WPIS GOŚCINNY: PRACA SZOFERA, cz. V
To już jest koniec – ostatni odcinek cyklu o szoferowaniu, napisanego przez Aleksandra, a pierwotnie publikowanego przez zaprzyjaźniony portal Petrolheart.pl, gdzie polecam regularnie zaglądać. Tymczasem zapraszam do lektury!!
***
Dotychczas przyjrzeliśmy się bliżej szoferom oraz ich samochodom, a dziś na tapet bierzemy pasażerów – kim oni są, jacy są, oraz jak się zachowują? Ta tematyka generuje najwięcej ciekawych historii, ale jednocześnie mnóstwo z nich szofer musi zachować dla siebie, jeżeli istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo zidentyfikowania poszczególnych osób.
Tak jak pisałem w pierwszej części tego cyklu, szofer pracować może na różne sposoby, zarówno prywatnie jak i komercyjnie, na etacie oraz na własną rękę. Najmniej zróżnicowaną grupę pasażerów stanowią ci zatrudniający prywatnych szoferów. To tzw. UHNWI (Ultra-High-Net-Worth Individual), czyli najbogatsza grupa ludzi na świecie. Oczywiście różnią się oni między sobą nie mniej niż pozostali ludzie, ale łączy ich jedno – duże pieniądze. W końcu zakup limuzyny i zatrudnienie szofera sporo kosztują, więc siłą rzeczy wszyscy oni mogą pochwalić się imponującym majątkiem.
Bentley Mulsanne EWB
Foto: materiał producenta
Znacznie bardziej zróżnicowaną grupę pasażerów mają szoferzy jeżdżący komercyjnie
Wożą oni każdego, kto tylko może i chce za to zapłacić. To znaczy, że pasażer nie musi być zamożny, bo może korzystać z usług szofera jedynie na specjalne okazje, taki przejazd bywa częścią innego wydarzenia, lub przejażdżkę pasażerowi zafundować może ktoś inny – wachlarz możliwości jest ogromny. Oczywiście ze względu na ceny usług zdecydowaną większość pasażerów stanowią dobrze sytuowani i największa różnica pomiędzy pasażerami szoferów prywatnych a komercyjnych jest taka, że przypadkowy człowiek może zostać okazjonalnym pasażerem szofera, ale nie może go zatrudnić na stałe.
Lexus LS 500h
Foto: materiał producenta
W rozmowach ze znajomymi często pojawiają się podobne wyobrażenia o moich pasażerach, bo wielu ludziom bogactwo i Anglia kojarzą się tak samo. Rozmówcy regularnie zakładają, że pewnie wożę same gwiazdy show-biznesu, sportu oraz angielskich lordów, ale rzeczywistość jest zupełnie inna – w świecie najbogatszych celebryci i sportowcy stanowią mniej niż 10 proc. całej grupy, a wspomniani lordowie i arystokracja to równie niewielki odsetek. Zdecydowana większość najbogatszych to po prostu ludzie biznesu działający w najróżniejszych branżach. Z logicznego punktu widzenia nie ma w tym nic dziwnego, bo we współczesnym świecie biznes to najłatwiejszy sposób dołączenia do finansowej elity, jednak gwiazdy i arystokraci silniej działają na wyobraźnię, stąd takie skojarzenia.
Londyński pasażer szofera często nawet nie jest Anglikiem
Połowę populacji Londynu stanowią imigranci i część z nich osiąga spore sukcesy. Poza tym angielska stolica od lat przyciąga bogaczy z całego świata – najbogatsi rzadko mają tylko jedno miejsce zamieszkania.
Temat pochodzenia rozwinę, bo pod poprzednią częścią tego artykułu w sekcji komentarzy padło ciekawe pytanie.
Czy narodowość przeszkadza mi w pracy?
Odpowiem jednoznacznie, że nie, moja narodowość nie przeszkadza. Właściwie to nawet pomaga, bo Polacy wypracowali sobie świetną opinię i są cenionymi usługodawcami w swoich branżach. Poza tym w Londynie nie liczy się skąd człowiek pochodzi, tylko co robi, co umie, jakie ma kwalifikacje, bo tak jak pisałem wyżej i znów to podkreślę – połowę populacji stanowią imigranci i jest to doskonale widoczne na każdym szczeblu społecznej drabiny.
Range Rover LWB
Foto: materiał producenta
Sama narodowość ma dużo mniejsze znaczenie niż przynależność kulturowa
To może być zaskakujące, ale dla większości klientów pochodzących z państw starej Unii, Polacy są tacy sami jak oni. Myślę, że bierze się to ze znacznie szerszej perspektywy – moi pasażerowie często posiadają nieruchomości i firmy nie tylko w różnych krajach, ale i na różnych kontynentach.
Tak to już jest, że w czasach kiedy przeciętny człowiek rodził się, spędzał całe życie i umierał w jednej wsi, to mieszkaniec sąsiedniej wioski wydawał mu się zupełnie inny. Gdy trochę pojeździł po województwie, to okazało się, że jednak ci z sąsiednich wiosek są do niego bardzo podobni, ale w dalszych częściach kraju ludzie są inni. Później pojawiły się możliwości podróżowania za granicę i wtedy wszyscy krajanie stali się do siebie podobni, a inni wydawali się obywatele państw ościennych. W końcu cały świat stanął przed człowiekiem otworem i okazało się, że pomiędzy poszczególnymi sąsiadującymi ze sobą krajami nie ma wcale tak dużych różnic. Gwarantuję, że dla przeciętnego Koreańczyka Polak, Włoch, Niemiec czy Szwed będą… tacy sami. Coraz częściej w ten sposób myślą też sami Europejczycy i Polak naprawdę od lat nie jest już tym gorszym. Być może było tak po otwarciu dla nas europejskiego rynku pracy, ale Polska weszła do Unii… 19 lat temu i dziś podejrzliwie patrzy się na przyjezdnych z krajów, które weszły do UE później – Rumunii i i Bułgarii.
Przykłady z życia potwierdzające tę zaskakującą teorię: wiozłem na lotnisko słynnego hollywoodzkiego reżysera i widząc śmieci w rowach na przedmieściach stwierdził ze smutkiem, że w Anglii jest brudno, a w Polsce czy Szwajcarii tak czysto. Filmowiec latający po świecie prywatnym odrzutowcem postawił Polskę w jednym rzędzie ze Szwajcarią, za to w opozycji do Anglii, a co najlepsze – miał rację. W Polsce naprawdę jest czysto, tylko spędzając całe życie w kraju trudno dostrzec i docenić szybko następujące zmiany. W kolejnym przypadku pochodzący z Europy Zachodniej miliarder będący moim stałym klientem stwierdził, że Polacy są do jego narodu bardzo podobni – lubią ciężko pracować i zarabiać dużo pieniędzy. Ten klient patrzy na świat przez pryzmat pracy i z jego punktu widzenia Polacy nie różnią się od innych.
A jakich narodowości jest najwięcej wśród pasażerów tylnych siedzeń limuzyn?
Niestety nie mam żadnych statystyk, ale tak intuicyjnie, Anglicy stanowią mniej niż połowę klientów, a reszta to mniej lub bardziej przypadkowy miks z całego świata. Największe grupy, poza Anglikami, stanowią szeroko pojęci Europejczycy, Rosjanie, Amerykanie, Chińczycy i Brytyjczycy z zagranicznymi korzeniami (głównie Indie). Od razu napiszę, że nie czuję niechęci do żadnej narodowości, ale wynikać to może z profilu moich klientów – są kulturalni niezależnie od pochodzenia i miło się z nimi przebywa w jednym samochodzie.
Range Rover LWB
Foto: materiał producenta
Najwięcej legend krąży wokół klientów pochodzących z krajów arabskich – są niesamowicie rozrzutni i jeśli kiedykolwiek słyszeliście jakieś niewiarygodne opowieści o arabskich szejkach, to zapewniam, że nie są one przesadzone. Pewien pochodzący z Węgier szofer opowiadał, że arabscy klienci zawsze finalnie płacą mu dwa razy więcej niż było umówione, bo oni po prostu tacy są – szastają pieniędzmi. Mi przybysze z Bliskiego Wschodu trafiają się rzadko, bo oni korzystają ze swoich pośredników, a ja nie mam kontaktów w tych kręgach kulturowych. Mimo to od czasu do czasu wożę Arabów za pośrednictwem luksusowych hoteli. Choć są mili i kulturalni, to ich język nie brzmi zbyt przyjemnie, a styl i muzyka z punktu widzenia Europejczyka są… specyficzne – oni mają silną ciągotę do obciachu.
Jak się zachowują bogacze? W zdecydowanej większości przypadków – bardzo dobrze
Branżę przewozu osób znam na każdym poziomie. Miałem znajomych jeżdżących w najtańszej taryfie Ubera, ale mam też znajomych szoferów posiadających Rolls-Royce’a czy Bentleya. Jak na dłoni widać zależność, że im wyższy poziom usług, tym lepsze zachowanie klientów. Pod poprzednią częścią tego artykułu padło pytanie, co jeśli moi klienci się spieszą i czy wymagają ode mnie pędzenia na złamanie karku. Otóż nie miewają nierealnych oczekiwań i w ogóle rzadko się spieszą – są świetnie zorganizowani i często zamawiają samochód tak, żeby mieć zapas czasu. Dla kontrastu, to z opowieści wiem, że klienci najtańszego Ubera są wiecznie spóźnieni i domagają się niemożliwego, Do tego sprawiają całe mnóstwo innych problemów, które nie występują u szoferów.
Maybach 57
Foto: materiał producenta
Wielu pasażerów limuzyn wygląda jak z okładki poradnika rozwoju osobistego – wysportowani, uśmiechnięci i świetnie ubrani
Na co dzień zadowoleni, pogodni, kulturalni i sympatyczni, aż miło się z nimi spędza czas. Poza tym mają niesamowitą klasę – zdarzało mi się podjechać pod dany adres i klient wyszedł osobiście żeby poinformować, że jeszcze nie jest gotowy i zaoferować mi kawę lub herbatę.
Oczywiście najbogatsi ludzie też mają swoje problemy, tylko nie okazują tego całemu światu – to zrozumiałe, bo żeby zajść w życiu tak wysoko, ludzie ci musieli nauczyć się panować nad swoimi emocjami i dlatego uważam, że tak dobrze się z nimi pracuje. Co prawda większość z tych ludzi jest wymagająca, ale nie wynika to z marudnego charakteru czy chęci udowadniania światu „kto tu rządzi”, a ze świadomości rynku usług, za które płacą. Tak czy inaczej jeśli szofer się zna na swojej robocie i się przykłada do tego co robi, to nie ma się czego obawiać, a wręcz przeciwnie – może zakładać, że będzie miło i sympatycznie.
Mercedes V Avantgarde
Foto: materiał producenta
Jeśli chodzi o szoferów prywatnych, to ich relacje z pracodawcami często są jeszcze lepsze, niemal rodzinne. Znam przypadki, gdzie szef kupuje prezenty dzieciom szofera, gdy te mają urodziny, a jest to tylko jeden z licznych przykładów takich sympatycznych gestów. Oczywiście zdarzają się zgrzyty, ale raczej nic poważnego, bo po co bogaty człowiek miałby się otaczać ludźmi, których nie lubi? Kiedy któraś ze stron przestaje być zadowolona, to szofer sam odchodzi lub jest zwalniany – raczej nie zdarza się, żeby ktoś pracował dla jakiegoś tyrana i całymi latami musiał znosić nieprzyjemności. Zdecydowana większość szoferów, z którymi rozmawiałem, lubi swoich pracodawców, a o samej pracy opowiada w samych superlatywach.
Bentley Bentayga
Foto: materiał producenta
A co z pasażerami „przypadkowymi”, którzy na co dzień nie jeżdżą na tylnych fotelach limuzyn?
Odbieram ich równie pozytywnie co tych, dla których S-Klasa jest domyślnym środkiem transportu, choć oczywiście zachowują się trochę inaczej. Też są kulturalni, sympatyczni i wdzięczni za starania, ale bywają lekko speszeni i nie zawsze wiedzą jak obsługiwać określone elementy wyposażenia samochodu. Widać, że poziom usługi oraz sam samochód robią na nich niesamowite wrażenie.
Mercedes S V223
Foto: materiał producenta
Co ciekawe, nie znalazłem żadnego wzorca podejścia do pieniędzy wspólnego dla wszystkich bogaczy
Zdarza się zarówno nieprawdopodobne skąpstwo, jak i skrajna rozrzutność. W tym przypadku łatwiej mi zrozumieć tę drugą opcję – ci ludzie i tak zarabiają szybciej niż wydają, są zabezpieczeni na parę kolejnych pokoleń, a pieniędzy do grobu nie zabiorą, więc nie dziwi mnie, że chcą korzystać z owoców swojej pracy. Skąpstwa przy takim majątku nie rozumiem w ogóle. Tzn. wiem skąd to zjawisko się wzięło i na pewno było ono pomocne we wcześniejszych etapach budowania finansowego imperium, tylko że niektórym z tych ludzi zostało już tak na zawsze.
Przypomniał mi się zabawny klip, zerknijcie:
Czy gwiazdy w rzeczywistości zachowują się tak jak na tym nagraniu? Na szczęście nie. Moim zdaniem od samych gwiazd bardziej uciążliwi są ich fani i przede wszystkim paparazzi. Słyszałem ciekawą historię: szef znajomego szofera poprosił go, żeby odebrał kumpla – Leo. Znajomy dostał instrukcję, że Leo będzie czekał w punkcie xyz i będzie miał maseczkę (to były czasy COVID-owych restrykcji) oraz czapkę z daszkiem. Podjechał na miejsce i znalazł faceta zgodnego z rysopisem. Ten wsiadł do samochodu, zdjął kamuflaż i okazało się, że kumpel Leo na nazwisko ma… Di Caprio. Zachowywał się zupełnie normalnie, a może nawet zbyt skromnie – powiedział coś w stylu „być może mnie rozpoznajesz”…
A jakich sławnych ludzi sam woziłem? Bardzo różnych i choć rozpoznaję jedynie ułamek z nich, bo za bardzo nie oglądam telewizji, a w internecie czytam tylko, co mnie interesuje, to i tak wiozłem zarówno gwiazdy show biznesu, jak i sportu. Oni wszyscy zachowywali się bardzo dobrze, a jeden piłkarz wręcz nie mógł się nachwalić samochodu oraz moich umiejętności – jednak dobrze skonfigurowana S-Klasa robi wrażenie nawet na ludziach przyzwyczajonych do samochodów tego segmentu, a wtedy akurat zaszła konieczność manewrowania na centymetry pomiędzy dużym dostawczakiem, osiedlową latarnią i krawężnikiem. Jako ciekawostkę dodam, że parking klubu piłkarskiego Premier League wygląda stereotypowo – Continental GT, Bentayga, ze dwie G-Klasy po tuningu, trzy super-samochody i parę sztuk niemieckich SUV-ów premium (te ostatnie pewnie były służbowe).
Rolls-Royce Cullinan
Foto: materiał producenta
W świecie najbogatszych kaprysy jak najbardziej się zdarzają
Pewnego razu, podczas zlecenia w Monako, klient z zaskoczenia powiedział, że jedziemy do St. Tropez, wsiadł w Ferrari i tyle go widzieliśmy. Oczywiście nie mogliśmy wsiąść do samochodu i jechać za nim, bo mieliśmy jeden samochód, jedną łódź, czwórkę ludzi i kilkanaście wielkich walizek. To sporo logistyki i trzeba było m.in. zamówić Mercedesa klasy V na bagaże, a to co się nie zmieściło, zawieźć do portu na łódź – taka przeprowadzka to pół dnia roboty mimo, że sama trasa to jakieś dwie godziny jazdy.
W branży ochrony osobistej mówi się, że na każdą godzinę przemieszczania się potrzeba dwóch godzin wcześniejszych przygotowań i zdecydowanie bym nie chciał być ochroniarzem kogoś aż tak niezorganizowanego – na szczęście szofer ma łatwiej. Wśród klientów mam też przypadek z drugiego końca skali – klient jest tak zorganizowany, że prawdopodobnie wie nawet, jakie skarpetki założy w przyszłą środę. Jego asystentka zazwyczaj wysyła mi jego precyzyjne plany z wyprzedzeniem miesiąca.
Mercedes-Maybach GLS
Foto: materiał producenta
To by było na tyle i jeśli dotarliście do tego miejsca, to bardzo mi miło
Ja dalej będę robił to co robię, zbierał nowe doświadczenia i kontakty, więc materiału z czasem będzie przybywać. Myślę, że w niedalekiej przyszłości zrobię jeden z prestiżowych certyfikatów szoferskich, bo choć to nie jest potrzebne do pracy, to na pewno dostarczy mnóstwa ciekawostek, wiedzy oraz branżowych kontaktów.
Poza tym kiedyś zrobię licencję ochroniarską Close Protection oraz kurs Advanced Driving. Wspomniany kurs upoważnia też do prowadzenia pojazdu uprzywilejowanego, więc od czasu do czasu chciałbym jeździć na tzw. Blood Bikes. To motocykle uprzywilejowane służące do szybkiego przewozu krwi i działające na zasadzie wolontariatu. Motocyklem „na bombach” – zawsze o tym marzyłem. Zamierzam też opisać pracę zawodowego motocyklisty – na dwóch kółkach woziłem m.in. krew i choć to nie był motocykl uprzywilejowany, to praca bez wątpienia bardzo ciekawa.
Tekst: Aleksander Grzelak
Foto tytułowe: materiał producenta
Ciekawe wycinek życia i ciekawa praca, choć nie dla mnie.
Mam takie pytanie – jakie są zasady postępowania w sytuacjach awaryjnych?
Czyli np. ktoś wymusza pierwszeństwo, czy się zagapi i powstaje szkoda. Czy klient czeka, czy na Tobie spoczywa organizacja transportu awaryjnego? Jak to wygląda?
Zależy skąd pochodzi dane zlecenie – jeżeli z firmy szoferskiej, to dzwoni się do nich i oni rozwiązują problem. Jeśli to klient własny, to trzeba samemu rozwiązać problem – zamówić szofera z aplikacji, a później uzyskać zwrot poniesionych kosztów od ubezpieczyciela.
Kolizje i awarie to bardzo rzadkie problemy, ale miałem inne sytuacje. Podjechałem na wyznaczony adres Mercedesem klasy S i okazało się, że zamówiła go czwórka pasażerów z czterema walizkami. Zlecenie otrzymałem od szoferskiej firmy-krzak i jej pracownik/właściciel nie był w stanie tego rozwiązać, odmówił jakichkolwiek działań, tak jakby to przewyższało jego kompetencje. W tamtym przypadku klient sam sobie zamówił Ubera XL (to zazwyczaj 7-osobowy minivan) i pojechał.
W innym przypadku, przez nietypowy zbieg okoliczności, zapomniałem pojechać na lotnisko po swojego klienta w sobotę rano. Przeprosiłem klienta, że nie przyjadę, ale znajdę samochód i ktoś go odbierze. Sprawdziłem w aplikacjach co jest dostępne natychmiast i znalazłem w miarę świeże BMW 7 (poprzednia generacja polift) z kierowcą Rumunem, którego zdjęcie sprawiało dobre wrażenie i który miał bardzo wysokie oceny klientów. Zamówiłem samochód na swój koszt (klient przecież i tak zapłacił mi za przejazd, do którego nie doszło) i poinformowałem klienta, kto go odbierze.
W międzyczasie napisała do mnie przejęta asystentka tego klienta, która to zawsze w jego imieniu zamawiała moje usługi, że szef myśli, że to jest jej wina, że nie przyjechałem. Wtedy napisałem klientowi, że to tylko i wyłącznie mój błąd, a asytentka zrobiła wszystko jak należy, łącznie z płatnością na czas. Przeprosiłem i zapewniłem, że żeby to się nie powtórzyło, zorganizuję sobie porządny system bookingowy, a do tego czasu będę sprawdzał dwukrotnie, czy na pewno wszystko zapisałem w kalendarzu. Dodatkowo zaoferowałem 20% zniżki na kolejny transfer.
Dzięki temu zdarzeniu osobiście doświadczyłem (zawsze to co innego przeczytać w książce, a samemu przeżyć), że klientów nie traci się w wyniku popełnionych błędów, a poprzez niewłaściwe rozwiązywanie problemów lub wręcz brak chęci rozwiazania. Okazało się, że klient był usatysfakcjonowany, a więź z klientem się wręcz wzmocniła. Powiedział, że każdy się czasem pomyli i nic się nie stało – jestem pewien, że sam popełnił setki błędów zanim doszedł do swojej pozycji.
Czy ci bogacze, mimo tego, że szoferzy są dobrze opłacani, dadzą im czasem jakiś napiwek? A jeśli tak, to w jakiej wysokości?
A mnie z kolei zastanowiła inna kwestia – bezpieczeństwo. Czy często zdarza się, że limuzyny UHNWI są opancerzone, czy jednak to raczej wyjątek przewidziany dla osób zarabiających w specyficznych “branżach”?
To nie zależy od tego, kim dany UHNWI jest, tylko gdzie się porusza. W Europie opancerzone limuzyny za bardzo nie występują. Używa się ich w krajach o wysokiej przestępczości, w przypadku wojny domowej lub tam, gdzie z różnych względów występuje duże zagrożenie.
A jeszcze w temacie bezpieczeństwa – czy często tacy pasażerowie podróżują z obstawą?
Tu 2 przykłady z własnego podwórka – koleżanka pracowała w klinice, gdzie przyjeżdżał właściciel którejś firmy od przetworów warzywnych – sympatyczny facet, ale po próbie porwania już wszędzie chodził z ochroniarzem
I drugi przypadek – właściciel bociana czy innej takiej lichwy, którego kilkukrotnie mijałem na A2 – co prawda sam prowadził royce’a kabrio, ale wokół niego krążyły 3 range, spychając wszystkich z lewego pasa. Zdarza Ci się jeździć w takim konwoju?
@El Grzegorzo: Z obstawą rzadko. Czasem mają ochroniarza (close protection officer) lub dwóch i to wszystko. Taki ochroniarz nie zapobiegnie zaplanowanemu zamachowi na życie, ale raczej zapobiegnie przypadkowym rozbojom, zaczepkom i innym drobnym nieprzyjemnościom.
Są miliarderzy, którzy chodzą po ulicy jak każdy inny, ale są też tacy, którzy sami sobie problemów narobili kłócąc się z własną rodziną lub wspólnikami. Znam dwa przykłady z końców skali – w jednym miliarder nigdy nie miał ochrony, ani osobistej, ani w posiadłościach. Żyje zupełnie normalnie, nawet chodzi pieszo jeśli ma taką ochotę. Inny z kolei jest tak skłócony z własną rodziną, że nie może już wjechać do własnego kraju, bo się boi, że własna babcia naśle na niego bandytów…
Co do pierwszego przypadku z kliniki, to jestem w stanie to zrozumieć – jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku występował w Polsce realny problem porwań dla okupu i jeśli ktoś raz tego doświadczył, to pewnie już zawsze będzie dmuchał na zimne.
Drugi przypadek jest za to bardzo ciekawy. Oczywiście nie zamierzam wydawać jakichkolwiek osądów na podstawie strzępka jednej informacji, więc niech to będzie formą intelektualnej zabawy. Od czego by tu zacząć… Dla mnie taka forma przejazdu jest zwyczajnie szokująca. Nie ma racjonalnej potrzeby jeżdżenia na cztery samochody żeby eskortować jednego jegomościa – w ten sposób to nie działa, tak się nie pracuje. Dlatego zakładam, że to nie wyglądało tak, że szef zlecił profesjonalną ochronę, że róbcie co do was należy, tylko sam to wymyślił, że bierzcie trzy Range Rovery i będziemy tak jeździć 😉
Znacznie ciekawsze są prawdziwe motywy takich działań. Bo to na 100% jest na pokaz, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Skąd to się bierze? Podobno człowiek 90% swoich decyzji podejmuje na poziomie podświadomym, nawet o tym nie wiedząc. Tylko dlaczego efekt jest taki a nie inny? Człowiek robiący tego typu rzeczy ewidentnie ma bardzo silną potrzebę imponowania innym. To zwykle wynika stąd, że ktoś taki podświadomie, “w głębi duszy”, czuje się niewystarczający. To z kolei najczęściej bierze się z dzieciństwa, niedoboru miłości rodziców lub odrzucenia w najbliższym środowisku. Z tego powodu podświadomość pcha dorosłego człowieka do robienia tych wszystkich groteskowych rzeczy, bo w gruncie rzeczy on wciąż jest tym osamotnionym dzieckiem. Wspomniana podświadomość nie zna koncepcji czasu i nie wie, że człowiek jest już dorosły, tylko wciąż robi to samo – próbuje ochronić tego człowieka przed już raz doznanymi nieprzyjemnościami – pcha go do pokazywania tego co osiągnął, żeby w końcu “zasłużył” na miłość bliskich i/lub już nigdy nie został odrzucony. Tak działają ludzkie mechanizmy obronne i czasem prowadzą do zaskakujących efektów.
Co więcej, wspomniany gość nawet nie musi być tego wszystkiego świadomy, że na najgłębszym poziomie tak się czuje, bo powierzchownie to może nawet jest z siebie dumny. Jednak podświadomie on ciągle czuje się niewystarczający, a tego nigdy nie zmienią żadne pieniądze, posiadłości, samochody, samoloty czy jachty – będzie tak do momentu, aż on to wszystko zrozumie i przepracuje, czyli może nigdy się nie wydarzyć. Przez całe życie usilnie próbuje udowodnić coś, czego udowodnić się nie da, co jest dość smutne. Z drugiej strony, kiedy już będzie miał dosyć, bo po raz kolejny okaże się, że zdobył wszystko co chciał i dalej nie jest szczęśliwy, to dzięki pieniądzom będzie mógł sobie pozwolić na indywidualną pomoc najlepszych psychologów, terapeutów, kołczów, mentorów czy przewodników duchowych – kogoś, kto pomoże mu zrozumieć samego siebie i rozwiązać te wieloletnie problemy. A wtedy te trzy Range Rovery znikną 😉
To prowadzi mnie do znanego powiedzenia, że pieniądze szczęścia nie dają. Ja się z tym zgadzam, tylko rozumiem je inaczej niż większość. Nie chodzi o to, że przez pieniądze zostaniesz innym człowiekiem, coś tam stracisz itp., bo to bzdura. Pieniądze są całkowicie neutralne i same w sobie nie mają żadnej moralności, dają za to duże mozliwosci. Są narzędziem i tylko od człowieka zależy, do czego zostaną wykorzystane. Bywa i tak, że dzięki nim ktoś może pokazać całemu światu… jak duże ma problemy emocjonalne 😉
Wracając do konwojów, to nie – w takich jak wyżej nie jeździłem, ani nawet o takich nie słyszałem 😉 Zdarzało mi się jeździć na dwa samochody, ale to z prozaicznych przyczyn – przykładowo w samochodzie pryncypała zabrakło miejsca dla ochroniarza, lub samych pasażerów było więcej niż na jeden samochód. Albo np. klient chciał sobie pojeździć supersamochdem i trzeba było za nim jeździć z przyczyn czysto praktycznych – np. jak postanowi się napić, to trzeba zabrać Ferrari i znów wozić go Bentleyem. Szczerze mówiąc, to raczej forma niańczenia niż ochrony, ale wspomina się fajnie 😉
Znajomy kiedyś dostał zlecenie na Mercedesa klasy V – przewiezienie francuskiej delegacji politycznej z dworca w Lodnynie na konferencję w St Albans, kilkanaście kilometrów w mieście i kilkanaście kilometrów autostradą. Jechał wtedy w policyjnej obstawie, ale więcej szczegółów nie znam, a mi nigdy się nic takiego nie trafiło.
Czy ci bogacze, mimo tego, że szoferzy są dobrze opłacani, dadzą im czasem jakiś napiwek? A jeśli tak, to w jakiej wysokości?
Stosunkowo rzadko dają napiwki i nie stanowią one istotnej części zarobków, a raczej miły, symboliczny gest. Jak już dają, to co najmniej banknot 10 funtów, czasem 20 funtów. Parę razy dostałem 50 funtów zupełnie za nic. Sumarycznie, to te napiwki starczały na myjnię, czasem jeszcze zostało na jakieś zakupy spożywcze, ale nic więcej.
W mojej obecnej pracy są dwa zwyczaje: na urodziny dostaje się dobrą flaszkę, a na święta dodatkowy bonus, od tysiąca do paru tysięcy funtów.
Dzięki za interesującą serię artykułów. Zupełnie przypadkiem ostatnio przy okazji rezerwowania pokoju hotelowego na wyjazd do Anglii wyskoczył gratis w postaci darmowego transferu z lotniska. Jestem w podróży raczej klientem Ubera i kolei a w rodzinnych stronach poruszam się Toyotą, ale tym razem po mnie i moją rodzinę przyjechał elegancki szofer czyściutkim Mercedesem S. Właśnie skończyłem czytać w samolocie kolejny artykuł z serii, a tu taka niespodzianka.
Ponieważ Niezbyt często jest mi dane podróżować Mercedesami, a jak już to służącymi jako taksówki, z wyświechtanym czarnym skajem i spoconym kierowcą, miałem okazję do dokonania kilku obserwacji.
Po pierwsze ten akurat Mercedes, wydaje mi się, że przedostatniej generacji, mimo jasnej skórzanej tapicerki i jasnego wnętrza, trochę rozczarowywał plastikowymi drzwiami (to twarde czarne tworzywo) i ogólnym wrażeniem taniości. Być może moje oczekiwania po lekturze artykułu były zbyt wygórowane, a być może była to najtańsza bieda-wersja, ale spodziewałem się, że przepaść w stosunku do mojej RAV-ki będzie większa 😉
Po drugie, Pan szofer był przemiły i odnosiliśmy wrażenie, że w każdej sytuacji umiał się zachować właśnie tak jakbyśmy tego oczekiwali, od znalezienia jego i samochodu na lotnisku, po pomoc we wsiadaniu i pakowaniu walizek do bagażnika, po wysiadanie i pomoc w wypakowaniu. Czasem z kierowcami Ubera jest tak, że chcę sam wsadzić walizkę do bagażnika, bo wiem że jest bardzo ciężka i nie chcę narażać biedaka na pęknięcie kręgosłupa, a ten mi ją wyrywa jakby chciał ukraść, a czasem z kolei potrzebna jest jakaś pomoc, a kierowca stoi jak kołek 😉 Tutaj wszystko poszło tak gładko, że po kilku dniach nie pamiętam kto wsadził bagaż do bagażnika, kto otworzył i zamknął drzwi, czy jechaliśmy za szybko czy za wolno, ani czy było ciepło lub zimno. Pan szofer sprawił, że przejazd, który przecież miał być tylko przemieszczeniem nas i bagażu z punktu a do b, nie zaprzątnął zupełnie naszych głów.
To najprawdopodobniej klasa S poprzedniej generacji, która faktycznie jest słabo wykonana – najgorzej w segmencie, gorzej od poprzednika i następcy. Same drzwi obite są skórą, ale plastiki pod nią są niesamowicie twarde – tak samo jest z podłokietnikiem. Pisałem o tym w swoim teście:
https://petrolheart.pl/2023/10/19/mercedes-klasy-s-w222-v222-test/
W223 jest lepiej wykonany, ale i o wiele bardziej irytujący w obsłudze. Powoli zbieram się do napisania testu następcy 😉
O test w223 z perspektywy pracy szofera, to będzie bardzo ciekawe, szczególnie po lekturze testu poprzednika.
Jeszcze pytanie ciut z innej beczki. Czy występują w tej szoferskiej profesji kobiety?
@Joanna: Stosunkowo rzadko, ale się zdarzają. I jak już są, to dają sobie radę 😉
Super. Pewnie przegapiłam to gdzieś, to dopytam tu: jak wygląda kwestia zarobków szofera? Takiego jak Autor, freelancera z własnym autem. Jest na bank cała masa “to zależy”, ale tak usredniajac. Stawki są godzinowe, dzienne, kilometrowo, per zlecenie?
Dzięki , naprawdę gratuluję pióra, świetnie się czytało i pewnie nie raz wrócę do lektury. Mnóstwo smaczków, które wykraczają poza motoryzację a często utwierdzają w przekonaniu, że jednak szacunek dla klienta i profesjonalizm w pracy mają sens.