CI WSPANIALI MĘŻCZYŹNI: ŚCIGANIE U WÓD
Opisując ostatnio pierwszą poważną symulację Formuły 1, w którą grałem na komputerze, pomyślałem sobie, że może fajnie byłoby skrobnąć czasem coś o najsłynniejszych torach wyścigowych świata. No i dzisiaj nadszedł ten czas – postanowiłem przedstawić Wam historię mojego ulubionego obiektu tego rodzaju, którym, jak wiecie już z artykułu o grze, jest belgijski tor Spa-Francorchamps.
Dlaczego właśnie ten? To jest oczywiście pytanie o gust, a na takie nie ma precyzyjnych odpowiedzi. Jakąś jednak można spróbować podać: po pierwsze, Spa jest obiektem starym, o długiej historii (sięgającej 1921r.), a to samo w sobie oznacza, że jest co o nim opowiadać. Po drugie, tor ten ewoluował wraz ze sportem samochodowym, i nie chodziło tu o jakieś kosmetyczne zmiany albo dodanie paru szykan, ale o całkowitą zmianę przebiegu trasy oraz jej skrócenie o ponad połowę (z prawie 15 do 7 kilometrów). Po trzecie, w obecnym kształcie Spa-Francorchamps jest zdecydowanie najbardziej charakterystycznym i urozmaiconym torem na świecie: zawiera długie proste, zakręty wszelkich rodzajów oraz spore różnice wysokości. Wisienką na torcie jest najwspanialsza w całym wyścigowym świecie sekwencja zakrętów, znana powszechnie jako Eau Rouge (“czerwona woda”). Do tego należy dodać kapryśną pogodę, która ze względu na ukształtowanie terenu dość często różni się w poszczególnych częściach toru (w jednej połowie świeci słońce, w drugiej pada), co powoduje kłopoty z doborem opon. Te wszystkie czynniki dają w rezultacie jedyne w swoim rodzaju wyzwanie dla uczestników wyścigów.
“Spa” to w języku polskim stosunkowo młode określenie centrum odnowy biologicznej. W angielskim – rodzajowa nazwa każdego uzdrowiska, w którym znajdują się źródła leczniczych wód. Terminy te pochodzą od nazwy miasta Spa, znajdującego się w paśmie Ardenów, we wschodniej Belgii, 35 km na południowy wschód od Liège i 45 km na południowy zachód od Akwizgranu. Właściwości tamtejszych wód mineralnych były znane i wykorzystywane już od XIV wieku – stąd przeniknięcie tego słowa do języka potocznego jako rzeczownika pospolitego (w tym kontekście “jechać do spa w Krynicy” to mniej więcej coś takiego jak “tankować na cepeenie Shella”). Ale nie o leczniczych kąpielach mamy tu pisać, tylko o wyścigach.
Tor Spa-Francorchamps jest położony około 10 km od samego miasteczka Spa, pomiędzy wioskami Francorchamps, Stavelot i Malmedy (w dzisiejszej, silnie okrojonej postaci, obiekt mieści się w całości na terenie należącym administracyjnie do Stavelot). Zaprojektowali go w 1920r. Jules de Thier oraz Henri Langlois Van Ophem. Inauguracja miała nastąpić w sierpniu 1921r., ale została odwołana, bo do przewidzianych na ten termin zawodów zapisał się tylko jeden uczestnik.
Premierowy wyścig (nie samochodowy zresztą, a motocyklowy) odbył się więc dopiero rok później. W 1924r. po raz pierwszy rozegrano wytrzymałościową imprezę 24h Francorchamps (było to zaledwie rok po pierwszej edycji 24h Le Mans), a zawody królewskiej rangi Grand Prix zawitały do Belgii w kolejnym sezonie. Z siedmiu uczestników najszybszy okazał się wtedy Antonio Ascari na Alfie-Romeo.
Spa-Francorchamps od początku swego istnienia było jednym z najbardziej widowiskowych torów wyścigowych, a to z powodu bardzo wysokich średnich osiąganych tam przez zawodników. Długie proste i szybkie łuki był poprzedzielane tylko kilkoma ostrzejszymi zakrętami, wskutek czego kierowcy pokonywali ponad 80% dystansu wyścigu z pedałem gazu wciśniętym do oporu.
W swej pierwotnej konfiguracji tor mierzył prawie 15 kilometrów długości i posiadał 25 zakrętów. Rekordowy czas wykręcił tu w 1937r. Hermann Lang na Mercedesie: wynik 5:04,1 odpowiadał przeciętnej ponad 176 km/h.
Grafika: KaragouniS, Licencja CC
Jeszcze ciekawiej zrobiło się w 1939r., kiedy to najciaśniejszy wiraż, zwany Ancienne Douane (“stary posterunek celny” – faktycznie, do 1920r. biegła tamtędy granica z Niemcami) został zastąpiony przecinającym go, łagodnym łukiem, który wszedł w skład wspomnianego fragmentu Eau Rouge. Ponieważ przy okazji złagodzono też kilka innych zakrętów, ich łączna liczba spadła do 21, a długość toru – do 14,1 km, ale przeciętne szybkości – wyraźnie wzrosły. To w ogóle były czasy, kiedy tory wyścigowe modyfikowano pod kątem zwiększania tempa jazdy, a nie zmniejszania.
W takiej konfiguracji, znanej jako “stare Spa”, obiekt był użytkowany dopiero po wojnie – w latach 1947-78. Rekordowy przejazd wyścigowy zaliczył tutaj Henri Pescarolo, który w 1973r., podczas zawodów zaliczanych do mistrzostw świata samochodów sportowych przejechał okrążenie w 3:13,4 – czyli z przeciętną szybkością powyżej 262 km/h. Rekord absolutny został natomiast pobity w czasie kwalifikacji do tej samej imprezy, w których Jackie Ickx na Ferrari 312PB wykręcił czas 3:12,7.
Grafika: public domain
Kibice uwielbiali belgijski tor, lokalna społeczność też była z niego dumna, ale zawodnicy po prostu się go bali. To nie jest jedynie figura retoryczna z mojej strony: w wyścigach na Spa często brała udział mniejsza liczba zawodników niż gdzie indziej. Trasa była poprowadzona używanymi na co dzień drogami publicznymi (których większość istnieje zresztą do dzisiaj). Wąskie pobocza, rowy odwadniające, domy i zagrody stojące tuż obok, kamienne murki otaczające pastwiska, drzewa, słupy elektryczne i wszelkie inne przeszkody występowały niemal na każdym metrze, a przez pierwsze prawie półwiecze istnienia toru jedyne “zabezpieczenie” stanowiły bale słomy rozmieszczane w newralgicznych miejscach – zazwyczaj przy wysokich murach – które nie miały najmniejszego znaczenia dla rozpędzonego do 300 km/h bolidu (dopiero w 1970r. dodano bariery energochłonne wzdłuż całej trasy, co uratowało życie wielu kierowcom). Jackie Olivier, zawodnik Formuły 1 i właściciel jednego z zespołów, mówił, że poślizg na Spa był bardziej niebezpieczny niż gdziekolwiek indziej, bo można było być pewnym uderzenia w twardą przeszkodę, tyle tylko, że nigdy nie było wiadomo w jaką.
A o poślizg było łatwo: asfalt na torze był bowiem często zużyty i wyślizgany, a do tego pokryty warstwą oleju gubionego na co dzień przez tysiące cywilnych samochodów. Większość długości toru biegła przy tym wyraźnie w górę lub w dół. Wielkie szybkości na łukach w połączeniu z prawie nieistniejącym poboczem wymagały najwyższej koncentracji – nie wyobrażam sobie, jak wysokie tętno i poziom adrenaliny musieli mieć zawodnicy w czasie trwającego godzinami wyścigu. W takich warunkach margines błędu w zasadzie nie istniał – minimalne przestrzelenie punktu hamowania albo zgubienie idealnego toru jazdy mogło się skończyć tragicznie. Tymczasem zawodnicy nie byli skorzy do szczególnie asekuracyjnej jazdy, bo na całym torze miało miejsce zaledwie jedno pełne dohamowanie (tylko ostatni zakręt przed linią startu/mety, zwany La Source, pokonywało się na jedynce), więc każde dodatkowe zdjęcie nogi z gazu, choćby na krótki moment, skutkowało bardzo dotkliwą stratą czasu (i vice versa – każde zagranie va banque w postaci odrobinę wcześniejszego dodania gazu na wyjściu z zakrętu mogło dać wielką przewagę). Wysoce niepewna była też pogoda – padający w czasie wyścigu deszcz praktycznie gwarantował wypadki: nawet gdy kierowca nie chciał ryzykować, samo dojechanie do boksu oznaczało nawet kilkanaście wymuszonych kilometrów na “suchych” oponach.
W sieci krąży trochę historycznych filmików ze “starego Spa“, ale jako że w tamtych czasach nie kręcono zbyt wielu onboardów, nie udało mi się znaleźć materiału, który pokazywałby przebieg toru i właściwie obrazował skalę ryzyka, na jakie narażeni byli zawodnicy pędzący ponad 300 km/h zwykłą, wiejską drogą składającą się głównie z odcinków prostych i łagodnych łuków w pagórkowatym terenie. Od czego jednak symulatory…? W dzisiejszych czasach jakość odwzorowania szczegółów terenu w dobrych programach osiągnęła już taki poziom, że na podstawie klipów przygotowanych przez graczy można wyrobić sobie pojęcie o charakterze poszczególnych torów. Zresztą, oceńcie sami i zwróćcie uwagę na to, czym mógł się skończyć najmniejszy fałszywy ruch kierowcy w czasie jazdy na granicy przyczepności.
Najważniejsze miejsca na torze, które omówimy w dalszej części tekstu, to Eau Rouge (sekwencja trzech zakrętów, lewy-prawy-lewy, na filmie zaczyna się na 0:30), Masta (ultraszybka szykana w terenie zabudowanym, 2:04), Blanchimont (bardzo szybki, lewy łuk, 3:30) oraz La Source (ciasny nawrót, 3:54).
Jeśli ktoś z Was życzy sobie czegoś bardziej realistycznego, to najgoręcej polecam fabularny film pt. “Grand Prix” z 1966r., w reżyserii Johna Frankenheimera. Trwa równe trzy godziny, ale i tak pozostawia niedosyt. W moim mniemaniu jest nieporównanie lepszy od kultowego wśród samochodziarzy “Le Mans” ze Stevem McQuinnem: po pierwsze dlatego, że posiada fabułę, a po drugie – ukazuje kilka kolejnych wyścigów na różnych torach. Jednym z nich jest właśnie Spa-Francorchamps w starej konfiguracji 14,1-kilometrowej.
Wypadki śmiertelne zdarzały się wtedy prawie każdego roku. Najbardziej znanymi zawodnikami, którzy stracili życie w Ardenach byli Anglik Richard Seaman (członek zespołu “Srebrnych Strzał” Mercedesa, zginął w 1939r.) oraz Niemiec Stefan Bellof (rozbił się swoim Porsche 956 na Eau Rouge w czasie wyścigu 1000 km Spa w 1985r.). W GP Belgii w 1960r. zginęło dwóch kierowców w odstępie zaledwie kwadransa (Chris Bristow i Alan Stacey, wypadek tego drugiego był jednak spowodowany uderzeniem ptaka w twarz zawodnika). W sumie w latach 60-tych w Spa życie straciło aż dziesięciu kierowców wyścigowych, w tym pięciu w latach 1967-68. Z tego powodu w sezonie ’69 zawodnicy Formuły 1 zbojkotowali GP Belgii, które zostało odwołane. Postulowane modyfikacje toru zostały ukończone rok później: chodziło o wspomniane wcześniej bariery energochłonne, szykanę na prostej Malmedy i kilka pomniejszych zmian, które pozwoliły GP Belgii wrócić do kalendarza Formuły 1. Niestety, tylko na jeden rok: władze państwowe i sportowe postawiły bowiem organizatorom kolejne wymogi, których nie udało się spełnić.
Z tymi zmianami było chyba coś na rzeczy, bo w czasie 24-godzinnych wyścigów w latach 1973 i 1975 znów wydarzyły się śmiertelne wypadki. Wyścigów samochodowych w Spa zaniechano zupełnie, motocyklowe rozgrywano jeszcze do 1978r., po czym tor został całkowicie przebudowany.
Nowa konfiguracja toru pojawiła się w 1979r. Tak naprawdę, właściwiej byłoby chyba mówić o całkiem nowym obiekcie, bo długość toru spadła o ponad połowę (z 14,1 do 6,98 km). Nowy tor obejmował sekcję starego od wioski Stavelot przez bardzo szybki, lewy łuk Blanchimont, nowo zbudowaną szykanę “Przystanek autobusowy”, jedyny na trasie ciasny nawrót La Source, dawną prostą startową i Eau Rouge aż do prowadzącej ostro pod górę prostej Kemmel. Z powrotem, aż do Stavelot, prowadził teraz skrót złożony z sekwencji wielu różnorodnych zakrętów, prowadzący wyraźnie w dół. W 1981r. prostą startową cofnięto zza nawrotu La Source przed niego. Formuła 1 wróciła do Belgii w sezonie 1983.
Grafika: public domain
Przebudowa toru była rezultatem kampanii zapoczątkowanej przez Jackiego Stewarta, który w 1966r. przeżył w Spa coś naprawdę mrożącego w żyłach: na szykanie położonej w połowie prostej Masta stracił kontrolę nad pojazdem i wyleciał z drogi kilkakrotnie dachując. Wylądował do góry kołami w piwnicy pobliskiego budynku, z kilkoma złamanymi żebrami i ze strumieniem benzyny lejącym się wprost na niego. Cudem udało mu się wydostać z pułapki, ale takich przygód raczej się nie zapomina, stąd jego późniejsza walka o usunięcie najszybszych fragmentów toru. Inni kierowcy Formuły 1 podzielali to zdanie – szykana Masta była wśród nich uznawana za najtrudniejszą i najbardziej niebezpieczną w świecie. Zaraz przed Eau Rouge.
Do dzisiaj na Spa-Francorchamps zginęło w sumie 48 zawodników i 4 pracowników obsługi toru. Niemiecki kierowca Jochen Mass wspominał, że w czasie 24-godzinnych zawodów samochodów turystycznych w 1972r. usłyszał w boksie słowa: “look out for body parts at Masta!!“. Spodziewał się znaleźć tam elementy nadwozia jakiegoś rozbitego bolidu, ale na miejscu, ku swojemu przerażeniu odkrył, że słowo “body” nie oznaczało w tym przypadku karoserii samochodu, a… ciało jednego z porządkowych, Leona Grisarda…
Przebudowę toru opóźniły jednak opinie zawodników innych, niższych formuł, którzy nie bali się belgijskiego toru aż tak bardzo – ale oni nie przejeżdżali zdradzieckiej szykany z prędkościami przekraczającymi czasem 300 km/h.
W przypadku nowego toru nie ma oczywiście kłopotu ze znalezieniem odpowiedniego filmu: tutaj pokonamy całe okrążenie z Fernando Alonso (nagranie z wyścigu z 2011r.).
https://www.youtube.com/watch?v=oFxKYPwxNV8
Nowy tor nie obejmuje już prostej i szykany Masta, zachowano jednak pozostałe gwoździe programu. Najsłynniejszą atrakcją jest oczywiście Eau Rouge – sekwencja trzech zakrętów, z których pierwszy, lewy, prowadzi w dół, a dwa pozostałe, prawy i lewy – mocno w górę. W najniższym punkcie trasa przecina strumyk Eau Rouge (“czerwona woda”) – stąd nazwa, jaką zazwyczaj określa się cały odcinek, chociaż formalnie nazywa się tak tylko pierwszy łuk. Drugi i trzeci zakręt są ślepe – wchodząc w nie kierowca nie widzi całości, co utrudnia dobranie idealnego toru jazdy. Również jakiekolwiek popełnione tu błędy mogą słono kosztować: nie tylko w kategoriach straty czasu (mówimy o miejscu, od którego zaczyna się najdłuższa na torze prosta), ale też z uwagi na skutki ewentualnego wypadku, który zazwyczaj kończy się uderzeniem w bandę bokiem. Eau Rouge to chyba jedyny fragment trasy, który w czasie przebudowy w 1979r. został “wyprostowany” i uczyniony szybszym: dzisiaj, dzięki dociskowi aerodynamicznemu, kierowcy Formuły 1 pokonują całą tę sekwencję bez ujęcia gazu, osiągając przy wyjściu ponad 300 km/h, a przeciążenia są ogromne we wszystkich trzech wymiarach: mamy bowiem ostry zakręt, pełne przyspieszenie i zmianę nachylenia wzdłużnego drogi ze spadku na ostry podjazd. W sumie odcinek przejeżdżany na pełnym gazie, od wyjścia z La Source aż do zakrętu Les Combes, mierzy ponad dwa kilometry.
Tak wygląda to zza kierownicy.
Na Eau Rouge w 1985r. zginął Stefan Bellof, po zderzeniu z Jackie’m Ickxem. Tutaj możemy obejrzeć ten moment, z wnętrza bolidu Ickxa.
W 1994r., po tragicznym GP San Marino, w którym zginęli Ayrton Senna i Roland Ratzenberger, na Eau Rouge umieszczono szykany ustawione ze starych opon, ale już w kolejnym roku zrezygnowano z tego, przywracając legendarny fragment w całej jego okazałości. Z kolei w 1999r. w tym miejscu rozbił się Jacques Villeneuve (“to był najlepszy wypadek w mojej karierze!!“), a tylko chwilę później – jego partner z zespołu British American Racing, Ricardo Zonta. Sprowokowało to serię czarnych dowcipów w rodzaju: “Jacques jest najszybszy w Eau Rouge – zobacz, jak on to robi i naśladuj go“.
Eau Rouge doczekało się również swego rodzaju imitacji – bardzo podobny fragment znajduje się na oddanym do użytku w 2005r. torze w Istanbule (czasami jest on nazywany “faux rouge“, przy czym “faux” to po francusku “fałszywy”).
Z kolei znajdujący się przy końcu okrążenia (tuż przed szykaną “Przystanek Autobusowy”) zakręt Blanchimont jest jednym z najszybszych w całej Formule 1: bolidy osiągają tam do 320 km/h.
W 2015r. na Blanchimont miał miejsce niesamowity manewr wyprzedzania w wykonaniu Maxa Verstappena…
…a 14 lat wcześniej – spektakularny wypadek, w którym pojazd Luciano Burtiego stracił przednie skrzydło po kolizji z Eddie’m Irvine’m i wskutek utraty docisku aerodynamicznego wypadł z zakrętu przy ogromnej prędkości. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
W 1992r., w czasie piątkowej sesji treningowej, ciężkiemu wypadkowi na Blanchimont uległ Eric Comas. Pomocy udzielił mu wtedy Ayrton Senna, który jako jedyny z zawodników zatrzymał się w tym celu na jezdni.
Od 1979r. tor Spa-Francorchamps był poddawany wielu przebudowom (m. in. zlikwidowano szykanę “Przystanek autobusowy”), które jednak nie zmieniły jego ogólnego kształtu i charakteru. Nigdy nie przestał być szybkim obiektem: bolidy Formuły 1 pod koniec prostej Kemmel zawsze osiągały swe maksymalne prędkości (w granicach 330 km/h), a potęga dzisiejszej techniki w dziedzinie aerodynamiki sprawia, że niewiele wolniej przejeżdżane są zakręty Eau Rouge oraz Blanchimont. Pozostały też specyficzne warunki pogodowe: w dalszym ciągu zdarza się, że jedna połowa trasy jest sucha, a druga połowa – mokra. Nie ulega jednak wątpliwości, że nowy obiekt jest nieporównanie bezpieczniejszy, a emocje, które zapewnia kierowcom i kibicom, wcale się nie zmniejszyły: Spa-Francorchamps nadal stanowi ulubiony obiekt większości z nich.
Foto tytułowe: Nathanael Majoros, Licencja CC
No to jedziemy z uzupełnieniami.
1. Szykany Bus Stop (“Przystanek autobusowy”) od kilku lat już nie ma
2. Jackie Stewart (wtedy jeżdżący tak lubianym przeze mnie BRM 😉 ) nie wydostał się z auta cudem, a przy pomocy Grahama Hilla i Boba Bonduranta, którzy wyciągneli go z auta używając narzędzi pożyczonych od jednego z kibiców. Problemem była kolumna kierownicza, która przycisnęła go do fotela i trzeba było ją zdemontować.
Jak już go wyciągneli to też było “ciekawie” – w pobliżu nie było żadnego personelu medycznego, początkowo Jackiego wrzucono na pakę jakiegoś dostawczaka (a było podejrzenie uszkodzenia kręgosłupa!). W końcu dojechała karetka i zabrali go do punktu pierwszej pomocy i na jakiś czas zostawili leżącego na noszach, na podłodze. Jak sobie o nim przypomnieli, to stwierdzili, ze trzeba go przewieźć do szpitala. Karetką z eskortą policyjną. Najpierw eskorta odjechała w siną dal i zapomniała co miała eskortować, potem kierowca karetki zgubi się i musiał pytać o drogę. W końcu Stewarta odesłano prywatnym odrzutowcem do UK na jakieś normalne leczenie.
Cała “krucjata poprawy bezpieczeństwa w F1” Stewarta była skierowana nie tylko przeciw torom takim jak Spa i ich katastrofalnemu zabezpieczeniu (brak barier itd.), ale także przeciw braku odpowiednio przeszkolonych ekip ratowniczych. Bardzo pomagał mu w niej także ówczesny szef BRM, Louis Stanley.
Swoją drogą, od tamtego wypadku, Jackie miał zawsze w kokpicie swojego BRM odpowiedni klucz, którym możnaby odkręcić kolumnę kierownicy i wynajmował prywatnego lekarza, by ten był obecny podczas wyścigu i mógł ewentualnie udzielić pomocy.
A swoją drogą, tor w starej wersji był w Grand Prix Legends. Jak tą starą grę odpaliłem i, przyzwyczajony do nowego układu z innych symulatorów (choćby Grand Prix 4, czy wspaniałe GTR2) ruszyłem na Spa to miałem niezły szok poznawczy :).
Dzięki za niezawodną, jak zwykle, korektę!!
Ja stary tor Spa znam przede wszystkim z GT Legends (w oryginale go nie ma, ale można ściagnąć jako dodatek fanowski). Dobry przejazd tego toru czymś naprawdę szybkim z lat 60-tych to jest autentyczny wyczyn.
W Grand Prix Legends to jest początkowo istny pogrom :). A jeszcze można do niego ściągnąć wersję w deszczu. Ale jak się skupić na płynnej jeździe, to po pewnym czasie tor okazuje się dość łatwy – no cóż, przed komputerem nie ma zagrożenia :).
Swoją drogą, ja chyba muszę ściagnąć pomysł na wpis od Ciebie i też walnąć tekst o wirtualnej rozrywce – o GPL właśnie :).
Jak się nauczysz dobrze zakrętów, to łatwo jest przejechać, ale bardzo trudno osiągnąć dobry czas.
O GPL pisz koniecznie!! Ja tego nie znam i bardzo chętnie się czegoś dowiem. A GT Legends polecam ogromnie – można je jeszcze kupić na Steamie za grosze, a ilość dodatkowych torów i samochodów do ściagnięcia jest ogromna. Można pojeździć Mercedesem SSK z 1928r., 12-gaźnikową Hondą z F1 z 1967r., a nawet Ziłem 112 i Wartburgiem 353. Co do torów – mam ściągnięty m. in. Solitude, starą Monzę owalno-drogową i całe Targa Florio (chociaż ono nie działa mi na nowym kompie, nie wiem dlaczego, na starym działało).
GT Legends to jest GTR2 dla miłośników klasyków – auta z niego można zaimportować do GTR2. Są odpowiednie mody w necie i nawet kiedyś je sobie wrzuciłem. Także pośrednio GTL znam :). Choć jeśli chodzi o symulowaną jazdę to preferuję właśnie nowsze auta GT i turystyczne (ze starego, dobrego Race07) :).
A wpis o Grand Prix Legends w takim razie będzie. Może nawet niedługo :).
Jeszcze jak lubisz odpalić jakiś symulator dawnych aut, to polecam sprawdzić Rally Trophy. Wersja PL ma niestety absolutnie tragicznego pilota (i nie udało mi się go jak dotąd podmienić na angielskiego), ale reszta gry jest przyjemna :).
W ogóle nie fascynuję się Formułą i wyścigami (może to błąd, ale już tak mam od dziecka), ale jak przeczytałem tytuł, to już wiedziałem o czym będzie 🙂 . Za to za zachętą Automobilwni obejrzałem filmiki i przejazd Alonso, zwłaszcza w kontekście pokazywanej prędkości mrozi mi krew w żyłach, zwłaszcza jak ta prędkość w trzy sekundy spada na wejściu w zakręt z 320km/h na 90. Moryc, ty nie wierz własnym oczom, to nie może być! (cytat). To jest jakieś nieludzkie i może to właśnie nie zachęcało mnie nigdy do zainteresowania wyścigami. Niemniej na torze kartingowym jest niewątpliwie bardzo przyjemnie, od czasu do czasu się przejadę.
Owszem, gokarta też potrafię opanować. Ale tak jak mówisz, przy 300 km/h refleks trzeba mieć nadludzki.
Etymologia wyrazu spa nie jest do końca jasna – a zajmowałem się tym dziesiątki razy, z przyczyn czysto profesjonalnych. Otóż tak się składa, że spa to skrótowiec od łacińskiego “Sanus per Aquam”, czyli zdrowy przez wodę. Zwolenników tej tezy jest równie wiele, jak tych nawiązujących do nazwy belgijskiego miasta. Tak czy inaczej – wiadomo o co chodzi 🙂
Problem z tą teorią jest taki, że skrótowce wymawiane jako wyraz weszły do użycia pod koniec XIX wieku. A do Spa jeździli już starożytni Rzymianie.
Fajnie, ale nie pisz “oglądnąć”. Jest inne polskie, poprawne, słowo na tą czynność 🙂
Haha, krakus ze mnie wyłazi (to jest nasz regionalizm). Już zmieniam.
nie zmieniaj! takie regionalizmy i wlasne okreslenia sa bardzo fajne, a to nie blog polonistyczny (wtedy bym uciekl od razu)
no to patrzcie na to (można ominąć przydługi wstęp gadających kolesi – akcja od 19s): https://www.youtube.com/watch?v=5Xq4JyrsV4I
a ja to widziałem na żywo 😀
No to gratuluję przeżycia, ja nigdy nie byłem na żadnym GP.
A mnie najbardziej zdumiewa to, że to się dzieje przy tak wielkich prędkościach – nie wyobrażam sobie, jaką trzeba mieć szybkość reakcji, żeby w ten sposób wyprzedzać, kontrować poślizgi itp. To jest po prostu coś nadludzkiego.
Ładny moment z 1992r., kiedy Senna zatrzymał się, aby pomóc Ericowi Comas.
ciekawy artykul, mimo ze nie przepadam za sportem ogolnie, a ogladanie dosc jednostajnej jazdy tez nie jest dla mnie czyms interesujacym, jedynie wypadki sa ciekawe 😉 ale ja tam tez lubie ogladac “russian crash compilation” takze tego 😉
na pewno jazda z takimi predkosciami i panowanie nad pojazdem to cos co zasluguje na ogromny szacunek.
przy okazji dowiedzialem sie w koncu co to jest to cale “spa” ktore mi tam sie tylko ze spaniem kojarzylo 🙂
Ta jazda po zwykłych drogach, pomiędzy słupami, domami, rowami kojarzy mi się z Tourist Trophy na Wyspie Man (które chyba dalej tak wygląda). Zdecydowanie nie dla mnie, chociaż znam ludzi, którzy się chwalili, że “lecieli dwie paki po mieście”, więc do takiego ścigania nie koniecznie trzeba było mieć “jajce ze spiżu” + dzisiejszy człowiek ma podobno wyjątkowo niską skłonność do ryzyka (mocno hamującą podobne pomysły).
Co do wyścigów oglądanych na ekranie – odnoszę wrażenie, że na żywo jest trochę łatwiej, dużo większy kąt widzenia, działanie innych zmysłów robią swoje.
to oczywiste, na zywo to zupelnie inna bajka, osobiscie lubie chodzic na wrak race, tylko zawsze sie znajdzie cos czego mi szkoda…
czekaj, chcesz powiedzieć, że na żywo łatwiej pojechać wyścig niż na kompie?
nieee, chce powiedziec ze na zywo duzo fajniej sie oglada niz przed telewizorem 😉
jasne, sorki to było pytanie do @ndv
@ hurgot: i tak i nie. Z jednej strony na pewno widać i czuć więcej, z drugiej dochodzi adrenalina, strach itd.
Wiesz, jeśli chcesz się przejechać z prędkością dopuszczalną przez przepisy, to może i tak, ale z prędkością wyścigową – no nie ma szans.
Tego się nie da w żaden sposób porównać, jedyny punkt wspólny to odruchy. Jeśli gra (a raczej symulator) ma dobry model fizyczny zachowania samochodu to reakcje na ruchy kierownicą powinny być zbliżone do rzeczywistości, a samo prowadzenie powinno być intuicyjne. Działa to również w drugą stronę – prowokowanie i radzenie sobie w sytuacjach ekstremalnych w wirtualnej rzeczywistości przekłada się na umiejętności na drodze.
To a’propos kręcenia onboardów w przeszłości 🙂 http://www.vintag.es/2016/02/bizarre-cameras-used-before-gopros.html
Jeszcze raz dzięki za ciekawe wpisy!
teraz sobie jeszcze poogladalem filmiki w pracy, to predkosc robi wrazenie, szczegolnie na tym torze w pierwszej wersji przez te wioski, nie dziwie sie, ze kierowcy sie bali tam jezdzic z takimi predkosciami..
To ja sobie tylko pozwolę dodać coś, co zapamiętałem z oglądanego wiele lat temu filmu dokumentalnego o Jimie Clarku. Powiedział on coś takiego “Do Monaco trzeba mieć perfekcyjną technikę, do Watkins Glen kondycję, Nurburgring wymaga koncentracji na najwyższym poziomie. A Spa? Spa nie wymaga od kierowcy niczego szczególnego. Potrzebne są tylko jaja ze stali i brak układu nerwowego.”
Piękne, muszę zapamiętać!!