SEKCJA GOSPODARCZA: TOYOTA VS HONDA

To jest ostatni wpis na temat wyników finansowych producentów aut z roku 2015-tego. Spośród gigantów na razie pominąłem Volkswagena i FCA, ale zrobiłem to świadomie: w tym pierwszym przypadku wolałem poczekać na ujawnienie się skutków afery spalinowej (ciekawe, jak wpłynie ona na wyniki i co napisze o niej zarząd…?), zaś do co już-nie-turyńczyków – ich organizacja jest jak na razie bardzo młoda, bo powstała dopiero na jesieni 2014r., więc do tej pory nie mieliśmy jeszcze dwóch pełnych okresów do porównania (bo wiemy już, że najważniejsze w sprawozdaniach finansowych są zmiany i trendy). Oczywiście, nawet teraz liczby mogą nie być jeszcze do końca miarodajne, bo proces łączenia tej wielkości organizacji, wraz z przebudowaniem wszystkich struktur, żeby się nie dublowały, musi chwilę trwać. W najgorszym wypadku w ogóle nie udaje się go doprowadzić do końca – tak było np. w przypadku motoryzacyjnej fuzji stulecia pod tytułem Daimler-Chrysler. Dziś jednak będzie o Japonii i dwóch najważniejszych spośród tamtejszych koncernów.

Toyota Motor Corporation to największe przedsiębiorstwo Japonii (zarówno pod względem wartości rynkowej, jak i przychodów, stan na 2014r.), oraz 13-te największe na świecie (stan z lutego 2016). Aktualnie, według wszelkiego prawdopodobieństwa – bo dane za 2016r. nie są jeszcze kompletne – jest też największym w świecie producentem samochodów (ten status firma po raz pierwszy uzyskała w 2012r.). Od początku swojego istnienia Toyota wypuściła już ponad 230 milionów pojazdów, z czego ponad 10 milionów miało różnego rodzaju napędy alternatywne.

Zanim przejdę do omówienia wyników firm, napiszę kilka słów o lokalnej specyfice – w końcu mówimy o cywilizacji, która skrajnie różni się od naszej, nie możemy więc spodziewać się, że łatwo ją zrozumiemy. Japońska rachunkowość jest oczywiście podobna do zachodniej, wymyślonej przez renesansowych kupców i bankierów włoskich, nie będziemy więc mieli problemu z samymi sprawozdaniami finansowymi. Gorzej z pozostałą częścią raportów: japońskie regulacje giełdowe różnią się od amerykańskich i europejskich, dlatego też w publicznych dokumentach tamtejszych spółek znajdziemy znacznie mniej informacji pozafinansowych. W przypadku Toyoty wynika to też ze specyficznego, wypracowanego przez tę firmę systemu organizacji i zarządzania zwanego The Toyota Way (“Droga Toyoty…?” “Sposób Toyoty…?” “Styl Toyoty…?” “Filozofia Toyoty…?”).

The Toyota Way swego czasu bardzo mnie zafascynowała: przeczytałem nawet pewną obszerną pracę naukową na jej temat i jeśli chcecie, to chętnie coś na ten temat skrobnę, bo sprawa jest zdumiewająca. Tyle tylko, że najpierw zawnioskuję o tzw. legitymację demokratyczną w postaci ankiety (patrz obok), bo ów wpis, jeśli powstanie, będzie całkowicie nieautomobilowy. W wielkim skrócie chodzi o zestaw 14 zasad, które w koncernie Toyoty rządzą każdym procesem, od zamiatania hali fabrycznej po decyzje na najwyższym szczeblu. Wprawiają one w osłupienie każdego człowieka wychowanego w cywilizacji zachodniej, bo całkowicie zaprzeczają wszystkiemu, czego my uczymy się i co stosujemy w pracy. Rzecz jednak w tym, że te zasady najwyraźniej działają, bo Toyocie udało się przegonić wszystkich zachodnich rywali, a jej system, który obowiązkowo implementują również jej dostawcy i podwykonawcy (w tym zagraniczni), przyczynia się do ogromnego zwiększenia wydajności i jakości pracy, i to bez wzrostu obciążenia fizycznego i psychicznego pracowników – po prostu, chodzi o zupełnie inną filozofię na poziomie fundamentalnym. Jeśli zżera Was ciekawość, to zagłosujcie na “TAK”, ale ostrzegam – o samochodach w owym wpisie nie będzie w zasadzie nic, więc lepiej się zastanówcie.

Dlaczego Toyota Way wpływa na kształt sprawozdań finansowych? Ano dlatego, że system ów charakteryzuje się organiczną wręcz awersją do liczb, wykresów i raportów. Że co? Jak oni prowadzą taki koncern bez statystyk? No przecież mówiłem, że trzeba zapomnieć o wszystkim, co wiemy o zarządzaniu i o pracy w ogóle, po czym nauczyć się tego od nowa, tylko że w formie postawionej na głowie. 日本へようこそ – witamy w Japonii!!

Toyota naprawdę działa z minimalną ilością danych liczbowych i naprawdę radzi sobie najlepiej na świecie, ale jako że giełda i inwestorzy giełdowi mają swoje prawa i wymagania, to firma publikuje też normalne raporty roczne. Dzięki temu mamy w ogóle materiał do analizy.

Aha – kończąc temat lokalnej specyfiki: w japońskich firmach rok obrachunkowy kończy się zazwyczaj 31 marca, dlatego nie można bezpośrednio porównywać raportów Toyoty i Hondy z konkurencją z Europy i USA – po prostu, badane okresy pokrywają się tylko częściowo. W naszym przypadku będziemy omawiać sprawozdania z roku obrachunkowego 2016, które w istocie obejmują okres 1 kwietnia 2015 – 31 marca 2016, a baza do porównań, czyli rok 2015-ty, to tak naprawdę 1 kwietnia 2014 – 31 marca 2015.

 ***

Środowisko organizacji zostało przez Toyotę opisane zaledwie kilkoma zdaniami: symboliczny wzrost gospodarzy w Japonii, Europie i USA, wyraźna słabość w Chinach i na wielu rynkach wschodzących, a do tego potężna podwyżka japońskich podatków od najmniejszych samochodów (kei-cars), która zdusiła ich sprzedaż, a co za tym idzie – cały rynek japoński, mimo wzrostu globalnej sprzedaży aut.

W tych warunkach pomiędzy rokiem 2015-tym i 2016-tym łączna sprzedaż pojazdów Toyoty w sztukach – osobowych i użytkowych, marek Toyota, Lexus, Daihatsu i Hino – spadła o 292 tys. sztuk, to jest o 3,2%. W Japonii spadek wyniósł 4,4%, w pozostałych krajach Azji – aż 9,7%, w Europie – 1,7%, jedynie w Ameryce Północnej miał miejsce wzrost o 4,5%. Jest to pierwszy przypadek zmniejszenia się sprzedaży w historii naszych analiz.

Jako że Toyota na rodzimym rynku sprzedaje również domy, raport uwzględnia i je – tutaj spadek wyniósł 3,1%.

Sprzedaż pojazdów oraz domów produkcji Toyota Motor Corporation w latach 2015-16

Źródło: sprawozdanie roczne Toyota Motor Corporation za rok 2016

Warto odnotować, że udział Toyoty w japońskim rynku motoryzacyjnym wciąż wynosi aż 43,2% (i jest zbliżony do tego z 2015r.). Co do udziału w pozostałych rynkach, w tym światowym jako całości, nie mogę podać dokładnych danych, a to z powodu wspomnianej już różnicy w definicji roku obrachunkowego. Jeśli chcielibyśmy ją zignorować i policzyć przybliżoną wartość, to przypomnę, że w 2016r. (kalendarzowym) na świecie sprzedało się niecałe 89 mln samochodów, co oznaczałoby udział Toyoty zbliżony do 10%, ale podkreślam, że liczby w liczniku i mianowniku pochodzą tu z różnych okresów, więc wyniku absolutnie nie można traktować jako precyzyjnego.

Przychody Toyota Motor Corporation w latach 2015-16Źródło: sprawozdanie roczne Toyota Motor Corporation za rok 2016

Co ciekawe, mimo spadku sprzedaży w sztukach, przychody koncernu wzrosły o 4,29%. Również wpływy działu Automotive były wyższe (o 3,29%), co musi oznaczać wzrost ogólnego poziomu cen: w 2016r. pojazd Toyoty kosztował średnio 2.564.945 jenów, czyli 22.802,8 USD (według kursu z 31 marca 2016), podczas gdy rok wcześniej – 2.402.809 jenów (20,083 USD, przeliczone na dzień 31 marca 2015. Wszystkie kalkulacje walutowe przeprowadzam na stronie www.oanda.com). To zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę załamanie się rynku kei-cars, które zwiększyło wagę droższych pojazdów w kalkulacji – a wchodzą do niej również Lexusy i wszelkie pojazdy użytkowe.

Toyota podaje osobno przychody ze sprzedaży części zamiennych: w 2016r. wyniosły one nieco ponad 9% wartości sprzedanych samochodów. Niestety, nie mamy informacji co do rentowności różnych rodzajów produktów, ale biorąc pod uwagę, że dla całej firmy – łącznie z sektorem budowlanym, finansowym, telekomunikacyjnym, itp. – stopa zysku brutto wyniosła około 24,5%, to nie wydaje się, by prawdziwy był rozpowszechniony ostatnio pogląd, jakoby naprawy aut przynosiły koncernom większe zyski niż ich sprzedaż (mowa tu o producentach, nie o dealerach – bo ci w istocie mają bardzo niskie marże na nowych samochodach, a wysokie na częściach i usługach serwisowych).

W roku 2016-tym sektor motoryzacyjny odpowiadał za 91,2% przychodów koncernu, wobec 91,8% w roku poprzednim.

Rachunek zysków i strat Toyota Motor Corporation w latach 2015-16Źródło: sprawozdanie roczne Toyota Motor Corporation za rok 2016

Rachunek zysków i strat umiecie już czytać sami, ale jako że w tabelce nie ma podanych wskaźników, to wyliczyłem je sam:

-zysk brutto dla lat 2015 i 2016 wyniósł odpowiednio 23,2 i 24,4% przychodów, czyli pozycja konkurencyjna poprawiła się. Na tle dotychczasowych rywali obie wartości są zdecydowanie najwyższe (za chwilę porównamy je jeszcze z Hondą),

-najważniejszy rodzaj zysku, czyli zysk operacyjny, prawie nie zmienił się (w obu latach był zbliżony do 10,1% wpływów – tutaj Toyota dała się nieznacznie wyprzedzić BMW, ale wszystkich innych zostawiła w tyle),

-zysk netto, interesujący głównie akcjonariuszy, wzrósł z 8,47% to 8,57% przychodów (i to jest znowu deklasacja całej reszty świata – BMW nie dobiło tu nawet do 7%).

Jak widać, Toyota Way działa – firma odnotowuje największą sprzedaż w branży i najwyższą rentowność (do tego dochodzi oczywiście jakość, o której w tym miejscu nie będziemy dyskutować, ale rankingi wszyscy znamy). I pomyśleć, że to właśnie u Toyoty management nie jest w ogóle skoncentrowany na żadnych statystykach i śrubowaniu “mierzalnych celów”, które w innych korporacjach stanowią ostateczną wyrocznię i miarę wszechrzeczy decydującą o życiu i śmierci każdego kierownika. Ale o Toyota Way będzie kiedy indziej – jeżeli tylko to przegłosujecie.

Co jeszcze można wyczytać z raportu? Przy wpływach zwiększonych rok do roku o 4,29% koszt produkcji wzrósł tylko o 2,58%, ale koszty administracji, sprzedaży i “ogólne” – aż o 11,4%. Patrząc po europejsku widać tu wyraźnie problem, ale być może szefostwo firmy postrzega to inaczej – wszak oni nie patrzą na same liczby, a na realne wydarzenia i zjawiska, mogą więc uznawać wzrost za uzasadniony (jeśli popatrzymy na ostateczny rezultat, czyli zysk operacyjny i netto, to wszystko wygląda przecież pięknie). O aż 55% wzrosły też koszty finansowe (odsetki od kapitału), ale sama kwota jest tu wręcz symboliczna: zysk operacyjny pokrywa ją aż 80-krotnie, podczas gdy w branżach kapitałochłonnych – jak produkcja samochodów – problem zaczyna się dopiero poniżej pokrycia 4-5-krotnego. Tutaj w grę wchodzi stosunkowo niewielki poziom zadłużenia firmy oraz wyjątkowo niski koszt pożyczania w Japonii.

Podatek dochodowy w 2016r. wyniósł 29,4% podstawy, wobec 30,9% rok wcześniej.

Z osobnych tabel wynika, że:

-przy kosztach amortyzacji w wysokości 855 miliardów jenów firma poczyniła inwestycje na 1,292 biliona – czyli pozyskała aktywa trwałe o ponad połowę większe od naturalnie zużytych (a więc – rozwija się),

-R&D pochłonęło w 2016r. 1,055 biliona jenów, czyli 4,07% przychodów działu samochodowego – taki procent ceny każdej Toyoty /Daihatsu/ Hino / Lexusa przypada statystycznie na koszty prac badawczo-rozwojowych. To mniej niż u wszystkich dotychczasowo omówionych producentów, z wyjątkiem jedynie PSA – ciekawa sprawa zważywszy na czołową pozycję koncernu np. w dziedzinie napędów alternatywnych, które nie są tanie w opracowaniu. Inna rzecz, że same przychody są u Toyoty najwyższe w całej branży, więc przyrównanie do nich wydatków R&D miało prawo wypaść mniej widowiskowo niż u konkurencji.

Szczególnie zainteresowanym, którzy pamiętają różnicę pomiędzy zyskiem księgowym i przepływami gotówki, pokażę jeszcze rachunek cash flow. Pozostali mogą przewinąć tekst do najbliższych gwiazdek.

Rachunek przepływów pieniężnych Toyota Motor Corporation w latach 2015-16Źródło: sprawozdanie roczne Toyota Motor Corporation za rok 2016

Tutaj wszystko wygląda wzorcowo: działalność operacyjna (operating activities, sekcja pierwsza) przynosi duże nadwyżki gotówki, które są wykorzystywane do inwestowania (investing activities, sekcja druga) oraz spłacania kapitału (financing activities, sekcja ostatia), czyli pożyczek i dywidend dla udziałowców. Końcowe saldo pozostaje przy tym wyraźnie dodatnie, mimo niekorzystnego działania zmian kursów walutowych w 2016r. Jak w podręczniku.

Gdy wgryźć się odrobinę w szczegóły, widać że w części operacyjnej podwojeniu uległy straty z tytułu nieściągalnych należności (provision for doubtful accounts and credit losses), ale kwoty nie są tu jeszcze znaczące. W części finansowej widać z kolei, że Toyota zmienia strukturę finansowania zmniejszając udział kapitału własnego (skupuje więcej własnych akcji niż emituje nowych), zwiększa natomiast pożyczki. To jest akurat w pełni uzasadnione: oto dywidendy dla akcjonariuszy wyniosły w 2016r. ponad 780 miliardów jenów, podczas gdy odsetki od długu (wykazane w rachunku zysków i strat) – tylko 35 miliardów. Akcjonariusze dostali więc od koncernu aż 22 razy więcej niż pożyczkodawcy, mimo że ich udział w bilansie firmy był… mniejszy: kapitał własny na 31 marca 2016r. równał się 17,6 biliona jenów, zaś zadłużenie finansowe – 18,3 biliona. Obserwujemy tu w praktyce to, o czym pisałem w jednej z lekcji finansów: że kapitał własny może być droższy od kredytów, bo udziałowcy ponoszą większe ryzyko, domagają się więc wyższych zysków (w tym konkretnym przypadku zjawisko jest wyjątkowo nasilone, bo w Japonii mamy obecnie do czynienia z niewiarygodnie niskim kosztem pożyczania, ale w swej istocie występuje ono powszechnie).

***

Honda Motor Co., Ltd. to organizacja znacznie mniejsza od Toyoty, ale i ona potrafi zaimponować: jest drugim producentem aut w Japonii i ósmym na świecie, a prócz tego wytwarza najwięcej w świecie silników spalinowych (ponad 14 milionów rocznie). Poza samochodami oferuje też motocykle, łodzie motorowe, lekkie samoloty, spalinowy sprzęt ogrodniczy, generatory prądu i jednostki napędowe do wszelkich zastosowań. Od 1986r. angażuje się też w badania nad sztuczną inteligencją i robotami.

W przypadku Hondy w roku 2016-tym (który – przypomnę – liczymy od kwietnia 2015 do marca 2016) sektor samochodowy odpowiadał za 72,8% przychodów. 12,3% przypadło na motocykle, 12,6% – na usługi finansowe, a 2,3% na pozostałe produkty. Aż 55,6% wpływów zostało wygenerowane w Ameryce Północnej, 12% w Japonii, 21,4% w pozostałych krajach Azji, 4,7% w Europie, zaś 6,4% – w innych regionach świata. Tak mały udział Europy jest zupełnym wyjątkiem wśród koncernów samochodowych i prawdopodobną przyczyną, dla której nasz kontynent jest przez Hondę traktowany nieco po macoszemu.

Honda chwali się też, że jako pierwsza firma japońska od roku 2013-tego przyczynia się do poprawy bilansu handlowego Stanów Zjednoczonych – eksportuje bowiem z USA więcej niż do nich importuje. W ten sposób wytrąca chwytliwy argument z rąk tych amerykańskich sił politycznych, które chcą wznosić bariery dla inwestycji zagranicznych.

Sprzedaż samochodów Honda Motor Co., Ltd. w latach 2015-16, w tysiącach sztuk

Źródło: sprawozdanie roczne Honda Motor Co., Ltd. za rok 2016

W 2016r. sprzedaż samochodów Hondy wyniosła 3,63 miliona sztuk, co oznaczało wzrost o 3,5% w stosunku do roku poprzedniego i równocześnie stanowiło około 4% światowego rynku motoryzacyjnego (znów jedynie orientacyjnie, z powodu niezgodności okresów obrachunkowych). Pozytywny trend dał się zauważyć przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, w Japonii natomiast sytuacja wyraźnie się pogorszyła.

Rachunek zysków i strat Honda Motor Co., Ltd. w latach 2015-16

Źródło: sprawozdanie roczne Honda Motor Co., Ltd. za rok 2016

-w 2016r. wpływy ze sprzedaży zwiększyły się o 9,5%, były jednak o około połowę niższe niż w przypadku Toyoty.

-koszty wytworzenia produktów (cost of sales) podążyły prawie dokładnie tą samą ścieżką, przez co stopa zysku brutto zmieniła się jedynie minimalnie – z 29 do 28,8%. Trzeba podkreślić, że jest to absolutny rekord wśród analizowanych dotychczas przedsiębiorstw – to już trzeci (po Renault i Toyocie) przykład marki o statusie nie-premium, która narzuca marże wyższe niż BMW, zaś drugi (po Toyocie), który przegania w tym zakresie Daimlera.

-mimo to, stopa zysku operacyjnego wyniosła zaledwie 3,44%, czyli była jedną z niższych w branży (gorsze było tylko General Motors). W tym względzie sytuacja wyraźnie pogorszyła się w stosunku do poprzedniego roku (5%). Oznacza to, że firma traci większość wypracowanego zysku brutto na ponadprzeciętnie wysokie koszty operacyjne, które w dodatku wzrosły rok do roku o aż 22,5% (2,36 raza szybciej niż wpływy). Tutaj Honda ma problem podobny do Toyoty, tylko jeszcze bardziej nasilony. W treści sprawozdania zarząd wspomina zresztą o poprawie rentowności operacyjnej jako o jednym z głównych wyzwań na przyszłość.

-na poziomie netto stopa zysku wyniosła 2,78%, wobec 4,2% w roku poprzednim, co jest dalszym efektem wzrostu kosztów operacyjnych (a także, częściowo, zmniejszenia się pozycji “inne przychody finansowe”, których istota nie została ujawniona). To też słaby wynik, przewyższający jedynie PSA.

-efektywna stopa zapłaconego podatku dochodowego to 36% w roku 2016-tym i 30,5% w 2015-tym.

Przeciętna cena samochodu Hondy wyniosła w 2016r. 2.922.278 jenów, czyli 25.979,5 USD. Była tym samym wyższa niż u Toyoty, mimo że ta ostatnia sprzedaje również Lexusy. Najwidoczniej dała tu o sobie znać geografia – Toyota notuje znacznie większą część sprzedaży w Japonii (kei-cars!!), a mniejszą w USA, gdzie dominują duże auta.

Wydatki R&D Hondy w 2016r. to 719 miliardów jenów, czyli 4,9% przychodów (spadek z 5% w 2015r.). Ten udział jest zbliżony do średniej rynkowej.

Na koniec jeszcze, dla chętnych, przepływy gotówki.

Rachunek przepływów pieniężnych Honda Motor Co., Ltd. w latach 2015-16

Źródło: sprawozdanie roczne Honda Motor Co., Ltd. za rok 2016

Tutaj również wszystko jest w najlepszym porządku: dodatnie wpływy na działalności operacyjnej, ujemne na inwestycyjnej i minimalnie ujemne na finansowej, z dodatnim saldem całości. Nic dodać, nić ująć – może poza tym, że obie firmy, Toyota i Honda, w 2016r. dostały trochę po głowie z powodu niekorzystnych dla siebie wahań kursów walut.

Jeszcze raz przypominam o ankiecie!!

53 Comments on “SEKCJA GOSPODARCZA: TOYOTA VS HONDA

    • Szanowny Autor niby dał nam ankietę, ale wyraźnie chce o tym napisać 🙂
      ja jestem za!

      • Szczerze – to nie będzie łatwe do napisania, nie będzie też w ogóle samochodowe. Prawda jednak, że mnie to fascynuje, jako korpoludka i nie tylko, bo naprawdę stawia na głowie wszystko, do czego przywykliśmy, a do tego ogromnie przekonuje, zarówno w teorii, jak i w praktyce.

      • oczywiscie ze chcemy! Japonia to wogole bardzo ciekawy kraj
        czemu tylko ich rzad zaczyna dzialac tak jak europejski robiac ludziom i wlasnym koncernom na zlosc podnoszac tak te podatki od kei-carow?

      • “Bo ja chciałem coś powiedzieć, ale nie wiem, czy można” 😉 (kontrcytat)

      • ktoś kliknął na “nie”! – ciekawe kto? przyzna się? 😉

      • Ja głosuję na tak – tylko że nie w ankiecie, bo ta, nie wiedzieć czemu, mi się nie wyświetla.
        O drodze Toyoty mówiono mi już w kilku korporacjach, przez które się przewijałem, ale jestem pewien, że od autora dowiem się jeszcze czegoś, o czym nie słyszałem. Jest to ciekawy temat w powiązaniu z historią Japonii i mentalnością samych Japończyków. Czekam niecierpliwie 🙂

  1. Po wynikach sprzedaży ładnie widać, które rynki są ważne dla Japończyków. Przy takim podejściu, Honda zniknie z Europy za parę lat. A przecież potencjał jest ogromny, a marka z mocną niegdyś pozycją. I oni sprzedają 150k aut w całej Europie… trochę żal. Nowy civic tego nie zmieni, a może nawet pogorszy, HR-V sprzedaje się nieźle, ale też 30k w 2016 to nie szał. Może dopiero nowy CR-V?
    SzK – masz jakieś informacje z pierwszej ręki jak tam honda przędzie w PL i Europie?

    Ciekawa jest średnia wartość pojazdu hondy – przy tych wszystkich fitach i civic’ach i braku ewidentnie luksusowych pojazdów – nieźli są.

    • Co do przeciętnej ceny Hondy – warto pamiętać, że oni ponad połowę wpływów notuja w USA, gdzie maja cała markę Acura, no i strukturę sprzedaży zupełnie inna niż np. w Polsce.

      • no właśnie odwoływałem się do US, bo to jest ich główny rynek, ale tam ceny civica zaczynają się od 18k, accorda od 22, a CRV od 24k… Swoją drogą – tanio nie jest, skoro Mustang zaczyna się od 25k

    • Jako zakochany ongiś w Hondzie Legend, martwi mnie sprzedaż Hondy i ogólne jej poczynania ostatnio. A z drugiej strony jest Toyotowy Lexus. Ajajaj. I gdzie w tym wszystkim miejsce dla Mazdy, Tesli i różnej maści kotów?
      Jestem jakiś rozdarty :/
      Eh, gdybym był bogaty mój dom byłby chyba tylko przybudówką do garażu.

  2. Bardzo czekałem na ten wpis odkąd na złomniku trafiłem na Twój komentarz zapowiadający temat.
    Dla mnie takie analizy to prawdziwe dziennikarstwo.
    Gratulacje i dziękuję.

    Co do Toyota way to moje zdanie jest takie, że nie wszystko musi tu być w 100% o żelazie – warto czasami odskoczyć od głównego tematu. Ja ostatnio czytałem tak dużo o autach, że od tygodnia pomijam wszystko co traktuje o ściśle pojętej motoryzacji.

  3. Chciałbym przeczytać o The Toyota Way. Japonia z automobilowego punktu widzenia interesuje mnie co najwyżej umiarkowanie, ale wywrócony do góry nogami system zarządzania uważam za bardzo ciekawy.

    Słyszałem, że w Japonii panuje kryzys, albo chociaż stagnacja od… ponad 25 lat. I nic nie wskazuje na to, żeby mogło się to zmienić. Za jedną z przyczyn podaje się bardzo stare społeczeństwo (emeryt jest kiepskim konsumentem i bardzo słabo pobudza gospodarkę). Zastanawiam się, jak przy niskim wzroście PKB (czasem ujemnym) i głównym indeksie giełdowym wartym w 2015r. połowę tego, co w 1990r., wypada atrakcyjność inwestowania w akcje Hondy czy Toyoty w porównaniu do Daimlera, BMW, PSA czy Reanult.

    • Dyskusji o kursach akcji staram się unikać, żeby ktoś potem nie miał pretensji o nieudolne doradztwo 😉 Historyczne notowania akcji sa w sieci dostępne, ale ja tutaj nie zajmuję się nimi.

      Generalnie jednak sytuacja na rynku japońskim wpływa na kondycję spółki tylko w stopniu odpowiadajacym odsetkowi jej sprzedaży przypadajacemu na Japonię (dodatkowo w grę wchodza wahania kursów walut, ale jeśli np. Honda zarówno większość swojej produkcji jak i sprzedaży ulokowała już w USA, to te efekty w dużym stopniu się znosza).

      • Oj tam, zaraz doradztwo… Przecież nikt nie zainwestowałby prawdziwych, własnych pieniędzy pod wpływem jednego offtopowego komentarza 😉 A nawet jeśli ktoś ma skłonności do takiego sposobu podejmowania ważnych decyzji, to dla własnego dobra powinien trzymać się z dala od wszelkich akcji.

        Czyli mówiąc w dużym uproszczeniu, od tego gdzie dana spółka jest notowana, ważniejsze jest to, gdzie tak naprawdę działa? Spokojnie, to tylko zwykła ludzka ciekawość i oświadczam, że nie zamierzam inwestować w Japonii ani nigdzie indziej pod wpływem artykułów i komentarzy na Automobilowni 😉 A tak pół żartem, pół serio, to pewnie doradca byłby z Ciebie dobry, bo poza wielką wiedzą z ekonomii to nawet Twoje ulubione motto – różnorodność – podobno świetnie się sprawdza w inwestowaniu.

        Zastanawia mnie też jak takie kiepskie wskaźniki makroekonomiczne wpływają na życie przeciętnego Japończyka. Tam nie może być aż tak źle i podejrzewam, że tak jak globalny kryzys od 2007 r. raczej nie wpłynął istotnie na poziom życia przeciętnego Europejczyka, tak samo przeciętny Japończyk raczej nie ma dwa razy gorzej czy ciężej niż przed 1990 r. Gdyby tak było to pewnie regularnie wybuchały zamieszki.

      • W dużym uproszczeniu – tak, na kurs akcji powinno mieć wpływ to, jak idzie jej biznes. W praktyce jednak inwestorzy często ulegają owczemu pędowi i jeśli np. ma miejsce panika, to wycofują się z danej giełdy hurtem, nie patrząc na to, ile warta jest dana spółka, tylko wyprzedając wszystko, jak leci (oczywiście w drugą stronę też się to zdarza – że gdzieś panuje euforia i kupuje się akcje bez zastanowienia). W takich przypadkach na pewno obecność na tej, a nie innej giełdzie może być kluczowa.

        Nie wypowiadam się natomiast co do poziomu życia przeciętnego Japończyka, bo nie mam o tym pojęcia.

      • czemuz Ty sie tak wszystkiego boisz i unikasz Szczepanie 🙂 ja tez bym chetnie poczytal Twoich domniemywan na temat kupowania lub nie akcji danych przedsiebiorstw, bo to uwazal bym za najbardziej prosty i jasny wyznacznik kondycji firmy, i rowniez nie znaczy to ze bym takie akcje kupil, nie wierze zadnym bankom a tym bardziej jakims maklerom 😉

      • Ludzie potrafili brać kredyty frankowe pod wpływem komentarzy na Onecie i głupot opowiadanych w bankach, łapali się na 16% rocznej stopy zwrotu w Amber Gold, a wy myślicie że ktoś nie zainwestuje szmalu w X po tym, jak przeczytał coś na szybko i pobieżnie na jakimś blogu i tam pisali, że X jest spoko? Rozumiem i popieram gospodarza, też bym się nie wychylał z dobrymi radami w kwestiach finansowych.

      • Dokładnie tak. A potem są pretensje i nawet procesy sądowe. W przestrzeni publicznej trzeba uważać.

      • nie wystarczy napisac na poczatku ze autor nie ponosi odpowiedzialnosci za straty finansowe i wszystko inne co tylko sie moze wydarzyc?

      • Może wystarczy, może nie wystarczy. W poprzednich artykułach tak pisałem, ale zawsze może się znaleźć ktoś, kto nie doczyta. Wiem, że to jego wina, ale dzisiejszy świat jest dziwny. Dziś można uprawiać hazard i żądać od całego społeczeństwa, żeby zwróciło Ci przegrane kwoty (oczywiście nie ma przy tym mowy o dzieleniu się wygranymi – to działa tylko w jedną stronę). A kojarzysz może sprawy z aukcjami “zdjęć telefonów…”? Ludzie płacili po 1000 zł myśląc, że kupują iPhone’a, podczas gdy w treści aukcji było wyraźnie napisane, że chodzi o “zdjęcie telefonu”. Wielką czcionką, nie małą. Plus jeszcze uwaga, że nie uwzględnia się reklamacji wynikających z błędnego zrozumienia opisu, a w szczególności z pomylenia przedmiotu aukcji. I myślisz, że to pomogło? Nie – ludzie wygrywali w sądach. Nie bronię tutaj idei takich aukcji, bo wiadomo tu od początku, że sprzedawcy najprawdopodobniej chodziło o naciągnięcie nieuważnych – ale chodzi mi o zasadę, że jesteśmy wolni i odpowiadamy za swoje czyny, w tym również błędy. Przedmiot był wyraźnie opisany, nie ma mowy o ukrywaniu czegokolwiek. Tym razem chodziło o jawne cwaniactwo, ale za chwilę wszystkim nam każą się składać na każdy pojedynczy postępek każdego człowieka pozbawionego instynktu samozachowawczego, albo zbyt leniwego, żeby przeczytać i zrozumieć dwa proste zdania w ojczystym języku. Dlatego czasami lepiej siedzieć cicho.

      • ja wszystko rozumiem, ale nie mozna popadac w paranoje, szczegolnie na wlasnym portalu.. najwyzej zrob sobie tak jak na stronach porno ze przed wejsciem na strone bedzie informacja “autor nie odpowiada za…(wszystko co tylko sie wymysli)… wcisnij tak aby kontynuowac, nie aby opuscic strone”
        swoja droga nie wiedzialem ze ktokolwiek cokolwiek wygral w sadzie za to ze jest glupi i kupil zdjecie telefonu czy przegral wszystko na automacie..

      • Ten hazard, to była przenośnia dotyczaca kredytów walutowych, nie automatów. Ale zdjęcia telefonów to autentyk.

      • Akurat co do aukcji “zdjęć telefonów” to umieszczane były one w dziale “telefony komórkowe” do tego w opisie przedmiotu były dane nie zdjęcia a telefonu. Także zdjęcia dołączone do aukcji przedstawiały zdjęcie telefonu a nie zdjęcie zdjęcia telefonu.
        Jednym słowem, to nie świat jest dziwny tylko było to ordynarne oszustwo.

        A kredyty frankowy jest do dziś korzystniejszy niż kiedykolwiek był/jest kredyt w złotówkach. Taki dziwny paradoks, ale dobrze pokazujący jak bezwartościowy jest Polski Zloty.

      • Zgadzam się, że zdjęcia telefonów były próbą jawnego oszukiwania ludzi, ale opisy wyraźnie wskazywały, o co chodzi. Mnie nie chodzi o obronę oszustów, bo takim cwaniaczkom należy się za swoje. Tyle tylko, że niepokoi mnie, że sąd może unieważnić umowę zawartą legalnie, której przedmiot był zgodny z opisem, tylko na podstawie tego, że ktoś jest nieprzytomny i nie wie na co się decyduje. Taki precedens jest bardzo groźny – zwłaszcza w kontekście wspomnianych również przeze mnie kredytów walutowych, chociaż tutaj nie można porównywać intencji sprzedawców.

      • Kredytu walutowego obecnie nie dostaniesz, jeśli nie masz dochodu w określonej walucie. Zatem frankowy kredyt tylko dla zarabiających we frankach, dolarowy w dolarach i tak dalej. Ot taka ochrona głupich ludzi przed nimi samymi.
        W 2007 na górce frankowej i w szczycie propagandy bankowo-deweloperskiej usilnie próbowano mnie namówić na kredyt w CHF. Oczywiście nie przystałem na to, wziąłem w złotówkach i spotkałem się niemal z ostracyzmem towarzyskim, wszak mało kto lubi przebywać w otoczeniu frajerów i jeleni. A rok później frank skoczył z 2,20 na 3,50 i nikt się już z moich złotówek nie śmiał. W ogóle nikt się wtedy nie śmiał. Nie wiem co dalej się z tymi ludźmi i ich finansami działo, drogi życiowe się rozeszły, ja swoje zobowiązanie całkowicie spłaciłem grubo przed czasem kilka lat temu.

      • Szczepan: Ja myślę, że póki nie bierzesz pieniędzy od tego, który ewentualnie lekkomyślenie zainwestuje, ani od firmy, o której akcjach rozmawiamy, to jesteś w pełni bezpieczny. W ogóle nie mogę sobie wyobrazić takiej sprawy sądowej: “Kupiłem kiepskie akcje, bo Szczepan z niekomercyjnego blogu motoryzacyjnego kazał” 😉

        Kredyty walutowe to nie był świadomy hazard w wykonaniu pożyczkobiorców, tylko ich niewiedza, ignorancja plus brak zdolności kredytowej w PLN. Ale zgadzam się, niech sami spłacają.

        Możemy mówić, że ludzie są głupi, leniwi itp, ale to nic nie zmieni i zawsze tacy będą. Prawo powinno jak najbardziej uniemożliwiać firmom żerowanie na ludzkiej głupocie czy nieuwadze. W tych krajach, gdzie usługi bankowe czy komunikacyjne są jasne i przejrzyste, to kwestia lepszego prawa, a nie wspaniołmyślnosci korporacji. Jeżeli można legalnie wprowadzać ludzi w błąd, to oczywiste, że będą to robić żeby więcej zarobić.

        W ogóle od dłuższego czasu wydaje mi się, że w szkołach średnich powinni ograniczyć przedmioty takie jak matematyka, chemia, fizyka, biologia (mało przydatne i niemożliwe do zapamiętania na całe lata) i wprowadzić ekonomię, statystykę czy jakieś podstawy zarządzania budżetem domowym. Zbyt wiele ludzi w ogóle nie rozumie, że dokładnie do przynoszącego straty zakładu, tylko żeby utrzymać miejsca pracy, jest szkodliwe na dłuższą metę, że za pomocą statystyki można przedstawić wszystko co tylko się chce w ogóle nie kłamiąc, że są różne rodzaje średniej i każda znaczy co innego, że trzeba mieć oszczędności, czy że łatanie domowej dziury budżetowej pożyczkami tylko pogłębia problem. Przeciętny Polak pewnie nie wie takich rzeczy, ale jakby go delikatnie przymusić w liceum, to w przyszłości miałby mniej stresujące życie.

      • “niepokoi mnie, że sąd może unieważnić umowę zawartą legalnie, której przedmiot był zgodny z opisem, tylko na podstawie tego, że ktoś jest nieprzytomny i nie wie na co się decyduje” – Szczepanie niepokoi Cię fakt, że sąd stanął po stronie napalonego nastolatka, a nie po stronie zwykłego oszusta? To kwestia podstawowa czy sądy mają być tylko maszynką do czytania odpowiedniego przepisu czy sięgać głębiej i faktycznie doszukiwać się sprawiedliwości. To pierwsze często dotyczy krajów zachodu, które często za tą obojętność i brak odwagi krytykujesz. Weź pod uwagę to, że ogłoszenia często są pisane tak, że nie można zrozumieć co autor ma na myśli – w końcu to allegro – każdy może tam sprzedawać nie będąc sprawnym we władaniu rodzimym językiem. I te ogłoszenia tak miały wyglądać – że niby to tylko przeoczenie, źle sformułowane zdanie. Intencją sprzedawcy było oszustwo i cieszę się, że sąd stanął po właściwej stronie – to sygnał by nie postępować tak jak ten oszust. Gdyby stanął po stronie oszusta byłby to sygnał, że kolejny raz cwaniactwo i niszczenie zaufania jest opłacalne.

      • To ja może jeszcze raz powtórzę: oszustom należy się w pysk, bez dwóch zdań. Ale mnie nie chodzi o ten konkretny przypadek, tylko o zasadę odpowiedzialności za swoje czyny i o możliwość wycofania się ze wszystkiego, bo mnie się coś innego wydawało, albo myślałem, że będę miał więcej szczęścia. Tylko tyle.

      • To ja się też z tym zgadzam (jak kolega wyżej też byłem tym frajerem co nie “bierze we frankach”) ale tu sąd musiał zdecydować albo albo i mnie ten wyrok cieszy.

  4. To pozostaje mi tylko zaprosić do zapoznania się z moim wpisem z września 2015 o sytuacji Hondy w USA. W niektórych miastach wydaje się jakby co 3 auto było Hondą, czy Acurą. Podejrzewam, że ich udział w rynku USA w 2017 roku może się jeszcze powiększyć ze względu na aferę VW – tym tłumaczyłbym zresztą taki wzrost już w 2016 roku. Dotychczasowi nabywcy aut z VW po odwróceniu się od niego raczej nie są zainteresowani samochodami produkcji amerykańskiej i zapewne duży procent z nich udaje się do salonów Honda Corp.

    http://szrociaki.blogspot.com/2015/09/szrociaki-w-usa-honda.html

    Toyota Way – jak najbardziej. Jestem bardzo ciekawy tego wpisu.

  5. Wszystkie analizy napisane w przystępny dla laika sposób. Dzięki nim łatwiej zrozumieć działania porównywanych koncernów.
    Toyota Way – oczywiście na tak!

    • bardzo dobrze! zeby jeszcze nie wycofali tej ustawy o bezpozwoleniowym wycinaniu drzew to bedzie dobrze, im wiecej wolnosci tym lepiej

      swoja droga ciekawa nazwa “Samar” 🙂 czyzby wlasciciel portalu mial kiedys Samare? tez mialem, fajny samochod tylko szkoda ze tak strasznie gnije..

      • ja bym obstawiał, że nazwa pochodzi od imion/nazwisk – typu Samanta i Marek 🙂
        tak się w 90-tych latach tworzyło nazwy firm (choć bardzo dobrze działało też dodawanie końcówek -pol i -ex).

    • W tym wypadku brak zmiany lepszy niż dobra zmiana 😉

  6. O “Toyota Way” przeczytam bardzo chętnie. Chociaż z pobieżnego przejrzenia artykułu na Wikipedii nie widzę nic dziwnego w tych 14 punktach – jak dla mnie mają sens, no może z tym, że na pierwszym miejscu jest jakość i długoterminowy rozwój (oba mogą wynikać z raczej mało demokratycznej historii Japonii, bo demokracja nie ceni tych wartości;)). Także wątpię, aby jakoś mogło to zachwiać moim światopoglądem. Chyba, że przyjmiemy, że zachodnią normą jest coś takiego: https://www.youtube.com/watch?v=BKorP55Aqvg (niestety jest-co nie znaczy, że to ma jakikolwiek sens).

    Z japońskimi systemami zarządzania i premiowaniem jakości to nie jest tak, że to naprawdę zachodni wynalazek? O ile pamiętam Japończycy zaczęli je wdrażać po serii wykładów jakiegoś amerykańskiego profesora od zarządzania (którego nikt na zachodzie nie chciał słuchać, bo jego pomysły są za drogie).

    Z większych różnic między światem zachodnim i wschodem jest też częstotliwość zmiany pracodawcy – podobno statystyczny Japończyk przez całe życie pracuje w 2 czy 3 firmach, Amerykanin 20 🙂

    Poza tym zawsze mnie zastanawiało, jak Toyocie opłaca się utrzymywać taką ilość modeli na japońskim rynku.

  7. The Toyota Way nie jest powiązana przypadkiem z lean management?
    Pytam tak z ciekawości i w celu potwierdzenia prawidłowości kojarzenia.
    A o TTW wpis bardzo chętnie przeczytam.

      • Dziękuję za odpowiedź.
        A tak na offtopie, znajomy stworzył ciekawą grę planszową, którą używa w czasie szkoleń z lean management. Nazywa się Koromo – japoński warsztat. Gdyby szanowny autor miał okazję zgrać to polecam.

  8. Tojotowskie wymysły są fajne, ale taki efekt, jak u nich, można osiągnąć tylko z podejściem typowego karoshi.
    W warunkach “normalnych” daje to taki sam efekt jak pełne siłowe wdrożenie SixSigmy w Motoroli. Wkurwieni ludzie i efekt wymierny nie rownowazacy niewymiernych szkód. A następstw juz w ogóle. 🙂
    Jedyny, moim zdaniem, naprawdę działający system dla białego człowieka to absolutny Ordnung Daimlera. Takie VDA do sześcianu i na bardzo, BARDZO spokojnie. Reszta prowadzi do zatyrania się na śmierć i paranoi. Skosni tez chyba powoli dochodzą do tego, bo coś kiedyś czytałem o metodyce SLOW.
    A Daimler zamiast kultowego toyotowego siedzenia do utraty przytomności wprowadził absolutny nakaz oddawania laptopów i telefonów na czas urlopów.

    • Toyota Way nie ma nic wspólnego z harówką i działa doskonale na wszystkich kontynentach, gdzie tylko Toyota ma własne zakłady lub poddostawców.

      • No. No. Działa doskonale tylko w Toyocie. O tym mówię.

        Natomiast twierdzenie, że Toyota Way nie ma nic wspólnego z oraniem jest cokolwiek dziwne. Większość zasad Toyoty to właśnie zwykłe, nudne, zrównoważone podejście typowe dla leniwych białych organizacji. Tylko na półtora etatu typowe dla japonczykow.

        Klasycznym przykładem jest 5S. Narzędzie uczące skośnych, że trzeba sprzątać w robocie. Bo byli z tym na bakier. A w Europie generujace tylko ekstremalne patologie. Bo tu się po prostu sprzatalo, bo się opłacało sprzątać.
        Albo budowanie zespołów. Ludzie.
        Ludzie wschodu, dla których jednostka to tyle co nic, będą uczyć białych o docenianiu ludzi i łączeniu ich w teamy, żeby była synergia.

        Jak się już posprzatalo i ma się z kim dzialac i zapierdala się potężnie, to sukces przychodzi praktycznie zawsze.
        Volkswagen nie ma zasad jak toyota, wali wszystkich na sucho i ma się dobrze. Bo daje ludziom to, co chcą kupić. Albo wytwarza u nich taką potrzebę. I będzie zawsze.
        A toyota jest wielka, bo zawsze była potężna. I dzięki temu, że sobie skrupulatnie ogarneli burdel, to dalej istnieją. To tyle.

      • Jeszcze raz powtarzam, że to nie na tym polega. Chodzi o zupełnie inne podejście – bez tabelek w Excelu, bez farbowania wskaźników na zielono. O eliminację zbędnych kroków, o eliminację błędów w sposób, o jakim nam się nie śniło. O lojalność dwustronna – nie tylko pracownika do firmy, ale i firmy do pracownika, na co sa żywe przykłady, o których napiszę. To prawda, że oni ciężko pracuja, ale gdzie indziej też tak bywa, tylko z zupełnie nie tym efektem. Bo efekt wcale nie “musi” przyjść, tylko może. A czy tak się stanie, to zależy między innymi od przyjętej filozofii, od sposobu reagowania na zmiany i kłopoty.

        Co ciekawe, Toyota chętnie organizuje szkolenia z Toyota Way dla każdego chętnego i wydaje o tym ksiażki. Oni dziela się swoim doświadczeniem, nie uważaja tego za sekret. Dzięki temu wiele firm próbuje wdrażać ten system, ale mało kto właściwie go rozumie (w każdej korporacji używa się np. słowa “kaizen”, ale w sposób, na który ludzie rozumiejacy sprawę robia facepalm).

      • Podpiszę się Autorze oboma rękoma pod tym. Przerabiałem leany, six-sigmy, kaizeny i tojotałeje w kilku korporacjach, ale w większośći, moim zdaniem, było to wszystko nieudolne kopiowanie Japończyków; chyba nawet nie do końca ze świadomością o co naprawdę chodzi.
        Jako dygresję dodałbym jednak, że niebagatelny wpływ na skuteczność Toyota Way ma też japońska mentalność. Coś, co znakomicie sprawdza się w Japonii (czyli społeczeństwie bardzo kolektywnym), nie będzie takie łatwe do wdrożenia w naszej (Westernized) kulturze – kładącej nacisk na jednostki i niezależność. Nie piszę, że niemożliwe, ale na pewno trudniejsze. No chyba, że kompletnie udałoby się przeprogramować człowieka zachodu – ale to podchodzi pod korporacyjne pranie mózgów, na które jestem alergicznie wręcz uczulony.

      • Daozi słusznie zauważył. To zwyczajnie nie zadziała tak. Bo nikt normalny nie da się oficjalnie i regulaminowo zarżnąć, żeby tylko wypuścić nowego priusa.

  9. Ja napiszę w temacie dzisiejszej wrzutki na facebooka z pierwszą Kią. Model Brisa był na licencji Mazdy Familia i był produkowany w latach 1973-1981. Ale w latach 1970-1973 produkowany był model Kia 124 czyli licencyjny Fiat 124. Udział części koreańskich nie był za duży gdyż wynosił jedynie 30% i bardziej to przypominało system SKD ale początki produkcji Malucha w Bielsku-Białej w Polsce były podobne. W 1970 roku wyprodukowano 1737 sztuk a w 1973 roku 6775 sztuk. Danych dla lat pośrednich nie znalazłem. O a tutaj filmik propagandowy: https://www.youtube.com/watch?v=fwh04qSEbjk

  10. U mnie w pracy też funkcjonuje ta tojka łej ale im głębiej w las tym bardziej zaczyna to przypominać Monty Pythona.
    Autorze, wspominałeś że chciałbyś napisać coś o upadku brytyjskiej motoryzacji – pisałem nt.temat pracę semestralną, niestety dawno temu, przekopałem wszystkie nośniki i nigdzie jej nie znalazłem – mogłaby pomóc.
    Ostała mi się jedna, ciekawa książka, jeżeli będziesz chciał się zagłębić w lekturę to służę pomocą.