VENI, VIDI: Spoko Maroko
Wiem wiem, miałem nie publikować miksów. Ale to nie będzie klasyczny miks, a coś w rodzaju fotorelacji z podróży.
Od razu uprzedzam, że klasycznych zabytków nie będzie wiele, bo Maroko rozwija się niesamowicie (od 1996r., kiedy byłem tam pierwszy raz, zmieniło się nie do poznania, na pewno nie mniej niż Polska). Zdjęcia będą też nieszczególnej jakości, bo po pierwsze, nie jestem w tej dziedzinie super-fachowcem, a po drugie, były zwykle robione w ogromnym pośpiechu i zza szyb autobusu/minibusu/terenówki. W związku z tym uciekło mi wiele pięknych ujęć, czego bardzo żałuję.
A co za to będzie? Egzotyczny moto-krajobraz egzotycznego kraju. Nie tyle w sensie modeli samochodów (tu raczej bez wielkich rewelacji), ale w sensie ogólnych ujęć, pewnych zwyczajów i – jak to w szybko rozwijającym się kraju Trzeciego Świata – ogromnych kontrastów.
Podróż do Maroka gorąco polecam każdemu, nie tylko fanom motoryzacji!!
Zaczynamy bardzo reprezentatywnym obrazkiem z turystycznego, portowego miasteczka Essaouira. Fotografia pewnie nie zdobędzie Waszych serc, ale dobrze ukazuje to, co jeździ dziś w Maroku. Brakuje tylko jakiegoś zupełnie nowego Mercedesa (ich ilość w dużych miastach jest godna podziwu!), a także pojazdów użytkowych i taksówek, ale to dwa osobne, obszerne tematy.
MAROKAŃSKIE TAKSÓWKI dzielą się na małe i duże, po francusku petits taxis i grands taxis (po francusku doskonale mówią w Maroku wszyscy powyżej gdzieś tak 8 roku życia, a gospodarka operuje wyłącznie w tym języku).
Te pierwsze jeżdżą tylko w obrębie miast, biorą do trzech osób i mają liczniki (inna sprawa, że często ich nie włączają). Mają postoje, ale nieraz też krążą sobie po mieście i trąbią na przechodniów, zwłaszcza turystów, nawołując do ich wynajęcia. Auta to głównie Peugeot 205 i 206, Dacia Logan i Fiat Uno, ich kolor zależy od miasta. Powyżej postój takich taksówek w przemysłowym mieście Safi.
GRANDS TAXIS, czyli taksówki międzymiastowe, to w 99% Mercedesy W123 (o wyjątkach za moment). Ten model w Maroku to w ogóle temat-rzeka. Po pierwsze – ilość. W tym kraju trudno jest zrobić ujęcie ulicy, na którym nie byłoby W123, a czasem nawet kilku. To niesamowite, że tyle tych aut w ogóle wyprodukowano (wiem, wiem, ich było 2,7 mln), a już na pewno to, że tyle jeszcze żyje. Są to oczywiście wyłącznie diesle (LPG w Maroku nie widziałem) i sedany. Kombi i lang spotkałem pojedyncze okazy, coupé oczywiście żadnego. Po drugie – stan: W123 są zasadniczo bez widocznej korozji, nie licząc powierzchownego nalotu wynikającego z miejscowo podrapanego lakieru. Z odległości 10 metrów wszystkie wyglądają jako-tako, dopiero z bliska widać, że są już bardzo, BARDZO zmęczone życiem – nawet na oko można stwierdzić krańcowe zużycie układ jezdnego, nie mówiąc o wnętrzu. Ale to nie szkodzi: Jeżdżą tak samo dziś, jak w 1996r., kiedy byłem tam po raz pierwszy. Kolor Grands Taxis też zależy od miasta pochodzenia, ale ponieważ te auta jeżdżą po całym kraju, to są wymieszane. Postoje zwykle znajdują się na peryferiach i pełnią rolę naszych dworców PKS. Kurs kosztuje około ćwierć euro za kilometr (liczników nie ma, trzeba się umawiać), przy czym jest to cena za całe auto, niezależnie od ilości jadących. I tu kolejna ciekawostka: Razem z kierowcą zabierają one SIEDEM osób: Dwie na przednim fotelu pasażera i cztery na tylnej kanapie!! I robią tak setki kilometrów dzień w dzień, od ponad 30, a czasem i 40 lat (tak, W115 też się zdarzają)… Po sporych górach i w upałach do 50 stopni w lecie… Ani razu nie widziałem, żeby jakiś stał przegrzany, a w Polsce w latach 90-tych zdarzało się to często (sam miałem czasem problemy z przegrzewaniem w moim pierwszym aucie – W116 z silnikiem 300D z „Beczki”, a motor był w nim w bardzo dobrym stanie – odpalał przy -25 stopniach).
Postój Grands Taxis w Meknes.
Na głębokiej, marokańskiej prowincji postkolonializm trzyma się jeszcze mocno. W metropoliach – już niekoniecznie. Tu – targowisko w wiosce Immouzer, położonej w przepięknej, zielonej dolinie (nawet wodospad tam jest!!).
Nie wiem, czy marokańscy instruktorzy jazdy mają mniej zaufania do uczniów niż nasi, ale szkoły jazdy używają aut z dwoma kierownicami!! Przepraszam za jakość zdjęcia, jest zrobione przez szybę, w czasie wyprzedzania, na szczęście zdążyłem uchwycić co trzeba.
Ograniczenia w ruchu ciężkim w średniowiecznych centrach miast są dla unijnych mięczaków. A tak w ogóle, kiedy ostatnio widzieliście Volvo serii NH…? To południowomarkoańskie miasteczko Taroudant. Plama z lewej strony zdjęcia to naklejka z przeglądu okresowego (tak, mają taki w owym kraju, a że muzułmanie nie piją, to nie da się go załatwić za flaszkę).
Czy coś już wspominałem o W123 na taksówkach? (targowisko w Meknes).
Pamięta ktoś jeszcze Berliety? W Polsce jeździło sporo, ale raczej w cięższej kategorii. W Maroku takich wciąż pełno.
A to ciut lżejasza kategoria.
Najpopularniejsza marka stacji benzynowych z Maroku to AFRIQUIA (tu – na wjeździe do Casablanki). Druga to Libya Oil. Przy okazji mógłbym zrobić konkurs pt. “Policz Mercedesy na zdjęciu”, ale niestety nie stać mnie na ufundowanie nagrody.
Postkolonializm w trochę młodszej wersji, bo i miasto bogatsze (turystyczny Agadir). Co ciekawe, Peugeotów i Renault w Maroku pełno, ale Citroënów brak absolutny!! Nie wiadomo dlaczego… A nie, czekaj…
Przepraszam!! Jednak jest jeden Citroën!!
Żeby nie było, że w Maroko to “szrot Europy” (jak Polska 😉 ), to pokażę, co stało przed hotelem w Safi. My poruszaliśmy się tym zielonym z prawej.
A dla równowagi od razu wrzucę też zbliżenie W220-tki z poprzedniego zdjęcia.
Seria zdjęć z wycieczki offroadowej. Land Cruiser plus Patrol. Kierowca tego pierwszego wyglądał całkiem jak piekłoszczyk Kaddafi i mówił całkiem nieźle po polsku!! Zapytany gdzie się nauczył, odparł, że wynajęła go kiedyś na przewodnika grupa polskich motocyklistów. Na trzy tygodnie. Zdolny naród, naprawdę!
Przy 70 km/h na czymś takim mój wymęczony w korporacyjnym biurze kręgosłup głośno krzyczy “dość!!”
Tutaj już prędkość wydatnie spadła.
Ale mimo wszystko obyło się bez dołączania napędu drugiej osi.
Jeden z niewielu kawałków piaszczystej pustyni w Maroku. Za drobną opłatą dyżurny Beduin pokazuje mikroskorpiony wypuszczane z pudełka po cygarach.
Inny odpoczynek, przy plantacji bananów. Ten w niebieskim to właśnie częściowo polskojęzyczny sobowtór Kaddafiego.
Powrót wybrzeżem Atlantyku i koniec wycieczki.
Droga na prowincji, przy samej granicy z Saharą Zachodnią (według Marokańczyków to niezupełnie granica – wielu uważa Saharę Zachodnią za część swojego państwa).
Prowincjonalny targ, głównie dla Beduinów. Ci poruszają się głównie stareńkimi Land Roverami, z przewagą Defenderów.
W123, W123, Trafic, Dacia, W123…
Kaczka wiezie do rzeźni stado baranów 😉 (zbliżało się właśnie muzułmańskie święto Id al-Adha, kiedy obowiązkowo ofiarowuje się i zjada barana).
Tutaj baranów nie ma. Zabezpieczenia drzwi – też nie. One się nie zamykały, tylko fruwały sobie na zakrętach swobodnie jak chciały.
Niestety, zrobiłem zdjęcie sekundę za późno. Z ukosa ilość słomy była znacznie bardziej imponująca.
Mercedes jest jak gwardia Napoleona – umiera, ale się nie poddaje. Dopiero z bliska widać, jak bardzo dość mają te auta. Ale wciąż jeżdżą codziennie po kilkaset kilometrów. Mimo widocznie złamanych podłużnic.
Samochód uniwersalny wczoraj i dziś.
W miasteczku, co się zwie Taroudant, mają Grands Taxis w kolorze oliwkowym, a obok Mercedesów wyjątkowo jeżdżą też Rekordy. Nie mam pojęcia dlaczego tam i tylko tam, nie było okazji pogaworzyć.
W Maroku W124 jest tańszy od poprzednika, bo uchodzi za trudniejszy w utrzymaniu i droższy w częściach.
Francja i MB, MB i Francja (bo Logan to Francja, nieprawdaż?). Czasem jeszcze Uno. Mało co innego.
Złamany wpół W115 tankuje u Libijczyków.
Autostrad mają niewiele, ale za to w standardzie niemieckim. No, powiedzmy, że austriackim. Tylko że ruch bardzo mały.
W126!! W Marakeszu taksówki są żółte, bo to brama Sahary.
Kurort narciarski w górach Atlasu!! Architektura i ogólny wygląd miasta celowo naśladuje Szwajcarię. Samochody w sumie też.
Stare miasto w Rabacie. Podoba mi się kompozycja kolorystyczna.
Na rozstaju dróg.
Godziny szczytu w Casablance.Szkoda tylko, że zdjęcia nie rejestrują ścieżki audio. I love this game!!
Na koniec ciekawa tablica rejestracyjna – z Dakaru. Nie mam pojęcia, jak on tu dojechał – rajdowcy się boją.
Jeśli ktoś z Was posiada ciekawe zdjęcia z egzotycznych zakątków, które chciałby opublikować jako wpis gościnny, zapraszam do kontaktu!!
Wszystkie fotografie są moimi dziełami własnymi.
Moroccan Eccentric Rich Cab-drivers Enjoy Driving Exploited Sedans
Hehe, dobre. Tyle tylko, że oni raczej ni są rich ani eccentric, chociaż w swoim mniemaniu pewnie tak.