VENI, VIDI: Oradour-sur-Glane

Oradour-sur-Glane to mała wioska w środkowofrancuskim regionie Limousin. Jak mówią miejscowi – "la France profonde" ("Francja głęboka" – w sensie, że zaścianek). Jednak 10 czerwca 1944r. zdarzyło się tam coś strasznego – w odwecie za zabicie przez ruch oporu oficera SS, Niemcy spalili całą wioskę i zamordowali 642 z 647 jej mieszkańców. Pięciu osobom cudem udało się przeżyć.

Nas, Polaków, taka sytuacja zbytnio nie szokuje. Nie umniejszając potwornej tragedii zamordowanych – wszak każdy człowiek ma tylko jedno życie – nie wzruszamy się jakoś specjalnie tą opowieścią, bo u nas takich wiosek było niemało. O Powstaniu Warszawskim nie wspominając… Francuzi jednak byli tak wstrząśnięci masakrą w Oradour, że postanowili zachować spaloną osadę w stanie nienaruszonym, jako muzeum-pomnik ku czci pomordowanych. Wygląda ona trochę jak Pompeje, tylko że jest bardziej zniszczona. No i stoi tam sporo samochodów.

Jest to oczywiście powód, dla którego w całej sprawie wspominam tutaj, na Automobilowni.pl. Przechadzając się w ciszy po ulicach wioski-widma spotykamy bowiem ogromne ilości wraków, w większości przedwojennych Peugeotów 202, 302 i 402, są też Traction Avant. To niesamowite, ile aut jeździło w zabitej dechami wsi na ledwie 600 dusz, gdzieś na prowincji, w samym środku niczego, w końcowej fazie niemieckiej okupacji, gdy Wehrmacht przegrywał już na całego i podobno nigdzie nie było benzyny do celów cywilnych. Instalacji na gaz drzewny jakoś na tych wrakach nie widać. Kolejna refleksja związana z samochodami w Oradour to różnica w polityce hitlerowców na różnych terytoriach okupowanych: przykładowo obywatele Generalnej Guberni nie mogli w ogóle posiadać pojazdów mechanicznych ani uzyskać prawa jazdy (z wyjątkiem osób pracujących dla Niemców). W późniejszym okresie wojny, po akcji zlikwidowania generała Kutschery (1.II.1944), okupant całkowicie zabonił Polakom prowadzenia samochodów. Różnice w polityce nazistów na Wschodzie i Zachodzie Europy to oczywiście żadne odkrycie, ale w czasie wizyty w Oradour można zobaczyć jej namacalne dowody.

W Oradour miałem okazję być w 2008r., przy okazji służbowego wyjazdu w tamte okolice. Ze względu na charakter wyjazdu nNie miałem przy sobie nawet aparatu, bo nie spodziewałem się atrakcji turystycznych (któregoś dnia po pracy gospodarze zaprosili nas po prostu na mini-wycieczkę). Z tego też powodu post musiałem zilustrować zdjęciami dostępnymi powszechnie na licencji CC, ale to chyba lepiej, bo są znacznie lepsze niż potrafiłbym cyknąć sam.

Samo miejsce robi ogromne wrażenie swoją autentycznością. Jego lokalizacja nie przyciąga mas, nie uświadczymy tam rozbudowanej infrastruktury, restauracji, itp., mnie ma też i tłumów, które zaburzałyby powagę miejsca i przeszkadzały w odbiorze i refleksji. Polecam wizytę tam wszystkim, nie tylko ze względu na wraki, które jednak dla automaniaków są ciekawym bonusem.

Foto tytułowe: IMP1, Licencja CC

(post z klasycznie.eu z 13.III.2014)

 

Voitures brûlées - Oradour Sur GlaneFoto: F. Voisin-Demery, Licencja CC

14472957500_1d93227116_kFoto: Emilio Sancho. Licencja CC

2647305252_1f68c383ac_bFoto: IMP1, Licencja CC

2646471349_f2571a3b6c_bFoto: IMP1, Licencja CC

2618683300_fd4709acb4_bFoto: IMP1, Licencja CC

2618681002_5b2f1e26c2_bFoto: IMP1, Licencja CC

 

 

9 Comments on “VENI, VIDI: Oradour-sur-Glane

  1. Jaram się takimi opuszczonymi/wyludnionymi miejscami – powyższe mam na liście miejsc do odwiedzenia. W Polsce mamy kilka, głównie opuszczone bazy radzieckiego wojska, więc trochę nie ten kaliber ale klimat jest.

    Drugie poważne, to będzie Prypeć – minus jest taki że raczej nie można tam pojechać ot tak, z buta, tylko półkomercyjną zorganizowaną przez jakieś tam ukraińskie służby wycieczką, terminów jest bodajże kilka na cały rok i to w sezonie. Chodzi się tylko tam gdzie pozwolą, czyli w pewnym sensie tam gdzie wyszyscy odwiedzający, no ale coż – lepiej tak niż w ogóle.

    Jest tam fascynujące cmentarzysko sprzętów, które brały udział w gaszeniu reaktora. Kto nie zna, niech wygugluje sobie. Odwiedzić go jednak nie można, bo tam podobno te ciężarówki i śmigłowce nadal są tak naświetlone, że bardzo mocno skróciłyby oglądającemu czas wspominania tej wycieczki 😉

  2. Swoją drogą, czy aby na pewno przeżyło tam jedynie 5 osób. Spotkałem się ze źródłami według których przeżyło 7 osób (w tym polska Wikipedia, choć to akurat takie sobie źródło)

    • Ja dane też brałem z Wikipedii, ale francuskiej – tam napisali, że 5. Z tym że na tle ogromu tragedii nie zmienia to wiele.

  3. Mogę polecić podobne miejsce na Sycylii- tam nie działali Niemcy w ramach odwetu, tylko trzęsienie ziemi w 1968 roku. To Poggioreale (Ruderi di Poggioreale lub Poggioreale Vechhia). Także można je swobodnie zwiedzać, choć aut tam raczej nie ma- coś stało w zamkniętym garażu, ale z ciemności nie można było rozpoznać co. Miasteczko swoją nienaruszoną widmowością robi bardzo duże wrażenie. Polecam, zwłaszcza poza sezonem- byliśmy jedynymi osobami w tym miejscu.

    Zdjęcia z włoskiej strony o lomografii:

    http://www.lomography.it/magazine/locations/2012/10/09/poggioreale-i-ruderi-ormai-citta-fantasma

    • Też robi wrażenie…

      Kiedyś czytałem, że w Palermo są dzielnice nieodbudowane od czasów wojny, ale nie wiem, czy to prawda – na sycylii jeszcze nie byłem, a Internetom średnio można wierzyć w sprawie takich sensacji.

  4. Palermo ominąłem szerokim łukiem (autostrady), jako miasto ciężkie do zdobycia, ale jak kto lubi budynki "barn-find", to polecę wschodnie przedmieścia Palermo- mianowicie Bagheria. Stoi tam kompletnie powalony barokowy pałac-willa, który jest do zwiedzania, a wygląda jakby wnętrz nie ruszano od lat. Dam tu, po prywacie, link do zdjęć własnych z fejsa- jest tam parę z pałacu: https://www.facebook.com/fabrykaslubow.polska/photos/a.668193556533925.1073741856.186126778073941/669483413071606/?type=3&theater

  5. a ja mam taką teorię, że tych samochodów tak dużo się zachowało właśnie z powodu braku paliwa: nie było paliwa – nie mogli jeździć, nie mogli jeździć – samochody stały, samochody stały – nikt nie mógł uciec…

    • Nie ma to jak czarny humor…

      Niektóre z tych aut są zaparkowane niejako “na chwilę” – na przykład pod piekarnią, krzywo w stosunku do krawężnika. Jak gdyby ktoś przyjechał po bagietkę ostatni raz z życiu…