SILVA RERUM: FILMOWE ZAPYCHADŁO, cz. III

Dzisiaj, z uwagi na wyjazd, będzie filmowe zapychadło – trzeci raz w ciągu prawie ośmiu lat, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Zapraszam do oglądania, komentowania i cieszenia się 🙂

***

Zaczynamy nietypowo, bo od auta dostawczego. Ale nie zwyczajnego, tylko Forda Transita Supervan z 1971r. – czyli pokazowego prototypu łączącego karoserię seryjnego Transita z mechaniką supersportowego Forda GT40. Nie był to przypadek: ówczesny Transit – nawet ten do dowożenia pietruszki na targ – wyróżniał się osiągami i prowadzeniem zbliżonymi do samochodów osobowych. Dało mu to wielkie powodzenie wśród bandytów napadających na banki (bo to była najlepsza furgonetka ucieczkowa), ale też przysporzyło wielu uczciwych klientów – bo kto nie chciałby odrobiny radości również w pracy? Dziś nie dziwi widok dostawczaka na lewym pasie autostrady, ale wtedy coś takiego nie mieściło się w głowie. Stąd pomysł na marketingową akcję z Supervanem z 1971r., powtórzony zresztą 13 lat później, w kolejnej generacji.

 

To scenka z wyjątkowo zdradliwego miejsca na trasie pewnego rosyjskiego rajdu. Z 2020r., gdyby ktoś się pytał.

 

Zmieniamy kraj, epokę i nastrój, by pośmiać się z tego, co Stan Laurel i Oliver Hardy (w Polsce znani jako Flip i Flap) robili kiedyś z Fordem T. Bez żadnych komputerowych sztuczek.

 

Wracamy do współczesności i sportu rajdowego. Tym razem – by cieszyć się wraz  zawodnikami, którzy cudem uniknęli najgorszego.

 

Coś ku przestrodze – żebyśmy mieli respekt przed wagą ciężką. Prawa fizyki są nieubłagane i nie zmieni ich żadna liczba gwiazdek od żadnej organizacji.

 

Mercedes 300 SL, ten ze skrzydłami mewy, bywał nazywany “widow-maker“. Nie wiem, ile kobiet zostało przez niego wdowami, ale poniższy klip dobrze pokazuje, jakimi umiejętnościami należy się wykazać, by szybko jeździć supersamochodem z lat 50-tych. A także wyjaśnia, dlaczego potrafiący to ludzie zyskiwali status półbogów.

 

A tutaj spokojniejszy samochód i spokojniejsze, wręcz sielankowe okoliczności – przejazd przez Alpy w MGB, w 1965r.

 

W innych epokach bywało nie mniej ciekawie, co też pokazuje poniższe zestawienie scenek rodzajowych z poszczególnych dekad – tych lepiej i gorzej nam znanych

 

Na zakończenie – wyścig mikrosamochodów. Współczesny, ale na historycznym sprzęcie. Bo w prawdziwym sporcie nie liczą się uwarunkowania fizyczne, a hart ducha i wola rywalizacji!!

 

To wszystko na dzisiaj. Do zobaczenia (i poczytania) niebawem!!

 

8 Comments on “SILVA RERUM: FILMOWE ZAPYCHADŁO, cz. III

    • Nie wiem, ale się wypowiem. Skłaniam się przeciwko zdaniu poszkodowanego Callahana i policjantów, którzy go poparli – moim zdaniem można sobie jeździć rondem oznakowanym jak na rysunkach dookoła przez cały boży dzień zewnętrznym pasem. A osoby jadące wewnętrznym pasem muszą uważać i przepuścić te jadące prawym. Kluczowe jest tu brzmienie opisu znaku C-12: “ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.” Czyli jadący dookoła wyspy jedzie “zgodnie z kierunkiem ruchu” – ergo: nigdzie nie skręca. Jadąc po swoim pasie ma zatem pierwszeństwo przed tymi, którzy pas zmieniają (dotyczy to wyłącznie ronda tak oznakowanego i pomalowanego, jak na rysunku w dyskusji).
      A generalnie, niestety, to w ogóle trzeba uważać i mieć oczy dookoła głowy, zwłaszcza na rondzie. Sposób oznakowania tychże jest generalnie mylący i niejasny, bo na każdym trochę inny.

      • Rondo w swoich założeniach miało być takim “samosterującym” skrzyżowaniem, ale jak to w życiu – miało być dobrze, wyszło jak zwykle… Najgorzej /w mojej skromnej opinii/ działają właśnie te ronda turbinowe – wielu kierowców jest na nich zdezorientowanych. Do tego dochodzą jeszcze skalniaki na wyspie centralnej, które uniemożliwiają przegląd sytuacji na rondzie, poza tym jeszcze ich średnica /nawet na skrzyżowaniu dróg krajowych/ wymuszająca na kierowcach ciężarówek przejazd w tempie szybkiego piechura …
        Kto to projektuje ?
        A jeszcze zdarzają się w Polsce ronda, o odwróconych zasadach ruchu /np. w Częstochowie/, tam pierwszeństwo ma WJEŻDŻAJĄCY na rondo…Te wszystkie dodatkowe przepisy, reguły, rodzaje rond etc. są zaprzeczeniem zdrowego rozsądku i szczytnych idei poprawy bezpieczeństwa na drogach.
        Niedawno czekając w jednym z serwisów, przeglądałem “Podręcznik kierowcy amatora” z 1974 roku.
        Wszystkie znaki drogowe zajęły bodajże 4 strony formatu zeszytu szkolnego – obecnie jest to kilkanaście stron – komu to przeszkadzało ?
        To jest poprawa bezpieczeństwa ?
        A jak mówi stara prawda, jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze…

      • Jest taki ogólny przepis dotyczący każdego skrzyżowania: w prawo skręcamy z pasa prawego, w lewo z lewego, prosto jedziemy z dowolnego (oczywiście o ile znaki nie wskazują inaczej). Wg mnie jeśli kierowcy stosowaliby się do tej reguły, to na rondzie w ogóle nie byłoby “konfliktów” między zjeżdżającymi z wewnętrznego pasa i kimkolwiek na prawym pasie. Czy mam rację?

  1. Dokładnie tak, to jest właśnie przykład logicznego myślenia, którym powinni kierować się zarówno /nomen omen/ kierowcy, jak i ci, którzy tworzą przepisy ruchu drogowego. Ale że zdrowy rozsądek jest od dawna towarem deficytowym, więc mamy tak jak mamy…

    • Ostatnimi czasy jak już jestem na rondzie i akurat “jadę w lewo”, to włączam lewy migacz żeby mi jaki nieświadomek nie wjechał. Tak jest bezpieczniej moim zdaniem, niezależnie od przepisów. Praktykują to w Wielkiej Brytanii.

  2. najlepsze wypadki są zawsze u ruskich 😉
    a co do Transita to nie wiedziałem że to pierwszy bus który się normalnie prowadził i można było nim zachrzaniać 😉 może te “prosiaki” w tamtych czasach to faktycznie, bo późniejsze 2.5D no to mają “buta” mniejwięcej jak Kaczka 2.4D czyli pedał gazu jest tak dla picu 😉