy; smaczki a nie wielkie kawały mięcha. Teraz takie E12 z sześciocylindrówką i lekkim spoilerem z przodu zaczyna mi się naprawdę podobać.

    • Aha – guzik od “postaw kawę” powinien być 4x większy; teraz wygląda jak jakiś guziczek od statystyk.

    • E12 było chyba bardziej finezyjne niż E21, ale to musiałbym na żywo porównać. Poza tym to oczywiście niuanse, zależne też pewnie od nastroju obserwatora 🙂

  6. Opinię o BMW zwłaszcza gdy pojawiła się”nowa klasa” zepsuła pewna grupa terrorystyczna w Niemczech a dopiero później młodzież 😉

    A do samego E21 nabrałem szacunku gdy kolega przewiózł mnie 323i po torze. Taka wersja dużo młodsze auta potrafi zawstydzić, bez problemu radząc sobie z Porsche 924.
    P.S w temacie BMW, jakbyś był w okolicy trójmiasta i miał ochotę na przejażdżkę 530 z 2000r to zapraszam 🙂

      • To prawda. Grupa Baader-Meinhof, ktora walczyla z kapitalizmem i zwalczala wszystkie jego objawy jak luksus, opowiadajac sie za rownoscia i socjalizmem, jakos dziwnym trafem miast jezdzic moskwiczami czy zaporozcami poruszala sie luksusowymi autami ze zgnilego i zepsutego kapitalizmu. Hipokryzja level hard.

      • O patrz, zupełnie zapomniałem o tym! ale zaproszenie i tak podtrzymuje, zawsze miło jest się na kawę spotkać 😉

  7. E21 to takie kanoniczne BMW – przez wiele lat myśląc BMW widziało się coś o podobnym kształcie.
    Stan super. Aż ciężko uwierzyć.
    Koncepcja zawieszenia to już wtedy był chyba branżowy standard – ale różne detale potrafiły mocno wpłynąć na wrażenia z jazdy. Chociaż chyba wszystkie groziły wyprzedzeniem przez tył podczas hamowania na łuku.

    Nie jestem pewien czy o e21 czy e31 czytałem ciekawostkę, że strefy ko trolowanego zgniotu w pierwszej serii zaczynały działać pomiędzy kolumną a podszybiem, więc nawet niewielkie kolizje czesto kończyły się “całką”…

    • Zdarzają się takie perły z ciepłych krajów, ale faktycznie rzadko. W “Motor Klassik” widziałem nawet artykuł o idealnie zachowanej Alfie Alfasud – nie do wiary, ale widocznie trafił się egzemplarz z odpowiedniego momentu (niepolakierowane nadwozie nie leżało zbyt długo na zwenątrz), no i mało jeździł, w dodatku gdzieś na południu Włoch.

      Co do stref zgniotu – bardzo możliwe, fabryczne zdjęcia crash-testów MErcedesów z lat 60-tych wyglądały właśnie dokładnie tak, jakby gięły się przy grodziach. Ale przynajmniej ludzie przeżywali.

  8. Ciekawy artykuł. Ja jestem młodszy i tych BeeMek nie kojarzę z dróg. Dla mnie dresowóz to zdecydowanie E30 i E36. Stan opisywanego samochodu jest rewelacyjny, ale czy były ślady ingerencji “mechaników” włoskich? Ponoć jakoś napraw jest tam kiepskawa. Przynajmniej takie znam zalecenia jeśli chodzi o aktualne używki do codziennego jeżdzenia.

    I druga rzecz, też w sumie z włoskim akcentem. W jednym z pierwszych akapitów jest napisane, że praktyczne i niezawodne sedany dla całej rodziny, które były jednocześnie dynamiczne to była rzadkość i że BMW było jedenym z pierwszych, którzy to opanowali. Z drugiej strony Alfisti wypisują historie, że to Alfy takie były tylko wcześniej. Nie prowadziłem nigdy tych pojazdów, więc ciężko mi wyrobić swoje zdanie oparte na doświadczeniu, ale chciałem poznać wasze opinie.

    • Jak sam napisałeś dynamiczne, praktyczne i “niezawodne”, a z tym Alfa miała pewne kłopoty (chociaż nie sposób odmówić Giulii urody i charakteru). W ogóle, jeżeli odejmiemy od tego równania niezawodność, to BMW przybyłoby jeszcze paru konkurentów, chociażby Triumph Dolomite.

      • Triumph jak najbardziej, ale 10 lat po Neue Klasse i jeszcze dłużej po Alfie 1900.

    • Prawda – Alfy też takie były, może nawet wcześniej niż BMW (Neue Klasse to 1962r., u Alfy trzeba liczyć też model 1900, któy nie tak dawno opisywałem).

  9. Niesamowite, że tak wiekowe auto z Włoch i deska rozdzielcza nie popękana – może stało w garażu i jeździło tylko w nocy 😉

    Poza tym piękne, fantastyczna linia. Gdy byłem młody najbardziej podobało mi się E30 , teraz z kolei uważam ,że jednak E21 wygląda lepiej.

  10. Kurcze, nawet nie wiedziałem że to jest Neue Klasse pod spodem. E30 to dalej właściwie to samo, taki grubszy lifting E21 + nowe wersje nadwozia. Niesamowite że to się nadal świetnie sprzedawało w drugiej połowie lat 80-tych i to z chromowanymi zderzakami aż do 87 roku.

  11. Bardziej wkurzony sedan to choćby Triump Dolomite Sprint. Koniecznie wymalowany W British Racing Green. Do tego plakietka automobilklubu z obowiązkowym nawiązaniem graficznym do Union Jacka umieszczona na jedynie prawilnej czarnej atrapie w kwadratową kratkę

    • Z odpowiednim malowaniem (i dodatkowo felgami) to i Maluch będzie wściekły 🙂

  12. No, nareszcie Szczepan dal sie przekonac o przekazywaniu wolnych datkow. W czasie czytania Automobilowni zawsze bylem dotkliwie kąsany przez wyrzuty sumienia, ze czytam najwyzszej jakosci tresci i Autor nie mial z tego (oprocz satysfakcji) zadnych “przyziemnych” finansowych korzysci.

    Teraz moge czytac Automobilownie z czystym sumieniem.

    Szczepan, Twoje teksty motoryzacyjne sa wysmienite ale reportaze z wycieczek sa absolutnie powalajace, rewelacyjne i niemajace sobie rownych! Brawo Ty!

  13. Jak dla mnie BMW E21, tak jak Neue Klasse (szczególnie 2002 Turbo) i E30 (szczególnie M3) są piękne. 😍 Ogólnie uważam, że kiedyś BMW potrafiło projektować dzieła sztuki na kołach. Jeszcze do modelu E46 mi się bardzo podobają tzw. Bawary, ale późniejsze jakoś do mnie nie przemawiają.

    • A ja uważam BMW E65 sprzed liftingu za piękny samochód, ale cóż, gust jest jak du…

  14. O rany. Wzruszyłem się w dwójnasób. To było pierwsze BMW, którym mnie wieziono. Znaczy się 323i. Pierwsze w którym się zakochałem i potem narysowałem sobie na kartce zegary tegoż pojazdu (przerysowane z małego zdjęcia w prospekcie) i udawałem warcząc przy stole że go prowadzę. Miałem jakieś sześć lub siedem lat, zatem działo się to (niestety) gdzieś w 1978 lub 79 roku. Przy okazji był to egzemplarz dość “legendarny” – pierwsze w Łodzi E21 i przez wiele lat jedyne w mieście z najmocniejszym silnikiem 2,3 litra wtrysk – w kolorze srebrnym. Właściciel osobiście pojechał po nie do fabryki w Monachium, co w latach PRL stanowiło już wystarczający cymes do towarzyskiej i okręgowej sławy. 323i robiło wtedy wrażenie mniej więcej jak dziś Ferrari. Byłem tym pojazdem wraz z moim Starym i jego kolegą “na przejażdżce” (zdaje się, że bez wiedzy właściciela auta). Potem sam “przejeżdżałem się” z kumplami każdym dorwanym fajniejszym samochodem, podtrzymując tradycje rodzinne.
    Ale jest też drugie wzruszenie. Dopiero z artykułu na Automobilowni uświadomiłem sobie, że ten potwór, monstrum mocy, supersportowiec i obiekt westchnień jest wolniejszy do setki i ma niższą maksymalną prędkość niż mój dzisiejszy codzienny samochód.
    Automobilownia bawi, uczy i wzrusza. Uprzejmie dziękuję.

    • 323i to był sztos i do dzisiaj jest rarytasem. On już jeździł lepiej niż np. Mercedes 280 CE. Gratuluję takich doświadczeń z tamtych czasów!! Mnie jako 7-latka wozili tylko cherlawymi, zgnitymi na wylot dieslami, co ledwie Maluchy wyprzedzały. A i tak były czymś extra, bo “z Zachodu”.

  15. Fajny artykuł.
    Posiadam Fiata 125 Special ’71 w stanie podobnym do prezentowanego w powyższym artykule auta. Zapraszam na test, choć trzeba jechać aż na Pomorze…

    PS. Wzorowo rozwiązany w sposób godny naśladowania moduł kupowania kawy.
    Po prostu działa i nie irytuje przy zamawianiu. Właśnie tak powinno być!

    • Pięknie dziękuję za zaproszenie i uprzejmie proszę o kontakt przez formę kontaktową – być może jakoś się dogadamy w sprawie spotkania.

  16. Rekin dla mnie to nie tylko BMW (choć 99% osób będzie miało takie skojarzenie) ale także Galant VIII 🙂

    Kolega od kilkunastu lat jeździ 316 z silnikiem 1.8. Już gdy je kupował miało sporo lat, ale dobry stan. I teraz mnie zastanowiło, bo rocznik ponoć 1979 a zawsze mówił że to E30… a E30 zaczęli produkować … Chyba, że to taki model przejściowy, bo tył to ewidentnie E21, a przód E30… Wnętrze to też E30. Raczej to nie jest “ulep”. Nigdy się tym nie interesowałem, bo BMW to trochę nie moja bajka, ale zaintrygowało mnie to. Muszę go dopytać o ten rocznik.

    • 1979 to raczej nie ma szans na E30 które było robione od lipca 1983

      Saab robił co prawda model 90 który był hybrydą z przodem od 99 i tyłem od 900 ale żeby BMW takiego mutanta robiło to nie słyszałem. Może masz jakieś fotki ?

    • Na pewno nie “ulep”? Domorosły lifting, przez przeszczepianie przodu od nowszego modelu był w latach 90-tych całkiem popularny – mało to jeździło W124 z przeszczepionym przodem od okulara. E30 było chyba robione od 1982 r..

  17. okreslenie rekin nie wzielo sie z agresji , tylko z tego charakterystycznego profilu podcietego po skosie od dołu

    ps smacznej kawusi

      • odnosze po komentarzach że duża część osób (zapewne młodszych , dla których dresowe bmw = e36) tego nie wie , a i w tekscie nie pisalo to nigdzie wprost

  18. W czasach gdy istniał nieboszczyk “Youngtimer PL”
    Ktoś remontował taką jak ta albo E30 już nie pamiętam dokładnie, ale auto było praktycznie całe odbudowywane z nowych oryginalnych części łącznie z opaskami ślimakowymi tapicerką dachu i lakierem kupionym u dealera BMW z przeznaczeniem do “malowania płotu” bo był ze starych zapasów i “nieekologiczny” ale za to oryginalny!, Szkoda tej stronki fajne projekty tam były.

  19. Na jednym ze zdjęć znajomy kościół, zjechaliśmy tam SL-em żeby się przesiąść, albo złożyć dach 😉

    W polskim języku motoryzacyjnym brakuje odpowiednika tego Überhol-Prestige, większość naszych określeń jest nacechowanych pejoratywnie i kojarzy się z siedzeniem na zderzaku lub miganiem długimi, tymczasem jadąc właściwym samochodem w ogóle nie ma takiej potrzeby, bo wtedy lewy pas sam się oczyszcza. Jest ogromna różnica jak ogół kierowców reaguje na dany samochód i widocznie Niemcy, przez długie autostradowe tradycje, to wszystko wychwycili i wprowadzili określenia do języka potocznego. W ogóle siedzenie na zderzaku jest niezgodne z podstawowymi zasadami prowadzenia samochodu, w ten sposób kierowca sam sobie odbiera czas na ewentualną reakcję oraz potrzebną widoczność, a odpowiedni dystans zapewnia skuteczną, płynną, komfortową, a nawet ekonomiczną jazdę (bezpieczeństwa nie wymieniłem, bo to słowo współczesnie zostało tak wypaczone i jest nadużywane w tak ohydy sposób, że się go brzydzę).

    Mi BMW E21 kojarzy się przede wszystkim z latami 90-tymi – wtedy było ich mnóstwo w Polsce, widocznie ściągano je z Zachodu. Drugie skojarzenie, to wersje wyścigowe grupy 5 – niesamowicie wyglądają. W pomarańczowym malowaniu Jagermaistera, ze względu na kolor i kanciastość, były określane mianem latających cegieł. E21 grupy piątej to też jeden ze słynnych BMW Art Cars:

    https://c4.wallpaperflare.com/wallpaper/531/862/419/1977-320i-bmw-e21-wallpaper-preview.jpg

    Uwielbiam ten monstrualny bodykit, ogromne poszerzenia, wielki spoiler i wyścigówe BBS-y.

    Co do opisywanego 315, to jego stan robi wrażenie, do tego kolorystyka jest świetna. Nie mówię, że to nie jest tyle warte, ale dla mnie silnik stanowi tak dużą część charakteru samochodu, że bym się nie zdecydował. 323i z największą przyjemnością, ale już nawet 320i uważam za… kompromis, który musiałbym przemyśleć. Jednak ja prezentuję dość skrajną postawę i wiem, że to świętokradztwo, ale ja nawet nie jestem jakimś wielkim fanem M3 E30, właśnie przez te cztery cylindry. Za najfajniejsze E30 uważam przede wszystkim Alpinę B6 3.5 S, bo łączy co najlepsze – wygląd M3 z dużą rzędową szóstką.

    Przy okazji nie wiedziałem, że E21 Baur Cabrio jest tak rzadkie. Mój sąsiad takie gnije na podjeździe, w zasadzie to ma całą kolekcję. Do tego dwie sztuki serii 02, ale wszystko w stanie Będę Robił – chyba sąsiad już całkiem odpuścił, bo nawet w zimie stoją z uchylonymi szybami. Jeszcze ma jeżdżące E30 Cabrio w fajnej kolorystyce, ale coś ostatnio powietrze mu zeszło, więc długo nie jeździł. Taka piękna kolekcja, a jeździ na co dzień piątką F10 i pierwszą jedynką i trochę szkoda, ale różnie to w życiu bywa.

    Pomysł z kawą bardzo popieram i aż szkoda, że nie da się ustawić dobrowolnego abonamentu, bo lepiej płacić regularnie. Nawet jeśli są to niewielkie kwoty, to zawsze się coś uzbiera, a Automobilownia w pełni zasługuje na docenienie. Ja wyrobię sobie nowy nawyk stawiania kawy w każdy pierwszy artykuł miesiąca 😉

    • Edycja do “kompromisowego” 320i. Okazuje się, że 320 oraz 320i miały czterocylindrowe M10, a dwulitrowe M20, które miałem na myśli wcześniej, to wg Wikipedii, 320/6.

      Więc tak:
      320 oraz 320i – mimo wszystko nie
      320/6 – kompromis, ale jak najbardziej do przemyślenia
      323i – wspaniały! 😉

    • Kościół jest zupełnie inny – w Sieprawiu, tam nie dojechaliśmy 🙂

      • A to mi mózg zrobił psikusa 😉 Widocznie zasugerowałem się, że zrobiliście taką samą trasę testową. A ten gdzie byliśmy, lub jego parking, jest chociaż trochę podobny?

      • Szczerze, to nie pamiętam gdzie stawaliśmy, bo kościołów przy standardowej trasie mam kilka. Prawdopodobnie przy pierwszym, a tam parking jest szutrowy. No i kościół starszy, neogotycki, a tu jest nowoczesny. W każdym razie do Sieprawia nie dotarliśmy, to jest trochę dalej (chociaż niewiele).