KONFRONTACJE: TRZEJ KRÓLOWIE
Na blogu wielokrotnie poruszałem temat “niemieckiej dominacji w segmencie premium“, ale dotąd zazwyczaj w kontekście niezliczonych – i niezmiennie nieudanych – prób jej przełamania. W formie przejażdżek opisywałem wielu konkurentów limuzyn z południa Niemiec, które w pewnym momencie prawie cały świat uznał za wzorzec i obiekt pożądania. Raz zestawiłem też owych konkurentów (z 1993r.). A co z samymi wzorcami, czy też – mówiąc korporacyjnym językiem – benchmarkami?
Historia sięga jeszcze XIX wieku, kiedy Niemcy jako pierwsze zagroziły brytyjskiemu monopolowi przemysłowemu. W trosce o własny rynek Brytyjczycy… nie, nie zabronili importu, nawet go nie utrudnili, ale nakazali wyraźnie oznaczać kraj pochodzenia towarów, licząc na patriotyzm nabywców. Etykietka Made in Germany (inne kraje jeszcze się nie liczyły) miała oznaczać “zastanów się – wspierasz wrogie mocarstwo“. Równocześnie jednak produkty niemieckie zyskały świetne opinie – Brytyjczycy mieli więc dylemat.
Po 1945r. wszystko się zmieniło. Protekcjonizm wyszedł z mody, a (zachodnie) Niemcy zostały częścią jednoczącego się Pierwszego Świata. Hasło Made in Germany, pomyślane jako zakamuflowana antyreklama, zaczęło działać odwrotnie, szczególnie w motoryzacji. Największy eksportowy hit RFN, czyli Volkswagen “Garbus”, naprawdę wyróżniał się solidnością, ale marzenia stymulowały modele droższe, głównie Mercedesy – jako wytwarzane w “kraju autostrad”, przez “wynalazców automobilu”. Co ważne, owe marzenia niełatwo było spełnić, bo międzynarodowy handel wciąż ograniczały różne bariery, sprawę utrudniało też powszechne w Europie opodatkowanie pojemności silników (bo silniki niemieckie były zwykle większe od konkurencyjnych). Tymczasem owoc trudniej dostępny mocniej kusi.
Niemcy podsycali te nastroje marketingowo, ale i obiektywnie robili dobrą robotę: w XX wieku ich wyższopółkowe samochody kosztowały więcej od rywali, lecz rzadko rozczarowywały użytkowników. Do tego dochodził specyficzny styl: ciężki i przytłaczający, ale sugerujący solidność i… emanujący pewną ostentacją czy wręcz arogancją, dobrze przemawiającą do tzw. ludzi sukcesu.
Dziś chcę przedstawić trzy samochody, które można nazwać królami: Mercedesa E, BMW 5 i Audi A6, pochodzące z 2001r. To był ciekawy moment, bo po rozpoczynającym się XXI stuleciu świat obiecywał sobie wiele: Zimna Wojna była odległym wspomnieniem, demokratyczno-wolnościowe przemiany rozkręcały się w wielu krajach (z Rosją włącznie), rósł poziom życia w rejonach ogarniętych wcześniej ubóstwem, stan środowiska też się poprawiał. Kraje rozwinięte korzystały z tanich surowców (rynek szturmowały np. budżetowe linie lotnicze), rozpoczynała się rewolucja informatyczno-internetowa, a Unia Europejska znosiła wewnętrzne kontrole graniczne, wprowadzała wspólną walutę i przygotowywała się do historycznego rozszerzenia. To wszystko napełniało prawdziwym optymizmem.
Jasne, zdarzały się gospodarcze czkawki (np. kryzys azjatycki, rosyjski czy też pęknięcie tzw. bańki dotcomowej), ale – podobnie jak w latach 60-tych – nikt nie wątpił, że długofalowy trend będzie wyłącznie wzrostowy, a rozwiązanie wszelkich problemów jest tylko kwestią czasu. Samochodowa oferta była najszersza w historii. Również w segmencie E – bo choć niemiecka dominacja była już przytłaczająca, to jeszcze nie wyobrażaliśmy sobie motoryzacji bez tańszych i mniej bajeranckich, ale równie dużych limuzyn popularnych marek. Również opinie o autach niemieckich nigdy nie były tak dobre, choć ten stan rzeczy miał się wkrótce zmienić.
***
Pierwszą i najważniejszą z niemieckich marek premium jest Mercedes-Benz. Opinie o niej jako “wynalazcy samochodu” są oczywiście nadinterpretacją, bo wynalazcą nigdy nie jest żadna organizacja, tylko konkretni ludzie – tymczasem Gottlieb Daimler i Karl Benz szybko opuścili swe firmy, które odtąd wielokrotnie zmieniały swe tożsamości i formy prawne, a rozwijały się odmiennie od wizji założycieli. Jednak jakaś ciągłość faktycznie została zachowana.
Klasa E stanowi dziś górną półkę w gamie producenta, ale kontynuuje tradycje modeli, które w latach 1953-1982 otwierały cennik od dołu. Od tego czasu ogromnie urosła, nabrała masy i rzeźby, jednak u progu XXI wieku wciąż jeszcze służyła jako najpopularniejsza taksówka Europy, a skromność wyposażenia i osiągów ówczesnych wersji bazowych wprawiają dziś w konsternację (jeszcze w 1998r. E220 Diesel osiągał ledwie 95 KM i przyspieszał do setki w 17,5 sekundy – wolniej niż gaźnikowy Polonez).
W 2001r. końca dobiegał rynkowy żywot Mercedesa W/S210: następca legendarnego modelu W124 był skonstruowany całkiem podobnie, tyle że… dużo taniej. Producent wręcz chwalił się znaczącym obniżeniem kosztów – co użytkownikom miało jeszcze wyjść bokiem, tyle że dopiero po latach.
W210 szedł z duchem czasu: w stosunku do poprzednika urósł (limuzyna mierzyła 4.818 x 1.799 mm, przy rozstawie osi 2.833 mm) i podniósł poprzeczkę w kwestii komfortu i bezpieczeństwa (w 2001r. oferował seryjnie ESP, BAS i boczne poduszki powietrzne). Producent podkreślał też aspekt ekologiczny – w tym możliwości recyklingu i lakiery wodorozcieńczalne (nikt jeszcze nie przewidywał skutków ubocznych w postaci katastrofalnej korozji). Nabywca mógł wybrać spośród trzech “linii wyposażenia”, różniących się designem i charakterystyką podwozia: bazową Classic, sportową Avantgarde i luksusową Elegance.
Foto: materiał producenta
Kontrowersje wzbudzała stylistyka – ociężała i bardzo niespójna (elegancka linia boczna kontrastowała z tandetnym tyłem i cudaczną twarzą z czterema reflektorami). Jednak w 2001r. szok zdążył już minąć, Mercedes przedstawiał kolejne podobnie narysowane modele, a jego tradycyjna klientela rzadko rozważała jakiekolwiek alternatywy. Pozycja rynkowa pozostawała więc niezagrożona, zwłaszcza że dziennikarze – z Jeremym Clarksonem włącznie – wciąż jeszcze pisali, że E-Klasa to pewniak, który bankowo przeżyje każdego swojego nabywcę.
W 2001r. – inaczej niż jeszcze kilka lat wcześniej – elektryczne podnośniki szyb, tempomat czy klimatyzację (manualną) montowano już standardowo. Wciąż jednak dało się kupić E-Klasę na stalowych felgach piętnastkach, z szarymi listwami i ręcznie ustawianymi lusterkami. W dodatku wcale niemało ludzi naprawdę ją tak zamawiało.
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Po doposażeniu ogromne wnętrze prezentowało się bardzo luksusowo. Opcjonalny system Command z kolorowym wyświetlaczem uchodził za szczyt nowoczesności.
Foto: materiał producenta
Bardzo szeroka była paleta silników: od czterocylindrowej dwulitrówki z mechanicznym doładowaniem (E200 Kompressor, 163 KM), poprzez V6-tki E240, E280 i E320 (170, 204 i 224 KM), po V8 E430 (279 KM). Wszystkie oferowano z pięciobiegową skrzynią automatyczną, wersje do E280 włącznie – również z sześciobiegową ręczną, a od E280 wzwyż – z opcjonalnym napędem na cztery koła (4MATIC, zawsze z automatem). Nawet najsłabszy benzyniak osiągał 222 km/h i przyspieszał do setki w 9 sekund, V8 oferowało elektronicznie ograniczone 250 km/h i 6,6 sekundy.
Specjalnością zakładu pozostawały jednak diesle: w 2001r. już wyłącznie turbodoładowane, z nowoczesnym wtryskiem common-rail. Czterocylindrowe, 2,1-litrowe E200 CDI i E220 CDI dawały 115 i 143 KM, pięciocylindrowy E270 CDI – 170 KM, a sześciocylindrowy E320 CDI – 197 KM. Wariant najsłabszy rozpędzał się do 200 km/h i przyspieszał do setki w 12,5 sekundy – nie przypominał więc ślamazarnych taksówek, zwanych niegdyś “ruchomymi wydmami”. Jeszcze ciekawiej wyglądały momenty obrotowe: 315 Nm 220-tki wyrównywało wynik najmocniejszej benzynowej szóstki, wciąż ekonomiczne 270 osiągało poziom benzynowego V8 (400 Nm), a topowe 320 z wynikiem 470 Nm dorównywała Ferrari F50 (!!), względnie mniejszym autobusom.
Common-railowa rewolucja szokowała, bo jeszcze chwilę wcześniej w tym samym nadwoziu klekotały przedpotopowe, nieruchawe motory z komorą wstępną. Teraz zaś osiągi 320-tki – 230 km/h i 8,3 sekundy do setki – nie odbiegały od ambitnych aut sportowych, przy wciąż jednocyfrowym spalaniu. I jak tu było nie wierzyć, że przyszłość należy do diesli…?
Wysokoprężne E-Klasy nadal kupowali ludzie pomni czasów niezniszczalnych poprzedników: taksówkarze, drobnomieszczanie i emeryci fundujący sobie “odrobinę luksusu”, a często też rolnicy, którzy dawniej tankowali dotowany olej napędowy i przywiązali się do jeżdżenia klekoczącym Mercedesem, bo przez długie lata nie mieli w tym względzie alternatyw. Te nawyki odchodziły jednak do historii wraz z hołdującym im pokoleniem.
Foto: materiał producenta
W 2001r. producent podawał ceny podwójnie, w DM i euro. Ja zacytuję te drugie dodając, że średnia niemiecka płaca NETTO wynosiła 17.486€ rocznie, czyli 1.457€ miesięcznie (choć ze sporymi różnicami pomiędzy dawną NRD i RFN – nawet do 40%).
E200 Kompressor Classic kosztował 32.944€. Za E240 – sześciocylindrowe, ale nie mocniejsze od dwulitrówki i mało elastyczne – należało zapłacić 35.264, za porządne V6 (E280 i E320) – 38.280 i 43.500 (sporą różnicę generowała seryjna skrzynia automatyczna 320-tki). V8 oznaczało już wydatek 53.128€. Opcja 4MATIC, dostępna w E280, E320 i E430, zwiększała fakturę o około 3.000€.
E200 CDI kosztowało 31.320€ – ponad 1.600€ TANIEJ od bazowego benzynowca. Nieprawda więc, że diesel musi być droższy, nawet taki z common-railem (tyle że porównywany benzyniak miał doładowanie). 220-tkę – czyli mocniejszą wersję 200-tki – sprzedawano po 33.756, 270-tkę – po 36.424, a potężną 320-tkę – po 40.832, czyli gdzieś pomiędzy benzynową 280-tką i 320-tką.
Na pakiet Elegance należało wysupłać dodatkowe 1.780 € (poza E430, gdzie był seryjny). Dostawało się wtedy 16-calowe alufelgi, dodatkowe elementy chromowane i lakierowane, a we wnętrzu – ładniejszą tapicerkę i drewno, skórzaną kierownicę, dodatkowe oświetlenie, kieszenie w oparciach foteli i kilka wizualnych drobiazgów.
Foto: materiał producenta
Pakiet Avantgarde kosztował jeszcze więcej, bo 2.969€ (lub 1.189 w E430), a zawierał obniżone zawieszenie (poza wersjami 4MATIC), droższy wzór alufelg, ksenonowe reflektory ze spryskiwaczem i “dynamiczne” detale stylistyki
Foto: materiał producenta
Z ważniejszych opcji wymienię automatyczną skrzynię (1.960€, seryjna od E280 4MATIC wzwyż i w E320 CDI), automatyczną klimatyzację z filtrem węglowym (730€), hydropneumatyczne zawieszenie ADS (2.267€), szklany szyberdach (1.171€), reflektory ksenonowe ze spryskiwaczem (957€), ogrzewanie postojowe (1.252€), progresywne wspomaganie kierownicy (208€), różne rodzaje foteli (220-1.142€ plus 336€ za ogrzewanie), boczne poduszki powietrzne z napinaczami pasów z tyłu (388€), PARKTRONIC (748€), lakier metallic (870€), alufelgi (191-1.792€), tapicerkę półskórzaną lub skórzaną (458 i 1.844€), czujnik deszczu (110€), spryskiwacz reflektorów (266€), różne radioodbiorniki (od 116 do 2.436€ za system Command z nawigacją i zmieniarką CD), tuner TV za 952€, obsługę głosową (452€), roletę na tylną szybę (417€), 80-litrowy bak (92€, seryjny od E280 wzwyż), hak holowniczy (899€), lusterka fotochromatyczne (313€) i składane (243€), większy akumulator (69€) i alternator (63€), programowalne, zdalne otwieranie garażu (226€), worek na narty (206€) i wiele innych drobiazgów. Do tego dochodziły pakiety stylistyczne: sportowe AMG i “artystyczne” designo (podobno prawidłowo wymawia się z włoska, DESINIO). W bardziej fantazyjnych konfiguracjach potrafiły one kosztować kwoty pięciocyfrowe.
Około 3.500€ doliczano za nadwozie kombi – z 600-litrowym bagażnikiem (wobec 520 w sedanie), możliwością powiększenia do aż dwóch metrów sześciennych i przewożenia standardowej europalety. Inaczej niż u poprzedników, kombi występowało z każdym silnikiem i wyposażeniem.
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Osobnym tematem były wersje AMG: w 2001r. zwane E55 AMG i napędzane 5,4-litrowym, wolnossącym V8 o mocy 354 KM (250 km/h, 5,7 sekundy), z prawdziwie sportowym podwoziem, ale też odstręczającą wielu, obowiązkową skrzynią automatyczną. Ceny zaczynały się od 77.836€ za sedana RWD (kombi i 4MATIC też były dostępne).
Zewnętrznie AMG wyróżniały się głównie kołami, na które laik nie zwróciłby uwagi (tu nawet wydech wygląda niewinnie, zwłaszcza dzisiaj). Jeździły jednak praktycznie jak włoskie supersamochody.
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Nigdy wcześniej ani później oferta nie była tak szeroka i różnorodna, jednak silna konkurencja nie pozwoliła przebić sprzedaży poprzednika: pomiędzy 1995-2002r. Mercedes W/S210 znalazł 1.653.437 klientów, z czego 279.028 wybrało kombi.
***
Tylko odrobinę mniej – 1.533.123 osób – kupiło oferowane równolegle BMW E39 (1995-2003). 266.000 z nich zamówiło nadwozia pięciodrzwiowe (Touring).
Marka BMW to największy konkurent Mercedesa, choć nie od zawsze. Swą motoryzacyjną przygodę zaczynała w latach 20-tych od licencyjnych mikrosamochodzików Austina, potem opracowała własne maluchy, których karoserie dostarczał… Daimler-Benz. Jednak jeszcze przed wojną wypuściła poważne auta sportowe (327 i 328) oraz solidne, szybkie limuzyny (335), koncepcyjnie przypominające nowoczesną Serię 5. Po wojnie BMW weszło w segment jedno- i dwucylindrowy, choć równocześnie produkowało ośmiocylindrowe limuzyny, coupé i roadstery najwyższych klas (501–507). Współczesny charakter marki ukształtował się w latach 60-tych, za sprawą tzw. Neue Klasse, lecz silna pozycja międzynarodowa przyszła 20 lat później, po wprowadzeniu pełnej gamy złożonej z serii 3, 5, 6 i 7.
Mimo powszechnego przekonania o zaciętej rywalizacji charakter BMW mocno różnił się od mercedesowskiego, więc tradycyjni klienci rzadko rozważali zamianę (chyba że w Stanach albo Azji, gdzie liczył się głównie “niemiecki prestiż”). Postęp niweluje jednak różnice, dlatego u progu XXI wieku E39 było realną alternatywą E-Klasy.
Wymiary BMW zbliżały się do Mercedesa (4.775 x 1.801 mm, przy rozstawie osi 2.830 mm), natomiast stylistyka była nie tylko dynamiczniejsza, ale też bardziej spójna i harmonijna. Nie wykazywała jeszcze znanej z następców, nadmiernej agresji.
Foto: materiał producenta
Uważam, że tak właśnie powinien wyglądać następca Mercedesa W124
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Foto: Licencja CC
,W świetle późniejszych doświadczeń z E-Klasą warto dodać, że BMW cynkowało 77% nadwozia Serii 5, a układ wydechowy wykonywało ze stali nierdzewnej. Co ciekawe, właścicielom starszych egzemplarzy dealerzy proponowali montaż elementów liftingu z 2000r. (oświetlenia i zderzaków). Taka akcja odświeżająca raczej nie wydarzyłaby się dzisiaj.
BMW oferowało edycje Sport, Lifestyle i Exclusive, a w Niemczech dodatkowo bogatsze Highline Sport i Highline Exclusive. Przypomina to mercedesowską koncepcję “trzech linii”.
Były też stylistyczne pakiety M-Sport…
Foto: materiał producenta
…i BMW Individual, odpowiadających stuttgarckim dodatkom AMG i designo. Oferty obu marek były więc bardziej zbliżone niż mogłoby się wydawać.
Foto: The Car Spy, Licencja CC
Foto: The Car Spy, Licencja CC
Ważna różnica tkwiła natomiast pod maską: w E39 nie występowały mianowicie żadne benzynowe R4 – podstawowy model 520i miał od razu sześć cylindrów, i to w rzędzie. Za to już wtedy oznaczenia BMW nie zawsze zgadzały się z pojemnościami (u Mercedesa rozjechały się trochę później).
W 2001r. 520i miało pojemność 2,2 litra (170 KM, 226 km/h, 9,1 sekundy do setki) i kosztowało od 32.050€ – 900 mniej od czterocylindrowej, ale kompresorowej dwulitrówki z gwiazdą. Kolejne modele 525i, 530i i 535i osiągały moce 192, 231 i 245 KM (wyższe od porównywalnych Mercedesów), a kosztowały 34.150, 38.250 i 44.750€. Wyższe modele były więc droższe od “gwiazd”, choć seryjnie dostawały przekładnie manualne, i to tylko pięciobiegowe. Automat – też pięciobiegowy – kosztował zawsze dodatkowe 2.000€ (cennikiem pozostałych opcji nie będę zanudzał, bo przypominał mercedesowski).
Możliwość ręcznej zmiany biegów – tutaj wyjątkowo sześciu – BMW oferowało nawet w 540-tce, czyli 4,4-litrowej, 286-konnej V8-mce (250 km/h, 6,2 sekundy do setki), za którą liczono od 51.150€. Nie było natomiast opcji czteronapędowej – w żadnym E39, chociaż miał ją zarówno poprzednik, jak i następca, nie mówiąc o głównych konkurentach.
W 2001r. wysokoprężne silniki BMW też miały już wtrysk common-rail: 136-konne 520d (jedyny czterocylindrowiec w E39) kosztowało od 31.100€, 163-konne 525d – 33.800, a 193-konne 530d – 36.350. Tutaj “bawarka” kosztowała więc mniej, ale diesle miała słabsze (również w kwestii momentów obrotowych – 280, 350 i 410 Nm). Jedyną przewagą była dostępność 6-cylindrówki z manualem, jeśli komuś akurat zależało.
Kombi touring wymagało dopłaty około 2.100€ – mniejszej niż u rywala, jednak bagażnik mieścił tu tylko 410 litrów (o 50 mniej niż w sedanie), a po maksymalnym powiększeniu – 1.525. Również 415-kilogramowa ładowność wskazywała, że inżynierowie z Monachium mieli całkiem inne priorytety.
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Został jeszcze odpowiednik AMG, czyli BMW M5 – ośmiocylindrowe, 4,9-litrowe, o mocy 400 KM i momencie 500 Nm. Oraz znów z ręczną skrzynią sześciobiegową, która wraz z dodatkową mocą pozwalała wyprzedzić Mercedesa (osiągało 250 lub bez ogranicznika 300 km/h, rozpęczając się do setki w 5,3 sekundy). M5 E39 nie występowało jako kombi.
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
***
Ostatnim z niemieckich trzech królów klasy wyższej jest Audi A6.
Dlaczego ostatnim? Po pierwsze, omawiana generacja C5 (1997-2005) osiągnęła najgorszy wynik sprzedażowy – 1,25 mln sztuk. Po drugie, mimo oznaczenia sugerującego piątą generację, była pierwszym Audi realnie przyrównywanym do Mercedesa i BMW – poprzednicy konkurowali raczej z dużymi Oplami i Fordami (mieli zresztą standardowy przedni napęd i ceny bliższe markom popularnym).
W tych względach C5-tka zmieniła się niewiele: producent zachował układ FWD i najniższe ceny, tyle że popracował nad wykonaniem (ówczesna obsesja Audi zwała się Nullfuge, czyli “zerowy odstęp” – chodziło o idealne przyleganie plastikowych zderzaków i listew do blach). Oraz nad marketingiem, bo kto jak kto, ale koncern Volkswagena – zwłaszcza za czasów ś.p. prezesa Piëcha – lansował się najskuteczniej w świecie: np. wmówił ludziom, że pierwszym nowoczesnym kompaktem był Golf, że pierwszy diesel z bezpośrednim wtryskiem nazywał się 2,5 TDI, a marka Audi jest z dziada-pradziada szlachcianką. W rzeczywistości pierwsze nowożytne auto z czterema pierścieniami było “Dekawką” z silnikiem podmienionym na czterosuwa zaprojektowanego za pieniądze Daimler-Benz, a w klasie luksusowej dłuższe tradycje mają nawet Japończycy (Infiniti i Lexus). Nie, to wszystko nie obniża wartości C5-tki, nie mniej jednak uważam, że narrację marketingowców należy prostować – choćby po to, by nie wpaść w pułapkę ślepej wiary w każde słowo wydrukowane na błyszczącym papierze i/lub powtarzane w mediach.
W 2001r. A6 przechodziło lifting, a że obaj konkurenci też mieli go za sobą, do porównania weźmiemy wersję nowszą. Długość 4.796 mm plasowała się pomiędzy rywalami, szerokość 1.819 mm była największa, ale rozstaw osi 2.760 mm – najmniejszy. Bagażnik standardowo mieścił aż 551 litrów, czyli najwięcej z trójki, tyle że napęd quattro zmniejszał go do 434. A czy prestiżowe Audi bez quattro ma jakikolwiek sens…?
Foto: materiał producenta
W pełni ocynkowana karoseria wyglądała najbardziej awangardowo: z dominującymi obłościami, “kopułowym” dachem i plastikami faktycznie wtopionymi w gładką, jednolitą bryłę nadwozia. Koncepcja stylistyczna korzeniami wciąż tkwiła w rewolucyjnym NSU Ro80 Clausa Luthe, które kolejni styliści Audi reinterpretują już od półwiecza. Tu za design odpowiadał Peter Schreyer, który aktualnie szefuje projektantom Kii i Hyundaia (dodam jeszcze, że nadwozie BMW E39 narysował niejaki Joji Nagashima – na złość fanbojom perorującym, że ten czy inny naród “zawsze to” lub “nigdy tamto”).
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Wnętrze było już klasyczniejsze, choć też bardziej zaokrąglone i nowocześniejsze od stuttgarckiego czy monachijskiego
Foto: materiał producenta
Audi znowuż oferowało trzy “linie wyposażenia” (Advance, Ambition i Ambiente), choć różniły się one nieznacznie. Przewagą była oczywiście dostępność napędu 4×4 w prawie każdej wersji oraz nie jedna, a dwie skrzynie automatyczne: hydrokinetyczna Tiptronic i bezstopniowa Multitronic. Standardem pozostały jednak przekładnie ręczne, pięcio- lub w mocniejszych wersjach sześciobiegowe.
Najtańszym silnikiem była – nieobecna już u rywali – wolnossąca, czterocylindrowa dwulitrówka (130 KM, 217 km/h, 10,5 sekundy do setki). Kosztowała jedyne 29.500€, czyli najmniej w całym zestawieniu. Tylko 180€ należało dopłacić za dodatkowe 20 KM turbodoładowanego R4 1,8. Dalej były już silniki V6: 170-konne 2,4 za 33.000€, 220-konne 3,0 za 37.600 i turbodoładowane, 250-konne 2,7 za 43.700 (seryjnie quattro), wreszcie 4,2-litrowe, 300-konne V8 za 53.800 (seryjnie quattro + Tiptronic, 250 km/h, 6,9 sekundy). Tam, gdzie 4×4 nie występowało w standardzie, kosztowało około 3.000€ (prócz bazowego 2,0, gdzie było niedostępne).
Diesle proponowano tylko dwa: R4 1,9 i V6 2,5. W 2001r. ten mniejszy występował wyłącznie w wersji 130-konnej z pompowtryskiwaczami (203 km/h, 10,5 sekundy), za 31.500€, ten drugi – jako 155- lub 180-konny z quattro (219 i 223 km/h, 9,7 i 8,9 sekundy), w cenach 33.300 i 38.500€.
Audi kosztowało więc najmniej, jeśli rozważać wersje słabsze. W mocniejszych różnice znikały, czytaj – Mercedes przestawał być najdroższy (chociaż seryjnie oferował automat, ale nie napęd 4×4).
Kombi, zwane Avant, podrażało wóz o około 2.000€. Pod zasuwaną roletą mieściło tylko 455 litrów, po złożeniu siedzeń – 1.590. Pod tym względem bezkonkurencyjna pozostawała trójramienna gwiazda.
Foto: materiał producenta
Wyłączną specjalnością marki były za to uterenowione wersje Allroad: z nielakierowanymi zderzakami, większymi kołami, wyższym i regulowanym prześwitem oraz oczywiście napędem quattro. Benzynowy Allroad 2,7T kosztował 47.200€, 2,5 TDI – 42.800 (V8 4,2 pojawiło się rok później).
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
Jako odpowiednik E55 AMG i M5 w 2001r. Audi oferowało model S6 – wzmocnione V8 4,2 quattro, rozwijające 340 KM, osiągające 100 km/h w 5,7 sekundy i oczywiście usportowione podwoziowo.
Wszystkie V8 – również “zwykłe” 4,2 – miały wydłużony nos i aluminiowe, poszerzone błotniki, a S6 dodatkowo lusterka z polerowanego aluminium, inną kratkę grilla z emblematem i kilka drobnych detali. Bazowa cena wynosiła 65.450€ – mniej niż u konkurencji, ale produkt też trochę odstawał. Ambitniejsze RS6 nadjechało dopiero w 2002r.
Foto: materiał producenta
Foto: materiał producenta
***
Czy te trzy modele zasłużenie zdominowały segment?
Każdy kierowca ma własny gust i powinien osądzić sam. Odwrót rywali trwał latami, nie był więc raczej przypadkiem. Jednych utwierdzi to w przekonaniu o autentycznej przewadze Niemców, innych – o marketingowo-modowym efekcie śnieżnej kuli.
Sam przetestowałem kilka europejskich modeli rzeczonego segmentu i… mam mieszane uczucia. Jakkolwiek takie Renault Safrane naprawdę zaimponowało mi komfortem, a Lancia Thesis czy Alfa 166 – stylem i specyficznym rodzajem radości z jazdy, to z bliska one naprawdę nie wyglądają na półkę Mercedesa i BMW. Niemcy zdają się mieć perfekcyjnie opanowaną sztukę przekonywania ludzi bogatych: potrafią epatować trudno definiowalnym wrażeniem potęgi, wzmocnionym przez kosztowne, dopracowane wykończenie. Artyzmem nie imponują, nie łechcą estetycznego zmysłu, a w zamian dumnie wykrzykują – to my jesteśmy najdrożsi, bynajmniej nie bez przyczyny. Ich auta arogancko wywyższają się nad otoczenie, ale robią to przekonująco. W tym segmencie, wobec tej grupy docelowej, taki przekaz działa, a kwestia dopłaty jest drugorzędna.
Kiedyś dochodziła jeszcze przewaga trwałości i niezawodności. Dziś to już tylko mgliste wspomnienia pacjentów geriatrii, ale… “nowoczesne podejście” zdaje się nie przeszkadzać współczesnym nabywcom. Zresztą w omawianym momencie, ponad dwadzieścia lat temu, nabywcy nie mieli jeszcze pojęcia, że czasy “niemieckiej solidności” były się już skończyły i że czekają ich nieprzyjemności. Tym bardziej, że nieprzyjemności czekały tylko niektórych, bo nie pojawiały się natychmiast, a w bieżącym stuleciu – inaczej niż kiedyś – bogaci zmieniają auta jak rękawiczki, obarczając bólami głowy i kieszenie kolejnych, mniej zamożnych użytkowników.
A co mówili testerzy?
W ich opiniach lider segmentu, Mercedes W210, oferował najlepszy komfort, najprzestronniejsze wnętrze i bagażnik (choć sedanowi brakowało składanej kanapy). Poza tym spalał najmniej, również w mocnych odmianach (najoszczędniejsze multicylindrowce na rynku to zresztą od lat mercedesowska specjalność – mogę potwierdzić z autopsji). Z drugiej strony kosztował najwięcej, wyglądał najgorzej i prowadził się ociężale.
BMW E39 to chyba ostatni ładny model marki – z dynamiczną i “dumną”, acz wyważoną stylistyką. Wnętrze i bagażnik miało najciaśniejsze, ale było najlepszym driver’s car: doskonałe podwozie i mocne, rzędowe szóstki (niewystępujące już wtedy u Mercedesa) dawały największą radość, mimo braku opcji 4×4. Ówcześni “zaangażowani” kierowcy cenili też manualne skrzynie, a BMW dawało je nawet w M5.
Audi kosztowało najmniej, ale cieszyło się najmniejszym prestiżem, miało najsłabsze silniki bazowe i topowe, a standardowy przedni napęd zmuszał do dopłacania za quattro (choć quattro można tu potraktować jako element klimatu marki). Niektórym bardzo odpowiadała świeższa, nowocześniejsza stylizacja. To wszystko nie wystarczyło do wyprzedzenia konkurentów z Monachium i Stuttgartu, choć trwałe zadomowienie się u ich boku, również w powszechnej świadomości, to historyczny sukces producenta. Zwłaszcza wobec losu niegermańskich rywali, którzy mimo znacznie dłuższych tradycji zostali zmuszeni do bezwarunkowej kapitulacji.
Jako wielbiciel motoryzacyjnej różnorodności ubolewam nad jej szybkim zanikiem (tak, wiem że to też moja wina, bo sam zawsze jeździłem Mercedesami – ale wyłącznie starymi, więc nie wpływałem na przychody żadnego producenta 🙂 ). To jednak nie całkiem tak, że wyższopółkową motoryzacją rządzą wyłącznie Niemcy.
W tajemnicy powiem, że jakiś czas temu, na jednej z “PRZEJAŻDŻEK PO GODZINACH”, poznałem człowieka mieszkającego prawie po sąsiedzku, a pracującego – zdalnie, z mieszkania na peryferyjnym krakowskim blokowisku – jako konstruktor samochodów. Zapytacie – dla jakiej marki? Otóż – dla wszystkich. Raz jest to VAG, raz Ford, raz Geely, raz jeszcze kto inny (nazwy firm zmieniłem, ale zachowałem rozrzut). Kto tylko coś zleci i zapłaci.
To naprawdę nie tak, że jakiś Bawarczyk w zielonych spodenkach na szelkach spędza 45 lat życia u BMW obsesyjnie knując, jakby tu podgryźć tego wrednego Daimlera. Owszem, zdarzają się lojalni etatowcy, ale przecież większość z nas wielokrotnie zmienia prace. Znaczącą część roboty wykonują też wolni strzelcy, przyjmujący zlecenia jak taksówkarz z aplikacji. Dlatego często podkreślam, że BMW E39 i Ferrari Enzo stylizowali Japończycy, najprzaśniejsze Daewoo – wielki Giorgio Giugiaro, a były główny designer Audi projektuje obecnie Kie i Hyundaie. Podobnie jest z konstruowaniem wahaczy, tłumików albo wałków rozrządu, nie mówiąc o komponentach globalnych poddostawców. Ich twórcy rzadko pracują w znanym z pocztówek biurowcu-siedzibie danego koncernu – częściej stają obok nas przy kasie “Biedronki“, a zleceniodawców zmieniają co chwilę. Nieprawda więc, że motoryzację premium tworzą sami Niemcy – oni tylko najskuteczniej wypromowali swoje klubowe barwy.
Foto tytułowe: materiały producentów
Jeśli podobał Ci się artykuł – możesz rozważyć postawienie mi symbolicznej kawy (bez wpływu na dostępność treści bloga, przeszłych i przyszłych – one są i zawsze będą całkowicie darmowe i całkowicie niekomercyjne)
Bardzo dobry artykuł. Pamiętam, kiedy to A6 wchodziło na rynek i elementem wyróżniającym miał być jego tył.
Tak – e39 M5 miało 4.4 V8. Dopiero e60 miało v10. I nie wiem czy wszystkie v8 nie były w automacie bo jak jakieś zobaczę w ogłoszeniach to automat niestety. U Audi to 2.7 było turbo (i to chyba nie) a 3.0 wolnossak. P.s. F10 jest równie udanym (jak nie lepszym przez większą lekkość, smukłość i elegancję) stylistycznie autem od BMW.
W M5 nie 4,4, a 4,9 litra. Ale tak jak mówię, już to poprawiłem i bardzo dziękuję za wyłapanie. Co do Audi – tak właśnie pisałem, 2,7T i 3,0 bez T 🙂
E39 535i oraz 540i na sto procent występowały z ręczną skrzynią – wiem, bo kiedyś o takich marzyłem oglądając ogłoszenia.
@Szk A tak, tak. Zwracam honory. @Aleksander Szkoda, że chyba rzadkość ten manual.
BMW M5 e39 ma v8 S62B50 a nie v10
Faktycznie – tak to jest, jak się oznaczenia z pamięci wpisuje. Już zmienione, dzięki.
Czytałem niezmiernie ciekawa opinię, że samochodowy przemysł niemiecki skazany jest na rozjechanie przez Chińczyków.
Kiedyś Niemcy produkowali dobrą elektronikę np. telewizory Grundig, Telefunken, Loewe, odtwarzacze video Schneider czy telefony: Siemens albo Bosch.
Sam miałem telewizor Grundig a telefon Siemens (legendarny model c35), dziś zarówno telewizor jak i telefon jest od Samsunga. Taki sam los ma spotkać cała opisywana tu wielka trójkę i VW
A czy VW jest zbyt duży żeby upaść? O Nokii mówiono to samo.
O Fiacie też, bliższy przykład 🙂
Z tego co wiem BMW dogadało się z Chińczykami i Mini będzie produkowane w Chinach.
A co przyniesie przyszłość – zobaczymy. Może europejskiej tradycji stanie się zadość i zostaniemy na powrót przypisani do ziemi 😉
Linia polityczna nie ukrywa tego, że chce nas do ziemi przywiązać. Ale ludzie na razie mają coś do powiedzenia, choćby poprzez “głosowanie portfelem” – jak pisałe dziś w innym komentarzu, VAG uruchamia dodatkowe zmiany w fakbryc Passata i gwałtownie redukuje produkcję EVs, z braku klientów (po wycofaniu dopłat od 1 stycznia). Najwidoczniej ludie wcale nie mieli ochoty na elektryczne samochody, tylko na sięganie do kieszeni sąsiadów. Bez dopłat rynek EV w miesiąc skurczył się o 50% i kurczy się nadal (mówię o Niemczech). Czekamy na dalsze kroki władzy – czy będzie iść w zaparte i naprawdę zrobi z nas Koręę Północną, czy też coś się może zmieni.
Kurde nie wiem jak Wy ale ja mam wrażenie że zdecydowana większość wyprodukowany ch kombi trafiła do Polski. Co drugie A6 czy E39 jakie widzę to kombi. Z zestawienia stawiam oczywiście na BMW mimo że podobnie jak autor nie jestem fanem marki. Miałem w rodzinie E39 z M57D30. Naprawdę świetne auto. Niebite egzemplarze skutecznie w przeciwieństwie do Okulara opierają się korozji.
VAG ostatnio gwałtownie zmniejsza produkcję elektryków i uruchamia dodatkowe zmiany w fabryce Passata. Popyt na EVs w Niemczech spadł o ponad połowę po wycofaniu dopłat dla kupujących (z dnia na dzień) i spada nadal. A Daimler obiecał, że pozostanie przy autach spalinowych jeszcze po 2030r., choć niedawno jeszcze zarzekał się, że chyba w 2028 miał wycofać wszystkie. Jak widać, politycy po raz kolejny zderzają się z faktami – pytanie tylko, kiedy się wycofają. Bo są tacy, co ignorują fakty od kilku pokoleń, skazując poddanych na głód i absolutnie nie uważają tego za problem. Ja mam nadzieję, że nasi będą inni.
VW przegapił szansę na rynku EV, podobnie jak wspomniana już Nokia czy Kodak. Oferuje kiepskie pojazdy w kiepskiej cenie. Nic dziwnego, że ludzie wolą coś od innych producentów.
A jeśli chodzi o rynek niemiecki, to ja bym się wstrzymał z wnioskami do II kwartału. Kto miał kupić, ten kupił pod koniec roku, ze względu na likwidację dopłat. Potrzeba czasu, żeby się rynek unormował.
Wszelkim sztucznym regulacjom rynku mówimy stanowcze: NIE!
Spadek dotyczy wszystkich marek EV na rynku niemieckim, nie tylko VAGa. W innym niemieckim sondażu okazało się, że 70% kierowców ma zdecydowanie negatywny stosunek do pojazdów elektrycznych, a lwia część pozostałych 30% uważa je za dobre uzupełnienie, pod warunkiem finanowej opłacalności (czytaj – dopłat). Statystyczny elektryk jeżdżący po Niemczech do końca 2023r. kosztował podatników 40 tys. €, w formie dopłat do zakupu, zwolnień podatkowych, dotacji dla producentów, itp. Taniej byłoby każdemu z właścicieli sprezentować np. nowego Tiguana.
Ja absolutnie nie jestem “przeciwnikiem” jakiejkolwiek nowej techniki/technologii, ale jeśli od 150 lat EVs nie potrafią zaistnieć na rynku, jeśli całe społeczeństwo nie dokłada garstce ich użytkowników miliardów, to perspektywiczność tego wynalazku nie jest chyba najlepsza… Zwłaszcza że przez te same dekady auta spalinowe odniosły nieprawdopodobny sukces, mimo że przez większość czasu politycy je szykanowali, utrudniali życie użytkowników i łupili bardziej niż którąkolwiek grupę społeczną. Mimo to – 7/10 kierowców dalej nie wyobraża sobie niczego innego. To chyba o czymś świadczy, prawda?
Tak jak pisałem – spadek w styczniu, po rekordowym grudniu i całym roku 2023, tuż po zniesieniu dopłat jest niemiarodajny. Wróćmy do dyskusji w II połowie roku, bo może mieć to ogromne znaczenie dla całego rynku, nie tylko motoryzacyjnego, ale całej gospodarki unijnej.
Oczywiście, wrócimy. Ale ton medialnego przekazu – ze zmienionym z dnia na dzień o 180 stopni stanowiskiem Daimlera – to nie jest przypadek.
To prawda, ale może to wynikać z konkurencji, której się nie spodziewali – czytaj, Tesla i Chińczycy.
W europejskim RTV źle zaczynało się dziać mniej więcej od połowy lat 80. Wtedy to tańsze modele zaczynały być “rebrandingiem” azjatyckich urządzeń kupowanych po taniości. Im dalej w czasie, tym coraz mniej autorskich konstrukcji a więcej kupowanych projektów. Siłą rzeczy, produkcja RTV w Europie przestawała być opłacalna, na wschodzie było to znacznie tańsze. Zresztą patrząc we wnętrze urządzenia Grundiga sprzed czterdziestu lat, jestem w stanie w to uwierzyć. Jakościowo świetne, ale mocno przekombinowane.
No dobra , a chciałbyś żeby wieża hi-fi kosztowała 3 średnie krajowe?
Dochodzi jeszcze inna kwestia. Taki IBM robił komputery, ale teraz robi już (tylko?) outsourcing. Siemens, poza tym że robił wyposażenie komór gazowych, robił też telefony (poszli z duchem czasu), a teraz również robi, między innymi, outsourcing. Ba, firma w której pracuję też nie robi już tego od czego wzięła swoją nazwę 125 lat temu. Zmieniła nieco profil działalności.
Po prostu nie ma sensu, jak widać, tłuc tylko tego samego. Tak stało się i z Fiatem i możliwe, że stanie się z Mercedesem czy BMW. Może niedługo też doczekamy się outsourcingu w ich wydaniu. Byle tylko nie wrócili do czołgów…
No właśnie w tym problem, że na tym kontynencie nie opłaca się już niczego produkować. Nie opłaca się prowadzić żadnej działalności poza wirtualną, a wszytko inne trzeba kupować z zewnątrz. Pytanie tylko, jak długo jeszcze będziemy mieli za co kupować i czy ci z zewnątrz będą mieli ochotę nam sprzedawać i traktować jak partnerów. I to wszystko wyłącznie przez urojenia, że zapanuje raj, że zniknie wszelkie ryzyko i wszelki wysiłek, jeśli tylko odda się władzy kontrolę nad wszystkim…
Nokia żyje i ma się dobrze, tylko nie robi już urządzeń konsumenckich. Teraz prowadzą interesy związane z infrastrukturą aktywna sieci komórkowych.
Nokia cały czas robi telefony. Tylko że mają kiepski stosunek ceny do parametrów. Teraz promują się jako ekologiczni ponieważ można je samemu naprawić. Mimo że byłem za Nokią kupiłem Motorolę ponieważ pobiła Nokię we wszystkich parametrach.
Z tych trzech najmniej mi się podobało Audi, gdy weszło na rynek to ta “kopułowata” sylwetka mnie wręcz odrzucała. Zdecydowanie lepsze było kombi. Nie mniej jednak niemieckie marki nigdy mnie nie ruszały, mówiłem wręcz, że nigdy ich auta nie kupię. Ale w życiu trzeba coś zmieniać, jeśli nie poglądy to chociaż skarpetki.
Tym sposobem stałem się przypadkowo posiadaczem Avanta A6 z ostatniego miesiąca produkcji typu C5. To był rocznik 2004 ale zdecydowanie było w nim czuć najntisowy klimat. Kawał teutońskiego żelaza, z niesamowitym wręcz poczuciem solidności. Uwielbiam grzybową jazdę, dlatego nigdy nie odczułem problemów spowodowanych silnikiem wiszącym przed przednią osią. Generalnie dość dobrze wspominam to auto. Dzięki niemu zmieniłem trochę swoje podejście do aut. I choć współczesne Audi (podobnie jak Mercedes i BMW) to nie moja bajka, to jednak za starszymi się chętnie oglądam na ulicy.
Generalnie przełom wieków to chyba był najlepszy czas w motoryzacji. Auta też chyba były najlepsze jakościowo. Nawet dziś te auta się doskonale sprawują jako daily, jeśli komuś nie zależy na ekranach i innych “wspomagaczach” to te auta się nadal bronią wyposażeniem.
Chyba czas znów kupić jakieś auto z tamtej epoki. Od kilku miesięcy chodzi mi po głowie W211 🙂
M5 E39 nie posiada V10 tylko V8. Jest to dość znaczna róznica
Faktycznie – tak to jest, jak się oznaczenia z pamięci wpisuje. Już zmienione, dzięki.
Bardzo fajny przekrojowy artykuł. Zwróciłem uwagę, że już wówczas nastąpił znaczny wzrost cen samochodów względem siły nabywczej społeczeństwa – o ile 20 lat wcześniej na beczkę 200D przeciętny Niemiec pracował niespełna rok, a na podstawową 6-cylindrową S-klasę W126 15 m-cy, to w 2001 na bazową e-klasę już blisko 2 lata. Obecnie Niemiec zarabia średnio 31.000 euro rocznie, a nowa e-klasa to 62.000 euro. Częściowo tłumaczy to pewnie lepsze wyposażenie, chociaż trwałość już niekoniecznie. A co do samej trwałości, to o ile W210 miał katastrofalną blacharkę, to BMW E39, ani Audi C5 chyba za bardzo nie można nic zarzucić ani odnośnie blacharki, ani mechaniki – to były jeszcze stare dobre czasy 🙂
Pełna zgoda – wtedy było już dużo drożej niż 20 lat wcześniej, bo auta zrobiły się o wiele bardziej złożone i większe. Ale za to można było kupić coś mniejszego i tańszego – chcąc mieć fajne auto nie było się już skazanym na jeden model topowej marki 🙂
Jest takie pojęcie jak “odczuwalna jakość” – w sumie może być i przysłowiowy nawóz w sreberku, byle to sreberko, z którym klient ma do czynienia sprawiało wrażenie złota. Spotkałem się z opinią, że niemieccy producenci potrafili w to grać – zwłaszcza VW (sławetne “miękkie plastiki”).
A dzisiaj czasy są zupełnie inne, na irlandzkim blogu pisali, że takich samochodów w salonie prawie nikt nie kupuje (rata leasingu nie czyni Cię właścicielem) a że dalej się ciągnie opinia czegoś lepszego, to są chętni kupić taki samochód po kilku latach użytkowania, w wyniku czego rata leasingu może być niższa niż w przypadku tańszego samochodu – tu można jeszcze snuć różne opowieści dziwnych treści na temat przyczyn takiego stanu rzeczy.
I dygresja do dygresji o sąsiedzie – tak wygląda globalizacja w praktyce. Nawet na linkedinie jest sporo firm świadczących usługi outsourcingowe. Wady takie rozwiązania oczywiście, że są. Raz, że się robią “gluche telefony” (chociażby przez dogadywanie się z ludźmi z kilku stref czasowych na raz), dwa zaprojektowanie, skonstruowanie danego komponentu wymaga często dostępu do wiedzy, którą ludzie niekoniecznie chcą się dzielić…
Bardzo słuszne uwagi, zgodne z zamierzoną wymową artykułu 🙂
Dodam tu jeszcze coś od siebie. Od ok. 10 lat zajmuję się projektowaniem urządzeń do produkcji przemysłowej. Głównie wykonujemy zlecenia od wspomnianych poddostawców czyli firm specjalizujących się w konkretnych rodzajach podzespołów, które to projektują i wykonują na zlecenie firm, które znamy z salonów.
O ile jeszcze kilka lat temu firmy te pracowały dla pełnego wachlarza producentów od aut tanich, po luksusowe i supersportowe, a także kompletną egzotykę z Trzeciego Świata to teraz są to prawie wyłącznie samochody wyższej półki, ewentualnie niszowe marki EV czy pojazdy dostawcze.
Moja teoria jest taka, że podzespoły pojazdów na rynek popularny są teraz w całości projektowane in-house, albo outsorcingowane do Indii czy innych Chin, bo czemu niby mają to projektować w Europie skoro większość produkcji i tak trafi gdzie indziej.
A jakie są jeszcze dzisiaj auta poopularne…? Bo mnie się wydaje, że ten trend, o któym mówisz, wynika z ogólnego zaniku zjawiska motoryzacji dla ludu.
Ale czy ten zanik wynika tylko że złej woli polityków i kierowników?
Dzisiaj nawet podstawowa Dacia oferuje dużo a podejrzewam, że za podobne pieniądze więcej osób kupuje używane Mercedesy niż nowe Dacie…
Właśnie dlatego nie użyłem terminu marki popularne, bo dziś modele dawnych marek premium też walczą w tym segmencie. Nie odczułem wielkiej przepaści między poprzednią generacją BMW 2, a zwykłym Focusem. W drugą stronę też to działa – obecny Peugeot 508 zrobił na mnie wrażenie prawdziwego konkurenta C-klasy.
Generalnie tak jak napisał ndv dzisiaj mamy dużo więcej zawartości nawet w najtańszym segmencie, więc możemy tego tak nie odbierać, ale wciąż sprzedaje się tego na tyle dużo, że spokojnie możemy dalej używać terminu auto popularne.
Ponoć na wyspach Audi dawało bardzo korzystna ratę leasingu dla przedsiębiorców. Też dobry marketing – biznesmeni wybrali Audi bo się opłacało a etatowcy widzą tylko, że biznesmen wybrał Audi 😀
W210 zawsze miał lakierowane listwy, w wersji classic i elegance w polmacie i inny odcień od nadwozia.z tego co wiem miał zawsze elektryczne lusterka w standardzie. Były za to wersje bez klimy
Tak, lakierowane, ale bywały szare, tak jak napisałem. Na liście opcji z 2001r. występują elektryczne lusterka, więc domniemywam że można ich było nie zamówić. Natomiast brak klimy był możliwy tylko przed liftingiem.
Ja do dziś nie wiem, kiedy ludzie dali sobie wmówić że Audi to premium, prestiż i technologia z kosmosu. Te wozy zawsze kojarzyły mi się z Audi 80 lub 100, czyli proste, a może wręcz prostackie, bardzo solidne modele i niewiele ponadto. Miałem okazję jechać A8 pierwszej generacji. Odczucia z wnętrza były takie, że finezji w tym nie ma za grosz, trochę większe i nieco lepiej wykonane Audi 80.
To chyba kwestia tonu prasowych artykułów z lat 90-tych (a wszyscy wiemy, kto ową prasę kontrolował). Jeśli ktoś ma na tyle dużo lat, że interesował się samochodami w czasach Audi 80 i 100, to rozumie wszystko, ale większość dzisiejszych nabywców nie interesuje się nawet dziś, stąd taki efekt.
Ja w tamtych czasach, tj. przełom lat 90/2000 postrzegałem te marki (mówię o samochodach nowych) następująco:
1. Mercedes – ostentacyjny – dla tych, którzy mają pieniądze i chcą się pokazać, bynajmniej nie geriatryczny – takie postrzeganie dobre było może w RFN, bo u nas emeryt jeździł tramwajem albo Tavrią;
2. BMW – j.w., ale bardziej w złym guście, dobry dla gościa prowadzącego “szemrane” interesy (ówczesnych dresiarzy wówczas stać było raczej na Maluchy);
3. Audi solidny stonowany samochód, dla tych, których wprawdzie pewnie byłoby stać na Mercedesa albo BMW, ale specjalnie nie chcą się wyróżniać (status podobny jak dziś Volvo).
Obecne postrzeganie Audi jako samochodu “premium” okupującego lewy pas i błyskającego w lusterku ksenonami kojarzy mi się z latami późniejszymi, tak mniej więcej od kiedy pojawiła się stylistyka singleframe oraz hasło reklamowe “przewaga dzięki technice”.
W sumie punkt numer dwa jest dalej aktualny, lecz tyczy się teraz głównie modelu X6. 🙂
Tak, mam wrażenie, że BMW ma nadal największy “elektorat negatywny” 😉 Za to Audi w PL ma nadal podobną pozycję jak w pkt. 3 – w moim najbliższym otoczeniu (rodzina, najbliżsi znajomi) jest aż 5 Audi, tylko 1 BMW i żadnego Mercedesa (gdyby nie Szczepan, to nie znałbym nikogo z Mercem!). Każda z tych osób mogłaby sobie kupić pojazd dowolnej marki, ale wybrali Audi, chyba dlatego, że jest nadal odbierane jako najmniej pretensjonalne. Kilka osób wprost mówi, że nie chce BMW, bo jeżdżą nimi młodzieńcy z nadmiarem testosteronu, a Mercedes kojarzy się z cyganerią i nowobogactwem.
A ja mam wrażenie, że postrzeganie Audi przez lata zmieniło się jednak na bardziej negatywne i obecnie mają one podobny negatywny elektorat co BMW – sformułowanie “Cham w Audi” urosło już niemal do miana związku frazeologicznego 😉
Z kolei Mercedes wraz z rozrostem gamy modelowej stał się na przestrzeni lat bardziej “dla ludzi”.
Nie odniosę się do pierwszej części, bo staram się unikać szufladkowania ludzi na podstawie ich samochodów. Natomiast co do drugiej: to fakt, że Mercedes stał się teraz bardziej masowy niż 20 lat temu, ale to dlatego, że praktycznie przestał być Mercedesem, tzn. aktualne modele nie różnią się niczym od Volkswagenów czy Opli. Nominalnie są niby “segmentem premium” (bo tak postrzega się markę), ale gdyby zmienić im znaczek, nikt nie zauważyłby, że coś jest nie tak. Poza tym jednak najbardziej “dla ludzi” to Mercedesy były w latach 70-tych i 80-tych – modele W115, W123 i W201 bywały niejednokrotnie najpopularniejszymi samochodami RFN będąc prawdziwymi Mercedesami i prawdziwym premium, nie tylko z uwagi na znaczek, ale przede wszystkim na woje walory i jakość. Dziś jednak mamy już całkiem inną gospodarkę i całkiem innych użytkowników, więc na powrót tamtych czasów nie ma co liczyć.
Generalnie zgadzam się z wydźwiękiem artykułu. BMW i Mercedes zwłaszcza w tych czasach faktycznie wykreowały to mityczne premium, pod które wszyscy teraz chcą się podpiąć. W poprzednich latach te marki też się pozytywnie wyróżniały, ale każda inaczej i jednak bardziej utylitarnie niż wizerunkowo (w sensie, że oferowały uczciwe produkty dopasowane do SWOJEJ klienteli). Audi tu pomijam, bo tej marki nigdy nie lubiłem, a teraz wręcz jej nie znoszę, więc z przyzwoitości nic więcej nie będę dodawać. Przedmówcy zresztą sporo już powiedzieli.
Lista dodatkowego wyposażenia jest dla mnie bardzo ciekawa i moim zdaniem doskonale świadczy o tym, że dzisiaj te marki już się na tle innych tak nie wyróżniają. Mamy tam bardzo zróżnicowany miks dodatków czysto użytkowych, które kojarzę bardziej z niektórymi cennikami z Epoki Chromu, a nie dzisiejszymi (powiększony akumulator i alternator, większy bak) i techniczne nowinki, które dzisiaj już weszły do niższych segmentów, ale wtedy stanowiły swego rodzaju bajer, ale mimo wszystko użyteczny, a nie tylko na pokaz (automatyczna klimatyzacja, reflektory ksenonowe, lusterka fotochromatyczne).
Dzisiaj w tych markach (i nie tylko) mamy tylko tą drugą grupę, a także praktycznie nieistniejącą wtedy grupę gadżetów niezbyt użytecznych typu komicznie wielkie ekrany do sterowania wszystkim (zamiast przycisków) czy wielokolorowe oświetlenie wewnętrzne i o zgrozo zewnętrzne (podświetlane nerki w nowej 7’ce autentycznie mnie przerażają).
Co prawda pod niedawnym artykułem o pojazdach z gwiazdą na masce ciepło wypowiadałem się o ,,okularowej” E-klasie, ale tu chyba postawiłbym na BMW. E39 jest bez wątpienia moim ulubionym BMW, które przy zachowaniu całej magii tej marki w kwestii osiągów i ich odbioru przez kierowcę jest wyjątkowo eleganckie i nienachalne. Oba uważam jednak za świetne samochody i chętnie dołożyłbym je do swojego garażu. Może to faktycznie kwestia wspomnianego idealnego momentu w motoryzacji na przełomie wieku 😉 .
Może niektóych zdziwię, ale z perspektywy czasu też wybrałbym E39, chociaż w 2007r. wybrałem Mercedesa. No ale wtedy byłem typem tradycyjnego klienta marki (tyle że było mnie stać najwyżej na 10-latka), a pogłoski o rdzewieniu dopiero zaczynały krążyć.
Z ciekawości sprawdziłem u siebie w rodzinie i tu rządzi Mazda wraz Audi (remis po 3 szt.). Merc jest jeden i to A45.
Co do prestiżu : Mercedes też sam umniejsza swoją “premiumowośc” robiąc takie kooperacje jak przebrane za Merca , Renault Kangoo itp.
No, u mnie też Mazda rządzi (6 sztuk), ale to dlatego, że każdego próbuję na nią namówić 😉 (choć mi coraz trudniej, bo nie widać wielkiego progresu w stosunku do 2019)
Dziś klienci niestety nie zwracają uwagi na takie detale. Liczy się marka i koniec. A co do wnętrzności – ważne, żeby ekran był wielki. Silnik to coś, do czego zagląda tylko serwis, tak że tego…
Akurat Mercedes zawsze miał w ofercie pojazdy użytkowe i tak jak MB100, śmieciarka, autobus i rzędy taksówek w bazowych wersjach nie ujmowały prestiżu w126, tak teraz farbowany kangur nie ma większego wpływu na postrzeganie SUVów i limuzyn.
Odbiór Mercedesa zmienia się bardziej dlatego, że celując w gusta docelowych klientów poszedł w absolutne gadżeciarstwo, wielkie ekrany, ledy we wnętrzu i hej, Mercedes!, zrywając tym samym z wizerunkiem solidnego żelaza bez wodotrysków (które oczywiście w Mercedesach były od dawna, zwłaszcza na rynek USA, tylko kiedyś bajery dało się schować pod płaszczykiem powściągliwej elegancji, teraz już niezbyt).
Najwidoczniej tak się opłaca, taksówkarze przesiedli się na Toyoty, starej konserwatywnej geriatrycznej klienteli z Europy Zachodniej już nie ma, a reszta świata chce błyskotek i laserów.
Oczywiście, że zawsze były auta użytkowe, ale nie było silników Dacii i modułów elektronicznych zamontowanych w strumieniu wody bryzgającej spod kół, tak żeby po trzech latach uległy biodegradacji. Te auta dzisiaj nie różnią się od Dacii czy Kii, więc po co przepłacać? Najśmieszniejsze jest to, że w czasach W126, po podliczeniu napraw i amortyzacji z okresu np. 16 lat, Mercedesy potrafiły wyjść za kilometr taniej od Golfa. Dziś kosztują krocie, a byle koreański kompakt jeździ tak samo, tylko dużo mniej awaryjnie. I to jest smutne, a nie obecność w famie dostawczaków, bo one oczywiście że zawsze były i zawsze stanowiły wielki plus (bo przejeżdżały miliony km, a takie W123 miało praktycznie taką samą technikę).
U mnie sami toyociarze: Rav4, Yariska, Corolla i Highlander. W dalszej rodzinie mieszkajacej na wsi to Skoda Octavia i VW Passat, oczywiście “w tedeiku”. I Renault Megane 2 Kombi.
E39 to jedno z bardzo, bardzo nielicznych BMW, które mi się autentycznie podoba. Pomimo tego, że wizualnie cechuje się iście niemieckim umiłowaniem życia, radością i jest finezyjne jak uderzenie kijem baseballowym w potylicę. Ale pomimo tego uważam je za ładne. Już w swojej epoce było ciężkie optycznie, przy czym jeszcze nie tak, jak ich kolejne mastodonty pokroju X6.
Z ówczesnej konkurencji jakoś bardziej pasowałby mi Lexus GS, ale nie oszukujmy się – to też była estetyka fortepianu na kołach.
Dygresja: ten trend zmierza w stronę estetyki Imperium Ludzi z Warhammera 40K; niedługo będziemy mieć katedry na kołach.
Jeszcze w latach 80-tych, czy na początku kolejnej dekady, auta z klasy E bywały chociaż odrobinę lżejsze. Z czasem zaczęto niestety produkować ogromne, ciężkie kloce. A szkoda.
Natomiast coś co należy docenić, to fakt istnienia wówczas konfiguracji w bardzo szerokim zakresie; nie tylko w klasie E. Tylko, że w klasie E “premium” była ona naprawdę niesamowita. Obecnie jest to ułamek tego co wówczas. I pod tym względem najbardziej żałuję, że urodziłem się trochę za późno.
Pytanie na koniec (a może przegapiłem to w tekście?): czy którykolwiek z prezentowanych tu pojazdów oferowany był jeszcze z welurową tapicerką? Już wszystko jedno czy prawdziwą, wełnianą, czy welurem z PCV.
Z welurowych to chyba Camry było jeszcze na rynek USA jak pamiętam, generacja XV10 i chyba XV20, tych z tekstu nie kojarzę żeby miały welur. Z konkurencji to chyba Lexus GS 2 generacji, pierwsza generacja nieoferowana u nas miała; i z tego co pamiętam te welury w Camry XV10 czy GSie I były niemalże niezniszczalne.
Co do katedrowości to mam wrażenie że już takie wozy były, malaise cars z lat 70. w USA. Te z tekstu czy w ogóle premium zaczęły się moim zdaniem robić po prostu wielkimi krowami; stylistyka też swoją drogą bo IMO GS 2 generacji wyglądający jak mercedes po sake jest brzydszy od 1 generacji; Camry czy E39, W211 i A6C5 były nawet spoko wyglądające (chociaż co kto lubi)
kurde mój błąd, myślałem o W210 a napisałem W211 xD
Mam XV10 i welury są faktycznie nie do zniszczenia, ale gąbka foteli już zaczyna lekko poddawać się upływowi czasu, tworząc marszczenia materiału. Natomiast obiło mi się o uszy, że ostatnim samochodem produkowanym z welurem była Laguna 2. Szkoda, bo tapicerki materiałowe nie dość że są brzydkie, to zazwyczaj również niemiłe w dotyku. Skóra jakoś nie dodaje przytulności wnętrzu. Zupełnie nie rozumiem dlaczego wszyscy wycofali się z weluru.
Ja z kolei słyszałem, że ostatnim autem z welurem, dostępnym w Europie miał być Citroen C5, w okolicach 2011 r. Ale nie byłem w stanie potwierdzić tej informacji. Bo kto wie, czy welur jeszcze gdzieś tam w innych ofertach się nie pojawiał.
Tak czy siak zgadzam się w całej rozciągłości – jest to genialny rodzaj tapicerki. Na dodatek wygląda ładnie, o ile tylko ktoś go nie uświni. Podejrzewam, że ta ostatnia właściwość odegrała pewną rolę w jego zniknięciu. Widywałem auta, które wyglądały w środku gorzej niż wnętrze mojego kosza na śmieci. Przy takim użytkowaniu to nie ma szans, żeby welur komuś odpowiadał.
A co do pancerności: mam go w Camry V20. 33 lata, prawie 200 tys. km. Wygląda niemal jak nowy, zwłaszcza po ostatnim praniu fotela kierowcy.
Z wspomnianych w tekście to jeszcze dwie włoszki: Lancia Thesis i Alfa 166. Pamiętam, że w Lanciach to się nazywało Velvet Seats i siedziało się na tym świetnie (choć ja siedziałem w Ypsilonach z tym materiałem), a kiedyś trafiłem w komisie na Alfę 156 z podobnym materiałem (i to jeszcze w ciekawym zielonym kolorze), więc zakładam, że 166 też to miała w opcji.
20 letni Mercedes i tak będzie lepszy niż VW “premium”.
Ciekawy moment w historii motoryzacji. Swoiste przesilenie marek premium z Niemiec. Mercedes niestety chyba wówczas był w swoich najgorszych latach, z rdzewiejącymi na potęgę modelami – W210 było chyba z resztą najgorszym przykładem. Dodatkowo w moim odczuciu był to model niesamowicie mało atrakcyjny, Chociaż pamiętam jak czytałem niemiecką książkę o historii Mercedesa wydaną mniej więcej pod koniec lat 90 i tam wygląd W210 opisywano jako “delikatną, inspirowaną Włoską estetykę”. Książka była ewidentnie z namaszczenia producenta. Nadal jednak w W210 da się poczuć Mercedesa, po prostu gorzej wykonanego. W220 i W211 jest dla mnie (i chyba tylko dla mnie) przykładem że Mercedes nadal potrafił robić ładne pojazdy i nieco się zrehabilitowali w latach 2000, niestety na krótko….
Na przełomie lat 90 i 2000, jako dzieciak widywałem pod moim blokiem W210 E280 Avangarde syna sąsiadki handlującego chińszczyzną – pół osiedla przybiegało go oglądać. Co ciekawe, regularnie parkujące Audi 100 C4 jednego z sąsiadów takiej furory nie robiło – więc nadal były różnice w postrzeganiu prestiżu obu modeli, inna kwestia że Audi to był już kilkulatek w dosyć bazowej wersji. Chociaż proszę sobie wyobrazić, jak owy syn sąsiadki wymienił Mercedesa na VW Touarega V10 TDI w 2003 roku – zaraz po premierze zaparkował takim jeszcze z czerwonymi blachami. To, jakie wrażenie robił ten ogromny i wulgarny samochód zaparkowany obok malucha i Daewoo Lanosa – czarny lakier i wylewający się chrom. Nagle 10-letni ja nie czułem już takiej dziecięcej dumy z nowiutkiego Peugeota Partnera 2.0 HDI mojego taty ;).
W przypadku BMW to był absolutny peak marki, E39, E34 i E38 (chociaż to ostatnie zawsze wydawało mi się nieco nadmuchane – to już projekt pana Bangle’a) . Nawet pierwsze X5 to był zaskakująco estetyczny i udany SUV.
Audi C5 nauczyłem się doceniać za odważną i konsekwentną stylistykę a’la Bauhaus dużo później, wówczas jak większość uważałem je za nieco dziwne. Model zawsze będzie mi się już kojarzył z filmem Fuks – gdzie filmowy biznesmen (gangster), milioner takim się poruszał – chociaż egzemplarz w filmie to był praktycznie golas. Dzisiaj musieliby go w filmie zamienić na Bentley’a albo przynajmniej wypasione A8 by robił podobne wrażenie.
E38 napompowane? Toż to jedna z najsmuklejszych limuzyn w historii… Pewnie chodziło Ci o E65, bo E38 to zaprojektował Boyker, nie Bangle.
W211 też na początku zbierał negatywne opinie, przede wszystkim z powodu nadmiernego skomplikowania konstrukcji, kłopotliwej elektroniki i osławionej pompy hamulcowej SBC. W220 to z kolei podobna katastrofa jak w przypadku W210. Realna poprawa wizerunku to chyba dopiero W212 i W221.
No i W204 😉
Też uważam, że E38 jest niby smukłe, ale jednak masywne jak jakaś katedra na kołach. Wystarczy spojrzeć na wielkość progu. 🙂 E39 a zwłaszcza E34 zestarzały się zdecydowanie godniej. A kto pamięta rolę E39 w intro z gry GTA 2? 🙂
Odnośnie stylistyki Bauhausu w Audi, trzeba jednak oddać, że ten rodzaj designu starzeje się dość wolno. Podobna sytuacja jest z Golfem 4. Ten samochód mimo, że jest teraz najczęściej “szczurem” zajeżdżanym do śmierci technicznej, stylistycznie dalej wygląda całkiem spójnie i świeżo. Moim zdaniem, pod kątem stylistyki Golf V był krokiem wstecz, ze swoją nijaką vanowatą formą.
a dzisiaj?
okular jest nic nie wartym śmieciem (zasłużenie! jest paskudny i gnije od patrzenia)
BMW nadal ceniona, a nawet drożejąca ( i też zasłużenie)
a Audi wygląda nadal jak w miarę współczesny samochód
co ja bym z nich wybrał? BMka najładniejsza (fajnie powiedziane, że powinna być następcą W124), ale pewnie i tak wolał bym Audi bo przedni napęd 🙂
na szczęście jednak wybierać nie muszę, bo mam Asterkę F w automacie i nie zamienił bym na żadnego z nich (no dobra, na BMkę bym zamienił, sprzedał bym, kupił z powrotem Asterkę i jeszcze by mi dużo zostało 🙂 )
a uterenowionego (poprzez podniesienie zawieszenia, podcięcie błotników i nadkoli i założenie balonowych opon AT w wielkości “samuraiowej”) okulara V8 kombi automat zarzyna koleszka w rajdach typu “gruz rally” i puki co chyba jeszcze żadnego nie ukończył bo zawsze coś padło, no ale patrząc na stan tego samochodu, to cud, że w ogóle jedzie 🙂 ale frajdę mu przynosi, no i go nie szkoda, więc to najważniejsze 🙂
Z tej trójki to zdecydowanie wybrałbym E39 (to najładniejsze beemwi dla mnie, później jest i3 i8 i siódema ala Bangle e65). Od MB W210 zdecydowanie ładniejszy jest W211, wygląd ma godny Mercedesa. O Audi nic nie powiem, bo mam stosunek ambiwalentny. Popularny samochód na polskich wsiach i terenach podmiejskich, choć nie wiem dlaczego. Wydaje mi się, że aż taki pancerny nie jest, a technika droga w serwisie.
A w 2001 roku wyszedł Vel Satis. I chyba to jest dobre podsumowanie artykułu o klasie średniej-wyższej i sile marketingu niemieckiej trójcy.
Pod względem wyglądu mi też w211 podoba się znacznie bardziej od w210 – w międzyczasie dopracowano koncept 😉
Chociaż kiedyś widziałem koło siebie balerona i okulara – i one mają taką samą sylwetkę, więc krytyka, że okular zrywał z tradycją marki pod względem wyglądu jest moim zdaniem nieuzasadniona.
A VelSatis… tutaj mamy przykład sprzeczności ludzkiej psychiki. Jednocześnie ludzie chcą czegoś nowego, ale przy okazji dobrze znanego, wyróżniającego się, ale nie rzucającego w oczy…
No i przede wszystkim samochód klasy wyższej musi być sportowy, przyspieszać jak dragster i kleić się zakrętów jak F1 😉
Zgadzam się, zdecydowanie bardziej dopracowano tę koncepcję z W210 w W211.
Co do Vel Satisa to zgadzam się z Tobą. Samochód klasy wyższej musi przy tych sportowych parametrach ciągle musi być wygodny. No i plastiki miękkie, szczeliny wąskie i przyjemny zapach wnętrza…. Wiadomka. No i rata leasingu optymalna. 🙂
Vel Satis nieprzyzwoicie mi się podoba, zwłaszcza jego przednie fotele. Nawet przymierzałem się do kupna, ale w międzyczasie wyszło, że potrzeba miejsca na 3 fotele i trochę krótsze oraz węższe auto także stanęło na żelazku – Scenic II. Swoją drogą świetne auto, im dłużej go używam, tym bardziej doceniam.
Tak patrzę to w sumie chyba najgorzej mercedes się zestarzał – osobiście wygląda dla mnie jak starszy od W124, bo beczka jednak mimo wszystko mówi że jest z lat 70. ; ) Jakbym chciał mieć czterobuta to myślałbym o Audi w kombi z quattro, jak tylnonapędowego to e39 w kombi. Kombi jeszcze nie miałem, a czasem by się przydało jak coś przewożę – chociaż do tego to myślę że by się nadał pickup : )
Jak dla mnie najfajniejszym autem z tej trójki jest zdecydowane BMW E39, bo jest ponadczasowe i do dzisiaj wygląda przepięknie. 🙂 Chyba coś jest ze mną nie tak, bo stare BMW aż do M3 E46 mi się bardzo podobają (no, może poza E36), a najbardziej z bawarek cenię M3 E30 Sport Evo i 3.0 CSL E9.
Ja z BMW mam tak, że podobają mi się “rekiny”, modele z przełomu wieków są mi całkowicie obojętne, mój stosunek do “zabanglonych” się zmienił z “wypala oczy” na znacznie korzystniejszy, potem była generacja absolutnie nijaka, ostatnia generacja “3” mi się podoba a teraz pozamiatali i wypuścili samobieżną karykaturę bobra 😀
Jajowate Audi generalnie mi się nigdy nie podobały, ale trzeba oddać, że są konsekwentni – trzymają się tej linii od lat w większości modeli i Audi są rozpoznawalne po samym kształcie, czego nie można powiedzieć o BMW czy Mercedesie.
To prawda z tym bobrem, wielkość grilla BMW jest żenująca.
Mam za sobą całkiem sporo kilometrów każdym z opisywanych aut, do tego różnymi egzemplarzami i w różnym stanie technicznym – zarówno z epoki, w której były obiektem pożądania, jak i z lat późniejszych, kiedy można je było kupić za czterocyfrowe kwoty. Mogę się więc pokusić o krótkie subiektywne podsumowanie.
To chyba ostatnia lub jedna z ostatnich generacji, kiedy auta od Mercedesa i BMW miały swój zdecydowanie unikatowy charakter. BMW zawsze sprawiało wrażenie auta “sprężystego”, nastawionego na dynamikę i wrażenia z obcowania z mechaniką auta (nie zawsze wrażenie to odzwierciedlało realia, chodzi o zwykłe odczucia zza kierownicy). Dobrze trzymający fotel, przyjemna kierownica, lewarek w idealnym miejscu, szeroko rozstawione pedały, reakcja na gaz, precyzyjne hamulce itp.
Mercedes z kolei wydawał się komfortowym połykaczem autostrad. Wygodne fotele, miękkie zawieszenie, świetne wyciszenie, niewzruszona stabilność przy prędkościach u nas nieprzepisowych itp. Gorzej na zakrętach, ale kto by tam Mercem robił bondorokiem, nieprawdaż?
Audi robiło natomiast najlepsze pierwsze wrażenie – solidność, jakość wykonania, taki właśnie trudno uchwytny germański pierwiastek porządnej roboty. Niestety, wrażenie to pryskało po ruszeniu z miejsca, bo auto jeździło drętwo, kompletnie bez wyrazu i po prostu odpychająco.
A ponieważ lubię małe auta i nie przepadam za germańskimi produkcjami, to nigdy żadnego z w/w modeli sobie nie kupiłem na stałe 🙂
Jeśli chodzi o czasy i segment opisywane w artykule, to niemiecka dominacja ani trochę mnie nie dziwi. W210, E39 i C5 zachwycały nawet po kilkunastu latach i wielokrotnie korygowanym przebiegu, a przy realnych 400 tys. km często wciąż wyglądały jak nowe. Żeby w tamtych czasach kupić samochód włoski czy francuski, to po prostu trzeba było bardzo chcieć. O ile miewały one swoje mocne strony, takie jak komfort, czy styl, to wszystkie te cechy nigdy nie występowały w jednym modelu. Do tego oferta silnikowa i nadwoziowa bywała biedna. E, 5 i A6 były inne – bardzo kompletne i bardzo dobre w większości aspektów. O ile uwielbiam Alfę 166 i Citroena XM, tak zgadzam się, że te modele bardzo odstają od ówczesnych Mercedesów i BMW. Do tego wydaje mi się, że niemiecka trójca miała design świetnie wpasowujący się w gust ogółu. To wszystko razem złożyło się na ogromny sukces i w końcu wykosiło konkurencję. Dziś Klasa E i seria 5 zmieniły się nie do poznania, tylko alternatywy już nie ma.
Dwie uwagi do ostatnich akapitów: Audi C5 nie tylko jechało na opinii, ale wciąż było świetnej jakości: nie rdzewiało i ustrzegło się od poważnych wtop mechanicznych. Dlaczego E39 to ostatnie ładne BMW? A co z F10? Moim zdaniem F10 wygląda jak XXI-wieczna interpretacja E39 – wygląda dynamicznie i sportowo, ale przy tym elegancko i spokojnie.
A jak jest dzisiaj? Akurat wyszły nowe E-Klasa i seria 5 i jeszcze nimi nie jeździłem. Jednak współczesne niemieckie premium znam świetnie, bo z obecnych generacji jeździłem: Klasą S, EQS, Klasą V, EQV, GLS, serią 7 we wszystkich konfiguracjach napędowych, RS3, Q7 i Q8. Czyli jakieś tam wyobrażenie o tych markach mam. Przede wszystkim zmienił się docelowy odbiorca i samochody ewidentnie projektowane są dla Chińczyków.
Mercedesy mają wstrętne wnętrza – W223 jeżdżę od zeszłego roku i jego środek wciąż gwałci moje poczucie estetyki, a W222 był bez żadnego porównania wygodniejszy w obsłudze. Do tego te wszystkie gadżety, z Hey Mercedes i nachalanymi asystentami na czele, którzy nie działają jak trzeba i głównie irytują, a które za każdym razem trzeba wyłączać. Przepraszam za określenie, ale to jest gówno i na ładniejsze określenia to nie zasługuje. To nie musi działać, wnosić czegokolwiek czy poprawiać życia kierowcy, tylko to ma się podobać Chińczykom, a my nie możemy kupić samochodu bez tego dziadostwa.
BMW, poza wywaleniem przycisków klimatyzacji, wnętrze ma niczego sobie. Za to nadwozie wygląda jak chiński wóz opancerzony. Do tego dziwna oferta silnikowa w Europie – nie dają wyboru, tylko zmuszają klientów do plug-inów, jedyny diesel w serii 7 ma 300 KM, a gama kończy się na R6.
Najdziwniejsze jest to, że w dzisiejszych czasach najbardziej tradycyjną marką jest Audi. Dobre, ergonomiczne wnętrza z fizycznymi przyciskami (nie w każdym modelu, ale wciąż występują) i dość zachowawczy design. W A8 do dziś można wybrać benzynowe V8 i nawet diesla V8, a plug-in jest dodatkową możliwością wyboru. Jednak obawiam się, że to nie są celowe działania, a po prostu wiek obecnej gamy Audi – dajmy im trochę czasu, na pewno jeszcze wszystko zepsują 😉