PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: QUATTRO FIVE

 

W Krakowie jakiś czas temu powstało centrum biurowe Quattro, złożone z czterech połączonych z sobą, stalowo-szklanych wieżowców. W tamtym czasie panował istny boom na umieszczanie w moim zacnym mieście różnorakich korporacyjnych centrów “usług wspólnych” (w kolejnych takich przybytkach sam zresztą pracuję już 18 lat, z czego 4,5 przypadło właśnie na Quattro). Cztery budynki szybko okazały się zbyt ciasne, właściciel dobudował więc piąty, nadając mu nadzwyczaj kreatywną nazwę Quattro Five.

Quattro Five to zlepek równie absurdalny jak np. Four Pięć. Przypomniał mi się jednak, gdy w środowy ranek przebijałem się przez poranne korki dokładnie przy pięcioczęściowym centrum Quattro. Tym razem nie jechałem do pracy: miałem urlop i umówione spotkanie w firmie GO+ EAuto – która zajmuje się głównie elektromobilnością, ale której właściciel, pan Grzegorz Olchawski, jest kierowcą rajdowym i wielkim pasjonatem klasyków. Wcześniej już udostępniał mi pięć aut elektrycznych i cztery zabytkowe (o ile dobrze policzyłem), natomiast tym razem przyszedł czas na Quattro Five. A nawet Quattro Five Turbo.

***

Powiedzieć, że Quattro było rewolucją, to jak nic nie powiedzieć. Napęd na cztery koła i relatywnie nieduży, turbodoładowany silnik – taka koncepcja rasowego auta sportowego rozpowszechniła się dopiero znacznie później. Quattro nie tylko rozpalało wyobraźnię mas – ono naprawdę odmieniło oblicze samochodowego sportu i samochodowego rynku. A także oblicze swojej marki i macierzystego koncernu.

Wszystko zaczęło się od frustracji. Frustracji Ferdynanda Piëcha – wnuka Ferdynanda Porsche, odsuniętego w 1972r. od kierowania rodzinną firmą po tym, jak cała familia, by uniknąć destruktywnych kłótni, postanowiła oddać stery zawodowym managerom (ta sytuacja trwa do dziś, choć ród Porsche pozostał siódmym najbogatszym w Niemczech, z łącznym majątkiem szacowanym na ponad 22 mld € – tyle że jest też dość liczny, bo sam Ferdynand Piëch doczekał się aż trzynaściorga dzieci).

Piëch podjął pracę w firmie Audi, czyli w koncernie Volkswagena. Koncern miał oczywiście powiązania z Porsche, ale takie przejście trudno było uznać za awans (zwłaszcza w czasie, gdy podstawowym produktem z Wolfsburga pozostawał “Garbus”). Stąd wynikła wspomniana frustracja – tyle że Piëch potraktował ją konstruktywnie, postanawiając uczynić z Audi markę premium. A jeszcze lepiej – równorzędnego rywala Porsche.

Zaprezentowane wiosną 1980r. w Genewie Audi Quattro kosztowało 49.900 DM – dokładnie tyle samo, co ówczesne 911 SC. Rozwijało przy tym 200 KM, zamiast 188 jak Porsche, w dodatku z pojemności 2,1 litra zamiast 3,0. Prędkości maksymalne i czasy przyspieszeń były bardzo podobne, natomiast prowadzeniem Audi miażdżyło nie tylko pomylonej koncepcji 911-tkę, ale praktycznie każdy samochód ówczesnego świata, a przy tym wszystkim potrafiło wygodnie przewieźć cztery osoby. Frustracja Ferdynanda Piëcha została ostatecznie rozładowana.

Foto: materiał producenta

***

Vorsprung durch Technik. “Przewaga dzięki technice” – mówił reklamowy slogan, używany przez Audi od 1972r. (Vorsprung to dosłownie “skok naprzód”, czyli bardziej “postęp” niż “przewaga”, ale tak przyjęło się tłumaczyć). Pięć cylindrów, turbosprężarka KKK, stały napęd obu osi i niezależne zawieszenie wszystkich kół – w 1980r. z okładem wystarczało to do przebicia Porsche 911. Do tego dochodził design autorstwa Anglika, Martina Smitha: dziś prezentujący się dość generycznie, ale wtedy, 43 lata temu, wyglądający jak jeżdżąca reklama jakiegoś ekskluzywnego tunera z przemysłowych otchłani Zagłębia Ruhry. Idźmy jednak po kolei.

Ferdynand Piëch kompleksowo podszedł do wprowadzenia Audi w segment premium. Adekwatne osiągi uzyskał przy pomocy turbodoładowania, podpatrzonego oczywiście u Porsche. Zastosował też własną, bardzo oryginalną koncepcję – rzędowy silnik pięciocylindrowy, krótszy i tańszy od pożądanej przez wszystkich szóstki, ale wykazujący zbliżoną kulturę pracy (pierwsza seryjna R5-tka w dziejach, dieslowska jednostka OM617 Mercedesa, była własnoręczną konstrukcją Piëcha, który pomiędzy odejściem z Zuffenhausen i przyjazdem do Ingolstadt prowadził samodzielne biuro inżynierskie, jak swego czasu jego dziadek).

Głównym problemem pozostawała dostępność wyłącznie platform przednionapędowych: po wycofaniu “Garbusa” Volkswagen programowo odrzucał tylny napęd, co uniemożliwiało przenoszenie wyższych mocy. W czasie skandynawskich testów 160-konnego prototypu Audi 200 Turbo okazało się, że na krętych, ośnieżonych drogach szybsza jest… terenowa furgonetka VW Iltis – o mocy ledwie 75 KM, ale rozdzielonej pomiędzy obie osie. A Iltis był dobrą bazą, bo wykorzystywał platformę Audi 80.

Foto: materiał producenta

Prowadzący skandynawskie testy Jorg Bensinger zrelacjonował to Piëchowi, który nie mógł przepuścić takiej okazji: hybryda gotowego napędu Iltisa z również gotową, turbodoładowaną R5-tką nie mogła kosztować milionów, a dawała szanse na awans do ekstraklasy – kto wie, być może nawet utarcie nosa samemu Porsche…? Aż tak łatwo to jednak nie poszło.

Projekt pod kryptonimem A1 (od Allrad, czyli “wszystkokołowy”) ruszyły wiosną 1977r.: głównym konstruktorem został Jorg Bensinger, szefem projektu – sam Piëch. Niestety, już na wstępie zespół popełnił fatalny błąd: przejął układ napędowy Iltisa, ale usunął możliwość odłączania tylnego mostu. Auto sportowe miało być stale pędzone na cztery buty, tyle że konstruktorzy nie pomyśleli o dodaniu centralnego mechanizmu różnicowego…

Dopóki prototypy jeździły wyłącznie po szutrach, błotach i śniegach, wszystko było super. Wiosną 1978r. czteronapędowe Audi na letnich oponach wyjechało pod utrzymaną na biało, najbardziej stromą drogę Europy – austriacką przełęcz Turracher Höhe (pochyłość do 30%). Nikt jednak nie pomyślał, by wypróbować je na asfalcie – no bo jaki tam może być problem…?

Firmowa legenda głosi, że jeden z managerów Audi, profesor Ernst Fiala, pożyczył czteronapędowy prototyp żonie, by pojechała sobie na zakupy do Wiednia. Tam okazało się, że skręcając w przecznice auto skacze jak żaba, a na ślimaku wielopoziomowego parkingu, przy którejś nawrotce na pełnym skręcie, wydało z siebie przeraźliwy trzask i stanęło. Trudno powiedzieć, czy ta historia wydarzyła się naprawdę, czy została zmyślona w celu przekonania wolfsburskich jajogłowych do wyasygnowania środków na napęd z centralnym dyferencjałem, ale taką wersję podaje oficjalnie producent, a za nim wszystkie niemieckie artykuły (osobiście nie wierzę, by fachowcy z tytułami naukowymi – jak Piëch czy Fiala – nie wiedzieli, czym grozi sztywne spięcie osi w aucie jadącym po szorstkim asfalcie).

Zgoda na centralny dyferencjał nadeszła, ale pod warunkiem maksymalnego ograniczenia masy i kosztu. By nie obciążać auta i budżetu ciężką skrzynią rozdzielczą z dwoma osobnymi wałami napędowymi, inż. Hans Nedvidek wymyślił coś bardzo sprytnego: za skrzynią biegów dołożył dodatkowy, seryjny dyferencjał z Audi 50, do którego napęd dostarczył za pomocą wałka biegnącego wewnątrz wydrążonego wału zdawczego przedniego mostu. Tym trickiem firma do dziś chwali się w materiałach jako czymś nadzwyczaj błyskotliwym.

Swoisty podwójny wał przekazywał moc w obie strony jednocześnie – co oszczędziło dużo masy, przestrzeni i pieniędzy (wymagało też niewielu dedykowanych części, bo większość pochodziła z półek magazynowych). Potem wystarczyło dodać blokady dyferencjału tylnego i centralnego – i legenda była gotowa.

Szkic: skan z dokumentacji serwisowej Audi Quattro

No dobrze, jeszcze nie cała. Reszta samochodu bazowała na wprowadzonym równocześnie Audi Coupé GT. Poza układem napędowym różnice stanowiły turbodoładowany silnik, tylne zawieszenie (odbicie przedniego, z kolumnami McPhersona) i powiększone hamulce, zaadaptowane z Audi 200. Pięciocylindrowy, 2,1-litrowy silnik – jako jeden z pierwszych w świecie – dostał zintegrowane, elektroniczne sterowanie zapłonem i wtryskiem. Moc wynosiła 200 KM przy 5.500 obrotach, moment obrotowy – 285 Nm przy 3.500, prędkość maksymalna – 222 km/h, przyspieszenie do 100 km/h trwało 7,3 sekundy. Porsche 911 potrafiło mniej więcej tyle samo, ale tylko w idealnych warunkach, przy dobrej przyczepności. Natomiast w innym przypadku…

W lutym 1979r. Audi zaprosiło grupę dziennikarzy do Turracher Höhe. Goście najpierw dostali do dyspozycji przednionapędowe Audi 100, które na ośnieżonym podjeździe stawało po najdalej 150 metrach. Później – prototyp 4×4, którym wszyscy bezproblemowo wyjechali na samą przełęcz. Po powrocie każdy dziennikarz dostawał jeszcze od techników pytanie: “czy chce pan powtórzyć test na zimowych oponach?“. Miny były ponoć bezcenne…

Pierwsza czteronapędówka Audi miała nazywać się CARAT (Coupé AllRad Antrieb Turbo), ale pomysł odrzucono gdy ktoś zauważył, że to marka damskich perfum, jednych z najtańszych i najtandetniejszych na rynku. W końcu jeden z konstruktorów, Walther Treser, zaproponował “Quadro“, co Ferdynand Piëch od ręki zmienił na Quattro, czyli po włosku “cztery”. To określenie funkcjonuje u Audi do dziś, chociaż na przestrzeni lat oznaczało wiele zupełnie różnych rozwiązań technicznych.

Producent i fani oryginalnego modelu akcentują jego pierwszeństwo określeniem Urquattro, co można przetłumaczyć jako “pra-czwórka” (Ur to niemiecki przedrostek oznaczający starszeństwo – np. Urgroßvater to “pradziadek”, a jego ojciec to Ururgroßvater).

Foto: materiał producenta

***

Przed Audi czteronapędową technikę w aucie osobowym proponowało tylko Subaru, którego kombi Leone było rodzajem pół-terenowego wołu roboczego rolników czy leśników (ekskluzywne angielskie GT marki Jensen FF z 1966r. można potraktować jako eksperyment, zresztą wersja tylnonapędowa prowadziła się ponoć lepiej). Niemcy wywołali więc wielką sensację, zwłaszcza że marki Audi nikt wtedy nie kojarzył z rewirami Porsche – ani pod względem osiągów ani tym bardziej cen.

Urquattro było jednak warte ceny 911-tki. Auta ręcznie składało zaledwie 22 techników, pracujących na jedną zmianę w specjalnie wydzielonej hali. Nad każdym egzemplarzem pracowali tydzień, wypuszczając średnio trzy sztuki dziennie, po gruntownym, blisko godzinnym teście drogowo-torowym (ręczna technologia uniemożliwiła początkowo cynkowanie blach – Quattro musiało się bez niego obyć aż do 1989r.). W 11 lat produkcji zmontowali w ten sposób 11.452 egzemplarze. Ostatnia cena auta, z maja 1991r., wynosiła 96 tys. DM, przewyższając sumę żądaną za Mercedesa 500 SE (Porsche 911 były już wtedy droższe: od 122 tys. DM za 964 Carrera 2 do aż ponad 300 tys. za 964 Turbo S).

Wielkie poruszenie wywołała w 1986r. reklama, w której czteronapędowe Audi (akurat sedan, ale z tą samą techniką) wyjechało na rozbieg skoczni narciarskiej w fińskim mieście Kaipola. Sceptycy natychmiast zauważyli, że było przypięte do linki: producent twierdzi, że tylko w celu asekuracji i późniejszego bezpiecznego sprowadzenia w dół, ale nie wszyscy są przekonani…

 

Na przestrzeni lat Quattro się oczywiście zmieniało. W 1983r. obniżeniu i modyfikacji nastawów poddano zawieszenie, wprowadzono też elektroniczny zestaw wskaźników. W 1987r. silnik powiększono z 2.144 do 2.266 cm³, choć moc pozostała ta sama (za to nietypowy układ sterujący zapłonem i wtryskiem – japońskiej firmy Hitachi – został zastąpiony popularniejszym systemem Bosch Motronic). Równocześnie w miejsce pionierskiego układu napędowego zastosowano centralny mechanizm różnicowy Torsen – samoczynnie kierujący moment obrotowy na oś dysponującą lepszą przyczepnością (znikła więc blokada centralnego mechanizmu różnicowego – pozostała tylko tylna). W 1989r. silnik zyskał cztery zawory na cylinder, co podniosło moc na 220 KM, maksymalną prędkość na 233 km/h, a przyspieszenie do setki skróciło do 6,5 sekundy.

Szczególnym wariantem było zaprezentowane w 1984r. Audi Sport Quattro, czyli homologacyjny model słynnej rajdówki grupy B. Jego rozstaw osi był krótszy o aż 32 cm, a silnik – wydatnie mocniejszy (306 KM, 248 km/h, 4,5 sekundy do setki). Audi twierdzi, że zbudowało 200 sztuk, czyli minimum wymagane przez FIA, jednak niektórzy historycy podają mniejsze liczby. Cena wynosiła najpierw 195, a potem 213,8 tys. DM, dzisiejsza wartość rynkowa dochodzi do pół miliona euro.

Foto: Alexander Migl, Licencja CC

Foto: Alexander Migl, Licencja CC

Osobną kwestią jest rola Quattro w rajdach. Mało który model w historii wywołał tak wielką rewolucję – to jednak temat na osobny wpis, który też mam nadzieję kiedyś przygotować. Na razie powiem tylko, że w swoim sportowym debiucie – austriackim Castrol Jänner-Rallye w styczniu 1981r. – czteronapędowe Audi załogi Franz Wittman / Kurt Nestinger zwyciężyło z niebywałą przewagą 20 minut!!

Foto: materiał producenta

***

Białe Audi z GO+ EAuto testowaliśmy z kolegą Frankiem, który robił zdjęcia. Auto okazało się zastane: dopiero po fakcie pan Grzegorz wyznał nam, że to była w zasadzie dziewicza jazda, mimo że egzemplarz widuję w siedzibie firmy od ładnych kilku lat. W pierwszych chwilach po zimnym starcie silnik pracował trochę chropawo i wyrzucał sporo niedopalonej benzyny, klimatyzacja nie chciała chłodzić, a w drodze powrotnej, gdy zaczęło lekko kropić, zacięły się wycieraczki. O tym jednak za moment. Ważniejsze, że auto pochodzi z 1985r. – ma więc już ulepszone podwozie i cyfrowe instrumenty, ale jeszcze oryginalny, stały napęd wszystkich kół. To zdecydowanie najciekawsza specyfikacja, zwłaszcza w białym kolorze – który dziś postrzegamy jako bezpłciowy, ale który od początku XX wieku wyróżniał wyścigowe bolidy z Niemiec. A Urquattro, jak na swoje czasy, było najprawdziwszym pociskiem na kołach.

Nadwozie mierzy 4.404 x 1.722 mm, przy rozstawie osi 2.524 mm. Jego sylwetka – tak samo jak kolor – nie wybija się we współczesnym krajobrazie. Podobnie jak Citroën BX, Quattro w ogólnym kształcie też przypomina Poloneza, co tylko potwierdza, że w danej epoce repertuar stylistycznych koncepcji jest zwykle ograniczony. Diabeł tkwi jednak w szczegółach: poszerzeniach błotników, podwójnych, prostokątnych reflektorach…

Foto: Franciszek Stich

…dużym tylnym spoilerze i czarnej blendzie biegnącej przez całą szerokość tylnego pasa. Tymi sprytnymi wybiegami stylista Martin Smith wypełnił polecenie Piëcha: Quattro ma się wyraźnie odróżniać od zwykłego Coupè, ale jak najniższym kosztem. Faktycznie, modyfikacje nie kosztowały fortuny, a dobitnie podkreśliły muskulaturę. Poza tym już z zewnątrz widać, że Quattro zachowuje całkiem niezłą praktyczność.

Foto: praca własna

Trudno wyobrazić sobie prostszą, bardziej rzeczową formę. Tu nie ma żadnych fajerwerków, żadnego szpanowania ani zastraszania. Audi dopiero na drodze pokazuje, co potrafi – inaczej niż dzisiejsze wyższopółkowe modele z południa Niemiec.

Foto: praca własna

Z tyłu sylwetka jest agresywniejsza – może dlatego, że to z tej perspektywy mieli ją oglądać “przeciwnicy”. Tylne skrzydło, wydatne rury wydechowe, przydymione lampy i (słabo widoczny) napis COUPÉ na dolnej części blendy nie pozostawiają wątpliwości co do charakteru modelu.

Foto: Franciszek Stich

We wnętrzu nieświadomy obserwator – przynajmniej współczesny – nie dostrzeże rajdowego bolidu. Przestrzeni tu dużo, fotele są wygodne i świetnie wyprofilowane (choć obite zwykłą tkaniną), a design i tworzywa wyglądają… bardzo VAGowsko, czyli schludnie i porządnie, ale zimno i smutno, bez śladu finezji.

Foto: praca własna

POWER LOCK – żeby ktoś nie pomyślał, że musi palcem wciskać

Foto: Franciszek Stich

Doznań estetycznych nie ma tu co szukać, skóry i drewna tym bardziej, widać za to rękę inżynierów. Jest kilka schowków i półek (nawet na szczycie kokpitu – w 1980r. nikt jeszcze nie miał oporów przed wożeniem tam luźnych drobiazgów), a ważniejsze przełączniki zostały zgrupowane przy samej kierownicy i dają się obsługiwać bez jej puszczania.

Foto: praca własna

Zestaw wskaźników wygląda bardzo współcześnie, tzn. bez włączenia zapłonu nie wygląda wcale

Foto: praca własna

Po przekręceniu kluczyka wyświetlacz ożywa, a jego niedzisiejsza natura (VFD) nostalgicznie przenosi nas w epokę szczytu rajdowej kariery Waltera Röhrla i scenicznej Jean-Michel Jarre’a. Zestaw podaje szybkość, obroty, ilość pozostałego paliwa, temperaturę wody i ciśnienie doładowania, a pod skalą obrotomierza, zależnie od życzenia, średnią prędkość, średnie i chwilowe zużycie paliwa, zasięg, czas jazdy albo aktualną godzinę. Liczniki przebiegu pozostały mechaniczne. Mimo 40 lat na karku całość działa perfekcyjnie.

Foto: praca własna

Foto: praca własna

Jak na coupé o silnie sportowych konotacjach tylna kanapa jest zaskakująco obszerna i wygodna – nogi swobodnie rozciągnąłby również osobnik wyższy ode mnie

Foto: praca własna

“Przewaga dzięki technice” nie jest tu pustym sloganem. Pięć cylindrów w rzędzie, dominujący wizualnie układ doładowania i rozdzielacz elektronicznie sterowanego wtrysku paliwa w 1980r. oznaczały iście kosmiczną technikę i obiecywały naprawdę wiele. Co ważne, obietnic dotrzymywały, a co jeszcze ważniejsze – mimo całego swego zaawansowania nie miały zwyczaju zawodzić.

Foto: praca własna

***

Nawet po zajęciu miejsca za kółkiem Quattro nie krzyczy głośno, że jest samcem alfa, choć byłoby to szczerą prawdą. To wyraźna różnica w stosunku do  dzisiejszych samochodów, przesyconych “optyczną” dynamiką i agresją. Tu nie ma nawet kubełkowych foteli, więc tylko oko moto-entuzjasty dostrzeże dziwnie małą, skórzaną kierownicę czy też szczegóły konsoli środkowej.

Na konsoli elementy luksusowo-sportowe mieszają się z banałami. Z lewej strony, obok pokrętła fadera, tkwi sobie niepozornie wyłącznik ABSu (niezwykle rzadki gadżet w owych czasach), na środku, obok suwaków nawiewu i nagrzewnicy – przycisk kompresora klimatyzacji, a pod radioodtwarzaczem Blaupunkt Heidelberg – skądinąd też drogim i ekskluzywnym – coś absolutnie wyjątkowego.

Foto: praca własna

Pokrętło po lewej, wbrew podpisowi, na trzy pozycje: jedynka blokuje centralny dyferencjał, dwójka – jednocześnie centralny i tylny, w nieoznaczonej pozycji pionowej oba są otwarte. Ponieważ nie zjeżdżaliśmy z asfaltu, blokadę włączyłem tylko na postoju, by pokazać jej zieloną kontrolkę (włączenie i wyłączenie odbywa się elektropneumatycznie, trwa więc kilka sekund). Obok mamy wskaźnik ładowania i termometr oleju, które – zapewne z powodu wieku i zastania – przez cały test nie wychodziły poza widoczne tu odczyty (aż przypomniał mi się cytat z Cytryna i Gumiaka: “jak to nie ładuje, jedenaście osiem!?!?“). Guziczki na dole to tylko podnośniki szyb i zapalniczka.

Foto: praca własna

Po przekręceniu kluczyka wrażenie zmienia się diametralnie. Bezkompromisowo sportowy charakter wozu daje się odczuć natychmiast. Silnik brzmi głośno i groźnie, sprzęgło bierze ostro, gaz reaguje nerwowo, a mała kierownica świetnie leży w ręce i bardzo bezpośrednio przekazuje informacje w obie strony (jest wspomagana, ale umiarkowanie – manewry wymagają odrobiny wysiłku). To wszystko trzeba jednak oceniać przez pryzmat lat 80-tych – inaczej nie pomyślelibyśmy, że to niemal drogowa rajdówka. Od czasów Quattro do samochodów pokroju aktualnej Alfy-Romeo Giulii minęły prawie cztery dekady –  tyle, co do premiery Quattro od wybuchu II wojny światowej. Dlatego zrozumieć, że jedziemy bolidem bezpośrednio konkurującym z Porsche 911, możemy tylko mając w głowie wrażenia z jazdy Mercedesem W123 albo Citroënem BX (nie mówiąc np. o amerykańskim Escorcie).

To przekonanie wzmacnia się jednak z każdym kilometrem. Po rozgrzaniu silnika i chwili obycia z maszyną można się poczuć jej częścią. W zakręty Audi składa się samo, bez grama niechęci. Nie jestem kierowcą rajdowym, ale taką łatwość prowadzenia znam wyłącznie z samochodów XXI-wiecznych. Dodanie gazu w zakręcie nie wypycha auta na zewnątrz, tylko katapultuje je wzdłuż dotychczasowej trajektorii – przyspieszenie jest więc jednocześnie wzdłużne i boczne, po wypadkowej idealnie zgodnej z położeniem kierownicy. Zupełnie jak we współczesnych autach sportowych. Granic oczywiście nie testowałem, ale domyślam się, że w porównaniu do ówczesnej 911-tki (którą zresztą też kiedyś dostałem do testu od pana Grzegorza) Audi będzie nie tylko szybsze, ale przede wszystkim wybaczy kierowcy dużo większe błędy, szczególnie na drodze mokrej albo jeszcze gorszej. Tu można pozwolić sobie na więcej, bez obaw o odgryzienie głowy, czyli – dokładnie odwrotnie niż w Porsche – poczuć się lepszym kierowcą niż rzeczywiście się jest. To ponoć esencja auta sportowego, a zarazem prawdziwa rewolucja, którą przyniosło Quattro i którą rozumie nawet kierowca taki jak ja – współczesny, zupełnie niesportowy i nieszkolony. Byle miał w głowie odrobinę kontekstu epoki, no i pamiętał o pochodzących z niej hamulcach – bo również przy Audi Quattro powtórzę, że właśnie hamowanie jest tym aspektem każdego samochodu, który pozwala najłatwiej ocenić jego wiek. Mamy tu oczywiście tarcze, serwo i ABS, ale do współczesności brakuje całych czterech dekad. O tym na krętej drodze nietrudno zapomnieć.

Komfort jazdy zaskakuje. Nawet na tle tamtych czasów nie jest bardzo twardo, na tle dzisiejszych – wręcz gumowo, co jeszcze wzmaga podziw dla własności jezdnych (wygodę poprawiają też stosunkowo “skromne” opony – 205/50 R15). Kabina jest obszerna, fotele troskliwie opiekują się kręgosłupem, a na pokładzie mamy klimatyzację, pełną elektrykę i radioodtwarzacz z elektryczną anteną. Jak w grubo dopasionym Mercedesie. Nie ma tylko drewna i skóry, a silnik mocno hałasuje – ale to w końcu ostry sportowiec, nie Cadillac ani S-Klasa.

Pięciocylindrowy motor okazuje się nadspodziewanie elastyczny, przyspieszając żwawo już od 1.500 obrotów, również pod górę na piątce. Turbosprężarka wchodzi do akcji później, ale łagodnie (wskaźnik doładowania wpada w strefę nadciśnienia dopiero powyżej 3.000 obrotów, dochodząc stopniowo do około 1,6 bara). Dzięki temu nie można narzekać na dziurę w gazie, typową dla choćby ówczesnego Porsche 930. Ze startu zatrzymanego Audi katapultuje się jak z lotniskowca – tyle że bez pisku opon, które solidarnie dzielą się pracą nad nadawaniem przyspieszenia. Podobnie przy wyjściu z zakrętów: z redukcją czy bez, różnicę zobaczymy ewentualnie na stoperze, bo subiektywnie ciąg jest potężny w każdym momencie i sytuacji.

Motor Urquattro warczy głośno i nie całkiem “pięciocylindrowo”, ale też soczyście – również dzięki akompaniującemu mu, dyskretnemu gwizdowi turbosprężarki. To koncert dla koneserów: nie obwieszcza całej dzielnicy, że właśnie nadjeżdża kozak, za to dobrze harmonizuje z ostrymi reakcjami silnika i wciskaniem pleców w fotel na każde żądanie. Przełożenia – mimo upływu lat przełączające się precyzyjnie i przyjemnie – nie są zbyt długie: 100 km/h na piątce odpowiada około 2.800 obrotów (około, bo elektroniczne wskaźniki są mało dokładne), a silnik brzmi, jakby kręcił się jeszcze wyżej, zwłaszcza że pary nie brakuje mu od samego dołu. Nie wiem niestety, jak Audi jeździ po autostradzie, na którą tym razem mieliśmy nie po drodze. Podejrzewam, że byłoby bardzo głośno, ale ekscytująco. Powyżej 4.000 zaczyna się szał, więc mogę sobie wyobrazić, co działo się 40 lat temu na nieograniczonych odcinkach zachodnioniemieckich Autobahnów.

***

Niestety, nie obyło się bez małego stresu: oto w pewnym momencie, na płaskiej drodze, przy umiarkowanej prędkości, termometr wody zamrugał na alarm, przesuwając się w stronę litery H!! Natychmiast zatrzymaliśmy się i mocno zestresowali – no bo ktoś powierza nam takie cacko, a tymczasem…

Ponieważ elektryczny wentylator nie pracował (a chwilę wcześniej, w trakcie ustawiania do zdjęć, słyszeliśmy go wyraźnie), zaraz pomyśleliśmy, że to on się zepsuł powodując przegrzanie. Sprawdziliśmy połączenia i podmienili bezpiecznik wiatraka – wszystko wyglądało w porządku, termostat też działał (gorące węże chłodnicy). Co jednak ciekawe, po dobrych 20 minutach stania z podniesioną maską temperatura nie spadła – stała na H również po przepaleniu silnika w celu przemieszania płynu. Wtedy nabraliśmy podejrzeń co do wskaźnika…

Foto: praca własna

…a Franek zlokalizował czujnik temperatury, z którego zsunął się konektor powodując “alarmowy” odczyt. Po przywróceniu połączenia palcem…

Foto: praca własna

…termometr magicznie wrócił na środek skali wyjaśniając milczenie wentylatora (sterowanego osobnym czujnikiem). To był naprawdę piękny widok, dzięki któremu Franek może się teraz pochwalić własnoręcznym naprawieniem Urquattro, na poboczu wiejskiej drogi. Po tej przygodzie wycieraczki, które odmówiły posłuszeństwa w drobnej mżawce, zupełnie zignorowaliśmy (dopiero przy oddawaniu auta okazało się, że i tutaj obluzowała się i spadła pojedyncza nakrętka – tak to bywa, jeśli blisko czterdziestoletnie auto stoi zamiast jeździć).

Foto: praca własna

Bogate zestawy wskaźników to smakowite danie, jednak w pewnym wieku nie powinno się im zbytnio ufać. Nie tylko z powodu spadających konektorków: diody ładowania i temperatury oleju cały czas pokazywały za mało, a odczyt chwilowego spalania poruszał się w przedziale 30-50 litrów na 100 km. Zgadzało się to z wyczuwalnym przez okno zapachem niedopalonej benzyny i… wskazaniami paliwomierza, który na około 80-kilometrowej trasie spadł z 52 na 33 litry.

Nawet biorąc pod uwagę częste budzenie turbiny wydało mi się to dużo za dużo – aż tu na stacji, po uzupełnieniu brakującej ilości, na desce rozdzielczej ujrzałem odczyt 62 litry. Dziesięć powyżej stanu początkowego. Co z jednej strony potwierdziło brak wiary w stare wskaźniki, a z drugiej – oznaczało, że rzeczywiste zużycie nie przekroczyło mniej więcej 12 litrów, a to wynik odpowiadający oczekiwaniom i danym producenta (tak, wtedy producenci nie ośmieszali się jeszcze jak dziś, np. wmawiając światu, że 280-konna Giulia spali w trasie 4,7).

Foto: praca własna

***

Volkswagen z przyległościami to chyba jedyny producent samochodów, do którego nie pałam sympatią (najoględniej mówiąc). Tyle że moja niechęć dotyczy sytuacji obecnej: nie kibicuję firmie przyłapanej na oszukiwaniu w sprawie toksyczności spalin, wypuszczającej wiele produktów powszechnie uznawanych za buble i próbującej – na razie jeszcze bezskutecznie – lobbować za ograniczeniami podstawowych praw obywatelskich (proponowany zakaz napraw niektórych elementów samochodów poza autoryzowanymi serwisami albo zakaz obrotu używanymi pojazdami powyżej określonego wieku).

Kiedyś wyglądało to inaczej: koncern Volkswagena zmotoryzował znaczną część świata oferując pojazdy solidne, niezawodne i łatwe w samodzielnych naprawach, a gdy zaatakował segment premium, zrobił to nie przy pomocy lobbystów, marketingowców czy schlebianiu politycznej poprawności, tylko zdobywając autentyczną “przewagę dzięki technice”. U progu lat 80-tych cieszące się na poły niebiańskim statusem Porsche wkraczało w czwartą dekadę walki z prawami natury – natomiast Audi wolało z fizyką współpracować, zaprzęgając ją do roboty na rzecz samochodu i kierowcy. Dzięki temu już w pierwszym podejściu zbudowało maszynę może mniej spektakularną od otoczonej bałwochwalczą czcią 911-tki, ale nieporównanie skuteczniejszą. Zamiast efekciarstwa wybrało efektywność – i to mimo że w Ingolstadt ostatnie słowo należało do nikogo innego niż rodzonego wnuka Ferdynanda Porsche. Do końca dziesięciolecia swoje układy 4×4 zaprezentowało zarówno BMW, Mercedes, jak i samo Porsche. Wszyscy oni naśladowali wtedy Audi.

Urquattro nie pożera się wzrokiem (choć wzrok przyciągają w nim pewne szczegóły świadczące o priorytetach konstruktorów). Jego zalety docenia się dopiero w praniu – tym bardziej, im gorsze panują warunki. To wóz skonstruowany przez pasjonatów dla pasjonatów. Nie do szpanowania, a do prawdziwej walki z najpoważniejszymi rywalami, w dodatku w pełnym komforcie i z niezawodnością godną najlepszych tradycji niemieckiego przemysłu.

Kiedyś już pisałem, że jakkolwiek nie przepadam za wolfsburskim koncernem i jego produktami, to jedno jedyne Urquattro postawiłbym… może nie tyle w garażu marzeń, co ewentualnie przed nim, na podjeździe. Po kilku godzinach spędzonych w tym samochodzie na wąskich i krętych dróżkach Małopolski, swoje zdanie podtrzymuję: to nie jest model, o którym śniłbym i który chciałbym hołubić, ale szacunek należy mu się najwyższy.

 

Foto tytułowe i końcowe: Franciszek Stich

 

Jeśli podobał Ci się artykuł – możesz rozważyć postawienie mi symbolicznej kawy (bez wpływu na dostępność treści bloga, przeszłych i przyszłych  – one są i zawsze będą całkowicie darmowe i całkowicie niekomercyjne)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

47 Comments on “PRZEJAŻDŻKA PO GODZINACH: QUATTRO FIVE

  1. ja tejkst o Audi przeczytam później, natomiast czekałem żeby tutaj wjechać z zaległym komentarzem,bo jak wiadomo komentarzy przy starych artykułach nikt nie czyta, ja natomiast z braku czasu dopiero przedwczoraj nadrobiłem zaległości

    i mam ogromny żal Szczepanie o pisanie o Giulii “Julka”
    sam wspomniałeś o modelu Giulietta czy zdrobnieniu od Giulia

    logiczne zatem, że to Giulietta powinna być spolszczona jako Julka , natomiast Giulia Veloce , to zdecydowanie powinna być “Szybka Julia” !

    jako miłośnika logiki kłuło mnie to w oczy cały tekst , a szkoda bo tekst jak zwykle kapitalny , w dodatku nietypowy jak na bloga bo o współczesnym aucie , co jest ciekawą odmianą !

    o pozostałych tekstach cóż mogę rzec: jak zwykle kapitalne, teksty o Luisie Renault czy o tych polskich autach z przedwojnia więcej mimochodem mówią o tych epokach, niż poświęcone im dedykowane teksty we współczesnej prasie – niesamowite!
    podobnież Bułgaria , niby tekst automotive , a więcej się dowiedziałem o historii tego narodu niż w szkole…

    • No właśnie, odnośnie nieczytania komentarzy pod starszymi postami – może jakieś podpięte forum by się przydało?

      • Było kiedyś forum ale je zlikwidowałem z powodu praktycznie zerowego ruchu.

      • “Szybka Julka na Jurku” (chodziło o podwozie) – tekst zaiste genialny, przezabawny i inteligentny. Duże brawa za poczucie humoru!

  2. Audi z lat 80-tych w ogóle miały w sobie coś. Może i były nieciekawe stylistycznie, ale do brzydkich nie należały. No i większość naprawdę była niezawodna. To co zaczęło się dziać później z produktami tej marki… Spuśćmy zasłonę milczenia.
    Quattro też jest bodaj jedynym modelem, który mógłbym gdzieś postawić; chociaż nawet mając mnóstwo środków, żadnego garażu marzeń bym nie posiadał, ale może w jakiejś witrynce z modelami.
    Natomiast od kilku mechaników, w tym inżynierów, słyszałem, że auto musi jeździć, że “organ nieużywany zanika”, i że najgorsze co można zrobić z samochodem to nim NIE jeździć. Cóż…

    Natomiast jeszcze co do tych 4.7 l spalania – jestem zaskoczony, bo przecież po to zmieniono normy z NEDC na WLTP, żeby właśnie takich absurdalnych wskazań producenci nie podawali. Spotkałem się z bardziej odpowiadającymi rzeczywistości, myślałem, że wszyscy nieco urealnili, a tu jednak nie.

    • Zgadzam się całkowicie z opinią o Audi, no i z koniecznością jeżdżenia samochodem, nawet kolekcjonerskim.

      • Najlepsze Audi ever, miałem plakat na ścianie z wersją Ur-Quattro, razem z Hondą NSX i Ferrari F40 🙂
        To był świetny czas dla Audi, zresztą późniejsze B3/B4 Coupe też były super i dzielą z prezentowanym modelem filozofię solidności wykonania, jakości materiałów wykończeniowych i praktyczności mimo 3-drzwiowego nadwozia. I odgłos 5-cylindrowego silnika, nawet w niedoładowanych 2,2 czy 2,3 litra dodawał grubej rasowości.
        To, że trzeba jeździć – absolutnie tak, znakomitym przykładem auta, które by się nie psuło, powinno być stale eksploatowane był opisywany niedawno Citroen BX. Znajomy miał go gdzieś we wczesnych latach 2000 i jak nim jeździł codziennie, to BX był względnie bezawaryjny. Ale niech postał tydzień czy więcej…zaraz wyskakiwały chochliki w elektryce albo w hydro…

    • @Daozi,
      o tym, na ile realne są normy WTLP
      i obietnice producentów samochodów, najlepiej świadczą
      limity zużycia paliwa wyznaczone
      przez szefa floty firmy, w której pracuję:
      wielkość spalania deklarowana przez producenta + 60%…

  3. Jako wielki fan rajdów pamiętam wyczyny Audi Quattro lecz pamiętam też, że nie było tak różowo. W Grupie B początkowo niby rządził, ale w 1981 wygrał Vatanen na Escorcie, a w 1982 Röhl na Asconie 400. Ba tylnonapędowe. Pierwszy tytuł to dopiero 1983, gdy wygrał Mikkola, a drugi (i ostatni) to 1984 i Blomquist.
    W 1985 triumfuje Peugeot, w 1986 podobnie. Zaś gdy w 1987 zostaję skasowana grupa B, to Audi miast wejść z Quattro tej grupy, wystawia absurdalne 200 quattro, które nie ma szans z Deltą i 323.

    W EWRC też nie ma szału. Legendę tego auta w Polsce zapewnił Andrzej Borowczyk, który załatwił dla TVP materiały z rajdów.

    W demoludach były 3 szt. Miał legendarny Attila Ferjànc, Stolan Kolev i Leo Pavlik. Od Ferjànca w 1989 r. przejął samochód Paweł Przybylski. Sponsor w ostatecznym rozrachunku miał za ten samochód nawet nie zapłacić (wiem to od Andrzeja Kopera, który kumplowal się z Ferjàncem i “Chudym”). Chudy zajeżdżał Quattro do 1992 r. reanimując bardziej ten samochód niż walcząc. Mie wiem, czy jie hyl to ostatni samochód w rajdach w Europie.

    • O rajdach będzie kiedy indziej. Ale w wielkim skrócie – ja nie napisałem, że Quattro było wybitną rajdówką, tylko że wywołało rewolucję. A to, że 205-tka pozamiatała, jak tylko się pojawiła, to zupełnie osobna sprawa. Tyle że Quattro było po prostu pierwsze.

      • Oczywiście nie neguję. Ale pomimo rewolucji nie był taki super jakby się wydawało. Escort, Ascona 400 i 037 – fakt że w rękach takich asów jak Röhl, Vatanen, Alen czy Biasion – potrafiły powalczyć

      • Potrafiły, ale to Audi wprowadziło do rajdów układ 4×4. Od jego czasów w najwyższej lidze nie liczy się żadna “ośka”. To jest rewolucja, o której mówię, niezależnie od wyników samego modelu.

      • Ośki zagroziły krótko, gdy pojawiły się Peugeot 306 Maxi i Xsara Kit Car. Ale tylko na asfaltach. Na szutrze były beż szans.
        Zresztą Kit Cary były kuriozum cielonym na siłę przez FIA. Nie zrobiły super kariery, a próby stworzenia Formuły 2 w WRC i system rotacyjny startów w latqch 1994-96 skończyły się taka kpiną jak Safari 1995, gdzie metę jako pierwsza i jedyna osiągnęła Nexia.

  4. A dla mnie to jest właśnie jeden z bardzo małego garażu marzeń. Stare, dobre, teutońskie kowadło, które po prostu robi swoją robotę.

    • Owszem, robi robotę, bardzo skutecznie. Dlatego je szanuję i podkreślam doniosłość modelu w historii.

      • O co chodzi z tym, że dzisiejsze audi to nie to samo i spuszczamy zasłonę milczenia?
        Chodzi o silniki tfsi, które potrafiły klęknąć względnie szybko czy o coś innego?
        Bo jeździ ich tyle, że chyba sama firma może być z siebie zadowolona.

      • Zenek Martyniuk też może być zadowolony z wyników sprzedaży, prawda? A jednak melomani biletów na jego koncerty nie wykupują.

      • Zasłonę milczenia ze względu na to, że w relacji cena/jakość Audi mieści się gdzieś pomiędzy chińskimi butami marki Abibas a Dacią z czasów schyłku komuny. W samochodach za takie pieniądze, jakość tego typu nie jest skandaliczna, jest raczej nieśmiesznym żartem. Jeździ dużo, ponieważ “Vorsprung durch marketing” działa znakomicie. I ponieważ ktoś na czymś zbudował legendę bezawaryjnych, solidnych i mocnych pojazdów. Ale po tym pozostały co najwyżej tylko mocne. Tylko, że wyprodukować mocny wóz potrafi każdy. Żeby potem taki samochód jeszcze normalnie działał – to już nieco cięższe zadanie.
        Raz jeszcze podkreślę – to, że silniki potrafią klękać (żeby tylko silniki), to jeszcze nic. To, że dzieje się to w samochodach bardzo drogich; rzekomo premium – to jest istota problemu.

  5. Tylko pomyśleć jak to by jeździło, gdyby silnik nie był umieszczony w przednim zderzaku. #dkwlubito
    Audi do teraz dba o swój heritage, aż dziwne, że odpuścili dwusuwy 😉

  6. Zupełnie poważnie pytam o co chodzi z tym, że audi dziś nie jest tym czym kiedyś i kiedy stało się zenkiem motoryzacji. Chodzi o politykę firmy, gamę modeli, jakieś szczególne rozwiązania?

    • Ja też odpowiadam poważnie, tyle że w niepoważnej formie – po prostu, popularność nie zawsze świadczy o wartości, tak w przypadku disco-polo, jak i niektórych samochodów.

      Po pierwsze – tak, chodzi o buble w rodzaju TFSI i ogólny poziom awaryjności pogwarancyjnej.

      Po drugie – o styl, który koncentruje się na epatowaniu agresją i wulgarnością, który spokojnych ludzi z wyrobionym minimum gustu wcale nie kusi, a wręcz przeciwnie, odrzuca. Bardziej widać to u BMW (nerki wielkości kaloryfera), ale Audi i Mercedes są dzisiaj już blisko tego poziomu.

      Po trzecie – o sprzedawanie tej samej techniki pod różnymi markami, za bardzo różne ceny, które niezupełnie uzasadnia wykończenie/wyposażenie. Mercedes miewa silniki Dacii na przykład…

      Wisienka na torcie to próby sprzedawania abonamentów na wyposażenie. Twoje auto ma np. podgrzewanie siedzeń, ale jak nie zapłacisz producentowi comiesięcznego haraczu, to Ci to ogrzewanie zdezaktywują zdalnie. Jest to oczywiście pole do popisu dla hakerów, ale wiadomo, że to śliski grunt.

      Kiedyś marki premium oznaczały wyważony, elegancki styl i najwyższy poziom trwałości/niezawodności. Dziś jest niestety odwrotnie, pod oboma względami. Strasznie to smutne.

      • Produkt pożądany jest pożądany głównie z tego powodu, że jest pożądany.
        Złoto jest pożądane od wieków, pomimo tego, że jego zastosowania są dosyć ograniczone… (chociaż to jest przynajmniej dość trwałe) 😉

      • O złocie już pisałem kilka razy, czemu jest idealnym środkiem wymiany i przechowywania wartości. Jest to bardzo racjonalny wybór, identyczny w każdej kulturze na Ziemi, która tylko rozwija gospodarkę towarową.

      • Myślałem, że audi na tle świętej trójcy niemieckiej dodatkowo jakoś się wyróżnia, w sensie negatywnym. Głównie tego dotyczyło moje pytanie.

        Co do argumentu o popularności to ja to widzę tak, że dobry gust można “sprzedawać” gdy właśnie podnosi to wyniki sprzedaży. Jeśli sprzedaż miałyby przynieść naklejki w stylu “Zenek style” (tak jak kiedyś pink floyd na Golfie 3) to pewnie nikt by się przed tym nie bronił.

        Swoją drogą A6 C7 moim skromnym zdaniem to był stylistycznie bardzo ciekawy samochód – również wnętrze. Zupełnie inaczej mam z C8.

        Często słyszę argument o tym, że zmiany w stylu związane są z potrzebami rynku chińskiego (niby bardziej pod ich gust – pytanie ile prawdy w tym jest), podczas gdy takie chińskie Volvo jednak agresją nie epatuje.

      • Volvo jest ciągle projektowane i sprzedawane w Europie, dla Europejczyków (w Chinach ma nieduży udział w rynku). Koncern Volkswagena to największy gracz na rynku chińskim, z którym wiąże swoją przyszłość.

        A czy Audi się jakoś wyróżnia? Na pewno Volkswagen najotwarciej lobbuje za zniesieniem podstawowych praw obywatelskich, co opisałem w tekście. Już za samo to należałoby go bojkotować, ale to już moje prywatne zdanie. Za to abonamenty na wyposażenie (czyli korzystanie z własnego, zakupionego za swoje pieniądze i sprawnego urządzenia) wprowadzają BMW i Mercedes.

      • @SzK – dlatego napisałem, że jest trwałe.
        Stopy irydu i osmu też są chemicznie odporne, rzadsze od złota a mimo to nie wzbudzają powszechnego pożądania…

        Audi, podobnie jak BMW i Mercedes wypracowało pozycję marki i póki trzyma jako tako satysfakcjonujący poziom wciąż będzie mogło sobie liczyć premium…

      • Wszystkie metale szlachetne są podobne do złota w swych właściwościach, tyle że nie dało się ich pozyskiwać od tysięcy lat, jak złoto. One wymagają rozwiniętego przemysłu, który istnieje od niedawna. Poza tym trudno je rozpoznać i ocenić, a fałszowane złoto już w starożytności kupcy rozpoznawali na milę (dlatego monety celowo “rozcieńczane” przez władców traciły na wartości równie szybko, jak dzisiejsze papierki).

        Oczywiście ma też znaczenie to, że złoto pięknie wygląda i nie miało w tym względzie substytutu przez całe wieki. To jest dodatkowy bonus, ale absolutnie nie jedyny czynnik znaczenia złota w gospodarce.

  7. Dla mnie Audi to takie udawana premium. Dobitnie było to widać na Techoclassica w Essen, gdzie Mercedes i BMW miało gigantyczne i różnorodne wystawy fabryczne, a Audi miało u siebie kilka aut na krzyż, m.in. model Fox w kombi z automatem z rynku amerykańskiego xD Główne hasło zapożyczone z NSU, silniki to by montowali najchętniej przed autem na jakimś pchanym wózeczku.
    Oczywiście jak każda marka Audi miało dobre i/lub ciekawe auta – ja lubię V8, wszystkie generacje A8, cygaro, A7 pierwszej generacji, R8, RS6 z V10 biturbo i A2. Obecna gama (poza A8, które ciągle wygląda zaskakująco below the radar jak na tę klasę) to jakieś AGD do przemieszczania z punktu A do B – a to równie dobrze robi Skoda, która jest tańsza i niczego nie udaje.

  8. Szczepanie jakbyś wybierał się w okolice Raciborza to daj znać, znajomy renowuje od lat głównie quatrro, a raczej ostatnimi laty skleca pordzewiałe budy quatro/coupe z różnych audi, wie doskonale co w jakiej było identyczne 😉 Gołe budy jak i całe egzemplarze idą głównie na zachód (EU i US) północ i bliski wschód, a sama buda potrafi osiągać wartość 6 cyfrową.

  9. Styl się zmienia w każdej marce, jak widzę nowe hyundaie to są dla mnie pokraczne, ale może tak 30 lat temu rodzice mówili o focusie 1?
    Volvo na rynek chiński robi modele z nieco inną stylistyką pod marką chyba link&go?
    Audi jednak w porównaniu do skody ma lepsze wykończenie ale czy warte dopłaty?
    Za to w VAG denerwuje mnie takie spychanie śmieci do niższych podmarek. Np pokrywa zaworów z wadliwą odmą 1.6 tdi w audi nie wiem czy była, w VW pchali 2 lata, później poprawiona, a naprodukowane śmieci poszły do skody czy Seata, tylko moc silników zbili by za szybko (na gwarancji) nie wyszło .
    Poza tym w dzisiejszym świecie ciężko szukać premium, wszędzie unifikacja, gdzieś nawet mam pokrywę zaworów do v8 Astona/Scanii 🙂

    • 30 lat temu nie było focusów – przynajmniej jeśli chodzi o Forda 😉
      Premiera Ford Focusa miała miejsce w 1998 roku.

  10. o kurde! ale fajna terenóweczka ten VW Iltis! nigdy o niej nie słyszałem…
    a pierwsze Audi Quattro oczywiście że super (również z wyglądu)! i nawet nie wiedziałem że blokady były w standardzie – to aż niesamowite! ogólnie Audi to dla mnie cygaro i 80tka, to są pancerne porządne samochody, choć dla mnie 80tka to za duża krowa (ze 3 razy przymierzałem się do zakupu i nie, no za duże takie jakoś nieporęczne) ale bardzo je doceniam bo robią niesamowitą robotę!
    ale Volvo 850/v70 i tak znacznie lepsze i fajniejsze 🙂 i w końcu mam swoje wymarzone, oczywiście w kombi, automacie i z gazem (i silnikiem 2.4 5cyl dohc)

    • Że Volvo 850/V70 lepsze od Audi 100(cygaro) i 80 z tego samego okresu ?
      Bardzo wątpię – no chyba , że decydują gusta, bo jakościowo raczej nie.
      850 już mocno odstawało jakością od serii 900.
      Jak chcesz prawdziwe żelazo to nadal warto kupić 940 – tyle , że jest większa od Audi 80 🙂
      W dodatku jak kupisz diesla będziesz miał silnik ze stajni VW – 2,4 od LT-ka (i to będzie najsłabszy element auta, bo te silniki są co prawda dobre ale nie idiotoodporne)

      • nie stać mnie na jazdę dieslem, bo mi tam każdy pali minimum 10l, a nienawidzę się męczyć jeżdżąc jak emeryt. na gazie można jeżdzić nie patrząc na spalanie bo i tak zawsze jest ok 13l z jazdą mocno dynamiczną, a w zasadzie to na gazie to niema większego znaczenia styl jazdy 🙂

        a Volvo 740/940 jest owszem jeszcze piękniejsze ale niestety ma tylny napęd, ale niema sensu tego znów zaczynać 😉

        a o 850tce/v70 mk1 zawsze marzyłem 🙂 i nie wiem co jakościowo niby odstaje od 80tki, cygara czy 740/940 ? ocynkowana jest tak niesamowicie że niema grama rdzy tam gdzie nic nie było robione, silniczek pracuje pięknie równiutko, nawet dymka nie puści mimo że na liczniku 486tyś (a ile więcej jest na prawdę?) skrzynia automatyczna ani troszkę nie szarpie, zawieszenie fajne normalne na zwykłych makpersonach, nawet fotele niesamowicie wygodne i nawet nie podarte (w audi zawsze są podarte)
        a to wszystko za jedyne 2200zł 😀 i nawet klimatyzacja działa, choć ja tam jej i tak nie używam

      • a zresztą znajdź 80tkę kombi w automacie i z gazem i to jeszcze za jakieś normalne pieniądze (bo cygara to już dawno prawie wszystkie na Ukrainie)
        90% 80tek to sedany, a sedany są bezurzyteczne, no i automaty w 80tkach to jakieś zdychliwe bo jak jakaś jest w automacie to zwykle jest zdechły, a w Volvo jest niezniszczalny Japoński Aisin, bardzo podobny jak w Astrze

  11. Różnica jest. Dla porównania – w dziale warsztat na forum volvo seria 900 ma 72 strony , seria 800 – 152 strony 😉
    Ja gdy przesiadałem się z Saaba na Volvo , odpuściłem 850 bo sprawiała ogólnie słabe wrażenie w porównaniu do ładnych parę lat starszego Saaba 9000. Natomiast 940 była bez zarzutu, co przełożyło się na 9 lat praktycznie bezawaryjnej eksploatacji (raz zepsuła się pompa waku – made by VW 🙂 i raz pękła linka w mechanizmie wycieraczek ) Trzeba przyznać , że Volvo 940 to na prawdę nudne auto, wsiadasz i jedziesz – zawsze.

  12. No i koszty, napraw – pamiętam taki wpis z forum Volvo – “za cenę jednego wahacza do 850 w 940 robisz cały przód” (dla jasności – tam też jest mc pherson z przodu) Może przez lata coś się zmieniło w cenach ale w 940 w zawieszeniu ewentualnie wymienia się same poduszki gumowe (które wytrzymują wieki) + dwa sworznie kuliste zwrotnic i końcówki drążków kierowniczych. Nie ma padających łączników stabilizatora czy wahaczy zintegrowanych ze sworzniem.
    Tak na prawdę biorąc pod uwagę całe moje samochodowe doświadczenie – gdyby brać pod uwagę tylko trwałość , niezawodność i praktyczność – nie ma lepszego auta niż Volvo 940 – ever. Celowo pomijam 740 – bo te rdzewiały dużo bardziej.

    • ja miałem jeden wahacz do wymiany, kosztował 100zł, łącznik stabilizatora 40zł i to wszystko co tam może być do wymiany na jedną stronę 🙂
      ja z osobistych względów niecierpię napędu na tył po prostu, uraz z dużego Fiata

  13. Też miałem dużego fiata i wspominam go jako najgorsze auto z jakim miałem styczność. Szybko pożałowałem przesiadki z Trabanta.

    • polonez jest jeszcze gorszy 😉
      Trabanta też miałem, nawet dwa, 601 oczywiście, niestety nie kombi, ale nawet zwykły miał ogromny bagażnik, zresztą jeździł świetnie, jak wściekły 🙂 też uwielbiałem jeździć Trabim, tylko że niestety tam gazu nie założy… a mieszanki palił 10l, no ale za to szedł jak wściekły, bo maluch to pali 8l i tak sobie jedzie i w dodatku nie hamuje tylko się ślizga

  14. A ja myślę, że główny problem współczesnego Audi to potencjalna klientela na te samochody. Zazwyczaj jak spotykam na drodze agresywnie jeżdżące nowobogackie bydło, z dużym prawdopodobieństwiem siedzi ono za kierownicą jakiegoś góra kilkuletniego Audi. Naturalnie w ubogiej wersji, nie wyposażonej w kierunkowskazy. 🙂 Kolejna grupa docelowa to niewyżyte młodziaki, miłośnicy zlotów typu “nocna jazda bez celu”, tuningu i durnych naklejek – ostatnimi czasy obrali sobie za cel stare Audi A3…

    • @D.
      Jest o wiele gorzej niż myślisz – potencjalna klientela na nowe i drogie modele Audi to od kilkunastu lat tzw. “nowa gangsterka”, która ze względów wizerunkowych z pełną świadomością przesiadła się z BMW właśnie do Audi i Mercedesów. Piszą o tym już od dawna w Zachodniej Europie.
      BMW to obecnie marka dla celebrytów i ludzi znanych z tego, że są znani – stąd te ogromne “nerki” widoczne z daleka dla wszystkich

  15. Pozwolę sobie uzupełnić pewną nieścisłość, która zresztą jest powtarzana jak mantra przez samego producenta. Otóż nie jest prawdą, że Audi było pierwszą czteronapędową rajdówką w cyklu WRC. Nie było nawet drugą. Dwa pierwsze miejsca to Range Rover oraz Subaru Leone, które wystartowały w Safari w 1980 roku, na blisko rok przed debiutem Audi Quattro.

    • Nie miałem o tym pojęcia, dzięki. Ale Safari to jednak specyficzny rajd, w dużej części “terenowy”.

      • Oczywiście, że specyficzny, trudno się nie zgodzić. Niemniej jednak:

        1. Jest to niewątpliwie rajd.
        2. Jest to niewątpliwie rajd z cyklu WRC.
        3. Niewątpliwie w 1980 roku wystartowały w nim Range Rover i Subaru Leone, oba czteronapędowe.
        Ergo -> Audi nie było pierwszą rajdówką z napędem na 4 koła 🙂

        Jednak trzeba Audi jedno przyznać – to mistrzowie marketingu. Po pierwsze, skutecznie nakłamali twierdząc, że byli pionierami AWD w rajdach. Po drugie, do dziś utrzymuje się wykreowana legenda Quattro w rajdach – gdzie rzeczywistość pokazuje, że było to zdecydowanie najgorsze auto AWD w stawce, które rywalizowało jak równy z równym tylko z ośkami, bo z innymi czterołapami szans nie miało najmniejszych. Po trzecie, można tu i ówdzie wyczytać także opowieści na przykład o dominacji w IMSA, czy innych formułach wyścigowych, co także jest grubym nagięciem rzeczywistości.

        Ponadto zawsze uważałem, że opowieść o zimowych jazdach Audi oraz Iltisem jest marketingowo wykreowanym mitem, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. Dlaczego? Ano dlatego, że od 1972 roku na rynku dostępne było czteronapędowe Subaru Leone – którego mnóstwo jeździło po Szwajcarii i w Austrii, a i w Niemczech też było sprzedawane. I nie uwierzę, że Piech, albo inny rozgarnięty ważniak z wierchuszki koncernu nie zauważył podczas wypadu na narty w Alpy Szwajcarskie, jak czteronapędowy Japończyk z cherlawym silnikiem objeżdża w kopnym śniegu wszystko, co się rusza… Tylko naturalnie wstyd byłoby się do tego przyznać, więc wymyślili bajeczkę o Iltisie.

        Druga sprawa jest bardziej trywialna – napęd w Iltisie nie nadaje się do szybkiej jazdy, nawet po śniegu. Iltis nie mógł więc nie dawać żadnych szans przednionapędowemu Audi, bo to nierealne.

        Ale nie odbieraj tego proszę, jako krytykowania artykułu – bo jestem wyjątkowo daleki od tego. Potraktuj to jako chęć uzupełnienia pomieszaną ze zrzędzeniem 🙂

      • Ależ absolutnie nie odbieram Twoich komentarzy negatywnie – dziękuję za uzupełnienia!!

        Pełna zgoda co do siły marketingu VAGa. To główny czynnik, który zbudował ich obecną pozycję, bez dwóch zdań.

        W artykule sam wyraziłem sceptycyzm co do prawdziwości dwóch legend – o wiedeńskich zakupach pani Fialowej i o wyjeździe na skocznię narciarską. Z tym Iltisem to oczywiście też może być lipa, chociaż z praktyki wiem, że w ciężkich warunkach zimowych “ośka” może mieć naprawdę duże trudności i wtedy niewiele trzeba, żeby ją wyprzedzić czteronapędówką. Wcale nie trzeba szybko jechać.